The Party V - RAPORT !!!


Czołem  numeromaniancy!!   Witam wszystkich nakręcanych nakrętkami!  Okay,
let's  talk  about  5th edition of The Party in Denmark!  NO wientz zacznę
może od początku.

Mowa  o tym, że jest party w Danii była już dosyć dawno - tak gdzieś z rok
przed odbyciem się party..

Postanowiłem  na to party jechać samochodem razem z jakimiś moimi czteroma
kumplami.   W  sumie same przygotowania na wyjazd odbywały się nieziemsko,
tj,  nie byłem pewny na 100% czy jadę jeszcze w przededniu party!  W sumie
po  wieeeeelu  trudach  zmontowliśmy  ekipę  w  składzie Dave/Freezers^KK,
Hogan/LBD^KK,      Pat/Venture^KK,      Bzyk/Corrupt,      no     i     ja
QIX/F.C.I.^VCM^KK^pF0!.   Trochę  mam  tych  grup,  co?  :) Ale tonic.  26
grudnia  gdzieś tak około 14:00 wyjechałem z Koszalina do Białogardu.  Tam
już  czekał  Dave z Hoganem.  Hogana mamuśka poczęstowała nas jakimiś cool
smakołykami (greetzy dla Hogana starszej!!) potem załączyliśmy Thunderdome
V  no  i  pojechaliśmy  do  Stargardu po Pata i Bzyka.  Zanim dojechaliśmy
nimęło  wqrvę czasu choć kilometrów nie było dużo.  Ale droga była chujowa
a  poza  tym  sypał  śnieg  jak skurwysyn no i do tego mgła.  Naliczyliśmy
chyba  z  5  wypadków  w  jechaliśmy  około  100  km.   Ale  jebać  to.  W
Stargardzie wsiadł kto trzeba i nie zostało nic, jak grzać na party place.
Mieliśmy  jechać  przez  Niemcy,  ale chłopcy ze Stargardu powiedzieli, że
popłynięcie promem ze Świnoujścia do Kopenhagi wyjedzie tak samo, tzn tyle
samo będzie nas kosztować.  Ja się nawet ucieszyłem, gdyż w ten sposób nie
musiałbym  spędzić tylu godzin za kółkiem.  Well, na granicy w Świnoujściu
spotkaliśmy  drugich partowiczów.  Byli tam:  Noster, Korbatz, Wierza, Max
(nie  jestem  pewny  jak się to pisze) no i Majkel.  Z tym, że celnicy nie
chcieli  Majkela przepuścić, gdyż termin ważności paszportu mu się miał na
drugi  dzień  kończyć.   No  więtz już nas było dziewięciu.  Na promie nic
szczególnego się nie odbyło.  Podziwialiśmy zajebiste ceny piffka i innych
gówien  sprzedawanych  na  statku.  Takie ceny jak u nas w Polsce tyle, że
wszystko  dwa  razy  droższe.   Fukier w Warszawie na Starówce może się do
nich schować :)

Promem  płynęliśmy kurewnie długo.  Wyruszył o 21:30.  Ta podróż strasznie
mnie  wymęczyła.   Trzęsło  jak  sam  skurwysyn  a  o  3  w  nocy zamykali
Night-Club  na  promie  więc  trzeba  było  gdzieś  koczować do 7:30 rano.
Niektórzy  spali w takim małym holu co to się nazywał recepcją inni gdzieś
w innych publicznych pomieszczeniach nieprzystosowanych do spania.  Spałem
w  sumie  może  z  dwie  godziny.  Już w samochodzie podczas jazdy bym się
mniej  wymęczył,  ale  to  chuj.   Nadeszła  pora  aby  wjechać  na  ulice
Kopenhagi.   Zanim  nam się to udało czekała jeszcze tylko mała formalność
polegająca  na  sprawdzeniu paszportów i innych dokumentów.  Duński celnik
popatrzył do naszego samochodu.  W środku jebało fajkami jak sam skurwysyn
no  i  napierdalał  niemiłosiernie Thunderdome.  Ghostek ów się pyta gdzie
jedziemy  i  po  co.  No to ja mu mówię gdzie, że do Fredericii no i że na
The  Party  5.  Trochę nie skumał co to jest The Party 5..  Potem zobaczył
partowiczów  w  drugim samochodzie.  Oni też mu powiedzieli że jadą na The
Party  5.  Ktoś mu dał telefon no i ten palant tam zadzwonił i się zapytał
co  to  za  impreza...  Już mieliśmy odjeżdżać, ale jebany celnik wpadł na
pomysł  co  by  nam  strzelić  Roentgena  w  samochodzie.   Wjechaliśmy do
jebanego  garażu i trzeba było wyjebać wszystkie bagaże na stół.  Polukali
na  nasz  stuff  otworzyli  nasze  torby no i dali spokój.  Na odchodnym z
tamtego  bagażu  zajebałem plik z deklaracjami, w których się pisze co się
ma  się  do oclenia.  W końcu bonus stuff się zawsze przyda!  :) Na promie
zagadałem  z  jakimś Duńczykiem co to nawet nieźle kaleczył po polsku no i
powiedział  jak  wyjechać  najszybciej z Kopenhagi i dał nawet mapę Danii!
Trochę  jednak  pobłądziliśmy po Kopenhadze.  Podziwialiśmy fajne widoki w
stylu  kwardatowe  jeziorki,  co  nie  Bzyk?   :)  albo dwa sex-shopy obok
kościoła.   Czad,  hehe!   Wyjechaliśmy z Kopenhagi w kierunku party place
bez  przeszkód.  Droga była zajebista, cały czas autostrada trzy a czasami
cztery  pasy  w  jednym kierunku, więc grzać można było ile samochód mógł.
Dosyć ciekawym wydawał się fakt, że w Danii na trasie nie było ani jednego
radiowozu!   Zanim  dojechaliśmy  na party place czekała nas jeszcze jedna
przeprawa  promowa.   Jebana Dania jest podzielona na wyspy.  Ta przeprawa
trwała  krótko  ale  na  polską kieszeń wychodziła bardzo drogo (580 DKK w
dwie  strony  czyli  coś koło 260 zł) NIkt nie przypuszczał, że to aż tyle
wyjdzie  w  związku  z  tym  z  trudem  uzbierałem kasę na wjazd na party.
Wjechaliśmy do miasta no i na tablicy z nazwą miasta było coś w stylu "The
Party  V  in Denmark 27-29 December 1995".  No to już pierwszy dobry znak.
Z  odnalezieniem  party  place  nie  mieliśmy  kłopotów.   Wjechaliśmy  na
zajebiście  duży  parking  i ukazała się zajebiście duża hala.  Z wejściem
problemów  nie  było  żadnych.   Było  kilka kas więc wszystko przebiegało
sprawnie.   Inna  sprawa,  że przybyliśmy około 15-tej, więc już tłoku nie
było.   Po  zapłaceniu  symbolicznych 250 DKK dostałem dyskietkę na której
trzeba  było  nagrać  swoje  głosy oraz taką fajną zieloną obręcz na rękę.
BTW:   tę  obręcz mam do teraz!  Przy wejściu spotkałem Qbę i Bodzia zdaje
się.   Pogadaliśmy  chwilę  i  przypomniało mi się że czegoś zapomniałem w
kasie.  Tą rzeczą był IDENTYFIKATOR!  Wracam się po niego, ale co to?  Nie
ma  identyfikatorów!   O  kurwa,  ale czad!  Jak ja kogoś poznam.  Dopiero
teraz  patrzę, że Bodzio ma identyfikator z Intela II.  A tak to nikt poza
Polakami  nie  wie  co to takiego ten identyfikator a po co służy to już w
ogóle.   W  związku  z tym sam sobie zrobiłem takie coś z biletu PKP!  Jak
już   wszedłem   na   halę to   zauważyłem,   że   coniektórzy  też  mieli
identyfikatory   własnej  roboty.   Identyfikator  mi  się  przydał,  gdyż
rozpoznało  mnie  kilku  moich zagranicznych kumpli.  Hi Ghandy!  Ale czad
tak pogadać sobie z kimś kogo się zna jedynie z listów.

Poszedłem  sobie  do  stolika  numer  #00  przy  samym  big screenie gdzie
rządzili sami Polacy.  A było nas trochę.  Z tego co pamiętam to byłem ja,
HOgan,  Pat,  Bzyk,  Dave,  Noster,  Wierza,  Max,  Korbatz, Jackal, Mars,
Dreamer,  Norby,  Qba,  Bodzio,  Immortal,  Bethoven, Spiryt, Kostek, brat
NOrby'iego,   Scorpik,   Yoga,   Zefir,   Dagon.    BYło   jeszcze   kilku
przedstawicieli  sceny  PC  (Unreal,  Akira  i  ktoś jeszcze).  I to chyba
wszyscy  z  Polski.   Chociaż tutaj byliśmy teoretycznie mniejszością, ale
uwierzcie,  że bawiliśmy się wręcz zajebiście!  Największe wkurwienie mnie
opętało,  gdy  się  dowiedziałem, że organizatorzy konfiskują alkohol przy
wejściu.   No  w  sumie  na  każdym  invitation się pisze, że przy wejściu
alkohol będzie zabierany, ale organizatorzy The Party V przystąpili do tej
sprawy  bardzo  profesjonalnie.   Eh,  nigdzie  nie  widziałem ani jednego
fraktala  co  na  polskich parties się nie zdarza.  Nawet nie widziałem na
party  place  ani  jednego  pijaka.  Takie coś na polskim party jest wręcz
nienormalne,  hehe!   Jeśli  komuś  udało  się przemycić chociaż piffko na
party  to  organizatorzy (jebani) łazili po party i zaglądali pod stoliki.
To  był  już  szczyt chamstwa aczkolwiek coniektórym udawało się przemycić
conieco  do  środka,  np  Pantera/Balance  miał  zajebistego Smirnoff'a co
prawda  piersiówkę,  no  ale  udało  mi  się ją wnieść na party.  Powstało
pytanie  gdzie  chlać alkohol.  Bardzo szybko zamelinowaliśmy się w naszym
samochodzie.   Trochę  było  zimno  w nim, ale to chuj.  Chciałem zaprosić
Panterę  na  polską  wódkę  Luksusową ale niestety już w samochodzie leżał
tylko  pusta  butla  a  Zefir  miał  buzię uśmiechniętą ud ucha do ucha :)
Tonic,  pojechaliśmy  po piffko do sklepu.  Kupiliśmy najtańsze za 1.5 DKK
bez  kaucji.   Kaucja = 1.15 DKK.  Może i byłoby to tanie, gdyby nie fakt,
że  piffko  to  miało  tylko 2.8% no i było w butelkach 0.33 l.  Smakowało
obrzydliwie  no  ale  nie takie rzeczy się piło.  Pamiętam, jak Mars sobie
kupił dwie  butelki  FAXE (trochę lepsze i droższe piffko) ale dokupił tez
trochę  tego  piffka  za  1.5  DKK.  Trochę ciężko było mu się przesiąść z
jednego  piffka  na  drugie, więc świadczy to o tym, jakie chujowe było to
tanie  piwo.  Później jakiś Niemiec, tzn Polak mieszkający w NIemczech dał
nam jakąś trawę, przyjaraliśmy i poszedłem lukać na kompoty.  Tym klientem
co  dał  zielsko był jakiś gościu zjebisty ni pamiętam jego xywy, wiem, że
się  nabzdryngolił  jak  meserszmit  i  organizatorzy go wyjebali z hali i
jeszcze  stracił  prawo  do ponownego odwiedzenia party, no chyba że znowy
wyłoży  250  DKK.   Tak  więc  przez resztę czasu koczował w samochodzie a
właściwie to i tak nie wiedział co się dzieje wokół niego.

Pierwsze  kompoty  chyba  się  zaczęły  późnym  wieczorem pierwszego dnia.
Zresztą  co  do kompotów to nie jestem niczego pewnym, gdyż i tak mnie one
strasznie  waliły  a  poza  tym  większość przespałem.  Na big screenie na
bieżąco  wyświetlano  różne komunikaty, tzn kiedy next kompo i inne sprawy
organizacyjne.   Pierwsze  było  music compo zdaje się że multichannel.  A
zresztą nie  wiem.   Jedynym kompotem, które obejrzałem całe było PC INtro
40  kB.   Światła przygasili i wszyscy oglądali interka.  Przyznać trzeba,
że były zajebiste.  Tzn ta zajebistość polegała na niesamowitej szybkości,
no  obracających  się  obektów  cieniowanych  najczęściej phongiem.  Warto
jednak  zauważyć,  że  jak ktoś ma 486 dx 33 MHz to sobie tych interek nie
włączy  a jak uda mu się je uruchomić, to będą pomykały straszebnie wolno.
Design  we  wszystkich  produkcjach  na  peceta to już inna strona medalu.
Zawsze  jest  zjebany  i wszystko wygląda bezładnie; żaden efekt nie wiąże
się  z  poprzednim nie mówiąc już o zgraniu z muzyką.  Widać, że pecetowcy
przyjęli  sobie  za  regułe,  że  jak  demo będzie miało zjebany desigh to
będzie bardziej ekstrawaganckie.  Kij im w oko....  Kij im w drugie oko!..

Okay,  postanowiłem  poszukać jakieś moje kontakty na zachodzie.  Na razie
znalazłem  aż  dwa.   Patrzę  na  jakiegoś  Duńczyka  o znajomej mi xywie.
Właśnie  coś  tam  dłubie  na Opusie.  Cześć jestem taki i taki!  A on się
odwrócił  -  "aaaa  cześć!"  noi  dalej dłubie.  Próbuję go zagadywać, ale
rozmowa  się  strasznie nie klei.  Dał mi nawet jakąś wotkę do wypełnienia
no to sobie wypełniłem.  Pytam, czy ma coś do chlania a on, skąd że znowu.
No  to  chuj  mnie strzelił lekko.  Powiedziałem, że muszę iść i juz z nim
więcej  nie  gadałem  (bo  i  tak nie miałbym o czym).  Znalazłem drugiego
znajomego  Duńczyka.   Ten  także  jak i tysiące innych Duńczyków siedział
nieruchomom  przed ekranem.  Reakcja niemalże podobna była.  Facet był tak
drętwy, że szok.  Chuj, postanowiłem poszukać innyh Duńczyków.  No i znowu
znalazłem  jakiegoś który się zachowywał niemalże identycznie.  No kurwa -
oni  się  chyba  wszyscy zgadali!  Norwegowie byly tacy sami jak Duńczycy.
Oni nas, Polaków chyba nie lubią albo po prostu nie są młodzieżowi.  Potem
ktoś  z naszych odnalazł zajebistego Belga (Hi Flynn!) i poszliśmy sobie z
nim  łoić  do  samochodu.  Belgowie to twardziele.  No przynajmniej Flynn.
Pił  Napoleona  z  gwinta  a  potem  pił  nasz Luxus a jak mu chciałem dać
popychacz  to  się prawie obraził :) Trochę sobie pogawędziliśmy no i znów
powrót  na  party.   Acha,  cały czas jak wracaliśmy na party to bramkarze
kazali pokazywać zieloną obrożę na ręcę.  Potem stało się to męczące.

NIe  wiem,  czy już to pisałem, ale zanim dojechaliśmy na party to już się
siano  skończyło.   Na  szczęście  były jeszcze jakieś hidden'y na chujowe
duńskie  piffko.   Akurat  szedłem z Qbą po hali starsznie zakręcowny no i
chciało  nam się pić.  "Pożyczyłem" ze stołu jakąś Coca-Colę.  Oddaliliśmy
się szybkim krokiem i nawet nikt nie zareagował.  Cola była zajebista!  :)
Posiedziałem chwilę przy naszym stoliku i tak patrzę, że Wierza popierdala
w  kółko  z  pustymi  butelkami  po  Coli,  których od zajebania leżało na
ziemii.   Okazało  się  że  te  butelki  skupują  w Cafeterii na pierwszym
piętrze  po  4.25  DKK.   Czad jak skurwysyn, taka jedna butla na nasze to
prawie 2 zł.  No i trochę połaziłem i już miałem na koszulkę firmową z The
Party  5  za  jedyne  70  DKK.   Koszulka  jest  chujowa  i lamerska bo ma
reklamówki  cukierków  M&M's  ale  i  tak  będzie  można w niej bogować na
jakiś polskich  parties (co nie Mars?) :) Widziałem jak ktoś miał koszulkę
z  The  PArty III.  BYła zjaebista.  Cała biała a na plecach czarne napisy
LEMOM,  SPACEBALLS i SILENTS.  A nie jakieś jebane M&M's.  Potem wpadliśmy
w  trans zbierania butelek pustych i pełnych a za uzyskane pieniądze udało
nam się kupić paliwo na drogę powrotną!  Polak zawsze coś wykombinuje.  Ci
drętwi  Duńczycy  się  na nas patrzyli jak na kosmitów ale mnie to waliło!
Nie  napisałem  jeszcze o jednej rzeczy.  JAk wygląda polskie party?  Kupa
najebanych  znajomych  chlorów.   Co  polski  partowicz zabiera ze sobą na
party?  Plecak, w plecaku wódzia, opcjonalnie hadek niektórzy biorą Amigę.
Zresztą  wiecie co leży na stołach na party.  JA na przykłąd biorę ze sobą
wódzię,  czasem  ręcznik coś do ubrania i 2-5 dyskietek.  A teraz wymienię
listę tego, co udało mi się zauważyć na The Party 5:

- komputerów mnóstwo - wśród Amig najwięcej A4000.  Pecetów też było dużo.
Było też kilka C64.

-  zajebiście  dużo  telewizorów,  magnetowidów  gdzie puszczali niektórzy
non-stop jakieś pornole.

- trochę zajebistego sprzętu nagłaśniającego.

Oki to jeszcze się zdaża na polskim party.  NIe wiecie jednak, że Duńczycy
są na tyle rąbnięci, że część z nich wzięła lodówki, kuchenki mikrofalowe,
tostery,  miksery i tego typu pierdoły.  Niektórzy z Was być może w to nie
uwierzą  ale  zapytajcie  się pierwszego lepszego ghostka co był na TP5 to
odpowie tak samo!  No jak zobaczyłem tą lodówkę i mikrofalę to się kulałem
przez  5  minut.   Poszedłem  polukać  do sleeping room'.  Był fajny, dużo
miejsca, wszędzie parkiet i pełno śpiworów.  Wszędzie śpiwór przy śpiworze
aż  tu  patrzę  a tu na samym środku stoi sobie chamsko.....  NAMIOT!!!!!!
To  był  kurwa  czad maxymalny!  Pomysł miał ktoś niecodzienny.  Sala była
bardzo  duża  na  ten sleeping room, gdzies tak jak sala główna w Stodole.
No ale ten namiot mnie dosłownie powalił na ziemię.

Drugi  dzień  party  przebiegał  mniej  więcej  tak samo.  Wszędzie drętwi
Duńczycy przy komputerach.  Odbyło się nawet Crazy Compo.  Kto najszybciej
zje  zestaw  z  McDonalda.   Drugi  Crazy  Compo to kto najszybciej wypije
Coca-Colę  i  po  niej  beknie.   Szkoda,  że się na te kompoty spóźniłem.
POnieważ  zrobiła  się  z  party  straszna  popelina  to  pojechałem sobie
pozwiedzać  miasto.   Trzeba przyznać, że Duńczycy poruszają się na szosie
bardzo  spokojnie  i żadnych piratów drogowych nie spotkałem.  Samo miasto
było  bardzo czyste i ładne.  Pełno rowerzystów chociaż zimno było jak sam
skurwysyn.  Ludzie pomykali na tych rowerach jak jakcyś pierdolnięci.  Tam
nawet  mają  specjalne  trasy  dla rowerów a rower to u nich święta krowa.
Dunki  ogólnie  są  bardzo brzydkie ale mają za to zgrabne nogi (pewnie od
jazdy  na rowerze).  Tak jak mówię - rowerów zatrzęsienie i jak się jedzie
samochodem  to  trzeba  na  nie uważać, gdyż potrafią wykurwić dosłownie z
każdej  strony.   Oni mają nawet parkingi dla rowerów.  Jedno mnie jeszcze
zdziwiło.   W  Polsce jak już ktoś się zdecyduje wyjechać na ulicę rowerem
to  najczęściej wyjedzie jakimś góralem zajebistym.  W Danii górali nie ma
w  ogóle  chyba  a wszyscy popierdalają na jakichś rozjebanych Ukrainach w
kolorze  czarnycm,  czerwonym  i białym.  Tych było najwięcej.  Generalnie
wszystkie  rowery  wyglądały  na  stare  rozjebane  no i były brzydkie jak
duńskie dziewczyny.  Udało mi się odnaleźć pocztę i dworzec kolejowy..  NA
poczcie  kupiłem  trochę  kartek  no  i  zafakowałem  stampsy!  :) Dworzec
kolejowy  wyglądał "trochę" lepiej  niż  dworzec w moim Koszalinie.  Weźmy
takie  kible.  Jak w Koszalinie (zresztą w każdym polskim miescie tak samo
jest)  toaleta  była  za  darmo  to  był  tam  taki syf że szok.  Wszystko
ujebane,  rozjebane  a  do  tego  5  cm  wody  na ziemi.  PO jakimś czasie
zatrudnili  babcię  klozetową  no  i toaleta stała się płatna!  Jest teraz
trochę  czyściej,  jest  nawet mydło i krany nie są pourywane.  W Danii na
dworcu  nie dość, że toaleta jest darmowa to jest tak 10 razy czyściej niż
tutaj  w  KOszalinie.   Nie  mogłem się nadziwić, hehe.  Okay, wracajmy na
party.   Na  party  cały  czas tak samo, bramkarze są upierdliwi, pojebane
Duny   siedzą  przy  ekranach,  jedynie  Polacy  robią  zabawę.   Ponieważ
skończyło  się siano definitywnie to zacząłęm znowu kolekcjonować butelki.
Udało  mi  się nawet zajebać 2 litry coli jakiemuś jebniętemu bramkarzowi.
Ogólnie można stwierdzić, że drugi dzień był jeszcze gorszy od pierwszego.
Acha,  pierwszego  dnia  była  nawet całkiem fajna Ravo-teka i można sobie
było  poszaleć  (za  darmo!).  Drugiego dnia Ravoteki nie było już.  Można
było  odwiedzić jeszcze  Laser-Matic  ale  ja  nie  miałem  siana więc nie
chciałem  tam  patrzeć, aby się nie denerwować.  Zresztą jebało mnie co to
jest  ten  laser  matic.   Poszedłem się trochę umyć i pospałem w sleeping
roomie.   Ów  namiot jak stał tak stał.  Łazienek było sporo ale wszystkie
pełne ludzi oczekiwujących w kolejkach.  No to poszedłem sobie do damskiej
a  tak  tych  kilku  facetów.  Duńczycy nieźle kombinują..  Zamiast iść do
damskiej  to  oni  czekają jak jakieś pojeby aby się dostać do zlewu.  Ale
właśnie  tacy  są  Duńczycy.   Na  party  facetów  może było z 3 tysiące a
dziewczyn  gdzieś  około 100.  Było kilka jakichś japonek.  Jak ktoś z nas
rzucił "Ty patrz, ale Manga idzie!" to się dziwnie obracały.  A w ogóle to
fajnie  było  drzeć  mordy  po  polsku!   Siedzimy  sobie trzeciego dnia i
czekamy  na  ogłoszenie  wyników  i  tylko  słychać  od  nas:  "Ty chuju w
pierwszym  rzędzie, ale masz pojebane włosy!" "Patrzcie na tą co tu idzie,
jest  tak  brzydka, jakby ktoś po niej jeździł walcem drogowym!".  Zresztą
j.polski  rządzi.   Immmortal  na  poczcie  dosyć  głośnym tonem rzucił do
poczciarki:  "Pobawisz się moim napletkiem?!" Wszyscy w brecht po kątach a
ona się uśmiecha.

Jakiś  kawałek  od  party  place  był  basen.  Nie byłem na nim ale mówili
ludzie, że był zajebisty!  I za jedyne 15 DKK!  O godzinie 13-tej po małym
poślizgu  ogłoszono wyniki.  Pierwsze ogłoszenie to było 4 KB Amiga Intro!
No  i  Freezersi  zajęli  drugie miejsce!  Wszyscy Polacy wstali i zaczęłi
śpiewać  hymn  Polski!  Ale czad był!  Dave/FRS wszedł na scenę i krzyknął
"Kurwa,  dzięki!"  A wszyscy ze stolika #00 zaczęli się drzeć wniebogłosy!
Zresztą  Norby  wszystko filmował więc może puści kasetę na jakimś polskim
party, puścisz Norby, co?..  Sorry ale nie znam dokładnych wyników z party
zresztą  w  momencie  jak  to  czytacie  to  już  są gdzieś pełne wyniki..
Scorpik  wygrał  jako  Unreal  Music  Compo.   Tyle,  że nie pamiętam, czy
multichannel  czy  4  kanałowe.   Niedługo  się wszystko  okaże.   Scorpik
wystawił  jeden  moduł na multyi i jeden na cztery kanały.  Jeden podpisał
jako  Scorpik  a drugi jako Unreal.  Ten podpisany Scorpik bardziej mu się
podobał.   Okazało się że ten podpisany by Scorpik zdaje się nie przeszedł
selekcji  a ten Unreal'a niby wygrał to drugie compo.  Zdziwienie Scorpika
było  extremalne.   No  to  znowu z naszego stolika brawa i znowu "Jeszcze
Polska  nie  zginęła!!!..."  Trochę żałuję, bo mieliśmy z Dave'm niebywałą
okazję aby kupić po ogłosszeniu wyników demko Essence'ów za jedyne 10 DKK.
Sprzedawał je jakiś lamer z kolegą (nawet nie wiem, czy był Duńczykiem czy
nie)  i  oferował  nam tą dyskietkę za jedyne 10 DKK albo za jedno piffko.
No  i  Dave się "lekko" wahał w końcu wyzwaliśmy go od lamerów i kazaliśmy
spierdalać.   No  ale  tak teraz patrzę i nie mam demka w swojej kolekcji.
Kurwa....  a mogłem je wtedy kupić!  :)

29  grudnia około 14-tej wszyscy się grzecznie pożegnaliśmy i wyruszyliśmy
w  drogę.   Wracaliśmy  znowu  przez  Kopenhagę.  Tam były straszne jaja w
drodze  powrotnej  ale  już  nie chce mi się pisać o tym.  Napiszę tylko o
tym,  że  jak  wracaliśmy  promem pomiędzy jedną wyspą duńską a drugą to z
tego  promu  zajebaliśmy z Dave'm bardzo dużo ulotek jak to się zachowywać
na promie w razie nagłego wypadku.  BYło tego tak dużo, że nie mieściło mi
się  do  torby  która  była  duża.   No ale taki bonus stuff jest przecież
zajebisty,  hehe.   Ten  sam  duński celnik na granicy otworzył bagażnik a
patrzy  a  tam  leży  wqrvę  tych ulotek.  Więc się pyta co to jest?  A ja
mówię,  że to tylko taka pamiątka.  A on:  Jaka pamiątka?  No to ja mówię:
wie  pan,  to  dla  naszych  kolegów.   A  on:   Co?   Instrukcje  jak się
zachowywać  na  promie to ma być pamiątka?!  W tym samym czasie Dave, Pat,
Hogan  i Bzyk zaczęli się polewać w samochodzie.  No to ja gościowi mówię,
że  to  bonus  stuff.   A  on" Bonus stuff?  !!!  What the hell is a bonus
stuff!!??"  No to mu zacząłem ściemniać, jak to się wkłada do kopert razem
z dyskami i inne takie pierdoły.  Po minie faceta wywnioskowałem, że facet
się  zawiesił  i powiedział.  "Okay go away, but I must tell you it's very
strange  custom!!" Prawie wykrzyknął.  Ludzie się w samochodzie tarzają ze
śmiechu, no ale pojechaliśmy.  Tak w ogóle to prom z Kopenhagi mieliśmy 29
grudnia o 21:0 i cudem na niego zdążyliśmy (za przewodnictwem taksówkaża z
Kopenhagi.   Gdyby  ten  prom  nam spierdolił, to następny był 2 stycznia.
NIe  mogliśmy  tam  trafić  na  ten  prom,  gdyż  mapa Kopenhagi utkwiła w
przymarzniętych żygowinach w samochodzie :)

Ogólnie  party  było  takie  sobie,  żadna  rewelacja  jednak  pomimo tylu
straconych  pieniędzy  wcale nie żałuję, że pojechałem na to party.  Gdyby
nie  to,  że było tam tylu znajomych Polaków to zanundziłbym się pewnie na
śmierć.   Za  rok  też  pewnie tam się zjawię.  Słyszałem że organizatorzy
podpisali  kontraktz właścicielem hali na trzy lata, więc do zobaczenia za
rok we Fredericii!

                                 QIX/Gods