Gravity inaczej Właśnie zakończyłem lekturę najnowszego numeru Magazynu Amiga (tak, tak zasupportowałem Pampucha), pewnie powiecie: wal się na ryj, miało być o Gravity'97. I będzie, spoko. W MA ukazały się 2 arty dotyczące Gravity, jeden przedstawia punkt widzenia starej gwardii i wynika z niego że Gravity to kicha, art drugi w którym produkuje się Azzaro, młody, gniewny scenowiec (coś w stylu papmpersa z TV, tylko że zna się na rzeczy, i jego działalnośc nie jest destrukcyjna) stanowi pozytywny głos na temat party... Jak było naprawdę ? Każdy może mówić co innego. Mi osobiście party się podobało, nie było to coś wielkiego, było to przeciętne party, ale w przeciwieństwie do reszty na których byłem, miało naprawdę profesjonalną organizację. O co mi więc chodzi ? O to że kiedy następuje czas podsumowania party, kiedy wymieniam wrażenia po imprezie z moimi kontakatmi, występuje u niektórych osób dziwne zjawisko. Na jakim by party nie byli, gdzie by nie pojechali, jak by nie było zawsze party było suxx, a organizacja do dupy. Tak, znam takie osoby które zawsze piszą mi że party było suxx i niepotrzebnie jechali. Of coz każdy jedzie po co innego. Lamer żeby pograć i skopiować stuff, hlor żeby pochlać, itd. Według mnie każdy jedzie po to by się dobrze zabawić, jakkolwiek by ta zabawa była pojmowana. A po co wspominałem o MA? Bo artykuł The Generata to typowe wspomnienia gościa który na party jechał nie wiadomo po co, chyba tylko z przyzwyczajenia i z tego że wjazd na party miał darmowy (przy wejściu machnął jakąś legitymacją-pewnie prasową, ale nikt nie widział z bliska, może z UOP). W każdym razie The Generata i jego kolesi nic nie zaciekawiło więc poszli grać w bilard... no comment, ja jak przyjeżdżam to pierwsze co robię to szukam znajomych i rozmawiam z nimi, po to się jedzie przecież te ileś tam km. A czego oczekiwał The Generat ? Że przyjedzie, siądzie przy stoliku, kawka, herbatka, na scenie występy girlsów przerywane pouczającymi odczytami o wyższośc Amigi nad peceee? Tak to bywa jak się jest "równoległym" (zajebiste określenie Belos!), (od Belosa: autorem tego określenia jest niejaki Druid/Agony, który jest bardziej równoległy niż myśli) gośc przyjechał znalazł kilku znajomych ze starych czasów i jak się koledzy rozeszli to nie wiedział co robić . Do rozmów z dzieciuchami się nie będzie zniżał, nie te lata żeby biegać z hadekiem i żebrać o stuff (co? ja będę prosił?...), nie te lata żeby nawalić się z kolegami i spać pod stołem... Więc gośc znów zebrał kolesi, opuścił halę i w "lepszym" towarzystwie pojechał się bawić. Nie ma sprawy, jak jemu się nie podobało to się nie dziwię, że wolał się zabawić inaczej. Ale niech nie pieprzy potem że party było suxx. Tak samo można by się było zachować przyjeżdzając na Intela III, i tak samo można by na niego nafakać. Ale jakoś z tego powodu nikt tego nie robił. Może Generatowi było smutno że Union na ostatnim Intelu nic nie zarobił , i na dodatek Gravity zawsze miało lepszą organizację niż Intel Outside by Union? Można więc i w ten sposób dokopać konkurencji. Luzik, wiadomo że punkt widzenia zależy od punktu siedzenia ale według mnie party jest robione pod kątem ludzi takich jak Azzaro. Którzy przyjeżdzają po to by spotkać starych znajomych i dobrze się zabawić. Którzy próbują coś robić a nie tylko przyjeżdżają, oglądają compoty, zgrywają stuff, i narzekają że poziom był cieniutki... I tak zawsze, jakie by party nie było, jaki by nie był support, jaki by nie był klimat. Jakie mogą być wspomnienia z party pewnego gościa którego widziałem na Gravity? Gość rozstawił amisię ławkę przed nami. O godzinie 8 rano w sobotę zapuścił ceda i zaczął pisać arty do jakiegoś maga, który miał się ukazać na Gravity. Przerwał na chwilę żeby oglądnąć demka, i potem znów ced i do rana klepał w klawisze (mag of coz nie wyszedł). Luzik można i tak ale po co? Po to ten gość jechał x kilometrów, wydał kasę na wstęp ? Arty mógł za darmo pisać w domu. No ale przecież na party "trzeba" jechać. Mi ten gośc nie przeszkadzał, każdy ma jakieś zboczenia, ale na tym przykładzie chcę wykazać że według mnie party jest dla ludzi którzy chcą się zabawić, przyjechać, pogadać, pośmiać się, narobić sobie i innym obory. A nie siąść o 8 rano nad sprzętem i czekać na kompoty. A tak już wracając do The Generata to już całkiem mnie rozwalił screen z twarzami różnych ludziufff (Generat wykazał poczucie humoru i wszystkie zdjęcia oprócz swojego przerobił pod jakimś Cinemorphem) który został zamieszczony razem z artem i podpis pod nim : "Amiga Scene", he he z małymi wyjątkami są to ludzie którzy swoją karierę scenową zakonczyli jakiś rok temu lub przeżucili się na klona ... I dziwić się że wydawnictwo Lupus nie chce wydawać MA. A Pampuch drukując takie pokręcone arty jest na najprostszej drodze do bankructwa.... Powodzenia Marku, życzy ci w twej misji redakcja Exceesa i sprzątaczka która akurat przechodziła. McR/Mawi