Intel Outside III albo Klęska Inna Niż Wszystkie I. Wady Ia. Organizacja i organizatorzy W dniach 30-31 lipca odbyło się w Warszawie trzecie już party o nazwie Intel Outside. Poprzedzone ono było szumnymi zapowiedziami organizatorów, które - wzięte na poważnie - mogłyby sugerować, że właśnie ma się odbyć coś w rodzaju The Party połączonego z Assembly. Miało być świetnie, organizacja zapięta na ostatni guzik, Internet Cafe i tak dalej... Trudno jednak oprzeć się wrażeniu, że tegoroczne party było najgorzej zorganizowanym z trzech Intel Outside, które do tej pory się odbyły. Spieprzono wszystko, co tylko spieprzyć się dało. Internetu nie było, ponoć firma Ternet wycofała się z organizacji na kilka dni przed imprezą (i wcale im się nie dziwię, wystarczy zamienić kilka słów z Docentem albo The Generatem, żeby zrezygnować z jakiejkolwiek z nimi współpracy). Organizacja rwała się jak stare prześcieradło, nie dotrzymano ani jednego chyba terminu konkursu. Organizatorzy - wbrew własnym informacjom - nie byli w stanie zapewnić 24-godzinnego baru (obsługa ulotniła się około pierwszej) - trudno brać na poważnie tłumaczenia w rodzaju bo goście z obsługi baru sobie poszli - TRZEBA BYŁO ICH PILNOWAĆ, A NIE CHLAĆ W REŻYSERCE! Dalej: już po północy pojawiły się poważne kłopoty z synchronizacją obrazu na big screenie. Według organizatorów zepsuł się (lub też przegrzał) projektor. Skądinąd wiem, że była to tylko kwestia źle podłączonego kabelka (O Mistrzowie!) Naprawiono to dopiero nad ranem, tak, że demo compos odbyły się po 6:30 rano dnia następnego. Organizatorzy nie dograli też sprawy z ochroną, która praktycznie robiła co chciała, włącznie z zamknięciem o 22:00 party place (ochroniarze odsyłali do organizatorów, organizatorzy zarzekali się, że nie mieli na to wpływu - takie są, jak się zdaje, efekty ustnych umów i generalnego lekceważenia klienta przez firmę Union Systems ;^...) I wreszcie rzecz skandaliczna - prowadzenie i organizacja konkursów. Przy music compo (4-channel i multichannel) nie było nam dane widzieć żadnego trackera, mogliśmy jedynie oglądać niebieskie plansze ze Scali, z numerkiem i ksywą autora. Wolałbym jednak widzieć, co takiego wymyślił autor modułu ;^) Graphic compo po raz kolejny udowodniło, że Directory Opus, program sam w sobie świetny, W ŻADNYM RAZIE nie powinien być używany jako przeglądarka do grafiki. Podobnie jak PPShow. Z kilku przyczyn: po pierwsze, nie wszystkie obrazki były w natywnych formatach Amigi, a PPShow nie renderuje jpegów najlepiej. Po drugie, niektóre obrazki były najwyraźniej 24-bitowe. O DirOpusie nie powiem nic więcej nad to, że wyświetla on obrazki jak chce i w takiej rozdzielczości i palecie, jakiej autor [obrazka] zapewne nigdy by się nie spodziewał. Inną skandaliczną sprawą było zrobienie selekcji obrazków, która spowodowała, że (nie licząc tragicznych prób opanowania możliwości DPainta) odpadło kilka niezłych prac. W zamian za to wśród prac dopuszczonych do konkursu mieliśmy piękny plagiat, który - mimo wielokrotnych ostrzeżeń - nie został odrzucony i zająłby trzecie miejsce, gdyby nie udało się go w końcu (następnego dnia rano) zdyskwalifikować (opór materii, przepraszam, tzw. organizatorów był równie silny, jak ich ignorancja) Największym jednak skandalem okazała się procedura podliczania głosów i sama uroczysta chwila wręczania nagród. Najpierw usłyszeliśmy narzekania Mr. Roota na zbyt małą liczbę gości i (mało wiarygodne) utyskiwania na jakichś sponsorów, którzy mieli zapewnić nagrody rzeczowe, a nie zrobili tego. Był to oczywiście wstęp do informacji, że nagrody będą znacznie niższe, niż zapowiadano, zaś nagrody pieniężne będą tylko za miejsce pierwsze. Miejsca drugie i trzecie miały być zrównane ze sobą. Przez następne pięć minut Root nie mógł się doprosić ekipy w reżyserce, żeby ta łaskawie wyświetliła wyniki. Jeszcze większy dym zaczął się, kiedy rozpoczęło się wręczanie nagród za multichannel compo. Pierwsze miejsce uzyskał - w/g podliczających głosy (m.in. Sivy/Jabol Prod.) jakiś bliżej nieznany moduł nr 10. W rzeczywistości pierwsze miejsce uzyskał Extend. Kiedy XTD podszedł do Roota, aby sytuację wyjaśnić, ten odesłał go do reżyserki, rzucając przy okazji komentarz Przepraszam bardzo za zamieszanie, ale XTD jak zwykle ma jakieś problemy, zaraz to wyjaśnimy. I rzeczywiście, wyjaśnili: Yyyyy... Ja chciałbym bardzo przeprosić Extenda za to co powiedziałem, okazało się, że pierwsze miejsce zdobył jego moduł, naprawdę, jest nam... yyy... bardzo przykro za to zamieszanie. Powtarzam, pierwsze miejsce w multichannel music compo zdobył Extend, może koledzy z góry też coś powiedzą. Koledzy z góry powiedzieli coś w stylu Eeee, no Extend sorry za to zamieszanie, eee, mam nadzieję, że nie masz pretensji, ale tak właściwie to nie jest niczyja wina. Można powiedzieć tylko jedno: ŻAŁOSNE! Równie kompromitujące okazało się gfx compo, na którym drugie (bądź trzecie - tego już dokładnie nie pamiętam) miejsce zajął plagiat, rysunek dostępny na sieci. Po energicznych protestach udało się doprowadzić do dyskwalifikacji obrazka. I wtedy okazało się, że trzecie miejsce w gfx compo zajął Yoga, który jednakże uniósł się honorem i nagrody nie przyjął. Co więcej, zapowiedział, że od tej pory wszystkie swoje prace będzie wystawiał poza konkursem. Podobnie śmieszna historia zdarzyła się zwycięzcom 4K intro compo, którzy - mocno zdumieni - dowiedzieli się, że dla nich akurat żadnej nagrody nie przewidziano... Ib. The Generat Osobnik ten przybrał ksywę zgodnie z zasadą mój nick mówi o mnie więcej, niż chciałbym powiedzieć ;^). Jego obecność wśród organizatorów party zawsze obniża ocenę imprezy o kilka punktów - jest to spowodowane jego (uwaga: fragment wysoce ironiczny!) nadzwyczajną inteligencją, niesłychanie wyszukanymi manierami, wyrafinowanym poczuciem humoru i ogólnym obyciem. Dla zrozumienia zachowania T.G. istotny jest jego wygląd: przypomina on bowiem typowego kaprala ze słabych amerykańskich filmów wojennych: wygolona głowa, krótko przycięty wąs i prosty [w znaczeniu: nieskomplikowany], żołnierski dowcip. Degenerat (przepraszam, The Generat) prowadził był na tym party tzw. Laska Compo, którego zwycięzca miał wygrać kilka miłych chwil w towarzystwie nadzwyczaj towarzyskiej panienki. Pomijam fakt, że pytania - dowcipy, których pointy należało dopowiedzieć, były bez wyjątku nie młodsze niż dwa lata ;> Pytania były zadawane w typowej dla The Generata kapralskiej manierze, zaś panienka wyjątkowo nieatrakcyjna (co dało niektórym powód do twierdzeń, że albo T.G. gust ma wyjątkowo paskudny, albo - zgodnie ze swoją prostą, żołnierską mentalnością - postanowił ze zwycięzcy w ów makabryczny sposób zażartować). Po IO#3 The Generat zdecydowanie umocnił się na jednym z pierwszych miejsc mojej prywatnej listy inteligentnych inaczej ;) II. Zalety IIa. Koncert Jedyne, co należy policzyć organizatorom na plus, to koncert grupy Hedone (zamiast upiornych Jamrozów i innych Danieli), który dobudził część dogorywającej już publiczności i spowodował, że spora liczba partowiczów potupywała sobie pod sceną. Ba, niektórzy próbowali nawet stage divingu, co - przy niezbyt dużym tłoku pod sceną - dawało efekty raczej opłakane. O koncercie nie mogę niestety powiedzieć nic więcej, ponieważ przespałem większą jego część (a byłem może piętnaście metrów od sceny). IIb. Demo-Compo (Amiga) Większość dem z tego konkursu była dosyć przeciętna, jednakże przebojowe demo Węgrów (z grupy Impulse), które zajęło oczywiście pierwsze miejsce, spowodowało u większości reakcję kopara do ziemi, zaś poszczególne efekty (naprawdę niesamowite) nagradzane były oklaskami. Drugim świetnym demkiem był produkt grupy Venture, który - mimo iż nie zawierał przygniatających do ziemi efektów, dzięki znakomitej reżyserii i atmosferze wywierał jako całość niesamowite wrażenie. Rozczarowało demko Musashiego, które postawiło na 'dwudziestoczterobitowość', samo w sobie było jednak nieopisanie nuudne. IIc. Demko na małe Atari i demka na C64 Zwłaszcza to pierwsze po prostu wgniatało w ziemię - efekty, które zaprezentował autor demka w najbardziej fantastycznych snach nie mogły się śnić projektantom tego komputerka :) Czegóż tam nie było - gouraudy, phongi, efekty typu doom - po prostu tzw. pełny odlot :)) IId. Ludzie Największą bodaj zaletą party byli jego goście, amigowcy i pecetowcy z różnych stron Polski, w tym oczywiście Imprezowy Korpus Ekspedycyjny kanału #amigapl (w sile mniej więcej 20-30 sztuk) :) (Nie będę wymieniał nicków, poprzestanę tylko na wyliczeniu miast, z których pochodzą ludzie IKE #amigapl - a są to /alfabetycznie i tylko większe miasta/: Gdańsk, Kraków, Lublin, Łódź, Poznań, Szczecin, Warszawa, Wrocław). Mimo starań organizatorów w Stodole panowała prawidłowa partyjna atmosfera. W porównaniu do lat ubiegłych zaskakiwała duża liczba uroczych istot pci żeńskiej. Ochrona nie przeszkadzała ludziom w nadużywaniu alkoholu, ba nawet policja nie bardzo miała na to ochotę. Taka urocza scenka: do kilkunastu partowiczów spijających chmielowy nektar pod sklepem niedaleko Stodoły podchodzi patrol. Jeden z policjantów: Czy mógłbym coś powiedzieć? Ludzie: Ależ oczywiście, proszę bardzo... Policjant: Eee... No więc u nas jest zakaz spożywania alkoholu w miejscach publicznych... Więc ja bym prosił, żeby się do niego zastosować... Czyż to nie piękne??? Sensacją na party był także pewien Hiszpan, który koczował pod Stodołą w samochodzie mniej więcej od tygodnia przed rozpoczęciem imprezy. Człowiek ten spędził bieżący rok jeżdżąc od party do party, a w Warszawie skończyły mu się właśnie pieniądze :) Szczególne zainteresowanie wzbudzał jego komputer, którego klawiatura miała klawisze poprzestawiane i poukładane w szaleńcze wzory. Po raz pierwszy chyba na party pojawił się Marek Pampuch (serdeczne dzięki za piffo!), który toczył długie rozmowy z przeróżnymi gośćmi (e.g. z XTyDem) i rozdawał autografy młodemu pokoleniu sceny, które (niestety lub stety) można nazwać pokoleniem Magazynu Amiga... Jak się okazało, nie taki Pampuch straszny. W tym roku rolę Sivego odegrał Br0war, który nieopatrznie zasnął jeszcze za dnia, na dodatek na widoku publicznym - w efekcie party zakończył pomalowany jak Pikt (w dekorację i upiększanie odsłoniętych partii skóry pomienionego zaangażowało się bodaj kilkanaście osób) :) Podziwiać należy spokój i opanowanie partowiczów - na przykład tych, którym Szeryf nieszczęśliwie stłukł butlę spirytusu (do dziś pamiętam spojrzenie właściciela butli, pełne niewymownego żalu i smutku :). Wspomnieć należy przebojowy występ Cromaxa na Laska Compo; (którego ów - na szczęście - nie wygrał), połączony z wznoszeniem okrzyków Alchemy Pany (co przerwał wściekły The Generat, próbując przy okazji pobić przedstawicieli Techlandu ;^)). Niektórzy zapewne świetnie przypominają sobie frazę jestem podkładem kolejowym, rytmicznie rapowaną przez grupkę kilkunastu narwańców w sobotę rano (tak, tak - to ci na patio). Byli to osobnicy, którzy w większości udali się później na tzw. io3 i 1/2, mnie tam niestety nie mogło być... III. Podsumowanie Myśląc o trzecim intelu doznaję czegoś w rodzaju rozdwojenia jaźni - z jednej strony panowała tam naprawdę niesamowita atmosfera, z drugiej zaś - organizatorzy zawiedli niemal wszędzie, prezentując cholernie irytujący, olewczy stosunek do gości, którzy zapłacili w końcu za wstęp nieprzesadnie małą sumę dwudziestu pięciu złotych. Ocena będzie niestety nieco podzielona - za organizację zero punktów; za atmosferę i ludzi - bardzo dobrą :) baran@sun10.ci.pwr.wroc.pl PS. A potem, już na liście dyskusyjnej amiga@plearn, Unioniści płaczą, że napracowali się tak strasznie i nikt nie jest w stanie ich starań docenić... Ale - Panowie - przestańmy żartować. Na uznanie wypada sobie jednak choć trochę zasłużyć... A tu? Najpierw kłopoty ze stroną www (rozwiązane nie dzięki Wam, tylko dzięki zupełnie bezinteresownej pomocy Bilba, który poprawił potworną składnię HTML-a stworzonego przez Docenta, a później poprawił skrypt, który miał dokonywać rejestracji osób jadących na IO#3. Docent nie miał na to czasu...), później kłopoty z realizacją reklamowych zapewnień, na końcu skandal z rozdaniem nagród... J.