Quast Party'96
                                  Smooth
 
 
Janek nadaje z atarowskiego party Quast`96...

Jakoś tak  dziwnie się stało, że zawiało mnie na atarowskie party Qast`96.
Myślę  sobie:   A  chuj,  co  będę  siedział  w domu.  W Poznaniu mnie nie
będzie,  na Intel Outside też, to co se będę qrwa żałować.  Zresztą kiedyś
też miałem Atari.  Zobaczę jak atarowcy sobie radzą...

Podróż  była  niezbyt  ciekawa.   Nic  nie  piliśmy, bo Phoenix (swapper z
małego ataraka) uparł się, że przyjedziemy trzeźwi.  Tak też było.

Na  początek pewne rozczarowanie.  Ludzi mało, widać, że jeszcze dużo jest
organizacyjnie  do  zrobienia.  Phoenix urządził się ze sprzętem na górze,
na  takim  jakby balkonie, zaś ja trochę zacząłem błąkać się to tu to tam,
aż wszystko się rozkręci.
 
Sala  w  której miało się odbyć party była niewielka, ale w sam raz jak na
tego   typu   imprezę.   Reklamowany  Bigscreen,  to  tylko  białe  płótno
zawieszone na ścianie frontowej sali.  Cóż...
 
Orneta  nie  jest  miastem  zbyt dużym.  Prawdę mówiąc to wiocha !  Główne
ulice  można przejść w ciągu góra 15 minut.  Taka sobie mieścina.  Lecz tu
pierwsze  miłe zaskoczenie.  Niby taka wiocha, a co krok słychać techno, a
nie disco-polo i to całkiem fajne kawałki.
 
Powoli,  bardzo  powoli  imprezka  zaczęła się rozkręcać.  Przybywała cała
Gdańska  (i  nie  tylko)  elita,  min.  Krzyś Kubeczko oraz scena z innych
zakątków  Polski.  Jako ciekawostkę podam tylko, że Kubek jest najbardziej
znanym  człowiekiem  związanym  z Atari poza jej sceną, a sam uważa się za
lamera.

Ludzi  przybywało,  ale to ciągle było nic.  Goście byli raczej trzeźwi co
mnie trochę dziwiło.  Rozpoczęło się tradycyjne kopiowanie...

Choć  imprezka  miała być only atarowska zawiało na nią i 3 może 4 pCIARZY
ze  sprzętem  oraz  zagościła  na sali tylko jedna 1200.  Pojawiła się też
Amigowska scena...
 
Ciekaw  byłem  jak  odniosą  się  do  mnie  atarowcy.  Wszystko O.K !  Bez
żadnych  fuck`ów  i  innych.   Wielkiej  sympatii  też nie odczuwałem, ale
ogólnie  postawę  atarowców  muszę pochwalić.  Of koz widać było, że stare
wojny  trudno  zapomnieć.   Mimo  to  atarowcy Amigi już nie fuck'ają, nie
tylko  tolerują  ich,  ale  czasami  można z nimi pogadać.  Są to ludzie w
porządku,  gdyż  zauważyłem  takie  nie  pisane  porozumienie.   Po prostu
jedność  procesorowa  dała  o  sobie  znać.  Razem z nimi wołałem Motorola
Inside, pC suxx!  Intel outside!  Jest po prostu coś co nas łączy.
 
Organizacja party była do dupy, więc nawet nie było uroczystego otwarcia !
Nadszedł  wieczorek.   Patrzę,  a  tu  atarowcy są na niezłej "fazie" (50%
całości party).  Wódy, piwa lały się strumieniami.  Niektórych trzeba było
wynosić  (pozdrowienia dla Winia und MacGavera!).  Niektórzy tylko obijali
się o ściany (tym razem pozdrawiam Geparda oraz Kubka).  Pojedyncze sztuki
piły  tylko  piwo  lub  nic  nie piły (pozdrowionka dla Zoltara X Phoenixa
kilku  innych  und  reszty...).   Zabawa  była  na  sto dwa.  Leciały cool
teksty.   Były  to  teksty  o  różnej  tematyce  i  czasami nawet z sensem
głębszym niżby się mogło wydawać.
 
Krajobraz  party  był  wtedy  taki:  Połowa ledwo chodzi na nogach, połowa
obija  ściany,  a  reszta  pije piwo i pali pety.  Do tego dochodziła cool
muzyka  techno.   Co  za atmosfera !  Tak minął 1 dzień party.  Było cool.
Niektórzy  się  uchlali  w  trzy  dupy,  ale  oni  mieli to właśnie w tych
częściach  ciała.   Kilka słów o organizatorze.  Cool gostek!  Nie czepiał
się  niczego,  mogłeś chlać  ile  żeś  chciał  mogłeś pić, palić do woli a
nawet...   Na  party  jakoś  dziwnie  przewinęło  się  sporo  całkiem  nie
brzydkich panienek.  Niektórzy skorzystali...

Drugi  dzień party.  Leczymy kaca i inne.  Kopiowanie na całego tak jak na
każdym  party.   Ranek  - wszyscy są tak dziwnie trzeźwi.  Po raz pierwszy
się  też  dowiedziałem  o  tym  co  zobaczę  na kompotach.  Przyjąłem to z
zainteresowaniem.

Śniadanie  zjadłem  w  pewnym  "barze,  nie  barze"  na  mieście (co to za
miasto?)  Zbyt  smaczne  to  nie  było, ale cóż wyboru to my nie mieliśmy.
Całe  party łaziło tam się posilić.  A propos żarcia!  Jadłem gdzieś jeden
posiłek dziennie, było to jakieś "śniadanio-obiado-kolacja" (po południu).

Później  trzeba  było  dokupywać  sobie  jakieś  drobiazgi.  Z ciekawszych
rzeczy  napiszę,  że  zdaje  się ,że tego dnia nadjechała ekipa amigowska.
Min.  grupa Mystic i Scum.  Ten dzień był taki przejściowy..  Jedna połowa
chlała,  druga  kopiowała.  Ci od kopiowania byli na dole, zaś cały balkon
był  nachlany  równo.   Na  tym  party  żeby być pijanym trzeba było wypić
przynajmniej połowę tego co wypił Winio (facet jest nie do pobicia..).

Na bigscreenie puścili nam kawałki z party sprzed roku.  Było chyba więcej
ludzi  i organizacyjnie party było na znacznie lepszym poziomie.  Lecz nie
jestem  pewien czy była wtedy taka zabawa...  Sporo osób kończyło prace na
kompoty,  a  ci  co  się  nudzili  pisali  swoje wrażenia z party w czasie
rzeczywistym  na  włączonym ST.  Wyczuwało się pewne rozczarowanie.  Wciąż
mało osób, organizacja do dupy i nuda, to mogło nas wkurzać.

Wieczór - "faza" ruszyła!  WSzystko jest O.K.  !

Dzień  trzeci.   Posiliłem  się  tak jak zwykle, no i trochę się nudziłem.
Czuło się podniecenie przed kompotami i gdy facet na pC puszczał animowane
japońskie filmiki (cool !).  Nawet na bigscreenie puścili 2 Animki -Porno!
Wszystkim się to spodobało i chcieliśmy więcej, ale nie wyszło...  Leciały
marne  demka  na  flakona.  A propos demek najlepsze były chyba właśnie na
jedynej A1200.  Robiły wrażenie...
 
Kwatery mieliśmy w pobliskiej szkole.  Było to niedaleko od samego miejsca
party.   Większą  część  party  spędziliśmy  więc  na  sali z komputerami.
Niektórzy  na  samej  właśnie  sali  spali pod kątami lub mając klawiaturę
ataryny  za  poduszkę...  Przyszedł czas kompotów.  Czy mam pisać ile razy
był  on  odkładany?  Nareszcie.  Jednak w końcu do nich doszło.  Pominę tu
wszystko:   muzyki,  grafiki  na XE/ST, flakona i przejdę do jednego intra
oraz  demka.  Intro miało 16kB, a zawierało w sobie takie efekty, że szok.
Ale  największa sensacja to demo AssKicker.  To szok totalny!  Efekt dooma
na  małe atari, Phong, cienowanie Gorauda i inne rzeczy.  Znam wiele demek
na   Amigę,  które  przy  tym  wysiadają.   Demko  wydała  grupa  Shadows.
Obiektywnie mówiąc komoda leży na dwóch łopatkach i kwiczy!

Napiszę  jeszcze  o  atmosferze  party.   Była ona cool i dzięki temu mimo
olania  organizacyjnych  spraw  było cool.  Scena atarowska jest mała, ale
dzięki  temu  bardzo  zwarta i zżyta ze sobą.  Tutaj w zasadzie każdy znał
każdego.   Jednym  słowem  ludzie  będący ze sobą friendship i nie miejący
przed  sobą tajemnic.  Tego nie ma na żadnym amigowskim party.  Ludzi jest
od  chuja,  ty nikogo nie znasz, bo scena jest very big, no i nie masz tej
atmosfery.   Był  jeden  wyjątek:   duźi  Atarowcy.  Oni byli odizolowani.
Nabijano się trochę z nich i chyba słusznie, bo nie potrafią nic zrobić na
swoim komputerze.  "Atari sT, je je je..."
 
Po  kompotach  było  trochę różnej nalewki.  Nie będę tego opisywał, bo co
się będę produkował.  To są nieodłączne części każdego party.

Wiadomo  też,  że  nikt kto na party wtedy nie był, nie skapuje co było, z
czego się wtedy laliśmy itd.
 
Next day.  Zakończenie i do domciu!  Szybko to poszło...  O 12:00 już były
pustki.
 
Podsumowanko...
 
Atarowcy,  to  w  dużej  części  cool  goście!   Także  lubią sobie wypić,
poszaleć  też  nie  cierpią  intela i pc.  Niektórzy niezbyt jeszcze lubią
Amigę,  ale  to wyjątki.  Widziałem sporo demek atarowskich.  W żadnym nie
widziałem  napisu  Amiga  suxx, czy coś w tym stylu.  Panowało tam:  intel
outside!   Motorola  inside!   Pc suXX!  Tak trzymać!  Zwłaszcza, że wielu
gości miało Atari i Amigę, czyli oznacza, że szykują się oni na wejście na
scenę Amigowską.  Taki niekontrolowany proces zmiany scen.  RULEZ!  Smutne
jest to, że jednak duża większość przerzuca się na pC.  Chcą tworzyć scenę
pC.   Błądzenie  jest  jednak  rzeczą  ludzką.   To  już  jest ich sprawa!
Atarowcy  dość  równo fuckali komodę.  Nie tak bardzo jak sami komodziarze
atarowców.   Tutaj  wojna  jeszcze  trwa.   Mieli  w zasadzie powody, gdyż
komodziarze mając większą scenę, fuckają Atari równo.  Według mnie, to już
chyba  ostatnie  takie  party  only  atarowskie.   Scena atari zaczyna już
przymierać.   Oddajmy  jej  hołd!  Zeszła w wielkiej chwale i mimo wojen i
niesmaków,  tak  samo  jak  scena  amigowa  przyczyniała  się  do  rozwoju
popularności  komputerów "Motorolopodobnych".  Pożegnaliśmy ludzi ze sceny
atarowskiej.    Mam  nadzieję, że  większość  będzie  niedługo  na  scenie
amigowej!    Więc  wspominam  miło  te  party,  które  mimo  olaniu  spraw
ogranizacyjnych  było  coolaste.   Atmosferę  samego  party  podsumowałbym
tytułem płyty Kazika - porozumienie ponad podziałami!



                                  SmOOth