Rush Hours`97 party report -------------------------- Na to party szykowałem się już od dawna. Zapowiadane już na Intelu 3, gdzie wypuszczono szumne plikowe zaproszenie. Mhhh... Scum i Phuture 303 - pierwotni organizatorzy to było coś. Wtedy jeszcze Scum coś znaczył, w przciwieństwie do dnia dzisiejszego, a Phuture303 - wiadomo, zachodnia firma. Jednak po wielu perturbacjach P303 pl zostało zlikwidowane, Mr.Uhu joinał się do Scum i party organizowało samo Scum. Wtedy powstał pomysł połączenia parties dla dwóch platform - Amigi i małej Ataryny. Tego jeszcze nie było, mamy więc do czynienia ze zjawiskiem precedensowym. Ze strony Atari organizatorami zostali Shadows - elita na tę platformę. Czas płynął, było Gravity`96 -zajebiste pod względem atmosfery, jednak nieco gorsze pod względami ubocznymi, typu mała liczba scenowców (termin był chujowy) i utarczki z miejscowymi władzami. Potem podobno The Founder zdziczał (?) i powiedział, że wycofuje Scum z organizacji tejże imprezy. Mr.Uhu pokłócił się z THe Founderem i przeszedł do Freezers, by razem z Dave`m spod tego teamu organizować party. Freezers obecnie to Dave, który robi za pięciu i Mr.Uhu jako swapper. Reszta to stare wygi, leniuchujące i jadące na zdobytej sławie. Ale dalej nazwa Freezers przyciąga jak magnes, więc i mnie ogarnęło poruszenie, co też tam może być na tym party? Szykować zacząłem się już na początku roku, gdyż pierwotnym terminem imprezy mało być 1-2 luty. Jednak na prośbę wielu osób przesunięto go na 22-23 luty`97 (szczerze mówiąc nikt chłopakom nie chciał dać sali podczas sesji). Na miejsce imprezy wybrano klub Politechniki Częstochowskiej (taka fajna nieduża sala gimnastyczna), mieszczący się przy głownej ulicy miasta. Z trafieniem na miejsce nie powinno być problemów. Pod koniec stycznia wyszło kolejne zaproszenie plikow, tym razen ze zmodyfikowanymi danymi. Na 10 dni (!!) przed party wyszło zaproszenie z muzyczką i graficzką, zakodowane przez Defa w dwie godziny (Def, ty luju jebany mogłeś się chociaż postarać...). Klamka zapadła, jedziemy... Z Koszalina wyjechałem sam. To znaczy ja sam reprezentowałem Koszalin, a towarzyszyli mi dwaj zajebiści kompani - KK/Case^Taski oraz Muffin/Taski - obaj ze Słupska. Miało jechać nas więcej, ale ludzie różnie dali dupy i chuja z tego wyszło. Wasza strata panowie. A ja? Mnie to ryba, ja tam mogę jechać pociągiem przez pól kraju sam, bylebym spotkał na miejscu zajebistych kumpli... Pociąg najpierw był osobowy, taki niebiesko-żółty i podjechaliśmy do Białogardu. Tam godzinka postoju w poczekalni w oczekiwaniu na kolejną drezynę. Na dworzec wpadł Hogan/ex-Scum z Milką (to jego dama - hi Milka :) i czas miło płynął przy gadce i piwku ("Lech Mocny" rulla!). W pewnej chwili zginął nam KK. Powiedział, że idzie się odlać, a tu mało czasu do pociągu i jego nie ma. Na serio się spękaliśmy, bo jak go tam zostawić? No ale w końcu przybył. I rozotczył nam wizję strasznego kraju, w jakim żyjemy, gdyż nie można się nawet spokojnie odlać z peronu na tory. Zaraz kurwa pojawił się jakiś SOK`ista i pogonił chłopaka. Tak się gonili kawał drogi od dworca, wreszcie KK go zgubił i wrócił na dworzec sam. A kible takie drogie, że aż strach się nawet ogrzewać w nich. W dodatku pełno dresiarzy (Białogard to koszalińska stolica dresiarstwa...). No i podjechał pociąg, mi się piwko skończyło (a szło duszkiem). Wsiedliśmy, miejsca było nieco. Hogan poszdeł szukać ludzi z Kołobrzegu, którzy mieli jechać tym samym pociągiem, ale ich nie znalazł. Pewnie nie jechali... Pewnie tak, bo ich nawet na party nie widziałem. Koła stukotały, mi się bańka kiwała, nagle Hogan coś przypalił (ciekawy aromat to miało), a ja odleciałem (to on miał odlecieć, a mnie wzięło). Totalne zaćmienie. Przebudziłem się dopiero w Poznaniu, kiedy Ko$mi o mnie pytał (ty zbóju, po kiego żeś mnie ruszał?). Okazało się, że w Szczecinku (to po drodze) wsiedli kuhl ludzie z mojej grupki, czyli Seti, Komar i Jacko. Fajnie, że trafili, bo to ja miałem na nich machać z wagonu :) No ale w Poznaniu dosiadła wiara w składzie Ko$mi, Tw. Max i inni, których nie znałem (ale i tak nam się fajnie gadało...). No i my tak sobie jechalim, ja trzeżwiałem powoli, a jak już doszedłem do siebie, to było już widno. A za oknami ładny krajobraz - przymrozek i szadź na polach - normalnie kuhl. Ja tak w ogóle to kocham poranek i wschód słońca, ale to już inna bajka. Dowiedziałem się później, że po drodze mieliśmy postój na jakimś zadupiu, bo wymieniali koło w naszym wagonie. Przyszedł taki fizyk (molekularny) w pomarańczowym kaftanie i coś tam majstrował przy kole (pewnie hamulce się zaklinowały). Oczywiście scena działała i wnet z okien poszły tekty typu "Może popchnąć?", "Panie, może dopompować?", "Szybciej tam, kurwa!". Gość się wkurzał i coś tam bulgotał typu "błe, błe, błe, jak ja tam zaraz do was pójdę...". A młotek miał po chuju - taki długi trzonek i na końcu malutki kawałek żelaza. Rulla. Teksty nieco ucichły (wiadomo, wódka szkłem zachodziła...) i pojechaliśmy dalej. W pewnej chwili padło hasło - to tutaj i wszyscy wyjebali jak na komendę z wagonu. Mi torba ciązyła, bo oprócz flaszki targałem też swój komputer, a chłopaki z Mawi nieśli monitor Seti`ego. Pierwsze wrażenie - o kurwa jakie zadupie. Okazało się, że ten pociąg omija Częstochowę stając na jej skraju na malutkiej stacji. A partyplace było w centrum. Problem. Trzeba było czekać na jakiś autobus (bilet za 1 złoty polski), albo zrzucić się na taksówkę (1,50 nowego złotego polskiego). Spoko, że taksówka i po chwili już jechaliśmy wygodnie z KK, Tw.Maxem i Muffinem, podczas gdy reszta czekała na busa. Po dotarciu na miejsce taksiarz się zwinął, a my poszliśmy do wejścia. A tu halt - jesłi jest jakieś szkło, to będzie skonfiskowane... O kurwa, aż tak źle? I to na imprezie organizowanej przez największe chlory na scenie? No, prawie, bo wszelkie płyny trzeba było mieć w plastikowych butelkach (nawet wódkę), skutkiem czego poszukiwałem gorączkowo czegoś plastikowego. Trzeba było na siłę wypić piwo, a wódkę schowałem w krzakach, kawałek dalej. Weszliśmy. Wjazd 30 pln, czyli niedużo, biorąc pod uwagę inflację i drastyczny wzrost cen prądu i ciepła oraz niezmienioną cenę od czasu Polish Summer`96. Pierwszy plus. Drugi to fakt, iż znowu dokonywano rejestracji ludzi i to na Amidze. To piękny zwyczaj i powinien być kontynuowany. Potem weźmie się do ręki partymaga i widać, kto był, a kto nie. Potem po przetrzepaniu plecaków przez byczków zarodowych (ochrona) jeszcze tylko kawałek ciemnym korytarzykiem na salę i... Rush Hours`97 are open! Pierwsze wrażenie - sala kuhl, ludzi nie za wiele (miałem numer wjazdowy 146), bigscreen... O, kurwa, jaki fajny. Nie, wcale nie ogromny, tylko taki malutki. Kuhl normalnie. Śmieliśmy się, że go trzeba polać wodą, to urośnie, a stanęło w końcu na tym, że chłopaki go spakowali xpk`iem i nie mieli decrunchera. Następnym razem służę uprzejmie, bo mam ich nieco ma hadeku... Zajebistym pomysłem było umieszczenie big screenu na przeciw widowni (ławki były u góry, z jednej strony wzdłuż sali, skutkiem czego wszelkie kompoty i nie tylko oglądało się zajebiście i nikt nikomu nie zasłaniał. Kolejny plus dla organizatorów. Pod smallscreenem była scena, tzn. takie nieduże podwyższenie, na którym działa się esencja party, czyli wszelkie crazy kompoty, zapowiedzi itd. Na ścianie wisiał duży plakat z zapowiedziami, kiedy jaki kompot i w ogóle. Plakat był nagrafitowany przez Dave`a (ta charakterystyczna kreska). Wszystko było czytelne, tylko dlaczego tak szybko miało się wszystko odbyć? O 23:00 już będzie po kompotach? Pora na wyjaśnienia. Dave się nie kwapił, ale sam doszedłem, że żeby zminimalizować koszta chłopaki wynajęli rzutnik i big-screen (sowiecki!!!) na jeden dzień. Z jednej strony to dobrze, bo były większe nagrody, z drugiej zaś zwijanie big-screenu połowie party to znak do odjazdu... Łeb mi napierdalał, skutkiem czego poszukałem znajomych i pogadałem. Wódki mi oferowali wbród (jesteście kurwa boscy, żule jebane), ale ja wolałem colę i cudzy napój jabłkowy (sorry ktosiu, na pocieszenie powiem, że dobry był...). Oczywiście zaraz na początku trzeba było roapzkować komputer. Hej organizers, gdzie stoliki? Spoko, wujek, zaraz będą... Problem polega na tym, że trzeba było czekać na nie. Te, które należały do wyposażenia sali rozeszły się szybko (było DUŻO komputerów), inne trzeba było donieść z innego budynku Polibudy. Tak na marginesie Polibuda ta to zajebiste miejsce - wszystkie wydziały w jednym miejscu, ładnie położone i wyposażone. W końcu po wielu nagabywaniach (sorry Dave i Uhu - misiałem wam tak dupę zawracać, bo deadline się zbliżał...) Uhu i Cedyn wskazali miejsce, gdzie są stoliki. Chętnych wyjebało po nie sporo, skutkiem czego rozeszły się w mig. Jednak wcześniej zebrani w innym budynku byli świadkami zajebistego show made by jakiś stary facet. Była sobota, jedenasta rano, a gość już zajebany w sztok gonił po hallu. Z boku stały takie tablice z ogłoszeniami, pionowe, zgiętew pół, żeby się nie przewróciły, gość się o jedną oparł i poleciała w tył. Ojciec złapał (a cieżkie były, bo to dykta wysoka na 2,5 metra). Walczył z nią przez moment, po czym zdołał sprowadzić do pionu. Niby stała, ale zaczęła lecieć w drugą stronę. Teraz już nie złapał i tablica wyjebała o szybę. ??? Nie, nie stłukła się, ale powinna. Huku się narobiło, ale tylko sprzątaczki się nabijały, a scenowcy darli mordy "Dawaj ojciec, dawaj!". Gość wyprostował tablicę i znowu źle wymierzył - spadła na niego. Zdążył odskoczyć, ale zrobił to w taki sposób, że zaklinowała mu się noga w złożonej na pół, leżącej na ziemi tablicy. Ja pierdolę, jak myśmy się nabijali... Gość coś tam bełkotał, żeb mu pomóc, a my chuj, tylko w brecht jeszcze głośniej. Nie mógł z tego wyleźć, to sobie odrywał ogłoszenia i czytał. Chujowo się złożyło, że obok robili jakiś bufet i sprzątaczki zawołały kafarów, żeby go wynieśli. Goście schwycili i wyjebali na zbity pysk przy gromkim "Uuuuuuuuóuuuuu" z naszej strony. Ale chlor wrócił i zaczął kopać w drzwi szklane. No to kafary mu wypersfadowali ten bajer z bańki, wsadzili do jakiegoś samochodu i portier go wywiózł w chuj. Ciekawe, co to był za koleś, bo był boski. Szkoda, ludzie, że tylko niewielu z was to widziało... Potem my stoliki bach na bary i na partyplace. Rozłożyliśmy sprzęt, a dodatkowo postawiłem przed naszym stolikiem dwie ławki, skutkiem czego zawsze siedział tam ktoś interesujący i można było zaszpanować jeśli nie Blizzardem, to chociaż jakimś modułem (Hej Revisq, Captain Jack jest fajny, musisz się do niego przekonać...). Jednak przez resztę party ta ławeczka nie była już pusta, a opinie, które wygłaszano na niej podczas wszelkich konwersacji nadają się na wiele opowiadań (science-fiction :). Powolutku zacząłem dochodzić do siebie po nocy (fakt, było po czym), a tymaczasem może nieco obok mnie party zaczęło nabierać rumieńców. Wódka w plastikowych butelczynach i zdradzieckie piwo (po 3 złote za pokal, plastikowy ofcoz, czyli średnia krajowa) stały się atrybutem większości osób. Na scenie nie działo się nic ciekawego, gdyż jak zwykle na początku trzeba się ze wszystkimi powitać. Są takie trzy fazy party, czyli: a. powitanie starych znajomych. b. gadanie o wszystkim i o niczym ze starymi kolesiami c. poznanie przez pzypadek i starych znajomych innych znajomych, z którymi to gadamy dalej i pijemy wódkę oczywiście. W pewnym momencie wziąłem aparat fotograficzny i kopnąłem się po obiekcie, by zaskakiwać ludzi w różnych dziwnych pozach. Efekty tychże zapędów będzicie mogli zobaczyć soon (choć pewnie znając cykl wydawniczy magazynu wyszły one już daaaawno temu). A, zapomniałem wam powiedzieć o pogodzie - była ładna, nie za gorąco, lekki wietrzyk, słonko, zero chmur. Normalnie wiosna na całego, a to przecież był dopiero koniec lutego. Ale zbliżał się czas pierwszego kompotu, czyli music compo (tylko 4 channel). JeJ Wysokość Komisja Selekcyjna dopuściła aż albo zaledwie dziewięć modułów do konkursu. Z jednej strony to źle, bo trzeba było ostro przebierać i napradę kilka ładnych kawałków niestety nie weszło. Dobrze, bo podczas trwania konkursu łatwiej można było wybrać moduł, który nam się naprawdę podobał. Poziom muzyczek był wysoki jak na kraj, średni na świecie, a co najmniej z trzy moduł mogły spokojnie wygrać The Party 6 (tam pod każdym względem produkcje były chujowe). Nie będę pisał o poszczególnych modkach, bo je już słyszeliście na spokojnie, skupię się jednak na reakcjach ludzi. Większośc z obecnych ówcześnie to tłuki, które tępo siedziały na widowni i trzymały w zgrabiaych łapkach votki z rzadka coś tam bąkając. Hej, rolnicy, to dotyczy wszystkich - jeśli już jesteście podczas kompotu, to nagradzajcie naprawdę dobre moduły oklaskami. Jeśli przeszły selekcję, to się tam z drzewa nie wzięły przecież. A ktoś się nad tym napracował... Tak samo podczas wszelkich innych konkursów. Ostatnio coraz rzadziej ludzie naprawdę szanują tych najlepszych. Fakt, że demka są coraz chujowsze, ale to też jeszcze klasa, której wielu z was nie osiągnie do końca scenowania... Jak zwykle obok sceny grupka znów tych samych twarzy podskakiwała sobie radośnie przy wszelkiego rodzaju dźwiękach. Moduły nagradzano szczątkowymi brawami, jednak w momencie, gdy puszczono moduł numer sześć salę ogarnęła euforia. Yea, DJ Zorka19 jak zwykle dał czadu biorąc na warsztat znany wszystkim kawałek dobrego rocka pt. "Shock Clock". Moduł trwał tylko niecałą minutę, ale zabrał brawa i powszechne uznanie za pozostałe osiem razem wzięte. Niestety w wyniku jakichś dziwnych przekrętów nie zajął on żadnego z premiowanych miejsc. Dziwne. Rezultaty music compo: I. "Trip into drum" by FML/Scum^Erotic Design II. "House" by Digital/Scum^Revolt III. "Entrance to illusion" by Protas/Case^The Grid Po nim była chwila przerwy, podczas której rozeszła się flaszka wódki, poziom zachlania Ziga stał się wyższy, a wszyscy oddawali się dwóm podstawowym rozrywkom na party, czyli ględzeniu i kopiowaniu stuffu (uzupełnianie zasobów wszelkiego rodzaju pirackich użytków oraz stuffu z The Party`96). Z ciekawszych rzeczy mogę wymienić bestialskie zachowanie się Zorki19, który to wypakował ze swojego plecaka kanapki, które nie smakowały zbytnio, skutkiem czego poszedł i wziął sobie z bufetu ketchup i musztardę. Podobno później weszły lepiej (taka namiastka hamburgera). Oczywiście nieco ketchupu i musztardy poszło na podłogę, ale to już inny temat. Doszło też do ciekawej dyskusji pomiędzy najebanym Immortalem/Freezers i będącym pod wyraźnym natchnieniem Acidem/DXP. Tematem tej jakże poglądowej gadki były pokolenia scenowe. Bliżej zapoznacie się z tym tematem w specjalnym artykule Belosa w PMM#10. Warto na to poczekać! Nie wiem też, co mnie napadło, ale zabrałem sobie dyktafon Belosa i z nim przy boku (Belosem, bał się o dyktafon) (od Belosa: To już kolejne pomówienie. Ja niczego się nie boję, choćby niedźwiedź to ustoję) ruszyliśmy jako chłopcy-radarowcy, latający reporterzy PMM na salę. Pytaliśmy wszystkich o wszystko, a słowa, które wypłynęły z ich obleśnych ust znajdziecie także w tym artykule Belosa (to będzie hit sezonu!). Dorwany w narożniku Mr.Acryl opowiadał o Gravity`97 i nowym demku, a jego największy konkurent, choć normalnie podobno się lubią - Zig pokazał nawet swoje demko przed premierą (jakieś chuje je dorwali i rozspreadoowali po party). Zig był już wtey zmęczony i poważnie najebany. W międzyczasie pociemniało, skutkiem czego atmosfera na sali uległa ożywieniu. Ludzie się wyluzowali nieco, powstał ten unikalny klimat, nie do oddania na żadnej innej imprezie, nawet na urodzinach koleżanki (ty sam i siedem zajebistych, napalonych lasek :). Pojmałem aparat i udało mi się sfotografować z najładniejszą osóbką na party - Olgą. To laska Zabory, bardzo miła i skora do pogawędki (wprawa na IRC`u). Zabora pochwalił się nową fryzurą, czyli żadną. Łysy jak kolano był. Ale to kuhl, bo wstaje rano, czesze przedziazłek i ma fajrant. Zaś najbardziej rozbity w barach człowiek na party, czyli Yoyo po raz pierwszy poczuł luz (tak mówił Acid, który nie mógł wyjść z podziwu dla Yoya). Ten, kto zna Yoya, wie, ile tam trzeba zatankować, żeby zadziałało :) Yoyo, kochamy cię za kolejny numer "Strefy Mroku"! I tak minutka po minutce czas leciał. Nadszedł czas na graphic compo. Znalazłem fajne miejsce na górze obok Defa i Fame`a oraz kolesi z Sector5. Odżył duch Obora Design, skutkiem czego teksty leciały nieprzeciętne i oczywiście na całe gardło. Def lamer dał dupy, bo nie krzyczał, a dodatkowo uspokajał. Def ty łysa pało, jeszcze jeden taki numer i wylatujesz z Obory Design! Nie został przyjęty nikt nowy, bo zbytnio zalamerzyli. Poziom grafik był różny. Kilka naprawdę ładnych skanów, kilka konwersji, podmaloowanych fotek. Temat przewodni to jakieś twarze (ponad połowa piców to jakieś facjaty). Sporo z nich to jednak dno. Ale wreszcie coś się ruszyło - Lazur nie brał udziału, Fame dał dupy jakimś beznadziejnym skanem, a swą klasę potwierdzili nowi, czyli Bonifacy, Sebax (rysuje na blasze, co nie zmienia fakty, że jest niezły i według mnie chowa Lazura do kieszeni. Ale Lazur to symbol produkujący rysunki hurtowo, a Sebax to quality man, tylko nieco za mało produktywny). Pobrechtaliśmy się z chujni, poklaskaliśmy przy ciekawych picach (np. ten Wodza :) i kompot szybko minął. Rezultaty są następujące: I. "Tak" by Sebax II. "My angel" by Bonifacy/Mystic III. "Trik" by Dr.D/Dinx Project Hah, wreszcie się dopchałem do swojego komputera (ciągle był oblegany przez członków Mawi). Mogę nadmienić że organizatorzy nic nie krzyknęli za stoliki (na Gravity`96 też nikt nie płacił :), dlatego też było sporo komputerów wszelkiej marki (oczywiście Amiga w przytłaczającej większości). Plusy tego, to możliwość pooglądania sobie sprzętu we wszelkich konfiguracjach itd. Zasiadłem Z Acidem i przy piwku kopiowałem sobie modki. Tak jakoś szybko nastał czas na kompoty Atarynowe, jednak nie przywiązywałem do nich zbyt wielkiej uwagi. Ludzie ze sceny małego Atari to naprawdę zajebiści ludzie. Tam odeszli wszyscy chujowi członkowie, a pozostali tylko prawdziwi pasjonaci, spędzający sen z powiek konstruktorom sprzętu (np. liczenie wektorowego świata przy wykorzystaniu pamięci cache stacji dysków...!). Poznałem też Konopa i wcale nie wyglądał na Boga. Popluł na The Foundera i Scum, pogadaliśmy jeszcze długo w pokoiku organizatorów i wreszcie nadszedł czas na kompoty Amigowe. Najpierw chyba było intro compo (10 entries), w którym dominowała grupa Nexus prezentując aż 4 intra. Wszystkie chujowe, no może oprócz tych dwóch - "Modem" i "Reqtools". Zorka mi powiedział, że to on i Mroova sobie zrobili jaja z "kodera" Grobega, który tworzy produkcje na intro-makerze i podpisuje to własną ksywką. Jednak tak na spokojnie okazało się, że te interka spreparowane przez chłopaków z PSB podniosły poziom grupy... Rozjebało mnie interko Amnesty, które powinno spokojnie wygrać. Hasid kolejny raz potwierdził, że marnuje się w tej grupie, gdyż nie może zmontować poważnego demka (a może to lenistwo?). Przy jego poziomie (jest drugi w kraju po Zigu) mógłby śmiało zamieszać nawet na schujałym The Party... Oczywiście w parze szła boska muzyka Dave`a (numero uno w Polsce, nawet Reviska chowa w kieszeni). Anadune pokazali swoje chyba pierwsze intro będące, jak się później okazało, pociętymi fragmentami demka. Mr.Acryl nauczył się blurrować i wszystko tam było blurrowane. Ogólnie średni poziom krajowy. Największym przekrętem było pierwsze miejsce dla Appendix za intro "Navel". Nie dość, zę intro to nie miało żadnego designu, to jeszcze jest tam tylko jeden efekt, w dodatku już nieciekawy, bo oklepywany od półtora roku we wszystkich demkach, czyli env-mapping. REzultaty są następujące: 1. "Navel" by Appendix code: Informer msx: MTC gfx: ? 2. "Versor" by Anadune code: Mr.Acryl msx: Revisq gfx: Kazik 3. "Shendo" by Amnesty code: Hasid msx: Dave gfx: Umpal Potem kompoty szły już bardzo szybko - intro 4k z rozwalającym popisem Alna! (po party rozwiązał jednoosobową grupę Picco i przeszedł do Dinx Project). Ciekawe było też interko Amnesty pt. "Blue" - całkiem znośne, choć gorsze od "Hazmixa" znanego z Gravity`96 i niezwykle ciepłych recenzji w Generation #23. Rezultty są następujące: 1. "Tonite" by Picco code: Aln! msx: Grogon 2. "Blue" by Amnesty code: Hasid 3. "Kaczy 4k" by PSB code: Mroova No i nadszedł czas na skopanie dupy zebranym, czyli demo compo. Organizator powiedział, że jest pięc dem. Miało być sześć, ale demko grupy Friends się "zapodziało" i nie wystawiono go. Najchujowsze było demko grupy Opium. Pisane przez Deltę w AMOS`ie z efektami a`la rok 1988. Przemilczę ten temat przechodząc do kolejnej chujowej produkcji, tym razem "Trayandy" grupy Dinx Project. Panowie, wstawienie w creditsach słowa design i jakichś ksyw przy nim uważam na największy przekręt roku. Nie dość, że nie ma tam designu, to demko jak na cztery mega na twardym nie wnosi nic nowego, a raczej cofa rozwój demek o pół roku. Oster postarał się i zakodował chodzące płynnie w 1x1 env`y, ale to jeszcze nie powód do dumy. Demko to czym prędzej opuściło mój twardy, gdyż nie było warte nawet pokazania znajomym. Kolejne nieciekawe demko, to "Polygon Heaven" Przyjaciół Stefana B. Tu widać już postęp, bo Zorka się nasiedział przy nim prawie miesiąc. Wkurzają jednynie nieciekawie dobrane palety tekstur w jednym z efektów, jednak ogólny design i wszystkie efekty w 1x1 sprawiły, że demo to słusznie zajęło trzecią pozycję. Dwa pierwsze dema to zasługa Ziga. Sam zakodował najlepsze polskie demko i jak narazie najlepsze demko 1997 roku, czyli "Papadeo2". Dwa efekty - env-mapping w ham8 i wektorowe światy plus ciekawa grafika Fame`a oraz boska (brillant!!!) muzyka Dave`a powodują, że demko to jest wizytówką Polski na Zachodzie. Drugie demko to "Y`on" Anadune`ów i Floppy. Zigu dał garść żrodłówek, Mr.Acryl dorzucił swoje i wyszło kolejne cukierkowe demko made by Anadune. Ładna grafika, psychodeliczna muzyka i nieciekawe efekty (a może ciekawe, tylko nieciekawie podane). Jeśli design sprowadza się do pokazywania obrazków i kopiowania schematów już zastosowanych w "Sunrise" to dostrzegam takowy. Jednak prawdziwego designu tam za grosz nie ma. Jak widać same poważne ksywy nie wystarczą, by stworzyć coś dobrego... I tu kolejny przekręt - Anadune wygrali, a Floppy zajęli drugą pozycję. A może to i dobrze? Demko Ziga rozwala efektami, ale chłopak nie ma głowy do ładnego ich pokazania (brak designu)... Rezultaty: 1. "Y`on" by Anadune^FLP code: Mr.Acryl^Zig msx: Revisq gfx: Kazik^Lazur 2. "Papadeo 2" by Floppy code: Zig^Yoghurt msx: Dave gfx: Fame 3. "Polygon Heaven" by PSB code: Zorka19 msx: Redribbon gfx: Lazoor 4. "Trayanda" by Dinx P code: Oster^Sachy msx: XTD gfx: Dr.D 5. "The Ugly" by Opium code: Delta msx: Mixer gfx: ? Niestety nie odbyło się crazy demo compo oraz raytracing compo. W rayach poziom był naprawdę wysoki (lepiej jak na The Party`96), natomiast w crazy demo jak zwykle - PSB, długo, długo nic i potem chyb WC design ze swoimi niezłymi pomysłami. Tym razem PSB pokazali kilka dem, z czego dwa - "Szarik" oraz "Koloseum" wyznaczyły nową drogę rozwoju tego kierunku dem. Poprzeczka poszła jak zwykle wysoko. Za wysoko dla innych. Zorka mi mówił, żeby szukać tych nowych dem w Aminecie w demo/aga. Po zakończeniu kompotów, czyli tak okołó 22:30 (!!!!!!!) zaczęto zwijać big screen, a na scenę weszli jacyś goście od ciężkiego brzmienia. Grali ostro i poskakałem sobie nieźle. Potem w zaułku koncert dała jakaś dresiarska rapowa kapela Sektor7 (Iceman, znasz ich?). Chujnia była, jak smok. No i po pół godzinki zaczęło się najlepsze techno party, jakie do tej pory zorganizowano na polskiej scenie. Profesjonalni dj`e, oświetlenie i dymniece (za dużo dymu było). W miedzyczasie na parkiecie pojawiły się nawet ciekawe damy, które jak zwykle wejście miały za darmo (dress rządził oczywiście). Organizatorzy podliczali wyniki, a ludzie masowo wyrywali do chaty. Kurwa, środek party był, a tu tylko 1/3 ludzi na sali... I większość spała. Zostali tylko ci, co blisko mieszkali, albo mieli później pociąg. Ja niestety musiałem się zerwać o 3:30 na dworzec by wrócić do chaty. W poniedziałek miałem sprawdzian, a następny pociąg dopiero o 22:00... Ale i tak jechaliśmy z Pinguinem, Muffinem i KK przez Gdynię (784 kilometry do Koszalina!!! Ma ktoś dalej?). Po drodze widzieliśmy najzabwaniejszy tramwaj, jaki kiedykolwiek poruszał się po ziemi. Wiecie, normalnie wagonik ma dwie osie po dwa koła z przodu i z tyłu, a ten miał dwie osie pośrodku, skutkiem czego bujał się do przodu i do tyłu. Zajebiście to wyglądało. Jakby w niego zapakować w chuj ludzi, to by zarył :) Dworzec w Częstochowie to najnowocześniejszy obiekt tego typu w kraju (sam Kwaśniewski go otwierał) - zakupiliśmy bilety, pogadaliśmy z kolesiami ze sceny Atari, rozjebaliśmy dwa automaty do puszek i pojechaliśmy w chuj. Na dworcu jeszcze pojawił się Dave, któremu obiecałem szybki kontakt (sorry, Dawid, musiałem dokończyć ten report :) Dave obiecał zaś partymaga. W Koszalinie byłem dopiero na 17:00 (14 godzin w drodze, dwie godziny czekania w Gdyni). Wyspałem się w pociągu (był prawie pusty) i przemyślałem sobie na spokojnie wydarzenia z party. Nie waham się użyć sformułowania, że było to najlepsze party na jakim byłem, tuż po Intel Outside 2. Mało ludzi, ale przyjechali sami konkretni, nowa scena, która to teraz będzie tworzyć wizerunek Polski na świecie... Party było udane, bo chłopaki i tak wyszli na plus, a to co zarobili, to oddali na nagrody (nawet duże). Dupy dali tylko przedstawiciele starej sceny... Do zobaczeni zatem na Intel Outside 4 w czerwcu i Gravity`97 w sierpniu. A, ktoś mi mówił, że ma być niby Eastern Conference`97 w Białymstoku. Ale Rush Hours`97 to jedna z najlepszych imprez scenowych ostatnich lat, nawet pomimo kilku wpadek. N ale jak ktoś jedzie na party, żeby oglądać demka i tylko gadać z dwoma kolesiami (hi KK!), to spoko, że się wynudzi... A reszta się bawiła zajebiście. Dziękujemy wam Freezers i Shadows i prosimy o jeszcze!!! Z życzeniami powodzenia w organizowaniu kolejnej imprezy tego typu: Ctp/Mawi^Link124 ps. zapomniałem dodać, że był oczywiście sporo fun compotów, typu jedzenie brystolu na czas oraz klejenie łańcuchów z chrupków, w którym to konkursie byłem trzeci. Tego brakowało na Gravity`96 i Intelu, jednak nadal było tego za mało...