The Party 1995 Mimo szeroko zakrojonego spisku wykładowców i lektorów akademickich mających na celu zatrzymanie mnie ogromem nawarstwionego materiału sesyjnego w domu tego roku w dniach od 27-go do 29-go grudnia 1995 roku, ja, ślązak z urodzenia i antykatolik (przez pewne gremia zwany neopoganinem) z wyboru, wyruszyłem w krucjatę przez dwa kraje i z powrotem. Celem moim jak każdy zdążył się już domyślić było miasto położone w kraju znanym z prężnego propolskiego ruchu zwanego "Polka Brothers", oraz z wielu pornioli. A imię jego czterdzieś... ehm Dania, zaś miasto to Fredericia (or something). Po dramatycznym, doniosłym i pełnym suspensu wstępie następuje niezbyt długi i przeciętny raporcik. Podobnie jak w zeszłym roku grupa ludzi pod Norby'ego (tym razem) przewodem, ale ze znacznym wkładem organizacyjnym Pythona (za co należą mu się wielkie dzięki), ruszyła białym Fordem Transitem na podbój Danii. Może wymienię skład owej grupy, aby wszystko było jasne, a więc: Norby of TRSI, Shaq (vel Czesław) of Norby, Scorpik of Absolute!, Qba of Nah-kolor, Dreamer of Nah-kolor, Unreal of Pulse (pc), Gandalf of Color (pc), oraz moja niżej podpisana skromna osoba. W tym roku w Danii zdecydowało się pojawić o wiele więcej ludzi z Polski aniżeli poprzednim razem, wymieniać ich wszystkim nie będę, gdyż byłoby to rzeczą zgoła karkołomną, a równocześnie naraziłbym się na niechęć tych, których, nieumyślnie, mógłbym pominąć. Z moich szacunków wynika że w tym roku w ten czy inny sposób pojawiło się w Danii około 30 osób z Polski. Znaczny to postęp w porównaniu z poprzednim party. Moja podróż rozpoczęła się wieczorem dnia 26 grudnia, kiedy to spod katowickiego dworca, wyruszyłem samotnie wraz z kierowcą w drogę, która zaprowadzić nas miała do Wrocławia. Około pierwszej godziny dnia następnego do małego i jak dotąd przestronnego Forda wdarła się bestialsko siódemka podejrzanych typów, których wymieniłem nieco wcześniej. Skład ekipy był wybuchowy (dwóch pecetowców inside), ale na szczęście byli to ludzie na poziomie, więc obyło się bez większych spięć na tle ideologicznym - impreza zapowiadała się bombowo. Po dość długiej i nużącej podróży około godziny 14.00 wysiedliśmy na parkingu przed Margerithehallen Fredericia gdzie odbywało się party. Z zewnątrz wydawało się, że to miejsce nie ustępuje wielkością halom w Herning jednak, po wejsciu i spenetrowaniu całego partyplace okazało się, że jest o połowę mniejsze. Organizacja w porównaniu z zeszłorocznym party znacznie się pogorszyła, a mimo to była daleko przed najlepszym polskim party, którym dla mnie ciągle jest pierwszy Intel. Więc po pierwsze był tylko jeden bar, w którym można było naładować się paliwem (czyli żarłem oraz napojami) jednocześnie można tam było osiwieć przeliczając ile kasy tam się zostawia. Klasyczny przykład, porcja frytek jakieś 150g jak sądzę, w przeliczeniu kosztowała około 6,5 zł. Jednocześnie duńczycy to bardzo naiwni i ufni ludzie, do takich frytek można było sobie wziąć kupę różnych dodatków co zawsze skwapliwie czyniłem. Zresztą nakręciliśmy z Norby'm o tym film (miał ze sobą kamerę), więc można to zobaczyć na własne oczy. Były też pomniejsze kioski (wg. duńczyków były to "bistra") z drobniejszymi przekąskami i słodyczami. Z obowiązku wymieniam również ubikacje, jak zwykle czyste i zaopatrzone w mydła w płynie, suszarki oraz papier toaletowy. Telefony były też, ale już w o wiele mniejszych ilościach co sprzyjało powstawaniu dość sporych kolejek, jednak mimo tego były one sprawne czyli łączyły z wszystkimi niemal miejscami w Europie. Można było również nabyć koszulki z nadrukiem The Party i cienkim rysuneczkiem, tym razem nie było ani czapeczek, ani plakatów, jednak nikt się tym zbytnio nie przejmował. Były przeróżne crazy composy typu Coca-Cola Crash (kto najszybciej wyżłopie litr tego kwasu i zniszczy sobie żołądek :-)... zwycięzca długo nie utrzymał tego napoju w żołądku i jeszcze przed wręczeniem nagrody rzygnął obficie do uprzednio przygotowanego przez organizatorów worka), czy Big-Mac crash (ludzie zamiast się ścigać, to spokojnie zaspokajali głód oszczędzając pieniądze... sam żałowałem, że się nie zgłosiłem może jeszcze bym wygrał...). Przy wejściu do głównej hali urządzono punkt kontrolny gdzie co głupsi frajerzy dali się zaprosić grzecznie przez jednego z organizatorów i przeszukać swoje manatki. Jak taki gość na mnie zakiwał palcem to go zignorowałem i szybkim krokiem zniknąłem w tłumie. Do Danii wwiozłem dziesięć dużych puszek Żywca (kupionych kilka dni wcześniej w Żywcu). Po drugiej stronie punktu kontrolnego były miejsca na stoiska dla firm. Można tam było pograć sobie w jakichś wirtualnych okularach w doomy i inne śmieci, poza tym swoje stoisko miała tam firma TRSI Recordz gdzie można było kupić sobie kompakty CNCD (boskie...) oraz najnowszy Cyberlogik 2.00 (gdzie pomiędzy Heatbeat'em i Groo umieszczono także dwa utwory Scorpika). Wieczorem czynna była znana z poprzedniego roku gra wirtualna gdzie wyposażeni w karabiny, oraz specjalne tarcze na brzuchu i plecach zawodnicy biegali po jakimś labiryncie i do siebie strzelali. Zorganizowano także rave-party, co śmieszniejsze zrobiono to w sleeping-hall'u, odbywało się to w głębokiej nocy i trwało dobre kilka godzin. Ci którzy w tym potwornym hałasie zdolni byli zasnąć z pewnością nie byli istotami ludzkimi. Sam repertuar był mocny i ostry, ci którzy spodziewali się jakiegoś kiczu typu Scooter czy inne tałatajstwa byli z pewnością zdziwieni, czad to był przeogromny, waliło i dudniło tak mocno że można było to wyczuć wszystkimi wnętrznościami. Szkoda tylko że takiej muzyki w Polsce nie sposób nigdzie dostać. Poza tym odbyły się również dwa inne koncerty na głównej scenie przed big screen'em. Jeden to... o boże co za pasta... gościu wydzierał się jak głupi śpiewając "hity" takich idoli jak A-ha, Seal i innych których nawet nie pamiętam (wszędzie było go słychać, ale na szczęście im dalej od sceny tym słabiej), drugi natomiast to już był naprawdę udany występ, pecetowski muzyk Gatekeeper grał swoje kompozycje stworzone na profesjonalnym sprzęcie, muzyka była przykurwista, psychicznie pociągała po mózgownicy (ja bardzo przepraszam wszystkich profesjonalistów za tak amatorskie określenia w stosunku do tej muzyki, ale nie znając się na niej dostatecznie dobrze obawiam się, że przyporządkowanie jej do jakichś konkretnych nurtów mogłoby sprawić mi niejakie trudności a z pewnością wprowadzić wielu z Was w błąd, piszę po prostu co czułem słuchając jej i tyle powinno Wam wystarczyć). Niestety zabrakło tego roku laser-disc room'u czyli kina gdzie puszczano filmy z kompaktów i to moim zdaniem był bardzo poważny mankament, gdyż były okresy kiedy można się tam było mimo wszystko zanudzić na śmierć, w tamtym roku można było sobie dokładnie zaplanować, że na ten, a ten film (była wywieszka z programem) sobie pójdę i w ten sposób zapełnić sobie wolny czas. Tegoroczne party było krótsze o jeden dzień i myśle, że to był jeden z nielicznych dobrych pomysłów organizatorów, bo jeżeli w tamtym roku tego dodatkowego dnia w zasadzie nie zauważyłem (z braku czasu na nudę) to w tym roku były okresy kiedy już mnie chuj tam strzelał. Z uwagi na ten skrót postanowiłem, że postaram się przez te dwa dni nie spać, gdyż spanie wydawało mi się mimo wszystko zbytnim marnowaniem czasu w odniesieniu do ceny wstępu (drożej niż w zeszłym roku - w okolicach 100 zł) mimo tych postanowień zmogło mnie pierwszej nocy, ale tylko na pięć godzin. Byli też tacy którzy utrzymywali się w stanie wertykalnym za pomocą różnych środków jak na przykład Red Bull (Gandalf) czy amfa (Kostek)... Pececiarstwo, tym razem było ich bardzo dużo, może nawet więcej niż nas. W każdym razie tendencja jest niestety zwyżkująca... Teraz opiszę może pokrótce jak wyglądały composy. Music compo (4 channel) różniło się znacznie od zeszłorocznego. Nagłośnienie było całkiem dobre choć więcej do powiedzenia mieliby sami muzycy, mimo to błędem było ulokowanie się bardzo blisko big screen'u, tak jak ja to zrobiłem, gdyż siedząc zbyt blisko olbrzymich kolumn dźwięk dla mnie tracił na jakości, poza tym nie dość tego, iż usiadłem blisko to jeszcze raczej po lewej stronie co sprawiało, że kanał lewy zagłuszał prawy, ale mimo wszystko to nie wpływało w sposób bardzo znaczący na odbiór. Główna różnica polegała na big screen'ie, tam nie działo się nic prócz zmieniających się plansz z numerami utworów, a i te zmieniały się dość dowolnie, chyba kolega odpowiedzialny za tę robotę przysypiał nieco, bo zdarzało się że numery zmieniały się w środku następnego utworu co mogło wyrywkowego uczestnika composa nieco wprowadzić w błąd. To co mi się najbardziej nie podobało: brak pełnej informacji o module, może niektórzy pamiętają z mojego zeszłorocznego raportu, że bardzo zachwalałem to posunięcie organizerów. Tym razem odstąpiono od tego, zero tytułu, zero ksywy autora, tylko numer. Dla mnie wprowadza to tylko chaos i bałagan podczas samej czynności głosowania. Druga rzecz to nudny obraz na big screen'ie, w tamtym roku dawali jako podkład film nakręcony kamerą z jadącego samochodu co niektórym utworom dodawało odpowiedniej atmosfery... ale to tylko subiektywna ocena. Polskie akcenty to jak każdy się orientuje Scorpik (moduł wystawił za niego Unreal, choć niepotrzebnie gdyż można było brać udział jednocześnie w 4 channel i multichannel compo - przykład: Lizardking), Spiryt, oraz Dreamer. Na multichannelowym composie nie byłem, nawet nie pamiętam z jakiego powodu, chyba z kimś w tym czasie konferowałem, ale prawdę mówiąc nie żałuję... Następne było intro compo i tu po raz pierwszy zwróce uwagę na pewien istotny fakt, amigowskie intro compo odbyło się chyba około godziny 8 rano (sic!), kiedy większość zmożona przez sen kimała w sleeping hall'u. Ja sam morderczą siłą woli poderwałem się po bodajże czterogodzinnym śnie i zasiadłem przed big-screen'em, nie widziałem kilku pierwszych inter, a z samej projekcji innych też niewiele pamiętam bo cały czas walczyłem by nie zasnąć. Natomiast pecetowskie intro compo odbyło się około godziny 16-tej, czyli w czasie jak najbardziej dla takiego composa odpowiednim... Przecież to skandal! Jawna dyskryminacja! Ja rozumiem dominację peceta na raczej pecetowskim Assembly (choć wczesne Assembly pozbawione były tego pryszcza), ale na tak rdzennie amigowskim party jak The Party jest to dla mnie rzeczą nową i niepojętą. Panowie i Panie (może też) tu się dzieją rzeczy niedobre. Jeśli chodzi o wrażenia na temat samych introsów to wyszło kilka bardzo dobrych rzeczy choćby zwycięskie intro zmontowane w kooperacji Polki Brothers z Artwork'iem (może będzie z tego jakaś stała współpraca owocująca takimi hitami jak znane wszystkim releasy TSL&Crionics, czy też CNCD&Parallax), warto też wspomnieć o drobnym polskim akcencie jakim było intro grupy Venture które jednak nie zaszło wysoko, a mimo to wyprzedziło takie grupy jak Passion, czy Abyss. Przejdźmy więc dalej... Nie wiem czy chronologicznie było to właśnie tak, ale teraz opiszę 4k intro compo. Tu w zasadzie były tylko dwa intra bo reszta to były śmieci. Artwork i Freezers bo o nich mowa, pokazali jak dobre 4k intra można robić... Znaczna przewaga jednak była po stronie Niemców, a raczej samego Azure'a który do tego czterokilowego intra powsadzał takie efekty jak na przykład phongi i inne cuda, a nawet wygenerował coś na rodzaj jednostajnego dźwięku, który choć trochę udawał muzykę... Potem pokazano graphics compo, co śmieszniejsze zrobiono to w dzień tak, że wszystkie obrazki były niewyraźne i blade, oczywiście projekcję powtórzono i tu znowu coś znajomego, bowiem za pierwszym razem zaprezentowano obrazki po selekcji, a za drugim wszystkie obrazki wystawione. Nawet za pierwszym razem wszyscy wiedzieli dokładnie która grafika wygra, każdy chyba zwrócił uwagę na brawurową impresję wytatuowanych piersi Cindy Crawford Danny'ego :)))... Ciekawostką było sporo obrazków polskich grafików mimo, iż większość z nich nie była obecna na party, za to pojawili się nowi wspaniali współautorzy tacy jak Scorpik, Dreamer czy Shaq... Ciekawostka: obrazek Lazura i (w domyśle) Dreamera pokazany został dopiero w drugiej serii, a mimo to zajął pozycję w pierwszej połowie stawki, Lazur popełnił błąd wystawiając akurat ten obrazek, niewątpliwie znakomity, ale nie na big-screen i competition. Miałem okazję oglądać obrazek Lazura do dziesiątego numeru RAW'a i stwierdzam, że gdyby wystawiono ten właśnie obrazek zaszedłby on o wiele, wiele wyżej. Z innych ciekawych pozycji osobiście wyróżniłbym grafikę Oxide'a (naga paniena przejechana przez samochód), oraz Rodney'a obraz pod tytułem Climber. Jeśli chodzi o polskie pictury to najwyżej, bo na ósmym miejscu uplasował się Rygar i Scorpik (nienajgorszy, dobrze się prezentował na big-screen'ie) oraz na miejscu 19-tym obrazek Yogi (udany, w specyficznym stylu Yogi). Ostatnia rzecz jeśli chodzi o gfx compo, wspaniały podkład muzyczny w czasie projekcji, bezskutecznie usiłowałem się dowiedzieć kto tak gra... Straszne delaye były, cały wcześniejszy program wziął oczywiście w łeb i informacje o coraz to nowszych terminach composów wyświetlano cały czas na big-screen'ie. Pecetowskie demo compo odbyło się... i tu spore zaskoczenie, o godzinie 0.00 czyli tej najlepszej dla demo compo, wszyscy byli na nogach, pełne zainteresowanie i uwaga. Na tym composie były tłumy. Przyznam się, że z pewną dozą zawiści spoglądałem na te demka, a przynajmniej na niektóre z nich. Jednak szybkość i moc obliczeniowa staje się wiodąca w dzisiejszych czasach, było sporo naprawdę ładnych raytracingów i kilka trzeba to przyznać nowych efektów... Pleśniaki rozwijają się bardzo szybko i coraz bardziej nas wyprzedzają, smutne to, ale teraz my musimy ich gonić. Modlę się do moich pogańskich bogów o nową szybką Amigę, bo najgorsze teraz to stanąć w miejscu. Gdzieś w okolicach pc demo compo odbyło się wild compo. To było jak balsamik na moje zmartwienia, a tośmy im pokazali, a tośmy pentiumowi w dupę natłukli, jak to sobie dzisiaj przypominam to ciągle czuję ten czad. Chodzi tu o te wspaniałe demo zrobione na A4000 060, Cybervision, Tocatta, 16mb i pewnie jeszcze jakieś cuda, których już nie zapamiętałem. Konwencjonalne jak na demo zrobione na takim sprzęcie wstawki przeplatane były urywkami filmu pokazującego naturalną kolej rzeczy w naturze, czyli jak pecet trafia tam gdzie jego miejsce czyli do piachu. Może pokrótce zrelacjonuję owe spoty filmowe - pierw widzimy cała furę pecetowskiego sprzętu, od monitora przez klawiaturę, elektronike aż po dyski, potem nagle jakby z nieba spada na to wszystko potężny młot trzymany przez jakiegoś szczęśliwca. Widzimy potem rozbijany monitor, miażdżoną klawiaturę, patroszoną elektronikę czyli sam miodzio. Okrutne ciosy spadają na nieszczęsnego grzyba, aż do momentu kiedy ktoś przynosi kanister i wylewa na niego jego zawartość. Pecet płonie w oczyszczającym ogniu, plastyk się topi, farba skwierczy, a dziatwa na widowni szaleje w ekstazie. Wreszcie na to ognisko ktoś wypróżnia gaśnicę, widzimy dymiące zgliszcza i nagle z góry widać potężne szczypce wielkiej kopary. Szczypce chwyciły dymiące szczątki i wrzuciły je do jakiejś beczki tudzież wielkiego metalowego kubła. Jak już wspomniałem przeplatało się to z fantastycznym demem okraszonym niesamowitymi efektami, raytracingami i muzą. Było jeszcze jedno fajne demo z Amisi, a raczej był to jeden wielki raytracing, pełen kult! Było też demo z pentiuma 130, jakieś śmieszne chłopki zbudowane z kulek tam były, wszystko poruszało się dosyć opornie, widać było jak się pentium poci nad tym wątpliwej jakości ray'em. Nie dziwota, że wygrało demko antypecetowskie. Nie wiem czy w Polsce jest ktoś kto mógłby odpalić to demko i nawet nie myśle ile miejsca ono zajmuje, jednak dla tych którzy koniecznie chcieliby sobie pooglądać to demko jak i każde inne z tego party, znanych ludzi, trochę wygłupów, kupę śmiechu i w ogóle wczuć się w atmosferę tego party to napiszcie do Norby'ego, on niemal wszędzie chodził z kamerą i wszystko nakręcał, z pewnością nagra wam cały ten film... na zasadach komercyjnych. Niestety na prawdziwym Demo Compo nie było już tak wesoło. Po pierwsze dlatego, że odbywało się o czwartej (sic!) nad ranem. Toż to jest skandal!!! Najważniejszy punkt tego party odbywał się kiedy? Wtedy kiedy większość ludzi wymiękała ze zmęczenia. Kiedy na pc compo przed big screenem ani szpilki nie dało się wcisnąć, to na Demo Compo było ludzi o wiele mniej. Śmiem twierdzić, że demka oglądała sama śmietanka, to byli prawdziwi maniacy Amigi (jak Norby, który obok mnie twardo wszystko filmował), którzy nie mogliby opuścić takiego eventu. Rozglądałem się dookoła i widziałem ludzi, którzy mimo tego, że przez ostatnie 20 godzin nie spali wytrzymali do tej długo odwlekanej chwili i byli to ludzie z Polski, Niemiec, Danii czy Szwecji i tych ludzi łączyło ich przywiązanie do komputera którego nazwę wszyscy znamy, który przetrwał śmierć swojej firmy, który ciągle znosi ataki przemądrzałych ignorantów, który ciągle jeszcze nie wyszedł na prostą. Gdy tak patrzyłem co pewien czas na tych ludzi zebranych wokół mnie, naprawdę się wzruszyłem, mimo zmęczenia, nieprzychylności organizatorów, mimo wszystkich przeciwności twardo siedzieliśmy i reagowaliśmy z entuzjazmem na każdy wyjątkowy efekt, który nagradzaliśmy oklaskami, a było takich momentów bardzo wiele. Wtedy i to nie po raz pierwszy czułem, że tutaj te dwieście, trzysta osób zebranych przed big-screenem i przy stolikach są naprawdę razem. I pomyślałem sobie, że dopóki wszystkie osoby oddane Amidze będą trzymać się razem i będą czuć tę wspólną więź, doputy nic Amidze nie grozi. I niech ci którzy chcą, sprzedają Amigi i kupują sobie pecety, pozbądźcie się tych komputerów bo nigdy na nie nie zasługiwaliście!!! Powiem jedno: ja swojej Amigi nie sprzedam NIGDY! Ten kto jest zdolny powiedzieć to samo ma we mnie przyjaciela. Howgh! Dobra, dość tych sentymentów. Wiadomo było od początku, że CNCD wygrało więc jedyną zagadką były dalsze miejsca. Ja osobiście na dalsze miejsca typowałem 2. Rage 3. VirtualDreams 4. Essence. Muszę przyznać, że drugie miejsce Oxygene sporo mnie zaskoczyło. Co mnie jeszcze bardziej zaskoczyło to ósme miejsce demka grupy Spoon, przecież ta kicha to do pierwszej piętnastki się nie nadaje. Poza zwycięskim demem, które się wyróżnia znacznie to poziom był dosyć wyrównany, nie zawiodły sztandarowe grupy takie jak Polka Brothers, Stellar czy spisane już na straty Virtual Dreams. Cieszył mnie wysoki poziom dema Rage'ów, od kodera, a także współautora muzyki Spirou dowiedziałem się, że demko w zasadzie nie było skończone, ale spodziewali się nieco wyższego miejsca niż 14-te. Ja jak wiecie również. Bardzo dobre demo wydała grupa Mystic, niestety nie była to polska sekcja... Nie obyło się bez małego skandalu, organizerzy tak bardzo przestrzegali deadline'ów, że kiedy członkowie grupy Impulse oddawali swe demo w kilkadziesiąt sekund po deadline, ich produkcji nie przyjęto, moim zdaniem jest to co najmniej śmieszne. Owo demko nazywa się Storm i mam je dzięki Scorpikowi który ma znajomego w tej grupie, muszę przyznać, że to demko jest ZAJEBISTE, może nawet na pierwsze miejsce, w każdym bądź razie powinno być przynajmniej w pierwszej trójce... Demko zajmuje 5 megabajtów na twardym, ale naprawdę warte jest tego miejsca... I znowu polskim akcentem na tym competition było demko grupy Anadune wystawione przez Norby'ego, sam początek był naprawdę dobry, ale szkoda że tylko początek... Po composach około piątej nad ranem poszliśmy z Norby'm zgrywać stuffy, co dało nam okazję poznania kilku znanych ludzi, podczas zgrywania demka CNCD pogadaliśmy sobie na przykład z Juliet'em, jednym z coderów tego demka. Demko Essence wręczył nam Virgill, który chodził z naręczem dysków i rozdawał zainteresowanym, produkt Stellaru udostępnił nam Mac, zaś Oxygene zgraliśmy od Clawz'a, niestety nie udało się nam znaleźć nikogo z Rage, ani Virtual'ów tak więc do domu wracaliśmy bez tych demek. Zanim jednak wracaliśmy odbyła się ceremonia ogłoszenia wyników. Chyba wszyscy Polacy zebrali się pod samym big screenem i w momentach wręczania nagród polskim produkcjom wszyscyśmy wstawali i chórem odśpiewali "Jeszcze Polska nie zginęła..." - to było naprawdę fajne. Takie momenty były dwa: kiedy Freezers'i odbierali drugą nagrodę za 4k intro i kiedy Unreal odbierał pierwszą nagrodę zamiast Scorpika. Po rozdaniu, wszystko powoli pustoszało, ludzie wyjeżdżali... Myśmy także się powoli zbierali pożegnaliśmy się nawzajem i wsiadłszy każdy do własnego środka lokomocji wyruszyliśmy w drogę powrotną do Polski. Reasumując, było to niewątpliwie najlepsze party na jakim byłem w minionym roku, lecz mimo to było słabiej zorganizowane niż rok wcześniej. Może na koniec przytoczę cytat jednego z ludzi odbierających nagrody: "Byłem tutaj pięć razy, od 1991 roku aż do 1995 roku i chcę powiedzieć, że wśród tych pięciu to było najgorsze party. Dziękuję". Chciałbym aby kiedyś takie złe party było w Polsce... Bodzio/The Edge (cyberlogik) P.S. Korzystając z okazji pragnę pozdrowić wszystkich z którymi byłem na tym party i wszystkich których tam spotkałem, a w szczególności: Norby'ego, Spiryta, Nostera, Scorpika, Yogę, Haka, Unreal'a, Gandalfa, Shaq'a, Bzyka, Qbę, Dreamer'a, Marsa, Dave'a, Kostka.