Zdań parę o "Outsidzie 4"

Jak  wielu  z  Was  zapewne  wie, 12 i 13 lipca odbyła się czwarta edycja
słynnego  meetingu  scenowego  Intel  Outside Party.  Tym razem, głównymi
organizatorami  były grupy:  UNION i Cybermaniacs, oraz Szkoła Bankowości
i  Zarządzania  we  Włocławku.   Po  raz  pierwszy  impreza odbyła się we
Włocławku  a  nie, jak to zwykle miało miejsce - w Warszawie.  O zaletach
tego rozwiązania nieco później.

Invitkę  na  party otrzymałem sporo czasu przed imprezą, więc zaskoczenia
nie było...  Tak więc z partyjnym pozdrowieniem...[mps] wziąłem pod pachę
twardziela  i  mój  miedziany termos, po czym wyruszyłem w drogę.  Dzięki
temu,  że Włocławek jest dość blisko mojej rodzinnej wioski, transport na
party  okazał się dość tani, co jak nietrudno się domyślić, bardzo mi się
spodobało...  (nadwyżka keszu = more beer 2 drink, of coz!):-)

Teraz parę słów na temat transportu na party oraz samego party place...

Włocławek  jest  (jak  zauważyli  sami  organizatorzy) bardziej w centrum
Polski  niż Warszawa i w dodatku też jest stolicą, tyle że Kujaw.  Trzeba
przyznać, że dojazd nie był specjalnie trudny, a i samo dotarcie na party
place,  nie  sprawiało większego problemu.  Tu pojawiła się wielka zaleta
małych   rozmiarów  Włocławka...   Jest  tam  tylko  jedna  główna  ulica
(przelotowa),  którą  bez problemu dotrzeć można było do hali sportowej w
której miała miejsce owa imprezka.

Już  na  starcie (czytaj:  na dworcu) ludkowie czuli się jak w domu, gdyż
witały  ich liczne plakaty informujące o imprezie.  (chciałem sobie jeden
zerwać   na   memoriał   tego   wydarzenia,   ale  mnie  jakieś  cwaniaki
uprzedziły...)  Gdy  już  ktoś  dotarł  do  party place, witał go całkiem
obiecujący  widok...  Sporawa hala sportowa, znajdowała się w sąsiedztwie
basenu i jakiejś knajpy.  (Lepiej niż na filmach chłe, chłe).

Wjazd  kosztował  25  zł,  więc  niespecjalnie  wiele.  O przyczynach tek
niskiej  ceny  każdy  dowiadywał się po wejściu do hallu.  Znajdowały się
tam  cztery  stoiska  sponsorów.   Poważnym nieporozumieniem było stoisko
chŁOPTIMUSA,  który  coś  ostatnio chętnie garnie się na imprezy scenowe,
pierwotnie  przeznaczone dla Amigowców.  Oprócz tego były też jakieś dwie
firmy od telefonów...

Najważniejsze  było  jednak  stoisko  Eureki,  gdzie  można było zobaczyć
Mikronikową  Power-Towerkę!   (nie  była  jednak na sprzedaż) Stoisko to,
było  wprawdzie  nieco  schowane,  nie  przeskodziło to jednak w zakupach
niektórym osobom...  (Jeden gość, przy mnie kupował Blizzka 040!)

Swój  kram  miało  również  APG  (Amiga Promotion Group), które oferowało
zayebiste  tiszertki  IntelOutside4, oraz wiele innych.  Ciekawostką była
możliwość  zamówienia  koszulki  z  własnoręcznie zrobionym renderem bądź
ręcznie  dziarganym pickiem, za 17 zł.  Zauważyłem, że sporo ludków takie
"własnej produkcji" koszulki już miało...

Innymi,  godnymi odnotowania gośćmi, byli faceci z Amiga Computer Studio,
którzy  pojawili  się  wraz z własną czterytysiączką (opakowaną w tower),
oraz nowym numerem swojego pisma (z dodatkiem płytki CD).  No i dobrze!

Był  też  Mr.   Root ze swym MangaRoomem, który cieszył się nawet całkiem
niezłym   powodzeniem.    (Nawet  "ochroniarze"  wytrzeszczali  gałki  na
mangasowe  filmiki,  robiąc  mądre  miny  i  udając, że coś rozumieją...)
Ponadto odnotowałem obecność bufetu, i STOISKA Z BROWAREM!  (Tu brawa dla
organizatorów, za realizm i prawidłowe podejście...)

Główna  sala uciech, gdzie zgromadzeni byli party-pipuls, była dość duża.
Była  to sala gimnastyczna, otoczona z jednej strony trybunami, z drugiej
zaś  sceną.   Miejsca było, co tu wiele gadać - sporo.  Miejsc siedzących
było  ładne  kilka  setek,  ale  były  tragicznie  niewygodne.   Po kilku
kompotach, dupal stawał się płaski jak stół.

Co mocno zaskoczyło mnie po wejściu na salę, to to, że nie zauważyłem big
screenu.   Początkowo  myślałem, że big screen, wcale nie jest tak bardzo
big,  więc  niespecjalnie  go  widać,  ale  po paru minutach stwierdziłem
wyraźny jego brak.

Dla  uspokojenia  tych, którzy nie byli na party, dodam już teraz, że owe
urządzenie  pojawiło  się,  lecz nieco później.  (w środku imprezy) Miało
ono postać pogniecionej płachty i szwankującego chwilami rzutnika.  Będąc
przy  temacie  rzutnika...  Organizatorzy chyba nie do końca panowali nad
tym  urządzeniem,  bo  raz  po  raz coś się yebało, bądź ginął pilot, bez
którego bezradni goście nie mogli nic zrobić...

Trzeba   jednak  powiedzieć,  że  swoją  funkcję,  big  screen  wypełniał
nienajgorzej...    Opóźnienie   związane  z  brakiem  rzutnika,  wyraźnie
wpłynęło  na  dalszy przebieg imprezki, bo wszystkie compoty odbyły się z
kilkugodzinnym  opóźnieniem.   W  zasadzie,  to  wszystko  odbywało się z
niecnym  poślizgiem  czasowym.  Chwilami organizatorzy sprawiali wrażenie
jakby  tracili  kontrolę  nad  tym,  co  się  dzieje  i  wykazywali  małą
dezorientację.  Tym sposobem, po zajęciu pozycji na trybunach siedziałem,
siedziałem  i siedziałem.  Z czasem dupa przyrosła mi do krzesła, a nadal
nic się nie działo.

Pomimo  usilnych  starań  Yogi  i wymyślania na poczekaniu crazy-compotów
towarzycho  chwilami  nieźle  się  nudziło,  co spowodowało wypływ pewnej
ilości  ludzi  na  zewnątrz  hali  i rozpierzchnięcie się ich po mieście.
(odkryto  przy  okazji  niezłą pizzerię na pl.  Wolności) Był to na pewno
spory mankament imprezki...

Wielkim  wydarzeniem  party, było zjawienie się Petro Tytschenki na party
place!   Sam  nie  dowierzałem,  ale  był to fakt.  Zjawił się w obstawie
Marka Pampucha i prezesa Eureki.

Zarówno   z   P.    Tytschenką,   jak   i   M.    Pampuchem,  odbyły  się
mini-konferencje, na których każdy mógł zadawać obu panom pytania.  O ile
wobec  pana  Tytschenki  zachowano  umiar, o tyle Marka Pampucha nikt nie
oszczędzał...    Atmosfera   była   nadzwyczaj   swojska,  zwłaszcza  gdy
wygwizdano pewnego pECECIARZA, który publicznie przyznał się do sprzedaży
po  5ciu latach Amigi i kupienia bLACHY.  8=@ Generalnie jednak atmosfera
była  kólowa  i  przyjemna.  P.  Tytschenko, został przyjęty z należną mu
powagą i kulturą.

Czas jednak na kilka słów o kompotach...

Jako  pierwsze,  odbyło  się  oczywiście 4ch.music compo.  Rozpoczęło się
dość niespodziewanie,   więc   część   ludków   nie   dostąpiło   radości
rozkoszowania  się  wspaniałymi  dźwiękami.   Znalazła  się  spora grupka
ludków,  którzy doskonale bawili się przy tej muzie, w świetle kolorowych
światełek,  o  które  zatroszczyli się organizerzy.  Osobiście uważam, że
modki  cztero  kanałowe,  były  ciekawsze niż multikanały...  Pewnie jest
ktoś,  kto się ze mną nie zgodzi, ale takie odniosłem wrażenie.  Następne
w kolejce były multchanell`e, których było nieco więcej niż w poprzedniej
grupie.

Ze  względu na (jak twierdzili organizatorzy) zbyt małe zaciemnienie, gfx
i  ray-compo,  przesunięto  nieco.   W  ich miejsce poleciały composy dla
ośmiobitówek.   Tu  było  nawet parę ciekawostek, ale nie ma się nad czym
rozwodzić, bo to nie biuletyn dla kustoszy muzealnych...

Tak  więc,  nastało  wreszcie  gfx  & ray-compo.  Należy tu wspomnieć, że
grafą  i  ray`e  z  bLACHÓWY  poleciały  razem z Amigowymi, choć wyraźnie
zaznaczono, co jest z Amigi a co z bLACHY.

O ile na temat muzy trudno mi zajmować głos, bo nie znam się za dobrze na
tym,  to nad grafą trochę się porozpływam.  Poziom grafiki na Amidze i na
bLACHÓWIE  był  dość  słaby,  choć  było  kilka  wyjątków.  Nie wiem, czy
właśnie  o  to  chodziło  Yodze, który prowadził selekcję prac, ale byłem
nieco zawiedziony.

Zastanawiałem się, czy na temat ray`ów warto w ogóle coś pisać...  To, co
zrobiono  wśród  grafy  3D,  nazwać można pogromem lub kataklizmem.  Z 54
prac,  wybrano 14...  Komuś nieźle odjebało.  Komu?  Temu, który wpadł na
pomysł,  aby  do selekcji prac zaprosić dzięcioła z redakcji pisma "GFX".
PROFESJONALISTA,  jak często podkreślał to Yoga, musiał obrać arcyciekawe
kryteria  oceny  prac, albo wśród picków był naprawdę taki chłam.  Po raz
pierwszy   widziałem,   żeby   selekcja   budziła  takie  kontrowersje  i
wątpliwości.

Nie  było  by  w  tym  nic strasznego, gdyby nie fakt, że Yoga pod presją
zbuntowanych  grafików, zgodził się puścić WSZYSTKIE prace po demo-compo.
Jak nietrudno się domyślić, nie doszło do tego...

Około  godziny  22, nadszedł czas na najbardziej spektakularne kompoty...
Na  ruszt  poszły  dema.   Amigowych dem było niestety tylko 5, przy czym
naprawdę dobre były tylko dwa.  Prawdę mówiąc, wśród produkcji na blachę,
poziom  był  nieco  wyższy..   (choć  demek  Floppy i Mah-Kolor`u nic nie
przebiło)

"Introwe" komposy chyba przespałem, bo niespecjalnie je pamiętam...

Kilkanaście  minut  po  północy,  miało  miejsce  wydarzenie  od  którego
niektórzy  pod  wpływem  emocji  dostali zatwardzenia.  Mowa oczywiście o
losowaniu  dwóch  Amig  1200, ufundowanych przez samego Petro Tytschenkę.
System  losowania  był  zdrowo  walnięty,  ale  wszystko  poszło  w miarę
sprawnie...  (Jeśli pominąć, że trzem osobom Amiga przeszła koło nosa, bo
nie dotarli na czas na scenę po odbiór nagrody...)

Pierwsza  Amiga trafiła do rąk normalnego człowieka...  Druga miała mniej
szczęścia  i  trafiła  w  ręce  pECECIARZA, który jednak w akcie skruchy,
przyznał,  że  się nawrócił (choć nie do końca) i będzie multiplatformowy
(?).

Później  zaczęło się robić przynudnawo, a jak się dowiedziałem, że ma być
rave-party, postanowiłem zająć strategiczną pozycję do spania.

Chciałem jednak sprawdzić, jak to będzie wyglądać bo wcześniej widziałem,
że jacyś przebierańcy szykowali sprzęt do występu...

W  końcu  zaczęło  się...   Szoł, światła, dym i...badziejska muzyka.  To
jednak publika by jeszcze zniosła, ale gdy na scenę wkroczyła "przepiękna
i  utalentowana  soleestka",  publika  wysiadła...  Blond-gwiazdka disko,
zebrała porcję zasłużonych gwizdów, a kapelę skwitowano wdzięcznym hasłem
"dISCO pOLO"...  Kolesie musieli się nieźle ucieszyć z takiego przyjęcia,
ale chyba zapomnieli, że grali na party a nie w strażackiej remizie.

Potem  uciąłem  sobie drzemkę, w której nie był mi w stanie przeszkodzić
nawet łomot produkowany przez ową kapelkę.  Przetestowałem podłogę, która
okazała się nad wyraz miękka i wygodna.  (nie ma jak beton!);-)

Gdy  się  obudziłem,  impreza  konała...   Ludkowie masowo się zbierali i
niewielu  chyba  myślało o czekaniu na wyniki.  Skorzystałem z zayebistej
oferty  KAMIKAZE  (thx.!!!),  który  zabrał  mnie  ze  swą ekipą do mojej
rodzinnej   wioski   jego  ognistym  rydwanem  126p,  co  pozbawiło  mnie
możliwości  poznania  dokładnych  wyników,  więc  ich  tu  nie napiszę...
Sorry...ale  myślę,  że  znajdziecie gdzieś w pobliżu jeszcze jakiś drugi
raport z party, w którym będą te dane...

Gwoli podsumowanka...

Generalnie  impreza  upłynęła pod znakiem czekania...  Było nawet całkiem
o.k,  choć  mnogo  było wyraźnych niedociągnięć i braków.  Potrafię sobie
jednak  wyobrazić,  jak zayebiście trudno zorganizować taką imprezę, więc
nie  będę  specjalnie wybrzydzał.  To był pierwszy raz w nowym miejscu...
Mam  nadzieję,  że  za  rok  znów  się tam spotkamy i już wszystko będzie
oki...!

                         Amiga & Party RULLA!!!

                               Lunar/Taski