Polish Summer Party`96 - partyreport - O tej imprezie głośno zaczęło być już wczesną wiosną tego roku. Po klęsce organizacyjnej Primavery 3, Gelloween 2 i kilku pomniejszych parties (całkowintym nie odbyciu się) wyczekiwano czegoś poważnego. Było co prawda Staszic Party 3, lecz tego poważnie traktować się nie da. Tak więc grupa FCI wzięłą sprawy w swoje ręce i sama postanowiła zorganizować jakiś spęd scenowy. Poszły w świat wici, wychwalające wielkość imprezy, powagę konkursów i mnogość nagród. Przyszło kilka rodzajów zaproszeń (hi Zibi!), nie sposób więc było nie zaoszczędzić trochę szmalu i wyskoczyć te 300 kilometrów dalej, by rozpocząć wakacje w dobrym stylu scenowym... Nikogo zapewne nie interesuje sposób, w jaki dostałem się do Poznania, jednak nadmienię o tym kilkoma zdaniami. Z Koszalina wyjechaliśmy z Drf`em w środku nocy, po drodze w Szczecinku dosiadła się prężna ekipa z Czaplinka i Świdwina, po czym reszta drogi w lekko przpełnionym przedziale upłynęła w miłej atmosferze. Alkoholu było w sam raz, markery i fajki też krążyły, nie mogłem się więc nudzić. Po wysiadce w Poznaniu w kiblu naszego wagonu nie było się gdzie wpisać - zamalowane było wszystkom- od podłogi, aż po sufit, włączając nawet wnętrze umywalki i muszli kolzetowej. Poza tym w przedziale mieliśmy najpiękniejszą tapętę w całym składzie, jarzeniówkę w paski i temu podobne ewnementa. Współczuję jedynie czyścicielom wagonów, którzy musieli to później ogarnąć... Zaraz po wyjściu z pociągu, tuż przed wyjściem głównym do miasta dojebało się do nas dwóch poznańskich pojebów. Krótko przycięte włoski, tlenione grzywki i jakieś pedalskie koczki na środku czoła. Szukali dymu, lecz nie daliśmy się sprowokować. Umówiłem się z nimi, że wracamy we wtorek rano i wtedy możemy się napierdalać, jeśli chcą. Do tej pory jesteśmy dla nich święci. Zgodzili się pojeby. W tym momencie Poznań miał pierwszego minusa - zoo na ulicach... Teraz problem drugi - jak tu kurwa trafić na osiedle Rusa. Wyjąłem zaproszenie i skierowaliśmy się według wskazówek na Rondo Rataje. Po drodze toaleta w krakach, śpiewy chóralne, odpocznyek w parku i temu podbne, co wzbudziło zdziwienie miejscowej gawiedzi, jako że była dopiero prawie piąta rano. Po drodze dołączyło jeszcze dwóch ludzi z Łodzi (sorry, zapomniałem wasze ksywy, a może ich w ogóle nie wymienialiście...). Trasa dłużyła się niemiłosiernie, poza tym każdy mieszkaniec podawał różne kierunki do tego jebanego ronda. Wreszcie po około godzinnej wędrówce trafiliśmy tam. Spotkaliśmy też dwóch wysłanników organizatorów, którzy akurat naklejali strzałki kierujące tłum na partyplace. Przynieśli hiobowe wieści, że party rozpoczyna się dopiero o 10:00. Podali też numer autobusu, którym mieliśmy trafić na miejsce (chyba 81). Poszliśmy na przystanek, kupiliśmy bilety i pojechaliśmy. Na miejscu okazało się, że partyplace to szkoła podstawowa... w budowie! Tak, większa część była w stanie surowym, lecz główne miejsce spędu stało już wykończone. Spotkaliśmy też dwóch gostków, którzy rzucili plotkę, że wjazd kosztuje 30 nowych złociszy. Plotka ta wkrótce się potwierdziła. Drugi minus. Teraz wjazd na żadne party amigowskie nie zejdzie poniżej tej stawki. Zamiast spodziewanych tłumów ujrzeliśmy zaledwie kilku ludzi na położonym nieopodal asfaltowym boisku - siedzieli tam na karimatce Iglo/CDS, Def/Floppy^Erotic, za moment dołączyli też inni - The Founder/Scum, Hiv/Scum, Revisq/Anadune i tak dalej jakoś poszło. Próby dotarcia do wewnątrz bydynku spełzły na niczym. Organizatorzy twardo obstawali przy tym, by wpuszczać tłum dopiero od 10:00, więc te cztery i pół godziny spędziliśmy na zewnątrz. Czas płynął własnym tempem - witano się z dawno nie widzianymi kumplami, pozawano nowych, palono i pito wszystko - od herbaty z termosu po spirytus z gwinta. Co poniektórzy odsypiali zarwaną noc w śpiworach lub na ławkach. Panicznie poszukiano też wszelkiej maści sklepów, sklepików i kramów z napojami wyskokowymi. Słonko świeciło, lecz za gorąco nie było. Trzeba było ratować się dodatkowymi bluzami, swetrami lub... napojami rozgrzewającymi. Z perpsektywy czasu ten moment imprezy oceniam najwyżej. Organizatorzy nieco zmiękli i zaczęli wreszcie wpuszczać tłum nieco przed czasem. Wjazd zaiste był drogi, lecz skoro już przejechałem tyle i odstałem swoje na zimnie, to szczytem paranoizmu byłoby teraz wracać do domu. W wejściu bramkarz, w holu dwie paniusie - jedna za "kasą", druga rozdawała votki i indentyfikatory. O dziwo - nie było żadnego tłoku, znanego z wejścia na Intela 2, nikt się nie pchał, wszystko przebiegało szybko i sprawnie. Nie było też żadnej rejestracji wchodzących, nikt nie pytał o personalia. Byłem zaskoczony, ale w końcu to nie mój biznes. Ja zamierzałem się tam tylko dobrze bawić. Sala główna rzeczywiście była imponujących rozmiarów i Sivy dobrze zauważył, że rozmiarami przewyższała tę ze "Stodoły". Design szkoły bardzo mi się podobał - nowocześnie zaplanowana, funkcjonalne, przestronna, o góry sali głownej balkon - same plusy. Nie było też problemów ze znalezieniem miejsc siedzących i na hardware. Sala powolutku zapełniała się, lecz tłoku nie było. Party obliczono na około 1000 osób (w końcu od prawie roku nie było poważnej imprezy), jednak zjawiło się tylko około 300-400 osób. Czynnikiem odstraszającym miejscowych była cena. Sam widziałem kilka osób kiwających głowami i po zobaczeniu ceny wracających do domu. Czasami chciwość szkodzi. Niechby wjazd kosztował te 20 złotych - na pewno więcej ludzi byłoby w środku. Impreza rozpoczęła się. Co chwilę wyskakiwałem na piwko, jednak byłem w stanie dostrzec sporo nieporozumień - rave party w samo południe, przy największej jasności w sali, beznadziejność stylu w jakim przprowadzano konkursy (wygrałem rzut beretem compo klasycznie wyrzucając beretkę na sporą odległość, jednoczesnie spadając ze sceny na plecy. Bolały mnie potem żebra, ale czego się nie robi dla sławy :))) Mi osobiście nie przeszkadzało popogować podczas rave`u, lecz sporo mniej odważnych osób zapewne wstydziło się tańczyć w takim świetle. Kolejny minus. Tutaj też czas płynąl swoim tempem, lecz dłużył się niemiłosiernie. Brakowało rozrywek. Wreszcie ogłoszono deadline`y, których i tak nikt nie przestrzegał. Wszystko sprawiało wrażenie prowizorki, matactwa i nie wyglądało najlepiej. Szczytem pojebania było plucie jakichś lamerskich komentarzy podczas rave party. Prowadzący lame!!! Przed totalnym zaśnięciem ratowali jedynie kumple, których spotkałem prawie wszystkich i którzy jak zwykle okazali się zajebistymi znajomymi. Chwała wam za to ludzie. Tak jakoś późnym popołudniem rozpoczęto music compo. Selekcję przeszło 13 modułów - jakości średniej. Na uwagę zasługiwał jedynie moduł Magla (zmienił styl nie do poznania), Kopernika oraz Dana. Szczytem nieporozumienia jest przejście selekcji przez Dreamera, na którego moduł nie oddano ANI JEDNEGO głosu!!! Odrzucono natomiast perełki takich twórców jak Dave czy też Cia. Competition wygrał Dan/Investation z utworem "Religious" (digibooster, 8 kanałów), drugi był Kopernik/A.O.D. - "Opium For A Masses" (fast tracker, 8 kanałów), trzeci natomiast Dagon/Old Bulls - "M.o.o.d." (protracker, 4 kanały). Później nastąpiła przerwa, a dopiero około północy rozpoczęto resztę competitions. W 64k intro compo wygrała grupa Venture z interkiem "Full Flavour", drugie miejsce dostali Floppy za "Luperkaline", a trzecie Investation za "64 kb intro". W 4kb intro compo wygrali Picco - "Hills" (wreszcie przypomnieli o sobie), drugą pozycję okupowali dawni członkowie Soldiers And Flowers ukryci pod nazwą Dinx Project z interkiem "4kb", a trzecia pozycja przypadła grupie Why, też za "4kb". Największe przekręty były w demo compo. Organizatorzy puszczali demka z pełnego systemu, z uruchomionym Virus Z, co powodowało błędne działanie sporego ułamka produkcji. Demo grupy Anadune nagminnie zawieszało się, czym wzbudzało gromkie gwizdy i trąbienia (to ja). Wreszczie odpalono je z komputera... członków grupy Anadune. To trochę przekręt, ale skoro już do tego doszło, to mamy precedens i możemy dostarczać produkcje chodzące tylko u nas, uruchamiać je z własnych konfiguracji i... wygrywać. Demko było ładne, porażało zajebistą grafiką i designem, mnie zaś efektami (dziękuję za pozdrowienia :)). W ogóle tylko to demo i produkcję grupy Scum można bez wstydu słać na Zachód. Scum zrobili demko wybitne, jednak ładnie chodzące tylko na wypaśonym sprzęcie. Na zwykłej A1200 z 6mb ramu lepiej tego nie oglądać. Oprócz tego jeszcze tylko demko Erotic Design reprezentowało ustalony polski poziom. Reszta produkcji typu - obejrzyj do połowy i skasuj. Na wyskoim poziomie stało graphic compo. Tu praktycznie każdy z dwudziestu kilku obrazków mógł wygrać. Było kilka wybitnyvh i to ich twórcy podzielili się nagrodami. Pierwszy był Yoga/United Artists, drugi Lazur/Anadune, a trzeci Alber/??? (sorry, nie znam...). Raytracing compo nie widziałem, ale z relacji znajomych wywnioskowałem, że nikogo nie zachwyciło. Najlepszym momentem było crazy demo compo. Niektóre dema były naprawdę ładne i mogły startować w zwykłym konkurse (vide - produkcje Przyjaciół Stefana B.). Poza tym królował DemoManiac i Amos. Szkoda, że nie pokazano odjazdowego demka Sector 5 - "Jasio". Później było kilka compotów na C=64. Efekty, jakie wyduszano na tym configu wpędziły mnie w osłupienie. Rozdupczyła natomiast muzyka, która usypiała, usypiała, usypiała... Nieodbyło się natomiast żadne compo dla Peze, ponieważ zjebało się coś z hardware`u. Oto pecetowska jakość... :))) W momencie zakończenia competitions rozpoczął się największy przekręt od czasów "Żądła" - hurtowo zbierano votki od zaspanych ludzi, kserowano je i wpisywano na pierwszym miejscu własne produkcje. Brak rejestracji ludzi na wejściu umożliwiał oddawanie votek przez fikcyjnych partowiczów (sam kilku wstawiłem). Votka do głowoania nie była wcale zabezpieczona - sam czarny kolor na białym tle, brak miejsca na crazy demo compo itp. Ten element to kolejny minus. I to duży. Nie odbyło się bardzo dużo zapowiadanych competitions - łamanie płyty od PC, ascii compo i wiele fun compos. Organizatorzy niczym szuje oszczędzali na wszystkim, na czym tylko się dało. Obiecywanej A4000 nie było, zamiast tego dano jakieś biedne turbo za miejsce pierwsze, za drugie zaś 4mb fastu do A1200. Paranoja!!! Poza tym mozna było wygrać Aminet 8 lub "Prawo krwi", czy też bazę "Telekspress". Lamerstwo na całego! Od tej pory organizatorzy tego party to dla mnie największe skurwiele na ziemi. Oby wam to, co zarobiliście popierdoleńcy uszami wyszło. W przyszłym roku szukajcie sobie innego frajera, od którego wyciągniecie 30 złotych za takie gówno. Nie jestem jakąś tam kurwa Matką Teresą, żeby wam Blizzardy fundować. Chuj wam w dupę! Z kolejnych minusów party można wyliczyć chujową lokalizacje - w nocy nie było showu Magla, bo sąsiedzi mogli protestować. Monopolowy był też na dużym osiedlu, a na takich kwitnie przestępczość, czego dowodem jest złamany nos mojego kumpla, czy też przepychanki z pałami, które chciały kogoś zabrać na wytrzeźwiałkę, bo organizatorzy nie chcieli go wpuścić do środka. Największy minus ma koleś z dyżurki, ten w białej koszulce, za swój styl bycia, odpychający stosunek do wszystkich i maksymalne wkurwianie kogo popadło. Do płaczu rozbawił mnie też "barek", w którym nie było nic godnego uwagi, a cenu zręcznie wyśrubowano w nieskończoność. Podobnych mi niezadowolonych było sporo, o czym świadczyły latające wokół puste butelki po wódce i inne elementy wyposażenia sali. Jak zwykle brakowało koszy na smieci, skutkiem czego nad ranem wszędzie walało się od chuja śmieci, a podłoga kleiła się. Natomiast tendencje samobójcze dopadły mnie podczas koncertu jakiegoś garażowego bandu metalowego, który nie robił nic, prócz wkurwiania do białości. Swą niechęć do mangi umocniłem po wizycie w manga roomie. Wchodzę, a tam kurwa bajki, jak na Polonii 1 - identycznie jak "Gigi" czy "Mały Baseballista" albo "Czarodziejka z Księzyca" i kilkunastu ludków gapiących się w telewizor. Żenada... Organizatorzy nie sprawdzali też, czy dostarczone produkcje chodzą na ich sprzęcie. Rozpakowawywano nawet archiwa z demkami już podczas konkursu. Bez problemu można więc był podrzucić jakiego wlasnego virusa jako np. 4kb intro... Na plus wpłynęła jedynie obecnośc starych, sprawdzonych znajomych oraz możliwość wyżycia się na poronionej Sony Playstation. Zapuszczono dwie bijatyki i zawsze ktoś tam grał. Brakowało jakichś wyścigów, np. "Need for Speed", które swą miodnością przewyższałyby te głupawe bijatyki. A tak ci, co znali ciosy grali sobie cały czas, a inni patrzyli. Mnie to nie bawiło. Pograłem chwilę i straciłem resztę szacunku dla tej konsoli. Co prawda moce obliczeniowe wspaniałe, ale gry tak jak wszystkie obecnie na PC - ładne wykonanie i zerowa miodność. Podsumowując party było udane tylko dlatego, że spotkałem kumpli dawno nie spotkanych, poznałem wiele nowych osób, zgrałem sporo świeżego softu i wystawiłem crazy demo do konkursu. Poza tym - organizacyjna klapa, nuda i pusta kieszeń. Zdecydowanie najciekawszym momentem imprezy było wystąpienie Mr.Roota, który zapewnił, że Intel Outside 3 będzie napewno, będzie w Warszawie i będzie tak jak w zeszłym roku pod konie wakacji. Tam pojadę na pewno, bo to sprawdzona firma i gwarantująca ubaw na całego. zażenowany na calej linii Ctp/Mawi^L124^PSB