Fast Addict Anniversary 2k+1 raport ----------------------------------- Po spożyciu śniadania (czytaj zżarciu ogóra i popiciu wody z kranu). brygada w postaci Fortun'a i mnie wyruszyła do dworca fabrycznego, aby tam spotkać się z Vigridem, który miał dotrzeć tramwajem na wyznaczony cel. Prawdę mówiąc zdziwiłem się, widząc Vigrida nie spóźnionego... Jednak póki co, wszystko szło jak po maśle, a my wsiedliśmy w odpowiedni (jeszcze umiemy czytać!) pociąg, by wyruszyć pełni sił na pierwsze tegoroczne pardy - Anniversary. Na początku podziwialiśmy piękny pusty przedział, który nie był zanieczyszczony żadnymi jednostkami ludzkimi. Nasza radość powiększyła się, gdy do naszego przedziału weszła jakaś panna. Wszyscy powitaliśmy ją z uśmiechem, a ta usiadła, otworzyła słownik czesko-polski i... zamilkła. Nie ma to jak aktywne panienki. Później przywitała nas swoim pięknym basowym głosem jakaś stara babka, która miała wąsy (transwestyci są wśród nas!). W międzyczasie, cała nasza trójeczka mocowała się z moim wspaniałym aparatem, bo okazało się, że po naciśnięciu guzika nic się nie działo. I tak spędziliśmy połowę drogi, mędląc aparat fotograficzny. Jednak nikt z nas nie spodziewał się tego, co się stać miało. Otóz gdzieś po dwóch godzinkach spokojnej jazdy, pociąg... zatrzymał się! Od razu w korytarzyku podniosły się głosy, że jakiś pociąg się pewno wywalił, i że postoimy sobie tak parę godzin. Vigrid pocieszająco stwierdził, że pewno mają rację. No nic, ja sobie podziwiałem jakąś pracę magisterską pewnego człowieczka, Vigrid lampił się na nogi laski (nie tej z wąsami), a Fortun coś tam robił (nie pamietam już). Jednak po 20 minutach stało się coś dziwnego. Podjechał pociąg klasy drugiej, i... zatrzymał się. Co on tu robi na tym zadupiuŹ - pomyślałem. Ha, naraz Fortun spostrzegł, że wszyscy ludzie wysiadają z pociągu naszego i biegną w kierunku tego drugiego, co właśnie nadjechał. Nie zastanawiając się długo (to nie w naszym stylu), całe nasze bydło wyleciało na zewnątrz i wskoczyło do naszego wybawcy. I tak cudem się upakowaliśmy, bo następni co już próbowali wejść niestety zostali z paczkami przy wejściu. Prawdę mówiąc, jazda nie należała do najwygodniejszych, gdyż było dość ciasnawo, Vigrid stał przy drzwiach, i jęczał żeby mu się drzwi przypadkiem nie otworzyły, a jakiś mały dzieciak ryczał, że mu duszno (ja na jego miejscu bym dawno zdechł), jednak po dojechaniu na stację Warszawa-Wschodnia zrobiło się JAKBY lżej - większość ludzi wybiegła w poszukiwaniu tlenu, a po chwili podlazły do nas kanary i spytały o bilecik. Po okazaniu wymaganego dokumentu, tamci chrumcząc coś pod nosem poszli dalej, a my pojechaliśmy... Tak sobie czekamy na stację Warszawa-Środmiescie, ale okazało się jednak, że pominęliśmy ją jednak, więc wysiedliśmy na stacji Warszawa Zachodnia. Woleliśmy nie krzyczeć Widzew to potęga (jak by ktoś nie wiedział, taki zespół piłkarski), bo obok stały jakieś dresy. Najlepsze jednak nadeszło, bo nie wiedzieliśmy co mamy robić... z pomocą przyszedł jakis bubek, i podpowiedział nam, że mamy jechać tramwajem nambah 7. Vigrid sapiąc, i kurwiąc na wszystkich kupił bilet całodobowy za 3.60 zeta (to był dopiero wydatek), później musieliśmy jeszcze jechac metrem, ale nie zdarzyło się nic ciekawego (tudzież nie było scen ze 'Stigmaty') w metrze, jak zwykle sypały się teksty typu 'hartkorowo!', ' chuj ci f dupę!' i tego typu akcje. Po wyjściu z naszego wspaniałego środka transportu, wyruszyliśmy zgodnie ze znienawidzoną już przez nas (z powodu stacji) instrukcją po schodach, a Fortun stwierdził, że on tu już był i że nas zaprowadzi. Zaufalismy mu, bo co mielismy zrobić, i ruszyliśmy gdzie nas informował... Po drodze spotkaliśmy doktor kju, i wyruszylismy już na pardy place. Tutaj już nie stało się nic nadzwyczajnego, nie przeleciało żadne ufo, co nas bardzo zawiodło. Po dotarciu na pardy plejs i po zakupieniu wejściówki, dostaliśmy ładną sraczkofatą kopertę i każdy z nas udał się swoją drogą. Ja prawdę mówiąc udałem się na krzesła do sali kinowej, by spożyć coś do żarcia. Była gdzieś 12, a na party było dopiero z 40 osób. Nie wróżyło to nic dobrego, ale liczy się klimacik. Na pardy plejs był już Qlik, Epsy i Diomatic, a także Nordbasz. Jako że na razie nie działo się zbyt wiele, wyruszyliśmy grupką na miacho podziwiając piękne uroki (czytaj samochody) Varszawy, dotarliśmy do jakiegoś pubu. Jako że na początku starałem się być abstynentem, ludziki kupili sobie po pifach, a ja dostałem obiecaną kolę. Po zwiedzeniu najbliższej ulicy stwierdziliśmy z żalem, że nie ma tu żadnego klubu nocnego i wróciliśmy na nasze pardy. Więcej ludzików się już zjechało, nawet jakieś dema puszczali na bigskrinie. Później zjawił się Bambosz z Jamem i ci wyruszyli do Makdonalda. W międzyczasie podziwialiśmy Qlika, który powoli wchodził w delirkę i nie wiedział już gdzie jest. Pod koniec już nie wyrobił, usiadł na krześle i zasnął. W międzyczasie zaczęły się już pierwsze kompoty, ale było to ascii/ansi kompo, i jako że niezbyt się interesuję tą działką wyruszyliśmy znuf z bydłem na miacho. Tym razem jednak zostałem bezczelnie skuszony na wypicie trunku i tak już zostało do końca pardy. Jako że jednak sprzęt nierzadko odmawiał posłuszeństwa, i mogliśmy podziwiać ekran powitalny w2000, panowie z Addiktuf postanowili robić crazy compoty. Na początku było Małysz compo, ale że prawdę mówiąc nigdy w to nie grałem (jak na scenofca przystało) nie bardzo wiedziałem o co w tym chodzi). Ludziki krzyczały, że kiepsko to szło, niektórzy się cieszyli, a ja jak zwykle nie orientowałem się, o co biega, hehe. Potem odbyło się parę kompotów, ale jako że nie pamiętam już jakie to były, to opowiem o nich w losowej kolejności. Najlepsze z crazy compotuf na pewno były klata compo, bek compo i jatkao compo... Jeżeli chodzi o ten pierwszy kompocik, to zwycięzcą niezwyciężonym (jeah) był nasz Podo/Wizz Arts, który teraz odszedł na scenę amigową i się smutno zrobiło. Bek compo można sobie nawet sciągnąć z toyki w mp3 (ftp://toya.scene.pl), tak że nie będę tu dużo mówił. Najlepsze było jednak jatka compo, które podobno Hans/Freelancers filmował na VHSie (kiedy kurna go wydasz, misiek) nie będę wypowiadał się kto był najlepszy, bo sam w tym brałem udział, ale ogólnie można powiedzieć że bylo zajebiscie! Jak to było do przewidzenia, parti masziny sprawiły problemy również przy demach, i intrach. Jeżeli chodzi o intra, to było ich od groma. Najbardziej rulzowała ilość inter 4 kb, bo mogliśmy podziwiać aż 2 prodki, z czego jedno intro w ogóle nie ruszyło, a drugie ruszyło ale na końcu wyswietlało wspaniałomyślny niebieski ekranik. Troszkę lepiej było z intrami 64 kb, bo tylko jedno intro (i to Altairów) nie ruszyło. A to ono, według Letta, miało szansę zarulzować (przyznam że też byłem ciekaw jak będzie wyglądało, bo panofie kodowali je jeszcze na party . Na demo kompo nie byłem obecny, bo byłem na wyprawie po naszej stolicy z ludkami, przynajmniej tak mi się wydaje, chyba nie spałem. Podsumowując, party należało do udanych, chociaż fakt, że było na nim tylko 142 osoby (albo 124) nie jest zbyt pocieszajacy... Czyżby scena umierała - oby nie! Na koniec mały log z irc'a: [kbi\crx] Let, jak to było mało sprzątania, a co zrobiliście z rzygami Vigrida i Qlika... [Lettique] Eee, jakimi rzygami? KBI/Crux^Delirium^Dimness