Satellite + Kindergarden 2000 Raport ------------------------------------ No do tego artykułu to zabierałem się z 50 razy i zawsze kupa z niego wychodziła. Prawdziwą inspiracją jednak był dla mnie bliźniaczy party raport napisany przez Lettique'a, po przeczytaniu którego po prostu sikałem na podłogę ze śmiechu. Niestety chujowi ludzie z Amigi również nie przeczytają tutaj nic wesołego. Mam nadzieję, że zwrócę się w tym arcie do prawdziwej sceny i zainteresuję problemem, a innych Amigowców (o Boże! Jeszcze nigdy nie byłem na niektórych z nich tak zły!) odsyłam zatem już w tej chwili do innego artykułu, bo ja chcę pisać dla prawdziwej sceny. Tak może zacznę od początku. Studiuję na przesranej uczelni, co się politechniką nazywa i termin party (kiedykolwiek by się nie odbył) nie był dla mnie rewelacyjny. W tamtym okresie miałem zajęcia w sobotę, a w dodatku w TAMTĄ sobotę przytrafiło mi się kolokwium, na którym musiałem być, bo inaczej "do zobaczenia przedmiocie na 1 semestr" No tak, ale zanudzam was jakimiś pierdołami, a chodziło mi tylko o to, że na party pociąg miałem dopiero o 14:00 w sobotę, a że od Warszawy do Szczecina jest parę kilometrów to na party place miałem szanse być dopiero ok. 21:00. Właściwie to nie chciałem tam jechać, bo wiedziałem co czeka tam takich zwykłych pc'towców, jak ja. Ale dzień wcześniej odprowadziłem moich kolegów na dworzec centralny (Neuroupa, Letta i Baygera) i tam dopiero poczułem klimat wyjazdów. Czujecie klimat, na jednym peronie zbierają się pomału ludzie, po czym zaczynają wszyscy z wszystkimi tworzyć jedną scenową brać. Byli amigowcy (Decree), byli Altairzy z jakimś zajebistym jamnikiem, który nadawał non-stop goa na peronie (tylko nie "zajebistym"! Ci panowie jechali w pociągu obok mnie i myślałem że mi łeb pęknie od tego łomotu - przyp. makak ;) Poczułem klimat. Dopiero wtedy uświadomiłem sobie, że ja muszę być na tym party. Tak się też stało i rzeczywiście w sobotę wyjechałem około południa, w pociągu jechałem sam, więc było chujowo, potem nawet rozmawiałem z jakąś pojebaną cyber-babcią w przedziale, ale i tak nie była tak odjechana jak mój dziadek na wigilii, kiedy zapomniał złożyć życzenia mojej babci, hehe. Jej, ale ja nie o tym. Po przyjeździe do miasta Szczecina bałem się, że nikt po mnie nie wyjdzie, bo pewnie wszyscy balują na party-place i w ogóle o mnie zapomnieli. No myślę sobie, pewnie wyjdzie po mnie jeden, góra dwóch kumpli z paczki i to żebyśmy jak najszybciej wracali, bo jest zajebiście. Ku mojemu zdumieniu na peronie zjawili się (!) wszyscy z chujowymi minami i z narzekaniami, że party jest chujowe. Poszliśmy szybko jeszcze do sklepu, kupiłem "Codipar", bo mnie sagan po podróży łupał, zainstalowałem 2 tabletki i czym prędzej ruszyliśmy na salę. Początkowe wrażenie nawet niezłe, bo po wejściu było czuć, że wreszcie jesteśmy na miejscu. Niestety chłopaki mieli rację. Impreza wymykała się spod kontroli organizatorom, bo było dużo pijanej boruty, a do mikrofonu mówili co tylko chcieli. Właściwie nic mądrego, a przodował im w tym naćpany Norweg z koszulką Haujobbów, który bełkotał najwięcej do mikrofonu, a z jego gadki nic nie można było zrozumieć. Jeśli tak wygląda reszta grupy Haujobb, to możecie mnie nazwać elitą. Na szczęście wiem, że tak nie jest... Ponieważ na party zjawiłem się około 21:00, ominęły mnie muzyczne kompoty, ale z relacji zdanej przez Singera to 3-4 kawałki z multi i nie pamiętam co z 4chn nadawało się do słuchania. Potem zaczęło się wszystko pierdolić organizatorom. Kabelek łączący głośnik prawy ze wzmacniaczem (albo tylko wtyczka) padł. Z amigowskich interek to pamiętam fajne interko bodajże Moons'ów ze śmiesznym ludkiem 3d i śmieszną chipową muzyką, oraz interko Potionów na PowerPC, w którym był konkretny raytracing. Dalej co pamiętam i co było dla mnie niezmiernie istotne to PC Demo compo, w której to konkurencji martwiłem się, jak wypadnie moja muzyka w jednym z 3 dem (wszystkie grupy Addict). Payda: wiem, że dla Ciebie taka masówka jest iyho chujowa, ale dla mnie chujowy to Ty jesteś, że nic nie wystawiłeś. [Lettique: dokładnie! lepiej idź, baw sie Flashem i rób screen savery z efektami z Flasha] Zainteresowany wie, o co biega. No więc muzyka w demach PC. Sprawa od kilku godzin zapowiadała się w czarnych barwach, bo jak już wcześniej wspomniałem muzyka na jeden głośnik rozjebała się wcześniej, a pijani organizatorzy nie zrobili nic w tej sprawie, żeby to naprawić. Oczywiście jako pierwsze demo znając moje szczęście leciało demo Baygera z moją muzyką. Wiecie, gdybym kawałek pisał z przeznaczeniem na mono, to bym się cieszył, ale niestety CHUJU MADBARCIE tak nie było! I bardzo się z tego powodu wkurwiłem na Ciebie Ty kutasie, bo Ty jesteś temu winien. Po pc demo compo poszedłem do didżejki, czy jak to tam nazwać i trochę się wykrzyczałem z moim problemem na jakąś koleżankę, która tam siedziała. Być może, że była to siostra Madbarta, już nie pamiętam, jak wyglądała, ale nie bójcie się - niczym jej nie ubliżyłem. Tłumaczenie jej było takie, że to nie ich wina, że się kabelek urwał. Ok, zrozumiałbym, gdyby przewodzik rozjebał się podczas trwania kompotu, ale to było rozjebane już wcześniej i nikt nie poczuł się, żeby to naprawić. Tak też odpowiedziałem koleżance, co ją już całkowicie zatkało i tylko próżno rozłożyła ręce, po czym odwróciłem się i poszedłem w swoją stronę szukać papierosa. Dawno już nie paliłem, a wtedy tak mi się zachciało jarać, że gdyby mnie Neuro ze szlugiem nie poratował, to bym tego psa Madbarta zajebał gołymi rękami. Potem leciały dema na amigę. Pamiętam demko fajne Decree, bo miało fajną, dynamiczną muzykę, pod którą był zajebiaszczo ułożony design. Reszta dem to jakieś skiciałe pryki, które są wg amigowców zajebiste, a pan Acryl/Anadune nawet twierdzi, że pctowcy powinni się uczyć od amigowców designu (hihi), co mnie na początku wkurwiło, a po chwili rozbawiło do bólu, bo przecież jak można mieć tak oczy zarośnięte motorolą, żeby nie zauważyć, że te dema były po prostu kiepskie? Co z tego, że było ich więcej niż pc'towskich, skoro prezentowały one poziom polskiej pc-sceny sprzed 4-5 lat. Amiga demo compo wygrała oczywiście grupa ORGANIZATORÓW - Appendix. Tak się chyba nie robi, pamiętając doświadczenie grupy Union, która w niedawnej przeszłości organizowała kolejne edycje Intel Outside. No to tyle na temat dem amigowych. Potem właściwie jedyną rzeczą na którą czekałem były po prostu wyniki. Interesowałem się tylko tym, bo pijani organizatorzy czasu mi nie umilali, a z minuty na minutę byli coraz bardziej upierdliwi ze swoimi chujowymi koncertami minimalowymi podczas, gdy kompoty były jeszcze nie rozegrane. No dajcie spokój, żeby jakiś koleś mordował mnie swoimi ciężkimi beatami podczas, gdy nie rozegrane zostały jeszcze tak istotne konkurencje jak chociażby wild demo - ostatnio koronna konkurencja na każdym zachodnim party. Niestety chuje organizatorzy zawiedli nas także na tym polu, bo oczywiście najpierw przedłużali koncerty, a potem rozjebała im się karta muzyczna, a w ogóle to wild-demo i tak było po chuju zorganizowane, bo nie były mówione numery produkcji, co przekreśliło w ogóle cały kompot. Żal mi jest po prostu tych zajebistych produkcji, które były wystawione w tej konkurencji. Jeśli jeszcze nie widzieliście tych wild-demek, to naprawdę gorąco polecam - nie pożałujecie. Konkurencja skończyła się w połowie, potem organizatorzy mocno pijani, albo może już skacowani poddali imprezę. Nie wiem jak to inaczej nazwać. Madbart - main organizer tej żenady zniknął. Po kilku godzinach pojawił się, rozmawiałem z nim na temat nagród, ale cytat, jaki do mnie jebnął macie w sąsiednim party-reporcie Letta. Nie chcę się powtarzać. Dobra, zrobiło się rano, nic nie spałem, a imprezy miałem absolutnie dość po tym, co chuj mADBART i reszta chujów organizatorów tam wyczyniała. No cóż, zrobiło się w końcu rano i postanowiliśmy wracać pierwszym lepszym pociągiem. Udało mi się wysępić w końcu te nagrody od organizatora - kretyna, zebraliśmy czym prędzej manatki i spierdoliliśmy stamtąd. No i źle jest, bo od tej pory miasto Szczecin będzie mi się kojarzyło tylko i wyłącznie z takimi penisami jak Madbart i innymi jemu podobnymi pałami. Jeszcze nigdy w życiu nie byłem tak zły na amigowców. Wojenki wojenkami, ale wy po prostu nie potraficie zrobić nic sensownego. W większości potraficie tylko przyjechać na party, zalać ryja, popierdolić coś o klimatach, zarzygać i zdemolować salę. Oczywiście nie mogę tu mówić o wszystkich. Przeważnie Ci, których znam z amigi potrafią coś zrobić i robią to jak najlepiej (Wy - wiecie, że o was mówię). Ksywami nie będę rzucał, ale chciałbym pozdrowić następujące grupy: Potion, Decree... Jesteście wielcy. Mam nadzieję, że Tobie Madbarcie i całej Twojej chujowej grupie Appendix będę miał jeszcze kiedyś okazję nasrać w twarz. I nigdy więcej Satellite party! Hex/Addict