Summer LIbation Camp 4 w skrócie
                   --------------------------------

Nie  widzę  sensu  w  pisaniu  kolejnego  raportu z tegorocznej edycji
najzabawniejszej  scenowej imprezy, czyli mieleńskiego Summer Libation
Camp. Raz, że zrobi to napewno ktoś jeszcze i w o wiele lepszy sposób,
dwa,  że  będzie  to swego rodzaju karą da tych, którzy nie byli i nie
zdołali poznać uroków życia "low cost" i trzy - jako organizatorowi (w
pewnym sensie) jest mi trudno opisywać wrażenia wszystkich przybyłych.
Nie mogłem być też siłą rzeczy w kilkunastu miejscach na raz i oglądać
wszystkiego,  co  też zrobili scenowcy. Tekścik ten to malutki skrawek
wspomnień z party, które chyba na najdłuższy czas pozostanie w pamięci
ludzi...

Impreza  oficjalnie  rozpoczęła się 13-go lipca o godzinie 6-tej rano,
kiedy  to  razem  z  Covenantem powitałem na koszalińskim dworcu ekipę
przybyłą   pociągiem   z  Warszawy.  W  dwadzieścia  minut  później  z
opóźnieniem  przyjechał  pociąg  z Wrocławia przywożąć miejscową ekipę
oraz  ludzi z Legnicy. Ten mały tłumek pojechał od razu do Mielna, zaś
Maq  i  jego  koleżanka wrócili jeszcze ze mną do domu, by coś zjeść i
chwilę  odpocząć.  Do  Mielna  pojechaliśmy około 11-tej, a na miejscu
działo  się  już  wiele.  Babcia  Cwana  wyczulona  na coroczne dymy z
młodzieżą  zaostrzyła  środki ostrożności i prawie natychmiast chciała
wszystkich wypierdolić z pola. Udało nam sie zostać tam jedną noc, ale
już w niedziełe podziękowaliśmy za współpracę i impreza przeniosła się
na  inne  pole (po drodze wyrzucono wszystkich z jeszcze jednego zanim
ktokolwiek  zdążył  rozbić namiot - pole to było rzekomo zarezerwone w
całości,  choć miejsca było wbród i jeszcze trochę...). Nowe pole było
zarządzane  z  kolei  przez  Dziadka Cwanego - symaptycznego starszego
pana, który pełen wiary w uczciwość polskiej młodzieży nie naprzykrzał
się,  a  nawet  stwarzał bardzo pozytywną atmosferę. Jest to pewne, że
jubileuszowa, piąta edycja piwaku odbędzie się właśnie w tym miejscu!

Pora  na  liczby  - w tym roku Mielno o tej porze odwiedziła rekordowa
liczba osób: Adamsoft, Agi (pc), Ameba (pc), Aln!, Arsen (pc), Azzaro,
Benjay,   Blaze,  Budgie,  Covenant,  Dave  (pc),  Def,  Deixas,  Drf,
DrOczkins,  Dziq  (pc),  Ghenesis  (pc), Grogon, Hogan, Idaho, Kessel,
Kolarz  (pc),  Krs,  Locash,  Luk, Lukass (pc), Madbart, Maq, Neuroup,
Opat  (pc),  Peer,  Popcorn,  Qix,  R-Zone  (pc),  Radi  (pc), Scraby,
Shredder (pc), Smajk, Superfml, Visual (pc), Yarpen (pc), Zabora, Zibi
-   w   sumie   43   persony   stricte  scenowe  oraz  około  15  osób
towarzyszących,  ze sceną związanych raczej w mniejzym stopniu (krewni
i  znajomi królika). Po raz pierwszy też chyba pojawiła się grupa osób
działajacych  tylko na scenie pc, co należy odnotować w kronice party.
Impreza  trwała od soboty do piątku na polu, po czym na połtorej dobry
wszyscy, którzy jeszcze zostali do tego czasu (18 osób) przenieśli się
do  mnie  do  chaty.  Całe  szczęście, że akurat nie było w domu moich
starych,  którzy także strzelili sobie biwak na odludziu. Tego, co sie
działo  przez  ten  czas na Szerokiej 35/8 długo nie da się zapomnieć.
Nie  dość,  żę  18 osób ze sceny, to jeszcze moja siostra z koleżanką,
rodzice  Peera  i  Luka,  pies  tychże oraz co chwilę ktoś wchodzący i
wychodzący   -  drzwi  się  nie  zamykały.  Ale  to  jest  ta  esencja
scenowania,  kiedy  wchodzisz  do  własnego  dużego  pokoju,  w którym
codziennie  sobie  odpoczywasz  po  obiedzie, a tam w losowo wybranych
pozycjach  śpi  dziesięć  osób.  Podręcznik uczący przetrwania w buszu
nadawał  się  w  tej  chwili  na śmietnik ze względu na ubogość swoich
porad =)

Alkohol  - jego spożycie wzrastało potęgowo. Najpierw w sobotę wszyscy
pili  to,  co udało im się zgromadzić z domu, podróży, lub kupić tanio
na miejscu. Pojawiało się piwo, wódka czysta i wódka kolorowa. W miarę
upływu  dni  zasoby pieniężne ulegały wyczerpaniu, zaś na piaszczystym
stole  (chlano  co  wieczór  na  plaży  pod betonowymi gwiazdoblokami)
pojawiały   się   coraz  tańsze  utrwalacze  -  nalewki  spirytusowane
brzoskwiniowe  i  wiśniowe,  potem  weszły  nieśmiało tanie wina marki
"Byk", a na końcu pojawiały się już tylko one. Ja przeważnie waliłem w
mordę  w grupce plażowej - wszyscy siadali w kółko i co kto kupił szło
od  sasa do lasa po kolei. We wtorek spożyto w ten sposób 4 półlitrowe
butelki trunku (czyli dwa do kwadratu), w środowy wieczór było ich już
9  (trzy  do  kwadratu),  zaś  we czwartek aż 16 na 11 osób (cztery do
kwadratu).  To,  co  się działo po wypiciu tego przechodzi najśmielsze
oczkiwania  -  od demolki na mieście i zrywaniu reklam, poprzez spanie
na  karimacie  na  środku  dyskoteki  (Idaho,  we love you! wywołaj te
zdjęcia!),  tłuczenie szklanej reklamy coca-coli w kształcie kubka (to
Luk łobuz =), stage diving na plaży (dyskoteka na świeżym powietrzu, a
tu na głowy ludzi skaczą scenowcy. O zgrozo ludzie nieźle się bawili i
podchwycili  klimat z wężem, który dla draki zapoczątkowałem =), aż po
rozbicie  ogromnego  blaszanego  billboradu. W ogóle latem całe Mielno
oklejone  było billboardami, które teraz, już po sezonie zabrano razem
z  telefonami  (Def  był w szoku =). Te właśnie billboardy co noc były
zrywane  przez  najebanych  scenowców.  Szczytem zabawy było rozwalnie
reklamy  Panasonic  stojącej tuż przy wyjściu z plaży zaraz obok końca
promenady   (nieco  zaciemnione  miejsce).  Zaczęło  się  skromnie  od
zerwania  kawałeczka  plakatu, potem większego, aż w billborad zaczęto
rzucać  kamykami  i  na  koniec ogromnymi kawałami płytek chodnikowych
(obok  remontowano  tenże).  Huk  był  potężny, a reakcja ludzi żadna.
Potem ktoś wpadł na pomysł, że można ten bliiboard podpalić, ale nic z
tego  nie  wyszło. Ktoś także go kopnał, a akcja skończyla się na tym,
że  ktoś  z kilkunastu metrów wziął rozbieg i całą siłą z impetem wbił
się  w  blachę wyjebując w niej dziurę na wylot. To, co zobaczyłem tam
rano  przeszło  moje  najśmielsze  wyobrażenia  -  pogrom  to  za mało
powiedziane.  I  tak  było  co  noc - picie na plaży po zmroku, troche
wandalizmu,  potem  do  muszli  koncertowej  na darmową dresoteke, a w
drodze  powrotnej  już  za  widna po wschodzie słońca kolejna demolka,
tylko  że  na  większą  skalę  i  do spania. potem wstawanie o 15-tej,
chwila  na przegryzienie czegoś i dalej do zabawy. Ten tydzień był dla
mnie  najzajebistszym  tygodniem  wakacji  i chciałbym, by piwak trwał
przez cały miesiąc (sponsorzy mile widziani =). Pogoda w tym roku była
deszczowa,  ale  to normalne - każde parzyste wydanie piwaku ma pogodę
słabą,  zaś  nieparzyste  bardzo  ładną  i  słoneczną. Dobrze to wróży
nadchodzącej edycji `99 =)

Na  tym  chyba zakończę ten tekścik. Ciekawskich, którzy pragną poznać
szczegóły  i  plotki odsyłam do artykułów innych ludzi, które pojawiać
się  będą prawdopodobnie na łamach wielu magazynów jeszcze przez jakiś
czas.  Tym,  którzy  nie  byli  mogę  jedynie  współczuć  -  jesteście
chujowi...   Miejmy   nadzieję,  że  przyszłoroczna  edycja  podtrzyma
tendencję  zwyżkową - co rok jest to coraz bardziej zabawnie. Żegnam i
zapraszam. Pytajcie ludzi, jak się tu bawili, a na pewno wpadniecie za
rok!


                             Azzaro.Mawi
                             Excess staff
                         Lipiec-Wrzesień `98