POLISH SUMMER PARTY by Kosa/True Colors ...zapowiadało się całkiem ciekawie. Z Sanoka jechały nastepujące osoby: Bartesek/Poison, Zenial/The Grid, ToMmY/ReXXioZ & Jajo/ReXXioZ [Ice: Sorry guys, że mnie tam nie było, ale nie zdążyłem zebrać funduszy!!] oraz ja. Miał jeszcze jechać Saver/Casyopea, ale zanim gość zdecydował się na wyjazd na party to myśmy już byli w Jaśle. W sumie na początku podróż przebiegała całkiem spokojnie, ludzie powoli zaczynali aklimatyzowac się w pociągu, aż tu nagle Bartesek, wyciągnął Sangrię (winko) i od razu zapowiedział, że nikomu nie da ani łyka, bo on nie po to płacił 70 tys. żeby teraz się z kimś dzielić. Wszyscy wspólnie wygwizdaliśmy jego głupi pomysł. A on na to, że ma nas w dupie i najspokojniej w świecie zaczął sobie obciągać Sangrię. Bartes ma niestety słaby łeb i już po połowie butelki zaczął się prawdziwy cyrk. Może nie wszyscy wiedzą, że jak Bartesek sobie wypije to staje się zajebiście szczery. Najpierw przyczepił się do Zeniala, zwyzywał go do tego stopnia, że biedny Zen, który uchodził za twardziela nie potrafił nawet porządnie odgryść się Barteskowi, a nawet jak mu się coś udało sensownego sklecić to Bartesek tak to obracał przeciwko niemu, że cały przedział (łacznie z jakąś panienką) płakał ze śmiechu. Hasła leciały nie przeciętne, uważam jednak że Bartesek powinien się czasami nieco chamować. Niektóre rzeczy, wygarnione Zenialowi, dotyczyły jego bardzo prywatnych spraw, widziałem że nawet wśród nas niektóre bluzgi budziły niesmak. Biedny ToMmY stanął w obronie Zeniala i wtedy Bartesek paroma szybkimi hasłami przygwoździł ToMmY'ego do tego stopnia, że biedaczysko mrugał powiekami i bezdźwięcznie poruszał ustami. Ludzie!!!! Jak Bartesek jest pijany to lepiej go nie denerwujcie! Gdzieś po pół godziny atmosfera się rozluźniła. Kobieta, która z nami jechała zbulwersowała się naszym zachowaniem i wyszła z naszego przedziału [ToMmY: Ciekawe co ją tak zdenerwowało?]. I tu się zaczeło! Bartesek dawno już opróżił swoją butelczynę dając nam jedynie powąchać (a co niektórym łyknąć) winka. Druga przestroga - ludzie nie siedźcie z Barteskiem w jednym przedziale, kiedy jest po winie. Jego ufa (piardy) są nie do zniesienia, gość normalnie co 60 sekund ładował nam dawkę świerzych piardów. Zacap był na cały przedział, w sumie był to niezły trick bo każdy, kto wchodził do naszego przedziału z zapytaniem: "..czy znajdzie się tu wolne miejsce?" - wybiegał krzycząc: "O JEZU!!!!" Znalazł się jednak śmiałek, dziadzio po 60-tce, trzeba przyznać że wielki był z niego twardziel, przetrzymał jedne z największych salw, jakie Bartesowi dało się wypierdzieć, (jesli interesowałby was zapach tych piardów to proponuje zrobić takie doświadczenie - rozbić 2 letnie jajko wielkanocne (starą pisankę) i delektować się zapachem, można go w małym stopniu przyrównać do piardów Barta). Wracając do dziadzia, gościu w końcu stwierdził że zaraz ma stację, a nie chciałby jej przegapić. To mówiąc wypadł z naszego przedziału jak z procy. Widzieliśmy go jak siedział na korytarzu, a wysiadł dopiero pół godziny później. Najśmieszniejsze z tego wszystkiego było to, że smród rozszedł się po całym korytarzu i nasz wagon został objęty czymś na wzór "kwarantanny". Nikt już tędy nie przechodził, nawet konduktor nie sprawdzał biletów, kiedy zaś Bartes wyszedł do kibla to zaraz lekko speszony wrócił krzycząc, że wszyscy się na nas dziwnie patrzą. I faktycznie jak wychyliłem głowę z przedziału, wszyscy ludzie w przejściu między wagonami patrzyli się w naszą stronę z lekkim obrzydzeniem. Bartesek zrobił im jeszcze jedną niespodziankę, wychodząc z przedziału nasrał tam ile wlazło, później szczelnie zamknął przedział i na koniec zesrał się w prześciu co zaraz wywołalo popłoch wsród ludzi - jakaś kobieta krzykęła: "Otwórzcie okno!!" [ToMmY: Fakt autentyczny!] Na dworcu w Katowicach czekaliśmy 4.5 godziny, w międzyczasie dojechało paru Atarowców, dało się też zauważyć Bartmana, Jogurta, Dave'a. W drodze do Poznania Bartes ciągle zatruwał powietrze, ale ludzie już byli tak ogłupieni tymi gazami po Sangri, że nikogo to już nie ruszało. W Poznaniu byliśmy o 6:50. Bartesek z Bartmanem pojechali taxówką na party place. Po krótkiej naradzie postanowiliśmy również pojechać taxówką. [ToMmY: Nasz kierowca był strasznie naprany (Vodka rulz!) oraz udawał, że nie wie gdzie jest ulica Prusa (tam miało odbyć się party) i woził nas po całym mieście.] Na miejscu byliśmy o 7:10. Pod szkołą czekało już około 50 osób. Powoli zaczęły się zjeżdżać coraz większe grupki scenowców. Po dwóch godzinach grania w karty w końcu nas wpuszczono (dokladnie o 9:30). Przy wejściu powitały nas dwie panienki z RMF'u, które rozdawały czekoladki RMF (pycha!) i ulotki z trasą INWAZJI MOCY. Jak to na party, ludzie zaczęli grać, kopiować, poznawać się, pić, palić, itd. Jeśli chodzi o organizację to według mnie nie było jej wcale [ToMmY: Podpisuję się pod tym obiema rękami, nogami i czym tam jeszcze chcecie...], gdyż nie podano terminów do poszczególnych kompotów, nawet w przybliżeniu! W 4 kanałowym music compo brały udział modulesy 8 i 16 kanałowe, które zresztą późej wygrały! (1 miejsce - 8 Channel Dan. 2 miejsce - 16 Channels Kopernik). Parodia!!! Kompo graficzne było w sumie najlepsze. Pierwsze miejsce zajął Yoga, drugie Lazur. W demo compo zabiła nas grupa SCUM ze swym super demkiem, które ostatecznie wygrało. Grupa Anadune zajęła drugie miejsce, również z fajnym demkiem, być może nawet SunRise/Anadune wygrało by, gdyby nie to, że zostało błędnie odpalone przez "fachowych" organizatorów. Trzecie miejsce zajęła grupa Erotic Design z równie dobrym demkiem. Ze znanych grup pojawiło się też demko Mystic'u, ale było ono na takim poziomie, że lepiej nic o nim nie pisać. Intro compo przeleciało bez większego echa, w sumie tylko jedno 4 kilowe interko grupy PICCO zasługiwało na pochwałę. Na party można było sobie pograć na Sony Playstation, oraz pooglądać Mangę w MANGA ROOT! Bufet na party był słabo zaopatrzony. Z gorących posiłków była tylko kiełbaska. Około godziny 22:00 rozpoczął się koncert jakiegoś team'u metalowego [Ice: Ja PIERDOLĘ!! Czemu mnie tam nie było!!!] goście grali na przyzwoitym poziomie, ale mogli nieco ciszej walić po bębnach i gitarach, bo momentami można było oszaleć. Jeśli zaś chodzi o ochronę to była ona bardzo chamska, nie chcieli nas (ani wogóle nikogo) wypuścić z party place, brutalnie odtrącając nas od drzwi wyjściowych. Momentami czułem się tam jak w jakimś więzieniu. W sumie party było udane, ale zawdzięczamy to tylko ludziom, którzy stworzyli taką fajną atmosferę, sami organizatorzy byli prawie nieaktywni. Z tego co wiem grupa Flying Cows straciła na tym party 30 milionów (podobno Zibi ma sprzedać auto żeby zapłacić za wszystkie szkody). Z party wyrzucono nas o 12:10 nie pozawalając nam nawet dojeść prowiantu. Drogę powrotną umilały nam karty i zabawne kłótnie Barteska z Bartmanem. W pociągu zrobiliśmy jeszcze małe wietrzenie nóg (skarpetki były nie zmieniane od kilku dni). Tak więc znowu mieliśmy trochę wolnego miejsca. W sumie w Sanoku byliśmy o 7:30 rano. Współczułem tylko Barteskowi bo gościu musiał iść na 8:00 do pracy. [Ice: Apel do wszystkich, którzy przysyłają do nas (ReXXioZ) artykuły: LUDZIEEE!!! Kurna!!! Postarajcie się o Polskie fonty!!! Apel ten dedykowany jest osobom takim jak : Kosa i Obornik]