Polish Summer Party'96 - raport Że party się odbędzie, wiadomo było jakieś dwa miechy wcześniej. Więc czasu na zastanowienie się czy jadę czy nie, było kupę. No i decyzja była jednomyślna - jadę... Wraz z moim szkolnym kuplem, Yappim/Venal już na jakiś czas przed, omawialiśmy szczegóły naszej wyprawy... I doszliśmy do wniosku, a raczej zostało nam to narzucone, że wybierzemy się najpierw do Białej, do Dr.Szacha/Dinx Project, i z tamtąd ruszymy dalej, już we trzech.. Później się jeszcze okazało, że dołączy się także Kośmi/Dinx Project, który to do Poznania akurat wracał -;)... No i byłbym zapomniał o siorce Kośmiego - Madzi.. Haj Madzia, pamiętasz nas? Po pechowym dla mnie rozdaniu świadectw (spoko, zdałem, tylko z jakimi stopniami...) wyruszyliśmy autobusem marki Autosan do Białej... Autobus był prywatny, więc raz: bilety były tanie co pozwalało zakupić dodatkowy stuff w postaci piwa, dwa: jak był prywatny, to musiał być troszkę w złym stanie... Całą drogę nawijaliśmy z Yappim o scenie, a jakaś laska co to obok nas siedziała, troszkę się dziwnie patrzyła... Yappi, patałachu czemuś się do niej nie dobrał tak jak chciałeś? Po dotarciu do pierwszego celu naszej podróży, wyczaiłem Kośmiego, który na nas już czekał.. Skoczyliśmy tylko do sklepu obok po browar, i popędziliśmy do znajomej już mi chatki na działce Szacha... Umówione to było miejsce na spotkanie z nim właśnie... Pogadaliśmy sobie z Kośmim, a że czas nam (mi i Kośmiemu) się dłużył, wychyliliśmy sobie po jednym... Humorek się odrazu poprawił i świat jakichś kolorów pięknych nabrał... Ale nie trwało to długo, bikoz wparował Szach ze swoim rodzicem, tym o płci żeńskiej... Mieliśmy jeszcze jakieś dwie godzinki do pociągu, czas więc spędziliśmy na gadaniu... Starsza Szacha się zaoferowała, i podwiozła nas na pekapa... Po kupnie biletów i zaopatrzeniu się na tę dłuuuugą drogę w wiadomo co, czekaliśmy tylko na pociąg.. I się doczekaliśmy hyhy.. Były ofkoz problemy ze znalezieniem wolnego przedziału, ale niezastąpiona Madzia i tym razem wywiązała się ze swego zadania, i znalazła nam cosik do siedzenia... Z dwoma starszymi osobami, ale to nic... Lepsze to, niż stanie na korytarzu, nie? Po kilku chwilach, mi i Kośmiemu się znudziło nic nie robienie, i wyciągnęliśmy browar... Ta starsza pani się tak dziwnie na nas popatrzyła, ale to nic... Obiągnęliśmy po trzy '10.5' i wyszliśmy sobie na korytarz... Niezastąpiona Madzia znów się popisała, i znalazła nam kumpli do flaszki, jakichś gości coto na przysięgę jechali... Zaprosili na wódeczkę, więc odmówić nie mogliśmy... To jest przynajmniej ja i Kośmi, bo reszta to abstynenci hyhy.. Paskudni zresztą (hi Szach&Yappi!).. Wypiliśmy po jakieś dwie setki i opuściliśmy towarzystwo w poszukiwaniu naszego przedziału... Troszkę za daleko jednak zaszliśmy... Jednak to nic, bo spotkaliśmy całkiem miłego pana, lotnika jak się przedstawił... Kośmi zaczął z nim konwersację, ja stałem już na fazie i się tylko głupio przyglądałem... Wróciłem do przedziału, siadłem, lecz po chwili znowu wstałem, tym razem do kibla... Wiadomo po co hyhy.. Mieszanina piwa, wódki i czipsów niezbyt dobrze mi zrobiła... Ale kilka pięknych fraktali, i znow byłem jak żywy... No, prawie... Położyłem się spać, bikoz więcej się troszkę miejsca zrobiło po opuszczeniu starszych państwa naszego (ich?) przedziału... Ofkoz w dalszym ciągu zbytnio nie jażyłem, ale chyba Kośmi zaprosił tego miłego pana lotnika do przedziału... Coś tam pierdolili, ja sobie spałem... Gdzieś w Warszawie, Yappi spostrzegł Igla, Pikusia, Defa, Revisq i Choinę jak człapali przez korytarz... Odrazu wytrzeźwiałem i się zgadałem z Pikusiem i resztą... Czas do Poznania uciekł szybko na pogawędce i piciu złotego trunku... Planowany wypad do Kośmiego już w Poznaniu nie wypalił, wolałem pojść z Iglową bandą na party place... I to dosłownie! Dwie godziny marszu przez miasto, zimno (zajechaliśmy około trzeciej rano...) no i jeszcze tak ciemnawo było... Trochę pobłądziliśmy, pośpiewaliśmy (hi Iglo!) ale jednak zaszliśmy... Pierwsze wrażenie zajebiste: szkoła duża, wszystko ładnie, cacy... Ale zaraz nam humorek się zepsuł... Dowiedzieliśmy się o cenie wstępu: 30 nowych złotych! Zbóje, chamy, faszyści! Żeby tak z nas zdzierać... No i druga, całkiem 'miła' informacja... Wpuszczali dopiero od dziesiątej, a na czasomierzach była dopiero szósta... Cztery godziny koczowania na boisku szkolnym.. Ale szybko czas upłynął, bikoz zjawił się Śląsk... Founder, Dave, Uhu i cała reszta.. Dave odrazu niezłego bagna narobił, ale musiał je posprzątać -;)... Poznałem troszkę ludzi (no nie Madel?) i ofkoz zapiłem, bo zimno było cholernie, a wódka jak wiemy rozgrzewa... Miłym akcentem było też to, że Lenin rozpalił ognisko, które niestety zaraz zgasło, ale zawsze to chwila ciepła -;)... Mieliśmy na zegarynce około dziewiątej, więc jeszcze tylko godzinka... Jako, że była to jedyna szansa aby pogadać sobie z ludzmi, bo później nie byłbym w stanie, zaczęłem konwersację z co poniektórymi moimi kontaktami... Acha, zapomniałem powiedzieć, że Kośmi, Szach, Yappi, ofkoz Madzia no i spotkany na dworcu Korball poszli do Kośmiego przespać się przed jumprezą.. Tylko myśmy zapierdalali jak durnie taki kawał... Więc dopiero zobaczyłem się z nimi w środku, już podczas party... A właśnie, zaczęli wpuszczać &^).. Tłok niemiłosierny był, bo się wjebaliśmy jakoś na sam początek... Za cenę 30 złotych dali identyfikatory i votki.. Żadnego rejestrowania ni nic... I bardzo dobrze, chociaż nie przedłużano. Zajęliśmy (ja, Uhu, Phaser, Founder, Madel, Drunk i ktoś tam jeszcze...) pozycję strategiczną przy jednym ze stolików, toboły rzuciliśmy pod stolik i doszliśmy do wniosku, że przydałoby się coś wrzucić na ząb... To jest do gardła hyhy... Więc zrzuta po kilka złociszy i ja z Uhem poleźliśmy do znajomego już nam sklepu po wódę... Kupiliśmy dwa literki, takie fajne... 'Premium' się chyba nazywało. Przemyciliśmy toto do środka, i zaczęliśmy rozpijać... Literek obaliliśmy, to dawaj drugi! Uhu już padł, położył się pod ławeczkę i zasnął biedaczek... Ja niestrudzenie dalej, choć już za bardzo nie kontaktujący, poszłem na poszukiwania ludzióf... Spotkałem chyba na początku Acida, któremu to postawiłem obiecane kiedyś kiedyś piwko... Zakupy zrobiliśmy w tym samym sklepie co i wódzię kupowaliśmy... Wróciłem później na party place, a właściwie obok, na trawkę, gdzie Uniwerek śpiewał swoje pieśni obrzędowe... Jakiś czas później, przyjechał Flapuś, którego odrazu zaciągnęłem gdzieś na wódzię, chyba do Foundera, HIVa i Skiza... Tak sobie razem wypiliśmy, a ja już naprawdę ledwo siedziałem... Jeszcze Jacool'a, mojego dobrego kumpla spotkałem, więc chujnią by było, jakbym z nim nie poszedł na piwo! I poszłem... Wracając, siadłem sobie z jakąś bandą nawalonych scenowców na ławeczce, jakieś sto metrów od szkoły... Nagle jeden z miejscowych wrzeszczy: chowajta identyfikatory bo was zgarną! W pierwszej chwili nie za bardzo wiedziałem o co biega, ale się później dowiedziałem.. Podjechały suki i już kurwa chcieli nas pałować, kiedy sobie spokojnie poszliśmy do szkoły... Chujnia kurwa, żeby to nawet nie można było posiedzieć na świerzym powietrzu! Jak się później okazało ktoś (hi Qix!) narobił bigozu, obrzucał kogoś butelkami or something no i suki wkroczyły do akcji.. A organizatorzy, troszkę zirytowani tym wszystkim zabronili wyjścia i wejścia komukolwiek ze szkoły! Beznadzieja kurwa! Żeby taki numer wykręcić.. Ani po browar, ani po coś do picia &^) nie można było pójść, bo nie wypuszczali... Siedz kurwa całą noc w tej szkole... Muzik i grafik compo gdzieś ominęłem... Chyba w tej szatni na dole, co rozpijaliśmy kolejne porcje wódzi... Tak, że ani ochrona ani nikt inny nie wjebał nam się i nie zabronił pić... Było wyjebiście, Draw nawet fraktalił! &^)... Później (a może wcześniej???) było takie rave party, to sobie troszkę poszalałem hyhy... Ci którzy mnie widzieli, wiedzą co mam na myśli. A później to poszłem na zasłużony odpoczynek, ale i tak sobie długo nie pospałem, bo Yappi przyleciał i zawołał mnie na jakiś chujowy koncert jakiejś chujowej kapeli... No nic, zszedłem (bo sobie kimałem na górze, tuż za big-sceenem) ale i tak się położyłem, tyle że na ławce... I przespałem kurwa koncert! Ale z tego co słyszałem, to i tak był chujowy &^)... Później chyba było intro compo... Albo demo, już nie pamiętam... Ale wiem, że na obu composach byłem, specjalnie nie zasypiałem... Produkcje takie sobie, niektóre nawet powyżej przeciętnej (demko Scumu i Anadune, interka Floppy i Venture). Ale ogólnie tak sobie. Szczytem było dopuszczenie tylko inter czy dem tak chujowych, że się nie dało po prostu ich oglądać! Jakieś kurwa Jehowa Design czy to demko Sectoru 5... Do crazy demo compo a nie kurwa na normalny kompot! Po emocjach związanych z demkami poszli my z Flapkiem spać, tam gdzie ja wcześniej... Pokimałem sobie ze trzy godzinki i wstałem, bo czas było stafy zgrywać.. Z potwornym kacem, dossaliśmy się do sprzętu Sharpa (dzięki stary!) i pozgrywaliśmy co trzeba... A później to tylko rozmowy i rozmowy... Gdzie niegdzie jakieś piwko hyhy... Jakoś koło godziny ósmej, spostrzegłem że ani Szacha, ani Yappiego, ani Kośmiego nie było w okolicy... A mieliśmy przecież odespać sobie u Kośmiego i w poniedziałek ruszyć na chatę! Troszkę wkurwiony, że mnie zostawili i sami pojechali, rozpaczliwie szukałem wyjścia z sytuacji... I znalazłem, jakiś gościu (dzięki Ci kimkolwiek jesteś!!!) dał mi adres Kośmiego, bo za cholerę go nie pamiętałem... A dalej to już gładko. Zapytałem się kilka osób do jakiego wsiąść autobusu i po jakiejś godzince, dolazłem do miejsca przeznaczenia... Tyle że Kośmiego ani też nikogokolwiek innego nie było w domku... Niewiele myśląc, położyłem się na ławeczce obok i zasnąłem... Nie wiem po ilu, obudziły mnie krzyki Yappiego i Kośmiego. No to czad! Trochę im kurwa nawyklinałem, że tak sobie bezemnie poszli, ale chuj... U Kośmiego, mieliśmy tak jakby drugie party, tyle że bez composów itd.. Same chlanie... I jak na party sobie nie żygnąłem ani razu, tak u Kośmiego cała umywalka... Nazbierało się troszkę tego hyhy... Oprócz nas, byli jeszcze na tej libacji Korball, Yappi, Szach, Terry, Tw.Max, Księga i jeszcze kilku których nie pamiętam... Jednakże wszystkim wam dzięki chłopaki, za wspaniałą chlejnię! Z tego wszystkiego jednak, zaspaliśmy na poranny pociąg, i musieliśmy czekać na ten o drugiej w nocy... Także w domku byłem dopiero we wtorek rano. Powrotna droga była męczarnią, bo większość przeleżeliśmy na korytarzu, dopiero później dossaliśmy się do wolnych miejsc w przedziale... I jakoś dojechaliśmy. Tylko ja kurwa kilka dni kaca leczyłem hyhy... Podsumowując, party nie było złe, przynajmniej pod względem atmosfery i produkcji.. Jednakże cała organizacja, od ceny wstępu kończąc, a na wyjebaniu ludzi w niedzielę rano kończąc... I dziwić może fakt, że tak mało ludzi przyjechało.. Bo tylko około trzystu... Ja tam jestem zadowolony, bo i się napiłem i spotkałem kilkunastu kumpli... Ale mogę się założyć, że będzie kilku takich, co to party będą fakać do samego końca sceny! See you on Intel Outside 3!!! Blaze/Floppy & Nah Kolor