North party'98 report. Właśnie wróciłem sobie z kolejnego party i warto by go nieco opisać. Zacznijmy więc od tego, że North Party odbywało się w dniach 31 lipca - 2 sierpnia w Bartoszycach. Było to party jednoplatformowe, dokładniej komodorowskie. Sam nie wiem, jak się na nim znalazłem, bo tego nie planowałem ;) W każdym razie niczego nie żałuję! To już druga edycja tej imprezy, ale może po kolei. Preludium... W tym czasie przebywałem akurat na mazurach (wakejszyn) z większą ekipą. Był ze mną też Bischop/Samar i to on namówił mnie na to żeby się urwać i pojechać do Bartoszyc. Wyruszyliśmy 31 lipca rano i po dwóch godzinkach jazdy (Szczytno-Bartoszyce) dotarliśmy na miejsce. Trochę połaziliśmy po mieście i po chwili znaleźliśmy partyplace... Wejście! Kurde, byłem zaskoczony, bo wejściówka była tylko 15 zł! Trzydniowe party za tak małą kasę? Jak wielkie było również moje zdziwienie gdy zauważyłem, że jestem dopiero 30 na liście. W sumie do samego końca party przyjechało niewiele więcej osób i liczba uczestników zamnkęła się w okrągłej liczbie 55. Dobre, co? Ma to zapewne związek z tym, że dokładniej tydzień później będzie multiplatformowy quast i spora część sceny "64" zdecydowała się być tylko tam. Wracając do party. Cała dżampreza została zorganizowana w miejscowym MDK. Partyplace składało się z holu, kawiarenki, sali głównej (jakieś 20x20 metrów, może więcej) z bigscreenem (ok. 1x2 m) i balkonu, który służył jako sleeping-drinking room ;) W knajpce można było się zaopatrzyć w ciepłe żarcie (hamburgery, pizze, herbatki i takie tam), znalazły się też napoje i słodycze (hehe). Właściwe komposy rozpoczęły się dopiero 1 lipca wieczorem, do tego czasu organizowano różne funny compos, np. kondom kompo, popek kompo, karaoke pod muzyke backstreet boyzz (!!!) i chyba ze dwa game-compo (tak wogole to miałem 3 miejsce w buggy boy'a!)... Z punktu widzenia pecetowca niezbyt było co robić, ale naprawdę atmosfera była tak zajebista, że nikt się nie nudził. Zresztą 90% sali chlało równo (co dziwne mało kto rzygał) ruską wódkę; można było się w nią zaopatrzyć na miejscowym targu, gdzie ruscy sprzedawali ją po 20 zł za litra (ehhh!). Tak więc zaraz po przybyciu na party odbył się spacerek po flaszke. Już nie będę się zagłębiał w szczegóły, w każdym razie voodzia rządziła, było sporo piwa i nawet jabolki (arizona!). Kompoty odbyły się w wyznaczonym czasie, ogłoszenie wyników w niedzielę około 5 rano; Tak, że już o 7 można było jechać do domciu. Powrót... To koszmar. Trasa: Bartoszyce - Korsze - Olsztyn - Warszawa - Częstochowa - Herby - Tarnowskie Góry... Na każdej z tych stacji przesiadka, jechaliśmy grubo ponad 14 godzin. Na dodatek ciufcia zdupiła się gdzieś przed Częstochową... Kanary latały jak pojebane, wszyscy spoceni starali się uruchomić pociąg ;) Istny cyrk, w sumie godzina spóźnienia... Ale jakimś cudem udało mi się załapać na ostatni autobus do domu i już można było odespać... Teraz garść luźnych refleksji. Moim zdaniem party było spoko. Miła, kameralna atmosfera (praktycznie w gronie 55 osób wszyscy się znają), DWA DARMOWE POSIŁKI (hamburger i porcja bigosu). Na żadnym znanym mi party nie było czegoś takiego! Z wejściówek organizerzy jeszcze wysupłali 670 złotych na nagrody! Zwrócili oni też uwagę na fakt, że na Rushu'98 pula wygranych dla c64 wyniosła zaledwie 170 zł podczas gdy z wejściówek od posiadaczy tych kompów wyszło ponad 1100 zł :( W wypadku North Party organizatorzy nie nastawili się na robienie szmalu (było nawet oficjalne ogłoszenie kosztów itp)... To się nazywa party nie komercyjne, gdzie 50 osób może się dobrze bawić za niewielkie pieniądze!!!! I nie trzeba odstawiać cyrku w stylu invitation-only (vide gravity'98), dzielić scenę na lepszych i gorszych... Pod względem organizacji można uznać North Party za wzór do naśladowania; Ogólnie było też kilka fajnych momentów; m.in. odbył się turniej w piłkę nożną (można by coś takiego częściej, no nie dee kay?) na pobliskim boisku. Poza tym sporego ubawy dostarczył jeden gostek (którego ksywę pominę), który śpiąc na stojąco (kilka godzin) na środku głównej sali najnormalniej w świecie walił konia!!!! Jak to zobaczyłem, to myślałem, że zjade ze śmiechu. Of koz później wszyscy się z niego nabijali i został opatrzony ksywką masturbator ;) Tak. I to chyba było tyle. Uważam, że było warto przyjechać do Bartoszyc już dla samego, zajebistego klimatu. Za tak niewielką kasę można było się dobrze zabawić i poznać nieco starą scenę komodorka od strony jej twórców... Myślę, że nie trzeba już nikogo namawiać ;) Następna edycja odbędzie się za rok a może i wcześniej... fred/exs^smr^fds