W dniach 25-26 kwietnia odbył się kolejny zjazd scenowców komputerowych pod nazwą Rush Hours. Jest to jego druga edycja. Poniżej moja mała relacja. Wyjazd na Rusha planowałem sobie już dość długo. Według zapowiedzi organizatorów miał być on dość atrakcyjny. CO prawda zgodnie z regułą, że reklama mówi tylko 10% prawdy, z pewną dozą sceptycyzmu udałem się do Częstochowy. Wyjechałem z Chełma 4: 21. W czasie jazdy do Lublina nic szczególnego się nie wydarzyło (no bo cóż mogło się wydarzyć:)). Sądziłem, że w Świdniku dosiądzie się jeszcze Ravrot z qmplami, ale jak się później dowiedziałem pojechał on wcześniejszym pociągiem (był już około 3 w Częstochowie:))). W Lublinie wsiedliśmy do pociągu i zaczęliśmy rozglądać się za innymi partowiczami. Każdy się jednak chyba chował, tudzież zbyt był upodobniony do tłumu, bo nikogo nie zauważyliśmy. Wpadłem wtedy na pomysł, a Fangorn wprowadził go w czyn. Napisaliśmy kartkę "Rush Hours 98" i powiesiliśmy ją na szybie przedziału. W ten sposób wzbudzała ona zainteresowanie każdej osoby przechodzącej korytarzem z konduktorami włącznie:)). Na efekt nie trzeba było długo czekać. Już około 7, po godzinie jazdy zjawili się u nas w przedziale PCujowcy. Chwilę pogadali i sobie poszli (no bo skoro z nami jechał tylko 1 PCujowiec, to o czym mieli rozmawiać, szczególnie, że byli oni biernymi obserwatorami sceny). Niedługo po nich pojawili się Amigowcy. Dotty, Mardok, Roger i PCujowiec (a raczej Mardok, bo na początku to on był strażą przednią wysłaną do zwiedzenia pociągu i ewentualnego znalezienia partowiczów). Cała ekipa zwaliła się do nas razem ze sprzętem (Amisia of koz!) i przedział był już zajęty na full. Rozpoczęły się rozmowy o wszystkim i o niczym, grunt, że czas schodził szybko. Zjawiła się też kolejna grupa PCujowców, ale już przy takiej przewadze Amigowców nie mieli dużo do gadania. Postali chwilę i sobie poszli:(. Jechaliśmy w okresie, kiedy w rejonie Polski wschodniej przechodziła fala powodziowa i faktycznie tereny były pozalewane:). Podczas jazdy każdy konduktor/każda konduktorka zwracał uwagę na "TĄ" przeklętą kartkę, na której nie wiadomo co pisze (tudzież nie wiadomo co to znaczy), ale na szczęście nie kazali nam jej zdjąć. W pewnym momencie przez pociąg szło sobie 3 konduktorów. My mieliśmy zasłonięte okna, bo po jakie ma nam ktoś zaglądać do przedziału. Zatrzymali się, przeczytali (?!?) kartkę i otworzyli drzwi, odsłonili zasłonki i wyszli. My postąpiliśmy analogicznie, ale w drugą stronę. Po chwili wracają, znowu otwierają drzwi i pytają się, co się tutaj dzieje. My, że nic, i sobie poszli. Około 10: 40 dojechaliśmy do Częstochowy. Trzeba było wysiąść na dworcu centralnym, ale organizatorzy nie przewidzieli, że część pociągów zatrzymuje się tylko na Cz.-Stradom. Byliśmy przez to zmuszeni zdrowo się namyśleć jak dotrzeć na party place. Część ludziów, a wysiadła ich spora grupa z pociągu, wzięła taksówkę, my jednak postanowiliśmy udać się per pedes. W końcu to nie może być daleko, czyż nie? W międzyczasie dołączył do nas członek PCujowej sekcji UNION. Miła parka młodych ludzi (parka, jak parka,...:))) też się pytała o to jak dojść na Jasnogórską, ale na nasze pytanie, czy też na party odrzekli, że nie:(. Jak nam powiedziała pewna miła pani: prosto ulicą do końca, a potem w prawo. No cóż, ulica nie może być taka długa..., chyba.... Jak się jednak okazało, nie było aż tak miło. Ulica ciągnęła się bez końca, a nasze umęczone ręce (tzn. nie wszystkich, część się obijała i nie niosła sprzętu) myślały tylko, gdzie jest party place. Po zapytaniu się kilku osób jak dojść, w końcu trafiliśmy na Jasnogórską i wbrew nazwie z tego miejsca nie było widać Jasnej Góry:). NO to teraz już z górki, gdzie jest party-place? Gdyby nie grupa młodych ludzi, którzy kręcili się przed "budynkiem kultu":)))) trudno by było się zorientować, że to tu odbywa się party. Oznaczenia to: kartka A2 na ogrodzeniu do składania podpisów i takiej samej wielkości kartka w oknie z napisem Party place i strzałką. Udaliśmy się tam. Lista uczestników tworzona była na Amisi (CED rules!) i co najważniejsze można było patrząc wpisującemu na ręce i monitor skorygować ewentualne błędy w ksywce etc. Później ściągano 30 zł i dostawało się identyfikator. Można było wejść i się rozgościć. Już było troszq ludzi, kiedy tam weszliśmy. Duża częśc siedziała bezczynnie, resza odsypiała trudy podróży (tudzież %). Poszukwiania znajomych spełzły na niczym, ale pora jeszcze była młoda. Po paru poprawkach w moim interku udałem się do organizatorów w celu oddania pracy na kompot. Wszedłem do pokoju organizatorów. Siedzi paru ludzi przy komputerach. Pytam się: Gdzie położyć to intro? - zero reakcji - Haaaaloooo! Komu to dać? - - reakcja jak poprzednio. Kij im w ryj. Jak wy mnie olewacie to trudno. Położyłem dysk i wyszedłem. Na szcęście jakoś go znaleźli, bo intro było pokazane. Rozpocząłem rozglądanie się za ewentualnymi atrakcjami. Można było sobie pójść do baru, który był nawet dobrze zaopatrzony jak na warunki party. Na przeciwko znajdowały się dwa sklepy spożywcze, ale żaden nie miał koncesji na sprzedaż %, i chociaż mi to akurat nie przeszkadzało, pomyślałem sobie ile oni stracili forsy, i żal mi się ich zrobiło. Był także automat z ciepłymi napojami, w którym jak się wybrało opcję dodatkowy cukier, to dawał bez cukru:)). Na sali były próby organizacji crazy-copmpotów. Jeden, jakiś taniec, nie doszedł do skutku. Drugi, zorganizowany przez Azzaro & c.o. - fajka-kompo (czy jak by to nie nazwać) odbył się. I to tyle z zapowiadanych crazy-compotów, no chyba, że mnie któryś ominąl, chociaż nie sądzę. Ludzie snuli się po party-place i praktycznie nic nie robili, no oprócz kopiowania stuffu od innych ludzi. Udało mi się w końcu spotkać paru znajomych, aczkolwiek wielu nie spotkałem. Matury, brak kabzy, a także niemożność spotkania mimo obecności w tym samym budynku. Tak to jednak jest, jak się ludzi zna tylko z listów. Trzeba pochwalić ochronę, która o ile była, bo część ludzi miała plakietki z napisem ochrona, to była delikatna i dyskretna. Owszem zabraniała spożywać % na terenie hali, ale tylko delikatnie wypraszała. Człowieka, który tworzył fraktale w real-time wynieśli członkowie własnej grupy. Na 15: 00 było zapowiedziane music-compo. I rozpoczęło się po 16, co było do przewidzenia. Jak zwykle bum, bum, bum przeważało, no ale cóż. Może niektórym to się podoba. Później były kompoty na ośmiobitówki. Co ciekawe, ludzie ze scen Amigowej i PCujowej nie przyjeżdżają na party po to, aby się bawić, ale po to, aby zapłacić wejściówkę i sobie posiedzieć. Jak były puszczane zagi na C=64 (bodajże tak nazywają się modki na C=64) to ludzie z tej sceny się bawili! Tak, tak. Nie stali biernie słuchając, ale normalnie się przy tym bawili. I chyba tak powinno być. Szkoda, że organizatorzy nie pozwolili się wyżyć tej części sceny, skracając na maxa pokazy ośmiobitówek. Potem nastąpiły kompoty na Amisię i PCuja. Jednak wszystko było puszczane w tak szybkim tempie, że trzeba było nieźle uważać, żeby się połapać, co jest co, i czy to już 64kb into czy też jeszce 4kb, a może 16kb (które się nie odbyło, ale ja o tym nie usłyszałem i co?). W sumie aby wygrać to trzeba było mieć troszq znajomych (jak na każdym party), i mówić im, co mają gdzie wpisywać w votce. Taka jest prawda, nie ocenia się jakości pracy, tylko autora. Sam tego doświadczyłem. Miałem zbyt małą liczbę znajomych, i moje interko, które powinno zająć 3 miejsce (patrząc obiektywnie) zajęło jakieś dalsze. No, ale nie ważne. To na co wszyscy czekali to demo-compo. Tu niestety grupy zawiodły. Poziom demek był niski. To jest brutalne, ale taka jest prawda. W demach został pokazany slideshow, co według mnie jest już totalnym przekrętem. Faktem jednak jest, że demek było mało, bo tylko 4 (słownie: cztery) w tym slideshow by Mawi i demo które było intrem 64kb. Możecie więc sobie sami wyrobić opinię o poziomie, a może to tylko ja jestem taki rozpieszczony? Nie wspomniałem jeszcze o big screenie. Jak dla mnie, to on nie był wcale taki big, ale i nie był small. Dało się oglądać, aczkolwiek jakość obrazu pozostawiała wiele do życzenia. W moim interku wyszedł nawet płynny fade z kolorów, mimo, że go nie było:). W międzyczasie napisałem parę słów relacji w real-time dla jakiegoś maga, nawet nie wiem dla jakiego:). Po krótce opiszę może poziom prac w kategorii mnie najbardziej interesującej, czyli 256 bajt intro compo. Po obejrzeniu pierwszego intra - latającej kreseczki wykonanej podobnie jak moje intro, byłem przekonany, że nic ciekawego nie da się wymyślić. Dopiero dasze intra dały mi do myślenia. Kółeczka pokazane najpierw mnie zszokowały, potem zobaczyłem generowanego fraktala i to mnie już dobiło. Ludzie to jednak mają nieźle w tym rozumku poukładane, aby coś takiego stworzyć. Komunikat systemowy nie wywarł na mnie żadnego wrażenia, a wręcz przeciwnie. Jednak autor miał dużo przyjaciół, bo rozległy się brawa, prawie takie same, jak przy kółeczkach i fraktalu. Później zaczęły się kompoty na PC. Dema były tak monotonne (a może to ja byłem tak zmęczony), że zasnąłem i przespałem większość kompotów na PC oraz crazy-compo (w którym było jedno demko słabej jakości z tego co słyszałem). Obudziłem się, jak już były zapalane światła. Było około 6 (chyba). Czekając na wyniki poszedłem z qmplami na dworzec zakupić bilet powrotny i przy okazji dowiedziałem się, że wyjeżdżam o 13: 20 i mam pociąg przez Warszawę do Chełma. Tak, tak, to nie pomyłka. Tak czy inaczej wychodziło na to, że zapłacę o 1,50zł więcej, a w domciu będę o 20: 20 a nie o 0: 20 (bo bezpośredni pociąg miałem po 17). Wróciłem na party place. Przy okazji zobaczyłem w końcu Jasną Górę, która wcale nie jest aż tak blisko party-place. Wyniki miały być ogłoszone około 9 i były ogłoszone jak zwykle z małym przesunięciem czasowym. Ludzie w międzyczasie pakowali się, budowali ze śmieci różnorodne budowle, w sumie nudzili się, a bar był już zamknięty, więc chodzili głodni (lub nie, jak ktoś znalazł sklep). Organizatorzy wyszli i rozpoczęli ogłaszanie wyników. Jak się okazało znajomi i ksywy rules, ale cóż. Nagrody były bardzo niskie. Z wejściówek organizatorzy zgarnęli ponad 15000zł, a na nagrody wydali może z 3000zł. Niektórzy dostawali puste koperty jako nagrody. Pierwsze miejsce w demo-compo na Amisię - 400zł. A na C=64 - 40zł. Jest to troszq śmieszne, szczególnie, że było dużo ośmiobitowców. Czas już zacząć rozdzielać nagrody według ilości przybyłych ludzi z danych platform sprzętowych. Ludzie szybko się rozeszli, a my rozpoczęliśmy dopiero pakowanie sprzętu. Podszedł do nas organizator i delikatnie nam przypomniał, aby jak najszybciej się wynosić z party-place, bo tu będą ludzie sprzątać. Cóż było robić. Jeszcze parę pamiątkowych zdjęć i do domciu, a raczej na dworzec, bo do odjazdu pociągu było jeszcze trochę czasu. Rozłożyliśmy się w barze, z czasem popsuły się schody (to nie my, to takie 3 dziewczyny popsuły), automaty z napojami też się porozwalały (ale one już było popsute wcześniej). Później do pociągu, delikatnie przeprosiliśmy panią z przedziału (bardzo miła pani, jeżeli to czyta:)), to pozdrawiam) i można było sobie chwilę odpocząć, bo w Koluszkach była przesiadka. Potem w next train i do domciu. Woda w Wiśle już nie była taka brudna, ludzie sobie wszędzie odpoczywali, a my próbowaliśmy odespać nieprzespaną noc. W Lublinie pożegnanie z nowo poznanymi ludźmi, jeszcze godzinka jazdy i Chełm, potem do domciu, kąpiel i sen... Clever