Moje wrażenia z QUAST MULTI PARTY Jest to mój pierwszy artykuł, więc może nie jest on taki, jak inne autorstwa znanych, bądź mniej znanych scenowiczów, ale mam za zadanie napisać jak ja zagospodarowałam sobie czas na party i jakie są moje wrarzenia: po pierwsze jako dziewczyny co jest rzadkością na tego typu imprezach, a po drugie jako osoby, która ze sceną nie ma nic wspólnego, a znalazła się na tej imprezie nie przypadkowo. Może najpierw opowiem, co robiłam na Quaście i jak wyglądała moja droga na party. Otóż od dawna wiedziałam, że ten "zlot miłośników" ma dojść do skutku i dlatego już nie mogłam się doczekać dnia 7 sierpnia 1998 roku. No i nastał ten dzień, jechałam z Azzaro i Dosią. Pociąg mieliśmy o 7.50. Ku mojemu zdziwieniu pociąg nie był zbytnio pusty, ale 3 miejsca się znalazły. Czas mijał, a my byliśmy coraz bliżej Elbląga. Każdy z nas był jeszcze trochę zaspany, ale za każdym razem kiedy zamykały nam się oczy budziło nas stukanie szklanych butelek z zawartością piwa, które wiózł Azzaro i na które mi oraz Dosi leciała ślinka. Niestety nadopiekuńczy Azor także zaopiekował się nie tylko swoim piwkiem ale i nami, abyśmy go nie skosztowały. No i tak mijała droga na party place. W Słupsku wsiadł Paplo zostawiając swojego brata (Muffina) na stacji. No i tak sobie jechaliśmy, jechaliśmy, aż dojechaliśmy. Na party place z dworca dotarliśmy taksówką. Tam jeszcze zadowalającej liczby osób nie było (tak przynajmniej inni gadali). Pierwsze przywitania ze skromnie znaną publicznością, no i zwiedzanie okolic, które wydawały się dość ubogie, jak na Elbląg - miast wojewódzkie. Z Dosią poszłyśmy sobie do jakiegoś parku, który przypominał park, bo miał ładną zieloną trawkę, ławeczki, tylko zabrakło jednego - drzew. Tam się trochę pobawiłyśmy i wróciłyśmy na Quasta. Od razu zostałyśmy zatrudnione jako dziewczyny od wejściówek i musiałyśmy ponownie wchodzić na party jako laski jakichś dwóch nieznajomych (było miło). Z tego była obopulna satysfakcja, bo oni mieli ciutkę tańsze wejście a my jeszcze po jednym identyfikatorze, z którego skorzystałyśmy jak należy. Potem poszłyśmy tam, gdzie wcześniej się ulokowałyśmy. Na początku powitanie z nowymi gośćmi i oglądanie zdjęć z SLC. Później było gadanie, gadanie i gadanie, a przy tym coś lekkiego na rozluźnienie. Piątkowy dzień mijał bardzo powoli. Czasu starczało na wszystko. Kiedy poczułam wielki głód poszłam zobaczyć, co to za smakołyki proponują w tym rozreklamowanym na maxa bufecie. Okazało się, że nie było tam nic, co by mnie zadowoliło. Więc napiłam się herbaty i wróciłam do znajomych, których z deka przerzedziło. Ktoś tam miał dość swojej Amisi, dlatego postanowiłam z niej skorzystać i za pomocą jakiegoś nieznajomego zajęliśmy się z Dosią grami. No tak, grami. W sumie był to flipper z czterema stołami, demko Genetic Species, które i tak nie chciało się odpalić nawet do połowy. Kiedy już znudziła nam się ta urozmaicona zabawa myśląc, że to już chyba wieczór ku naszemu zdziwieniu okazało się, że to dopiero popołudnie (była gdzieś 16.?). A potem znalazłam się na schodach z większą grupą samców i Dosią na czele. Sorry, ale pamięć mnie zawodzi i nie pamiętam za bardzo, jak to się stało. Ku zdziwieniu niektórych to nie mialo nic wspólnego z lekko oprocentowaną wodą, mniej wytrawnym winem czy sikami z pianką. I tam zaczęła się cała zabawa. Każdy nabrał humoru jak to prawdopodobnie na party przystało, więc energii chłopaki nie mogli w sobie zbierać. Ktoś wpadł na pomysł, aby zabawić się "maluchem" stojącym tuż na parkingu. Ok. chętnych nie zabrakło, a jaką frajdę sprawiał ten fiacik przedstawiają zdjęcia z tej imprezy, które posiada Azzaro. Niestety zabawę chłopaków z grupy Boys popsuli panowie ochroniarze, którzy nie okazali się tak młodzieżowi jak cała reszta i rozgonili całe przedszkole. Wtedy z Zefirem, który okazał się Beatą (odpowiedni identyfikator), z Qixem, Daltonem, Dosią i chyba jeszcze z kimś poszliśmy do sklepu. Tam małe co nieco w puszce i wszyscy poczuli się lepiej. Później wróciliśmy i znalazłam się na trawce przed IV LO w Elblągu. Tam spędziłam trochę czasu, a potem nie pamiętam co robiłam, w każdym bądź razie czas mi szybko minął. No i nastała noc, która okazała się niezbyt długa. Z Maq`iem, Defem i Dosią znaleźliśmy taki przytulny przystanek, na którym można było myśleć i się odprężyć po dniu pełnym wrażeń. Na partyplace wróciliśmy po sześciu godzinach. Patrzę, a tam w zasadzie nic szczególnego się nie działo: kilka zjaw skakalo przed big screenem, po trzy osoby przy każdym komputerze, część spała gdzie bądź a innych też gdzieś rozwiało. Ani mi, ani Dosi nie chciało się spać, tak więc wyszłyśmy sobie na świeże powietrze, usiadłyśmy na betonie i zaczęłyśmy medytować. Stwierdziłam, że jest to bardzo fajne uczucie kiedy można zaobserwować jak nastaje dzień. Kiedy właśnie już słońce zaczęło się pokazywać, wraz z nim pokazał się Grogon. No, skoro pokazał się Grogon to musiała się pojawić także flaszka. No a tę flaszkę wyczuł Aln i tak sobie siedzieliśmy, gadaliśmy, a Dr.Lekarz i Sezamkowy obalali tę butelkę. Następnie przyszedł jakiś Atarowiec i Pecetowiec i tak impreza się rozkręcała. Trwała dosyć długo, ponieważ za każdym moim spojrzeniem za siebie przybywało coraz więcej ludzi. No i tak, jak wszyscy się schodzili, tak wszyscy się rozeszli. No i nagle sen dawał znać o sobie, więc z Dosią załapałam się do pokoju organizatorów, gdzie Def zorganizował jakieś spanko. Na moje nieszczęście długo sobie nie pospałam - tak tylko się zdrzemnęłam, bo Defowi zachciało się rano kończyć swoje intro. Potem część osób się obudziła, a część przywiało nie wiadomo skąd. Kiedy stwierdziłam, że już nic z tego nie będzie (spania), poszłam się odświeżyć - nie ma to jak poranny prysznic pod umywalką - ale mi wiele do szczęścia nie potrzeba. Wynużyłam się na dzienne światło i znowu zasiadłam na trawce z Dosią lecz tym razem z innym towarzystwem. Był Rebel, ...i ktoś tam jeszcze, nie pamiętam. Ach, no i Yoyo, który za pomocą balonika zademonstrował wszystkim co w trawie piszczy. Jakoś ten dzień minął o wiele szybciej niż poprzedni i był atrakcyjniejszy od poprzedniego. Spodobał mi się mecz piłki nożnej, którego gracze nie przedstawiali żadnych umiejętności piłkarskich, co mi się spodobało. Później był wieczór i przyszła pora na telesfora, czyli compoty. Osobiście nie znam się na tym, ale niektóre produkcje były fajne, ale nie będę się wypowiadała na ten temat, bo to nie do mnie należy. Szkoda tylko, że nie było crazy konkursów, bo chyba każdemu by się przydały i z tego co się nauczyłam mają największe powodzenie. No dobra ja tu gadu, gadu a czas dalej mijał. W takiej samej grupie co w piątkową noc poszliśmy na nasz przystanek. Tam było kilku godzinne pożegnanie się z Elblągiem i ponownie powrót na Quasta. Większość odsypiała, ale znaleźli się jeszcze ulubieńcy swoich komputerów no i fanatycy komputerowej zabawy np. Radiem Maryja. Dosia poszła spać, Def postanowił zrobić to samo a ja nie miałam najmniejszej ochoty na wypoczynek, tak więc sobie pogadałam z Paplem, potem z Maq`iem, a następnie prześledziłam najmniej satysfakcjonującą pobudkę na świecie czyli jak to ludzie spragnieni snu poddani zostali torturom jakiegoś mocnego modułu (minimal techno puszane przez protasa - dop. Azzaro =). Tego nie da się opisać, to po prostu trzeba było zobaczyć. To wszystko miało być tak dla jaj, a tu nagle jeden z organizatorów wpadł na salę z nieprawdopodobnie miłą wiadomością, że zaraz przyjedzie prezydent miasta. No i zaczęło się sprzątanie. Później przyjechał ten gość. Coś tam pogadał no i sobie poszedł po wystąpieniu Paplo. Niestety przyszła pora na powrót do domu. Większość jechała tym pociągiem co ja, Dosia, Qix i Azor. To był ten berliński, zapchany po same brzegi. Ale miejsce i tak się znalazło. I w tym właśnie miejscu zaczęła się cała przygoda. Obok nas Stał rusek, który wracał z Rosji. Był bardzo obleśny, ale dało się z nim wytrzymać. Po krótkim zapoznaniu gość częstował nas rumem. Chłopaki skorzystali z dobrego gestu Ruska, potem tak mu zasmakował ten rum, że dojechał do połowy butelki i przestało być przyjemnie. Facet zaczął się kłaść na nas z czego nie byliśmy zadowoleni. Coraz bardziej zaczynało nim wiać, więc postanowiliśmy jednogłośnie wysadzić go na najbliższej stacji. Zaprowadzili go do drzwi, a ja i Rebel mięliśmy podać mu torby i jego rum. Niestety nikt nie wie kiedy i jak, klient wrócił na swoje miejsce i wszyscy znaleźliśmy się w punkcie wyjścia. Potem wszyscy fuckali na Ruska, aż przyszedł pan koduktor i sam postanowił wysadzić go na najbliższej stacji, gdyż miał on bilet na inną trasę. I tak z pomocą Azzaro nasz przyjaciel opuścił swój pociąg. Kiedy wrócił po swój zapomniany bagaż, nie okazywał zbytniego zadowolenia na swojej twarzy. Troszkę się zdenerwował na nas, ale na pewno za chwilkę się uspokoił kiedy sobie pomyślał, że jego towarzysz, z którym podróżował został z nami w pociągu, a on sam biedny na stacji. Tak, z pewnością miał radosną minę. No i pełni wrażeń oraz smutni stratą tak fajnego pasażera dojechaliśmy do Koszalina. Tzw. brygada z Koszalina wysiadła i został tylko Rebel, który dalej pojechał do Białogardu. I tak wyglądało moje pierwsze prawdziwe party (nie licząc Astrosyn, ale to było na miejscu). Muszę przyznać, że długo je odsypiałam. Jeżeli wszystkie party komputerowe są co najmniej takie, to chcę postawić swoją nogę na każdym. Uważam, że była tam moc wrażeń, których nie odczuwacie na pewno czytając mój artykuł. Było poprostu SUPER. Ktoś inny może sobie pomyśleć, co ta gówniara wie o party? W sumie to ma rację, bo o samej scenie nie wiem za wiele, choć orientuję się mniej więcej o co chodzi. Ale wiem jedno na pewno - oprócz sceny liczy się także dobra zabawa, którą sobie potrafię zorganizować. Tak więc jestem zdania, że Quast Multi Party było udaną imprezą. Myślę, że mogę powiedzieć do zobaczenia na następnym party... Lulu/excess staff