Obiecanki - cacanki Astrosyn`97 - party raport -------------------------- (bardzo krytycznie) Party było zapowiadane na super-mega-zajebistą imprezę jakiej jeszcze nie było nigdy w polsce. Skuszony informacjami z party invitation postanowiłem, że jednak się wybiorę do Koszalina a miałem o czym decydować gdyż dzień przed party zaatakowała mnie jakaś wredna choroba. Tak więc na party pojechałem z ostrym bólem gardła (wie o tym każdy kto ze mną rozmawiał:), kaszlem no i oczywiście gorączką w granicach 37.5 do 38 stopni. Więc spox. Podróż pociągiem przebiegła całkiem spokojnie, bez żadnych excesów (chociaż jeden "exces" był, hi hi, Belos-naczelny exceesa:). Może w tym miejscu nadmienie, że podróż pociągiem to dla mnie (mieszkańca południowych krańców polski) 14 godzin jazdy. Całkiem, całkiem... Na party place dotarliśmy około 9 rano dzięki pomocy jakiegoś pecetowca. Po uiszczeniu stosownej opłaty:)) otrzymaliśmy identyfikator oraz votkę do głosowania. Ident był lekko mówiąc kiepski, votka całkiem, calkiem... Już od wejścia można było zobaczyć, że Ci co mieli przyjechać jednak się pojawili. Zaraz obtoczył mnie komitet powitalny [azzaro.blaze.jim.ktoś jeszcze:)] Ja od samego początku wiedziałem, że party nie będzie należało do moich najlepszych, przedewszystkim ze względu na chorbę: przez całe party nie napiłem się nawet kropli alkoholu! Mieszanka tego ostatniego plus antybiotyki mogła się nieżle dać we znaki:). W każdym razie nastawiony byłem na średnią zabawę na extra party. Jak się później okazało była extra zabawa na średnim party. Najpierw dało się odczuć, że ludzi jest naprawdę mało. Wprawdzie wszyscy tak liczyli na te 300 osób ale tak naprawdę konkretnych ludzi było z 50-80 osób. Reszta to lamerzy i pecetowcy. Kolejnym niemiłym akcentem na party było przyjrzenie się z bliska big-screenowi. Wprawdzie był wiekszy niż ten z Rush Hours`97 ale tak ohydny (wyglądał jak zespawane 3 płyty:), że bałem się jak na tym będą wyglądać demka. Jak się później okazało, nie było aż tak żle aczkolwiek jakiś idiota tak pięknie ustawił rzutnik, że pewną część obrazu można było podziwiać już poza big-screenem, na oknach:( Problemy zaczęły sie już od samego początku. Zgodnie z tym co przeczytałem w invitation, cytuje: "Uruchomimy taki SAFE-POKOIK, w którym będziecie mogli sobie zrzucić jakieś cenne rzeczy, jeśli obawiacie się o nie podczas party (twarde dyski, kurtki, portfele, plecaki etc.). Studd zostanie pokwitowany i odbierzecie go, gdy tylko będziecie chcieli. Niby nic, ale tego jeszcze na żadnym party nie było, prawda? " - prawda, prawda. Nie było i chyba długo nie będzie. O ile Azzaro pozwolił nam bez problemów zostawic swój jakże drogi sprzęt w pokoji organizatorów to zaraz po wejściu tam, jakiś bubek (z czerwonym identem organizatora) po chamsku zaczął nas wyganiać! Po małej utarczce słownej udało mi się wynegocjować kącik na zostawienie swoich plecaków. Początek nie wróżył zbyt pomyślnie... "Food and beer support, więc nie będzie potrzeby przedzierania się do miasta po coś". Hmm, nie wiem gdzie było to piwo ani ten "food"? No chyba, że foodem nazwać pączki i kołaczyki które jakieś durne babki sprzedawały po południu! O 16 i tak już ich nie było a ludzie chodzi i pytali się gdzie ten barek! Ja sam musiałem zrobić mały rekonesans z Acidem na miasto by zaopatrzyć się w małe co nie co. Na szczęscie sprawę uratował otwarty bufecik w drugim budynku politechniki. Wprawdzie znalezienie jego było najtrudniejszą rzeczą na tym party ale już samo znalezienie rekompensowało trud włożony w szukanie. Żarcia było dużo, niezbyt drogiego i całkiem smacznego. A pozatym barek obsługiwała taka bardzo miła pani dzięki której meczarnia na Astrosyn`97 stała się przyjemniejsza (?). Kolejną sprawą która wkurzyła mnie niemiłosiernie to plan compotów a raczej nie dotrzymywanie go! Wprawdzie wszyscy zdążyliśmy się przez tyle lat przyzwyczaić do tego, że compoty opóźniają się o godziny (!) ale Gravity (obydwa) trochę nas rozpuściły swoją punktualnością. 4 ch. music compo miał się odbyć o 16. O ile mnie pamięć nie myli to zaczęło się gdzieś po 17. Najdłużej trzeba było czekać na intro compo. Zaczęło się chyba prawie 1.5 godziny po planowym czasie. Ale walić to. Dobrze, że przynajmniej się odbyły wszystkie compoty bo organizatorzy coś niedomagali ze sprzętem! Czas szybko leciał a ja z Pzyhall`em i Acid`em czekaliśmy na zamiech czyli techno party. Planowo pierwsza część miała się odbyć o 1 w nocy jednak nic takiego oczywiście się nie odbyło. Lepiej - nikt nie potrafił nam powiedzieć czy o którejkolwiek godzinie się wogóle zacznie! "Sleeping room na górze, z dala od głośników" - ej partowicze! Czy ktoś znalazł ten sleeping room na gorze z dala od głośników??? Ja nawet nie znalazłem schodów na górę!!!:) A ludzie oczywiście spali wszędzie gdzie tylko było miejsce na głównej sali. Nawet nie chce mi sie tu wspominać o czymś takim jak internet (był? ja nigdzie nie widziałem a nikt nie potrafił powiedzieć mi gdzie jest!), manga room, jakiś porno room i inne przewidywane "atrakcje". Wartą zanotowania ciekawostką jest to, że w postacie ochrony wcieliły się 2 kobietki. Jedna blondyna miała nawet czym oddychać, nawet bardzo:) Myśle, że fajny to pomysł bo faceci to tylko sie rzucają a jak taka miła, "oddychająca" ochroniarka prosi żeby wszyscy wyszli bo tu nie wolno palić to oczywiście wszyscy grzecznie wychodzą:) Poziom większości kompotów był przeciętny. Wyjątkiem był 4 channel music compo (totalna kicha) i pc demo compo (nic ciekawego, nic nowego). Większość produkcji niestety nie pamiętam zbyt dokładnie bo byłem zajęty odkrywaniem innych wymiarów rzeczywistości ("ta sala oddycha":) Nad ranem sala była prawie pusta. Azzaro wyglądał na załamanego. Pomogłem jeszcze obliczyć wyniki w amiga demo compo i zacząłem się powoli zmywać z party place żeby zdążyć na jedyny pociąg do domu (zresztą z przesiadkami, ale czy ktoś miał bezpośredniego do domu?). Robiąc podsumowanie muszę stwierdzić, że pod względem organizacji party było chujowe! Może bym to olał jak na większości party ale tak szumnie było to zapowiadane, że nie mogę odpuścić. Super-mega-zajebiście miało być, a było gówno-kicha-nudy. Ale z drugiej strony jako kilkuletni partyzant nie jedno widziałem i zdążyłem się już przyzwyczaić. Dla mnie party jakie by niebyło i tak zawsze w sumie jest spoko. Jadę po to żeby spotkać się z kumplami, pogadać, poznać nowych itp. Ale jednak boli mnie to, że w polsce robi się dalej takie kichy. Obiecanki - cacanki! W sumie widać było, że Azzaro się starał, że chciał jak najllepiej jednak mu to nie wyszło. Zchrzanił. Ale czemu się dziwić? Nie można zrobić extra party w pojedynkę. 2-3 gości do pomocy którzy nie mają jaj to za mało żeby stworzyć dobry team. Zostaje tylko zapamiętam sobie, żeby NIGDY nie wierzyć organizatorom w to co wypisują w invitations i podziękować Azzorkowi że podjął się organizowania party. Wiadomo było, że i tak go sfakają ale chłopak się nie przestraszył. Ogólnie mówiąć: pod względem organizacji totalna klapa, pod względem klimatu też nie było najlepiej ale w moim przypadku było całkiem fajnie (czołem "grzybiarze": Acid, Toxik i Pzyhall) i zapamiętam to party jako syf organizacyjny oraz super tripy z kumplami. Było spox. [Norman.Anadune] Party greets: Azzaro, Morino, Kazik, Acryl, Andy, Acid, Toxic, Pzyhall, Yves, Benny, Lopez, Iceman, Zabora, Blaze, Flapjack, Blaze, Jim, Mcr, Starlight, Budgie, Madman, Qix, Revisq, Dave, ex. Duke, Hogan, Melon, Digger, Insert, Visual, Protas, Informer, Superfml, Kosmi, Belos, Def, Ivanhoe i wszyscy inni o których niestety zapomniałem.