Gravity 97 Grupa Anadune, już po raz drugi zorganizowała zlot pod nazwą Gravity. Podobnie jak poprzednim razem party odbyło się w Opolu w hali Gwardi. Podobnie jak poprzednim razem zapowiadano mnóstwo atrakcji. Każdy kto był już na kilku tego typu zlotach wie, że to co wypisują organizatorzy w zaproszeniach to tylko ich marzenia i żadko kiedy udaje im się zrealizować choćby połowę z tych rzeczy, które obiecali. Jednocześnie każdy kto był już na kilku zlotach wie także, ze to nie superatrakcje zapowiadane przez organizatorów są ważne, ale party samo w sobie jest cool. Nie wnikając więc w to co pisali w zaproszeniach ludzie z Anadune pojechał Belos do Opola, a co widział i co przeżył w tej to bajce wam opowie. Jak mawia Little Horror na wstępie każdego party, ludź który się tam zjawi otrzymuje świstek papiery zwany identyfikatorem, gwóźdź którym przybija się go do piersi, papier zwany votką i solidnego kopa w rzopsko. Tutaj Belos zawiódł się na organizatorach zamiast solidnego kopa w rzopsko dostał jeszcze jeden papier do wypełnienia (papiery owe przepisywał później do Amigi Norman/Anadune, coby uczynić spis partowiczów. Poza tym każdy został ostemplowany przed wejściem. (Próbowałem pofuckować rękę, żeby stempel ów dał się zetrzeć pod ciepłą wodą, ale moje próby zakończyły się fiaskiem). Ostemplowanie miało pomóc organizatorom w odsiewie kombinatorów, którzy chcieli wejść za darmo. Jednak panowie bramkarze (ach te dresotekowe określenia) szybko zrezygnowali ze sprawdzania rąk naszych. Wieczorem jeden kwadrat z Koszalina zwany przez niektórych Azzaro (a nawet Azor - hi Enter) postanowił ostemplować sobie całe czoło (to tak na wszelki wypadek, jeśliby jedna pieczątka starła się i koksiarze z bramki nie chcieli później wpuścić). Po załatwieniu wszystkich formalności dostałem się w końcu do środka. Oczom moim ukazała się znana już z poprzedniej edycji sala i nieznana jeszcze stara skoda, która służyć miała za ochronnik wucetu (tzn. ludzie swoje talenta rysownicze mieli wyładować na tym właśnie samochodzie, a nie na ścianach wucetu). Pomysł ze skodą był dobry, ale wucetu nie ochronił, no cóż partyzanci wolą klimaty kiblowe i przy słodkim fetorku uryny lepiej im się podpisuje. Przyjechałem rankiem (mój numer startowy 189) dlatego sala świeciła jeszcze pustkami (wielu partyzantów odsypiało trudy podróży). Jednak już o tej porze znalazłem kilka znajomych facjat i to w miejscach zupełnie nie przypominających salony, np. znajomych z SLC 3 - Majkela i Blaze`a spoztkałem w wucecie, w którym to o tej porze roznosił się miły (nie dla mnie co prawda, ale dla niektórych bardzo miły) zapach konopi gandyjskiej. Party powoli się rozkręcało, zjeżdżały się coraz większe hordy partowiczów (byli nawet partowicze odziani w paski - fuj). Jednak już ranem dało się zauważyć że właściwe party ma miejsce nie na sali głównej ale w holu wejściowym. To właśnie tam można było spotkać znajomych, to tam można było posłuchać plotek o ludziach i grupach, można było spotkać wspomnianego już wcześniej kwadrata z Koszalina chodzącego z kamerą i napastującego niewinnych spokojnych partyzantów. Ja oczywiście będąc w Opolu nie mogłem przepuścić okazji do wypicia taniego wina nad Odrą. Jako kompaniona miałem Majkela. Niestety piękna tradycja picia tanich win zaczyna umierać wśród scenowej braci i w dniu dzisiejszym tych, którzy dadzą się namówić na wino jest już malutka garstka. Party toczyło się swoim zwyczajnym biegiem, głowy coraz bardziej ciążyły od alkoholu, Zig jak zwykle zalał się w trupa, a Uhu był nad wyraz szczęśliwy (zgadnijcie czego użył jako środka rozweselającego). Jednym słowem wszystko po staremu. Za oknami powoli robiło się ciemno, a na sali zaczynały się pierwsze kompoty. Nie chce mi się opisywać dokładnie grafik i muzyk bo po pierwsze nie znalazłem wśród nich ani jednej, który przypadłaby mi do gustu, a po drugie Azzaro zrobił to w miarę dokładnie w swoim raporcie. Odnotować należy jednak że podczas prezentacji pracy Fame`a dało się słyszeć gwizdy. Były także kompoty na ośmiobitowe maszyny i tutaj nie mogę zgodzić się z Azorem. Zainteresowanie nimi było dość spore (a wczasie prezentacji dem na Atari przed konkursem ludzie reagowali bardzo żywiołowo, czego niestety nie ma podczas kompotów Amigowych). Bardzo podobała mi się reakcja komodorowskiej grupy, której demo nie zostało pokazane w całości. Skandowali oni "Comanche ty chuju" - tak trzymać chłopaki, dla tego psa nie ma litości. Nastał czas na intra cztero kilowe, tutaj jak zwykle wszystko rozgrywało się między tymi samymi ludźmi czyli Hasidem i Alnem, tym razem włączył się jeszcze do współzawodnictwa Bay-tek. W 64 kilo intro były niestety tylko dwa intra godne uwagi. Jedno grupy Appendix (on wygrało) drugie grupy Venus Art. Ja osobiście mam tylko żal do Informera, że nie zrobił na to party dema, ale to już nie moja sprawa, a grupy Appendix. Ucztą właściwą było oczywiście demo-compo. Podobnie jak w roku ubiegłym wystawiono tylko cztery produkcje. Czy to dużo czy mało oceńcie sami. Grupy które wystawiały dema to Venus Art, Floppy, Demo stworzone przez kwadrata z Koszalina i ludzi z Floppy, a czwarte demo było produkcji Nah Kolor. Kolejność prezentacji była inna niż podałem. To co ja podałem to była kolejność po podliczeniu votek. Jednym słowem dema wystawiły te grupy co zwykle. Zabrakło grupy Venture, ale z prywatnych źródeł wiem, że chłopacy rozjechali się na okres wakacji po świecie i nie bardzo było komu to demo zrobić, a szkoda bo ja osobiście bardzo lubię dema tej grupy. Zabrakło także dema grupy Amnesty, ale z tego teamu zaczyna śmierdzieć komercją (nie powiem za czyją sprawą, napiszę tylko że mieszka on w tym samym mieście co ja) i ja mam już coraz mniejsze nadzieje na to, że Amnesty jeszcze kiedyś wypuści demo. W każdym z tych czterech dem można było znaleźć conajmniej kilka ciekawych rzeczy i szkoda ze przyznano tylko trzy nagrody. Demo Nah Kolor było także dobre i naprawdę Klod nie ma co się obrażać na polską scenę i proponuję nie iść za przykładem kwadratów z Anadune. Odbyły się także kompoty na blachę, ale te przespałem (sic). Rano odbyło się rozdanie nagród, oczywiście nie bez syfu i nie chodzi tu wcale o wysokość nagród tylko o sposób ich rozdawania. Kto wpadł na pomysł rozdawania nagród na zasadzie: miejsce 3 moduł nr.39 czy coś w tym stylu. Przez to narobiło się strasznej obory. Czas na jakieś podsumowanie. Party było ekstra i jak czytam, wypociny jakiegoś The Generata, jak to nie było nudno i jak to oni nie olali party itd. to chce mi się rzygać. Mały apel do starej gwardii, jeśli nie podobają się wam dzisiejsze party to nie przyjeżdżajcie ot co. Ja bawiłem się dobrze, jeśli ktoś się nudził to już wina jego nie organizatorów. Party jest po to żeby się spotkać z kumplami, a nie po to żeby obejrzeć występ jakiegoś zespołu i posiedzieć w kinie obwoźnym Mr. Roota. I ja tam byłem miód i wino piłem, po brodzie mi kapało, a w gębie nic nie zostało. Belos/Mawi