Rush Hours '98 - raport.

Dzisiaj zamierzam trochę napisać o party. A więc zacznijmy od tego, że
Rush  Hours  odbyło  się  już po raz drugi. W tym roku były problemy z
miejscem   party   (przenoszonym   kolejno  z  politechnika-ks  magnes
częstochowianka-sala   tzn)   oraz   terminem   (również   przełożonym
dwukrotnie).  Spowodowało  to małe zamieszanie, lecz nie przeszkodziło
najwytrwalszym  dotrzeć  na  miejsce.  Jednak ustalenie terminu na ok.
tydzień  przed  maturą skutecznie ostudziło apały niektórych scenowców
:( Ostatecznie party odbyło się 25/26 kwietnia 1998.

Dotarcie  na  partyplace  było  rzeczą  całkiem  prostą,  zwłaszcza że
"Techniczne  Zakłady  Naukowe" (miejsce zabawy) znajduje się w centrum
Częstochowy.  Z  dworca  kolejowego (tudzież pks) można było spokojnie
dojść  pieszo;  dla  zmotoryzowanych było sporo miejsca do parkowania.
Wejście  -  standartowo,  podobnie  też  cennik  (30  zł od osoby). Po
otrzymaniu  identyfikatora i votki już "można było"... O godzinie 7:00
(wtedy  przybyłem,  hehe)  na sali było jeszcze mało osób. Obecni byli
głównie ludzie, których dojazd zajął całą nockę. Część już odpoczywała
po  imprezach  w pociągach (hi fiszi!), reszta albo spokojnie popijała
browarki   na   podwórku   (wnoszenie  na  partyplace  procentów  było
zabronione, sam - nosząc ciągle plecak - byłem kilkakrotnie sprawdzany
przez   ochronę)   bądź  chat'owała  ze  znajomymi.  Z  biegiem  czasu
partyplace  zapełniało  się  nowo przybyłymi ludźmi. Do wieczora można
było  robić  co  się  chciało, gadać z kumplami, iść na miasto - wolny
wybór.  Kompoty.  Oczywiście  (jak  to  bywa  na party) nastąpił delay
wszelkich  konkursów,  co  nieco denerwowało. Na pierwszy ogień poszło
kompo  muzyczne  (4ch i multi), które odbyło się "na sucho", po prostu
nic nie było na bigscreenie. Następnie - "małe" atari, podczas którego
kompotu  jakiś  osobnik  wyrwał kabelki od dźwięku. Ofkoz naprawa znów
potrwała  kilkanaście  minut.  Po  atari był c-64, którego według mnie
totalnie  zdyskryminowano. Ja rozumiem Panów Organizatorów, że chcieli
maksymalnie zaoszczędzić na czasie konkursów (i jednocześnie na szmalu
za  rzutnik  do  bigscreena)  ale to już zakrawa na kpinę. O ile demka
puszczano  w  całości to moduły obcinano niemiłosiernie (jedne leciały
dłużej,  drugie krócej). To nie można było zrobić zwyczajnie selekcji?
Przecież  samych  modułów  na komodę było puszczanych kilkanaście, jak
nie  więcej.  Gdzie  była selekcja? W takim wypadku trzeba wybrać 8-10
najlepszych  kawałków  i  to puścić!!!! No comments. Kolejne w kolejce
było  gfx kompo. Selekcja niezbyt się popisała, wiem to dobrze, bo mam
u siebie wszystkie grafiki i według mnie kilka z tych odrzuconych było
o klasę lepszych od tych puszczanych! No cóż...

Amiga.  Tu  już  wszystko  było normalnie (a jakże, ale c64 skrócono).
Produkcje  różne,  kilka znanych grup ale ogólny poziom średni... No i
nareszcie  PC. Szczerze mówiąc znów zabrakło selekcji, zwłaszcza wśród
interek.  Za  to dema stały na całkiem przyzwoitym poziomie mimo braku
produkcji  najbardziej  utytułowanych  grup (pulse, exmortis, fuse czy
poison).

Nie   sposób   też   pominąć  bardzo  ciekawego  vhs  compo.  Gawiedzi
szczególnie  przypadła do gustu parodia "Gwiezdnych Wojen", która była
wprost  genialna;  sam  zacząłem  się zastanawiać ile trzeba było w to
włożyć  pracy  tudzież odpowiedniego sprzętu. Ponadto znalazły się też
ze  dwie  produkcje  vhs,  robione  na  amidze  i złożone większości z
animacji  3d...  Samo party zakończyło się dnia następnego ok. 9-10 po
ogłoszeniu  wyników. Nie przyznano trzech nagród z powodu nieobecności
autorów na sali, reszta kasy trafiła do zwycięzców.

Teraz  może  trochę  o  samej  organizacji,  plusy, minusy etc. Przede
wszystkim  jak zwykle nastąpiło opóźnienie w komposach, do czego chyba
już  każdy  zdążył  się przyzwyczaić. Trochę to wkurza, ale trudno. Na
plus można było zaliczyć m.in. całkiem miłą ochronę, która praktycznie
nie  była widoczna (hmm, z wyjątkiem akcji prewencyjnych w stosunku do
kilku  totalnie  zalanych  osób  -  w  sumie wynoszeniu nieprzytomnych
partyzantów  z sali towarzyszyły gromkie brawa widowni); poza tym sala
była  całkiem  ok.,  dużo miejsca, stolików starczyło dla każdego, kto
przyjechał  z  komputerem.  W  tym momencie znów pecetowcy dali plamę,
gdyż  na  partyplace  znajdował  się  tylko jeden (zdolny do akcji i w
miarę  przystępny)  komputer  pc  (hi  kenji!).  Nie liczę ofkoz dwóch
laptopów,  z  którymi  nic  nie  można  było zrobić tudzież grzybków w
pokoju selekcji (hehe, ciekawe po co tam były :) Za to amig naliczyłem
ok. siedem, nie wiem czy dokładnie tyle, było też i sporo komodorków a
nawet  atarynki. W ten oto sposób chętni do skopiowania sobie stuffu z
party zmuszeni byli albo stać w kolejkach do kompo-machine (nad ranem)
albo  kombinować w inny sposób. Znalazło się kilku masochistów, którzy
np.  kopiowali  sobie  stuffik  na  dyskietki,  ale  w sumie mi to nie
przeszkadzało. Spokojnie, o 6 rano po odczekaniu kwadransa-dwóch udało
mi się na hdd zrzucić wszystkie produkcje.

Co   dalej...  Oczywista  sprawa  kibel  był  tylko  jeden  i  to  tak
niemiłosiernie  śmierdzący,  że  wejście  do  niego  było już wyczynem
godnym uznania. Już nad ranem jakiś spragniony "posiedzenia" partowicz
tak skutecznie zapchał klopa (hi lexi), że po kilku spuszczeniach wody
po  prostu  "przebrał".  To zaowocowało zalaną posadzką wucetu... No i
ofkoz  smrodek  czuć było już na schodach ;) Manga room. Ofkoz był, tu
brawka dla Dizzy'ego i Anime Pictures. Co prawda nie zagościłem długo,
ale  jak ktoś chciał... Nie odwiedziłem także sleeping roomu, nie wiem
czemu,  ale  raczej  wolałem  sobie  kimnąć  na  ławeczkach. Ludzie...
Atmosfera  party była trochę gęsta, a to za sprawą m.in. podochoconych
amigantów,   którzy   aż   piszczeli,  żeby  wyrazić  swoją  opinię  o
komputerach  klasy  ibm  tudzież  ich  właścicielach. No cóż, chamstwo
było,  jest  i  zapewne  będzie  jeszcze widoczne na parties. Poza tym
znalazło  się  też  sporo  osób,  które  lekko  mówiąc  przesadziły  z
konsumpcją alkoholu. W niektórych miejscach partyplace uważny człowiek
mógł  zauważyć  kilka pokaźnych fraktali... Nie wspominając o odorze z
nich   się  unoszących.  Dobrze,  że  ochrona  reagowała  na  widoczne
przypadki  lewitacji  i  wynosiła  (czasem  z  trudem)  delikwentów na
podwórko...  Swoją  drogą  pogoda  dnia  owego była bardzo przyjemna i
wielu  scenowców  koczowało  przed  wejściem  popijając  złoty trunek,
przypalając to i owo czy dyskutując z kumplami.

Jeśli  ktoś  miał  ochotę,  to  mógł  skorzystać  z pobliskich sklepów
spożywczych,  piwiarni,  tudzież  knajpki, która znajdowała się o rzut
beretem  od  sali  (całkiem dobrze zaopatrzone, m.in. fastfood, picie,
gorąca  kawka^herbatka^czekoladka)  :))))  Po  party  pozostał (jak to
zawsze)  niezły  sajgon,  kupa  syfu,  śmieci,  flaszek; czyli totalny
burdel...   Nie   zazdroszczę  tym,  którzy  to  musieli  sprzątać  :)
Podsumowując  Rush  Hours  zaliczyłbym  raczej  do parties udanych. Po
pewnym  czasie  przerwy  od  Astrosyn  można  było  wreszcie odwiedzić
sensowną,   scenową   imprezę.   Cena   była  standartowa,  nagrody...
powiedzmy,  że  nie  najniższe,  ale  cóż... Samo party odwiedziło ok.
500-550  osób,  co  w  stosunku  do  ubiegłej  edycji jest już wyraźną
poprawą.  Mam nadzieję, że będzie organizowane Rh'99, czego sobie, wam
i organizatorom życzy:

		       				fred.exodus


party  greets:  magoth,  shogun (thx za zieleninke i numerek kotficy),
fiszi (bajeranckie spodnie: upstrzone to i ówdzie), hate (wreszcie się
spotkaliśmy!),  melkor  (hehe), cro (pozdrów brackiego), DeeKay (fajny
ten  tankard),  szum  (dragon rulz!), kenji (przynajmniej jeden, który
wziął    sprzęt!),    toaster    (niezłe   contributions!),   garfield
(big-red-cat),  butcher  (yo  pal!), JABBAR (zajebista bródka), insect
(fajny  miałeś  głos), zsacul (chciałem z tobą gadać, ale byłeś troche
na  gazie),  fremen  (odpisz  po  maturce),  mroova  (hello!), zenial,
karatti,  pigiel  (szkoda,  że  modki  nie przeszły) oraz amiga dudez:
thefounder  (ty  stary  pijaku,  żal  ci  było keszu na wejście?), hiv
(sorry,  wiesz  za  co), ko$mi (hehe), acid, yoyo, norman; c-64 dudez:
killer,  centrax,  rusty  &  reszta  ekipy, z którymi siedziałem... to
chyba tyle, no i ofkoz dla wszystkich, o których zapomniałem ;)