Astrosyn`97 - party raport (dużo mniej krytycznie) Emocje opadły i po napisaniu poprzedniego artykuły chciałbym jeszcze dorzucić pare słów. Przede wszystkim nie uwarzam co by wyjazd na party był nieporozumieniem. O nie! Już kilka lat na tej scenie siedzę i bynajmniej nie jeżdzę na party po to, po co jeżdzi The Generat. Dla mnie party to zabawa, kumple, kumple i zabawa. Jednak oprócz tej zabawy chciałoby się też czasami uczestniczyć w czymś naprawdę dobrze zorganizowanym, w czymś co po prostu nie dawało by czasu na nudę. Po przeczytaniu invitation po prostu wyobraziłem sobie to co obiecywali organizatorzy, piękny widok najlepszego party na jakim kiedykolwiek byłem. A jak było wszyscy wiemy. I głównie dlatego poprzednim artykule "wieje" tak opinią zawiedzionego scenowca. Ale cóż można odczuwać po tym party? Tylko wielki zawód bo plany były wielkie, ambicje były wielkie. Po Astrosyn`97 pozostaje tylko pamięć o spotkanych kumplach, zajebistej zabawie [grzyby rządzą:)] i najbardziej zjebanej organizacji w ostatnich latach. Nie mnie jest tu oceniać kto zawinił, niemniej osobiście uwarzam, że sporo tu zawinili "organizatorzy" czyli wszyscy inni niż Azzaro. Bo to chyba każdy wie, że w pojedynkę samemu wszystkiego dopilnować nie można. Nie ma szans! I tu pytanie: gdzie podziało się tu tych 30 paru organizatorów? Przecież jeśli ktoś wchodził za -free- na party to na jakichś zasadach, nieprawdaż? Ja osobiście z swoich obietnic się wywiązałem (Azzaro - patrz zdjęcia!), nawet więcej - pomagałem w liczeniu votek co jest robotą raczej niezbyt przyjemną (w dodatku po grzybach, hi Protas!:). Myślę, że dużo się jeszcze na ten temat napisze, prawdopodobnie sam Azzaro zabierze głos i będzie się chciał jakoś usprawiedliwić a więc czekajmy na Excessa#3 gdzie pewnie o tym dużo będzie. [Norman.Anadune]