Raport z Amiga Show 3
                          ---------------------

Tegoroczny  Amiga  Show 3... A i owszem - byłem, zobaczyłem, najebałem
się  i powróciłem, zaś burzliwe losy swe poniżej spisałem. Artykuł ten
utrzymany  jest  w  tonie  pijacko-zabawowym,  więc nie spodziewaj się
tutaj elokwencji oraz kwiecistych wypowiedzi... Ale po kolei.

                             Piątkowy wieczór

Późnym  popołudniem,  a raczej wczesnym wieczorem, przeszyty strachem,
że  strajk  kolejarzy  pokrzyżuje me niecne plany, jakoś dojechałem do
Słupska,   gdzie  na  dworcu  spotkałem  kostka/royal.  pogadaliśmy  o
wszystkim i o niczym, on poszedł na dworzec, a ja do mbl`a/taski, żeby
nagrać  sobie  drugi kompakt z serii scenowych kolekcji (kookai_02). w
jakieś  trzy  tygodnie  odzyskałem  drogą  korespondencyjną i sieciową
około 90% strat po awarii twardego dysku i udało mi się dobrać jeszcze
co  nieco nowości, skutkiem czego mam juz swój stuff na dwoch płytkach
(gdyby  ktoś  chciał  kopie  tego,  to  dajcie  znać  -  podeślę spisy
zawartości,   a  jak  się  ktoś  zdecyduje,  to  mbl  przesyła  to  za
zaliczeniem  pocztowym  -  30  plz  plus  koszty  przesyłki  -  zawsze
aktualne).  nagraliśmy,  pogadaliśmy i polazłem do taski headquarters,
czyli  chaty  muffina  i  paplo.  oni jak w sam raz byli akurat sami w
mieszkaniu (stara w tunezji, stary też gdzieś), więc piwko dostałem na
wejściu,  jeszcze  zanim  zdążyłem  pozbyć  się okrycia wierzchniego w
postaci   kurtki.   paplo   kończył   kodować   i   składać  czwartego
"antydresiarza",  który  już  pewnie  jakoś tam krąży pomiędzy ludźmi.
ciężko  go podsyłać ludziom, bo w archiwum zajmuje ponad 4.6 mega! ale
jest  naprawdę  fajny - norman może się bać kolejnej konkurencji, haha
=).  technicznie  jest  super, ale artykuły wzbudzają niedosyt. poziom
spada,  albo już spadł do zera. jedyny plus to artykuł papmucha, ktory
fajnie  zaczyna,  a  potem  traci  wątek  i  sam  już nie wie, o co mu
chodziło na początku tekstu. magazyn więc urodził się w bólach i można
było spokojnie wyruszać w podróż na targi.

                               piatkowa noc

przyszła   druga   w  nocy,  więc  spakowaliśmy  taskowy  komputer  do
taskimobilu  (polonez 1600) i wyruszyliśmy w drogę, zabierając jeszcze
dwóch  kolesiów  -  wyżej  wymienionego  MeBLa  oraz  małego  (ktoś ze
"sceny").  pięć  osób  w  mknącym samochodzie, noc, pusto na drogach i
mgły,  które  potem  przeszły.  jak na kierowanie, to pora wspaniała i
jechało  nam  się  zajebiście. szkoda tylko, że w samochodzie nie było
nawet  radia.  muzyka  grała,  ale z dobitego walkmana na wyczerpanych
bateriach...  co grało? oczywiscie the prodigy z drugiej płyty, bo coz
innego  wyzwala  w  ludziach  energie i nie pozwala zasnąć za kółkiem?
sama  trasa  do  Warszawy  jest  zajebista,  szczególnie,  gdy już się
wyjedzie  na  trase  z  Gdańska do Łodzi i dalej. postój był w jakiejś
wiosce,   gdzie   pewnien   zacny  gospodarz  ogrodził  się  od  drogi
trzymetrowej  wysokości  murem,  a  na jego szczycie powtykał w cement
kawałki  szkła.  swoją  drogą  ciekawe, co też za skarby były w takiej
fortecy?  droga  się  zepsuła  za Toruniem, gdzie prawie non stop były
wykopy i ruch wahadłowy (przyszła autostrada). dopiero z 40 kilometrów
przed  stolicą  można  było  spokojnie  depnąć  pedał  i nie uważać na
gliniarzy.

                              sobotni dzien

wjechaliśmy do Warszawy i z miejsca jedziemy w kierunku defowej chaty.
oczywiście,  że  zrobił  się  jakiś  kwas,  bo  Muffin jechał pod prąd
pięciopasmową  jednokierunową,  ale  i  tak jakoś się dotelepaliśmy do
celu  wedrówki,  czyli  nory  na  woli (dzielnica warszawy, bardziej w
centrum).  ja  z  Paplem  poszliśmy  po "łysą głowę", reszta czekała w
samochodzie.  puk,  puk,  cisza  i  wreszcie  Def  (polska)  wychodzi.
zaspany,  zjebany  totalnie,  typowy amigowiec po imprezie i zdawkowym
śnie.  dwa  kopy  w  krocze  jakoś  go  pobudziły do życia. ja i paplo
zeszlismy  na dół i czekamy w piaskownicy, obgadując leżących niepodal
meneli,  zaś  na  górze  Def  korzysta  z  toalety, myje się i ogolnie
doprowadza   do  stanu,  w  którym  nie  straszyłby  przechodniów  (to
trudne!).  po  chwili  rozlega  się  rumor i z klatki wynurza się łysy
łeb...  Blaze`go  (też  polska).  no, ładnie, już na wjazd wiadomo, że
będzie  co  najmniej  zajebiście.  po  chwili  wypada  Def. powitanie,
uściski  dłoni,  wymiana proporczyków, krótka gadka i ustalamy, że Def
jedzie  z  Taskami  samochodem,  a  ja  z Blazem dojeżdżamy do centrum
autobusem,  a  z  tamtąd,  z  nowiutkiej  stacji  "centrum"  metrem na
zajebany  Ursynów.  targi  zlokalizowano w takiej nowoczesnej, niskiej
szkole  podstawowej - ci z was, którzy byli na party w Poznaniu w roku
1996-tym   od   razu   wyczują   klimat.   przed  wejściem  samochody,
pokrzykujący  na lamerów Marek Pampuch, ubrany w mityczny rozciągnięty
sweterek, koszulkę i krawacik oraz jacyś ludzie. dla mnie najważniejze
było  to,  że  kręciło się pełno scenowców, na czele z jakże pojebanym
Piotrusiem   Bendykiem.   przybyła  ekipa  w  składzie  (przybliżonym,
kolejność  przypadkowa):  Aln, Maq, Zabora, Grogon, Andy, Zig, Magiel,
X-ceed,  Bonzaj,  Tomeq,  Adamsoft, Superfml, Thorr, Def, Neuroup, The
Generat,  Comanche, ja, Paplo, Muffin, Mbl, Blaze, Mały, Yoyo, Cerber,
Opi, Rebel i jeszcze jacyś, których w tej chwili zapomnialem (sorry!).
na drugi dzien dolaczyl się jeszcze caro. niestety dupy dała brygada z
Legnicy,  która nie dojechała, a szkoda. jeśli kogoś zapomniałem, to z
miejsca  przepraszam  - teraz już nie kojarze. Od razy ktoś poszedł po
trawe,  któryś po wódke i człowiek zanim wszedł na targi, już czuł się
jak na partyplace. Nawet przy wejściu rozdawali identyfikatory, jak na
party! Naprawde atmosfera zajebista, bo wszyscy przyjechali nie po to,
żeby  oglądać  stuff,  tylko jak na party - porozmiawiać, pośmiać się,
wymienić  newsy, najebać się z kumplami i po prostu poczuć klimacik...
bomba. dzień zleciał szybko. targi jak targi - miało być lepiej, ale i
tak  sprawiło  to  na  mnie pozytywne wrażenie. byłem nie tak dawno na
pecetowym  infosystemie  i tam odraziło mnie to, że wszędzie pojawiali
się  ludzie  z  komórkami  i w garniturach. tutaj zaś czuło się, że to
jest  jedna  rodzina  -  wszyscy  jakoś  tak  na  luzie podchodzili do
wszystkich, gadali, kupowali dosłownie wszystko co było wystawione (na
jednym  stoisku  16 kart ppc poszło już pierwszego dnia w trzy godziny
po  otwarciu  drzwi  dla  motłochu!).  trochę  to  dziwnie wygladało w
skonfrontowaniu z partyplace. najlepiej te atmosferę oddał Grogon. nie
można  było  wnosić  alkoholu  i  palić  papierosów  na terenie targów
(bolsza  sala  gimnastyczna),  a  dostępu broniła agencja ochroniarska
sprawdzająca  identyfikatory (nawiasem mówiąc bardzo miła, dyskretna i
skuteczna,  co  stanowi tak ciekawą odmianę w stosunku do np. skinów z
bramki  na  tegorocznym party w Częstochowie). przez to sito przeszedł
Grogon  -  wniósł  alkohol i... nie było co z nim robić! paradoksalne,
prawda?  na  party  siada sie z boku z kolesiami i chleje, jak inni. a
tutaj?  dosłownie  staliśmy osłupieni i zdezorientowani. nastapił krok
wstecz i spożycie na górce obok "partyplace" (tak mi jest wygodniej to
nazywać).  samych  wystawców  było  kilkunastu - znane wszystkim nazwy
firm, a do tego jeszcze wrócił na Amigę niesławny Marksoft - stoisko w
postaci  kilkunastu  kartonów  z  gierkami i programami rozlożonych na
ławce  szkolnej  -  żenada.  ale za 20 złotych można było u nich nabyć
x-copy tools! raj swappera i gracza. kto chciał, to miał możliwość, by
zarejestrować  się na stoisku airi i wykupić dany program z ich oferty
(tu królowali Yoyo i Cerber, ubrani w firmowe koszulki), zaś obok stał
"stragan"  towarzystwa  zapobiegania  narkomanii.  kto chcial, to mogl
sobie  brac  antynarkotykowe  plakaty, nalepki, prezerwatywy, odznaki,
identy etc. bardzo ciekawa inicjatywa, bo trawoszy nie brakowało =) po
południu  zjadłem  sobie  obiad  u  Defa  w  towarzystwie  Ziga, Maq i
Bonzaja,  pogadaliśmy  o demkach, scenkach i wrócilismy na targowisko.
około  osiemnastej  nastapił  zajebisty  moim  zdaniem incydent - ktoś
ryknął  na  całe  gardło "wychodzić!", skutkiem czego z sali wyszło 80
procent  ludzi.  zaraz  potem  zwołano  konferencję prasową pana Petro
Tyszczenko. za tłumacza wypowiedzi "człowieka o najbardziej zakręconym
nazwisku"   służył  Yoyo/Mawi.  Pertro  jak  zwykle  gadał  o  niczym,
zapewniał, że co to nie będzie i kiedy to nie nastąpi. jak zwykle nowa
amiga  już  na  starcie  jest  spalona, gdyż układy graficzne nie będa
posiadały  supportu  dla  światów  3-d,  zaś  pociągną  tylko  400.000
teksturowanych  i  cienowanych  punktow  na  raz.  to  nawet  nie jest
rozdzielczość  800x600 (480.000 punktow), nie mówiąc już o znanych już
od roku z pecetowych kart rozdzielczości rzędu 1280x600, czy 1600x1200
(dla  porównania  -  1.920.000 punktów...). o dzwięku wspomniano także
zdawkowo.  Konferencja odbywała się w położonej obok sali apelowej (ta
szkoła  była  naprawde  jak  z  marzeń  -  mieli nawet własny basen. w
porównani z moją podstawówką to był raj na ziemi...). wokoło siedziało
na ławkach z 200 osob, zaś po środku rządziła scena, bijąc brawo nawet
za  nic  (wiadomo,  obora  design  rządziła).  Petro pośmiał się. My z
niego,  potem  rozlosowano  darmową Amige, drugą dano jakimś lamerom z
#amigapl  w...  prezencie ślubnym. Trzecia miała być losowana na drugi
dzień  w  południe.  sposób losowania był rodem z party - nikt nic nie
wiedział,  wszystko ofakowano i był jeden wielki dym =) to była jednak
prawie  scenowa impreza... wszystkich delikatnie wyproszono z sali pół
godziny  po zakonczeniu konferencji (około godziny dwudziestej). Taski
i  Def  pojechali  samochodem,  zaś  ja,  Blaze,  Aln,  Grogon  i  Maq
pojechaliśmy metrem. Gdzieś w tunelu pomiędzy stacjami staneło na tym,
ze  Aln  i Maq wyglądają jak Kajko i Kokosz. ot, co. Na dworcu ci dwaj
pojechali  do domu, a my do Defowej chaty. tam było już i tak tłoczno,
skutkiem  czego  padł  rozkaz  - wszyscy won. Def z Grogonem pojechali
jeszcze  zobaczyć,  co  się  dzieje  u  Igla,  zaś  Taski,  Blaze i ja
poszliśmy   się  posilić  na  mieście  i  na  starówke,  zahaczajac  o
rezydencje  Kwaśniewskiego. Połaziliśmy, piwo było za drogie, skutkiem
czego  nikt  się  nie  najebał  nawet...  pora zrobiła się późna, więc
wróciliśmy,  nie  spotykając  Defa  po  drodze.  trudno. Wrócilismy na
chate,  gdzie  Defowa  mama juz pościeliła lóżka. Taski banditen spali
sobie w dużym pokoju, zaś Grogon, Blaze i ja w pokoju Defowym (trzy na
dwa  metry  minus  lóżko  i meble). posłuchaliśmy jeszcze nowego hymnu
amigi, który rozdawal na kompakcie Petro (disko polo niemieckie, utwór
jak  z  vivy =(. siedem osób u Defa (nasza ekipa plus Blaze i Grogon).
było  ciasno, ale wesoło w hotelu "floppy". Def jak zwykle nie wykazał
przygotowania pokarmu na przyjecie na noc siedmiu gosci. Cóż, obniżamy
gwiazdkę ze standardu...

                                niedziela

wstałem i poczułem na sobie... Grogona. Spał po drugiej stronie lóżka.
Nie,  nie  dało  rady  -  oba  samce =) Blaze kimał na ziemi przykryty
kocem.  od  rana  grogon  molestowal  nas muzyka gusgus (fajna sprawa,
chill  out islandzki). po śniadanu typu - co kto znajdzie, to to zjada
(Grogon  zżarł  surową  cebule  -  fuj!)  padł  rozkaz  do opuszczenia
goscinnych pomieszczeń. Ja, Def, Blaze i Grogon pojechalismy metrem, a
reszta  samochodem  (juz  znali  droge).  to byla niedziela rano, więc
wpadliśmy  jeszcze  na  giełdę  komputerową,  gdzie  patrolując  ulice
zauważyliśmy  spokój,  hehe...  nie było nic szokujacego, no moze poza
znajdujacym   sie   50   metrow   od  samej  gieldy  "centrum  szkoleń
informatycznych  QUAKE  s.c.".  jakbym  nie  widział,  to  bym sam nie
uwierzył,  ale  to  był  szok. lamerzy grający w quake i edukujący się
informatycznie.  bomba  druga  =) na "partyplace" było już mniej osób,
ale cągle wpadali nowi. przy wejsciu sprawdzili identyfokatory (jak na
party,  upoważniały  do  ponownego wejścia) i weszliśmy. Marek Pampuch
wreszcie  oddał  mi  kase  za  artykuły  - prawie dwie banki i od razy
zakupiłem  sobie  simm`a 32 megabajtowego. W rozliczeniu oddałem swoją
8mb  i  dlatego impreza kosztowała mnie 100 plz. 32mb za 100 plz to na
pewno jest okazja, no nie? Szmalu jeszcze miałem, to poszlismy po wino
"wiśniówka"  w  pobliskim  supermarkecie  - 5.60 plz za flaszke i było
bosko.  zagryzaliśmy to sobie na górce obok szkoły bułkami w skladzie:
ja,  Thorr  (spał  u  kolegi),  Grogon,  Comanche,  Def i Blaze. Potem
napatoczyli  się  jeszcze  jacyś  niescenowcy,  ale  z  flaszką i było
fajnie.  W  pewnej  chwili wszyscy stawiają oczy w słup, gdyż otaczają
nas setki ludzi. Co jest? okazało się, że tu akurat, w miejscu naszego
posiłku,  będzie zdjęcie na okladke pampuchowni (zbiorowe). Ludzie się
cisną,  a ja z Grogonem poszliśmy do przodu i na fotce leżymy sobie na
ziemi  w pierwszym rzędzie, z winem pośrodku. Jak to zdjęcie przejdzie
selekcje,  to  się  wytatuuję  =)  taki  czad,  targi,  poważni ludzi,
środowisko  amigowe  a  na  dole  scenowe  żule z winem. Ludzie gdzieś
zniknęli  tak  nagle, jak się pojawili, a my poszlismy po drugą porcje
wina.  W  supermarkecie  zrobił  się kwas, bo pomyliłem wyjscia, a def
rozbił  mój  nowy  twardy  dysk, który dostałem od Cerbera. Szkoda, bo
talerz się zarysował. ale tak to jest, jak ktoś dostaje hdd bez górnej
pokrywy... w terminie późniejszym było jeszcze wino z chipsami, wino z
chlebem  gorącym  i  wino  z  oranżadą - wszystkie możliwe wersje, bez
śledzika  jedynie.  Patryk Kalinowski (polska) odpadł pierwszy, a mnie
zabrali  Taski  banditen  do  samochodu  około  godziny  siedemnastej.
Pożegnałem   się   z   panami  i  pojechaliśmy.  z  miejsca  zdarzenia
zapomnialem  jednej flaszki wina, którą pewnie zaopiekowały sie chlory
oraz  mojego  hdd  z  demobilu,  bez gornej pokrywy. A tak chciałem go
podłączyć  w  domu i zobaczyć, czy się kręci... mówi sie trudno i żyje
się dalej.

                             niedziela w nocy

z  drogi  powrotnej nie pamiętam prawie nic, ze względu na korbe, jaka
mnie  kręciła  po  winie.  W  każdym  bądź  razie  w Słupsku byliśmy o
godzinie  wpół  do  drugiej  w  nocy, a pociąg miałem o piątej. Muffin
zaproponował  mi  nocleg,  z  którego  skorzystałem i rano razem z nim
wrociłem  do  Koszalina.  Ot  i  całe targi. szkoda tylko jedego wina,
które  zostawiłem  (poszło  chyba  z pięć flaszek łącznie). Kto zabrał
wino?"


                             by Azzaro/Mawi
                              excess staff
                               lipiec `98