The Party V - RAPORT !!! Czołem numeromaniancy!! Witam wszystkich nakręcanych nakrętkami! Okay, let's talk about 5th edition of The Party in Denmark! NO wientz zacznę może od początku. Mowa o tym, że jest party w Danii była już dosyć dawno - tak gdzieś z rok przed odbyciem się party.. Postanowiłem na to party jechać samochodem razem z jakimiś moimi czteroma kumplami. W sumie same przygotowania na wyjazd odbywały się nieziemsko, tj, nie byłem pewny na 100% czy jadę jeszcze w przededniu party! W sumie po wieeeeelu trudach zmontowliśmy ekipę w składzie Dave/Freezers^KK, Hogan/LBD^KK, Pat/Venture^KK, Bzyk/Corrupt, no i ja QIX/F.C.I.^VCM^KK^pF0!. Trochę mam tych grup, co? :) Ale tonic. 26 grudnia gdzieś tak około 14:00 wyjechałem z Koszalina do Białogardu. Tam już czekał Dave z Hoganem. Hogana mamuśka poczęstowała nas jakimiś cool smakołykami (greetzy dla Hogana starszej!!) potem załączyliśmy Thunderdome V no i pojechaliśmy do Stargardu po Pata i Bzyka. Zanim dojechaliśmy nimęło wqrvę czasu choć kilometrów nie było dużo. Ale droga była chujowa a poza tym sypał śnieg jak skurwysyn no i do tego mgła. Naliczyliśmy chyba z 5 wypadków w jechaliśmy około 100 km. Ale jebać to. W Stargardzie wsiadł kto trzeba i nie zostało nic, jak grzać na party place. Mieliśmy jechać przez Niemcy, ale chłopcy ze Stargardu powiedzieli, że popłynięcie promem ze Świnoujścia do Kopenhagi wyjedzie tak samo, tzn tyle samo będzie nas kosztować. Ja się nawet ucieszyłem, gdyż w ten sposób nie musiałbym spędzić tylu godzin za kółkiem. Well, na granicy w Świnoujściu spotkaliśmy drugich partowiczów. Byli tam: Noster, Korbatz, Wierza, Max (nie jestem pewny jak się to pisze) no i Majkel. Z tym, że celnicy nie chcieli Majkela przepuścić, gdyż termin ważności paszportu mu się miał na drugi dzień kończyć. No więtz już nas było dziewięciu. Na promie nic szczególnego się nie odbyło. Podziwialiśmy zajebiste ceny piffka i innych gówien sprzedawanych na statku. Takie ceny jak u nas w Polsce tyle, że wszystko dwa razy droższe. Fukier w Warszawie na Starówce może się do nich schować :) Promem płynęliśmy kurewnie długo. Wyruszył o 21:30. Ta podróż strasznie mnie wymęczyła. Trzęsło jak sam skurwysyn a o 3 w nocy zamykali Night-Club na promie więc trzeba było gdzieś koczować do 7:30 rano. Niektórzy spali w takim małym holu co to się nazywał recepcją inni gdzieś w innych publicznych pomieszczeniach nieprzystosowanych do spania. Spałem w sumie może z dwie godziny. Już w samochodzie podczas jazdy bym się mniej wymęczył, ale to chuj. Nadeszła pora aby wjechać na ulice Kopenhagi. Zanim nam się to udało czekała jeszcze tylko mała formalność polegająca na sprawdzeniu paszportów i innych dokumentów. Duński celnik popatrzył do naszego samochodu. W środku jebało fajkami jak sam skurwysyn no i napierdalał niemiłosiernie Thunderdome. Ghostek ów się pyta gdzie jedziemy i po co. No to ja mu mówię gdzie, że do Fredericii no i że na The Party 5. Trochę nie skumał co to jest The Party 5.. Potem zobaczył partowiczów w drugim samochodzie. Oni też mu powiedzieli że jadą na The Party 5. Ktoś mu dał telefon no i ten palant tam zadzwonił i się zapytał co to za impreza... Już mieliśmy odjeżdżać, ale jebany celnik wpadł na pomysł co by nam strzelić Roentgena w samochodzie. Wjechaliśmy do jebanego garażu i trzeba było wyjebać wszystkie bagaże na stół. Polukali na nasz stuff otworzyli nasze torby no i dali spokój. Na odchodnym z tamtego bagażu zajebałem plik z deklaracjami, w których się pisze co się ma się do oclenia. W końcu bonus stuff się zawsze przyda! :) Na promie zagadałem z jakimś Duńczykiem co to nawet nieźle kaleczył po polsku no i powiedział jak wyjechać najszybciej z Kopenhagi i dał nawet mapę Danii! Trochę jednak pobłądziliśmy po Kopenhadze. Podziwialiśmy fajne widoki w stylu kwardatowe jeziorki, co nie Bzyk? :) albo dwa sex-shopy obok kościoła. Czad, hehe! Wyjechaliśmy z Kopenhagi w kierunku party place bez przeszkód. Droga była zajebista, cały czas autostrada trzy a czasami cztery pasy w jednym kierunku, więc grzać można było ile samochód mógł. Dosyć ciekawym wydawał się fakt, że w Danii na trasie nie było ani jednego radiowozu! Zanim dojechaliśmy na party place czekała nas jeszcze jedna przeprawa promowa. Jebana Dania jest podzielona na wyspy. Ta przeprawa trwała krótko ale na polską kieszeń wychodziła bardzo drogo (580 DKK w dwie strony czyli coś koło 260 zł) NIkt nie przypuszczał, że to aż tyle wyjdzie w związku z tym z trudem uzbierałem kasę na wjazd na party. Wjechaliśmy do miasta no i na tablicy z nazwą miasta było coś w stylu "The Party V in Denmark 27-29 December 1995". No to już pierwszy dobry znak. Z odnalezieniem party place nie mieliśmy kłopotów. Wjechaliśmy na zajebiście duży parking i ukazała się zajebiście duża hala. Z wejściem problemów nie było żadnych. Było kilka kas więc wszystko przebiegało sprawnie. Inna sprawa, że przybyliśmy około 15-tej, więc już tłoku nie było. Po zapłaceniu symbolicznych 250 DKK dostałem dyskietkę na której trzeba było nagrać swoje głosy oraz taką fajną zieloną obręcz na rękę. BTW: tę obręcz mam do teraz! Przy wejściu spotkałem Qbę i Bodzia zdaje się. Pogadaliśmy chwilę i przypomniało mi się że czegoś zapomniałem w kasie. Tą rzeczą był IDENTYFIKATOR! Wracam się po niego, ale co to? Nie ma identyfikatorów! O kurwa, ale czad! Jak ja kogoś poznam. Dopiero teraz patrzę, że Bodzio ma identyfikator z Intela II. A tak to nikt poza Polakami nie wie co to takiego ten identyfikator a po co służy to już w ogóle. W związku z tym sam sobie zrobiłem takie coś z biletu PKP! Jak już wszedłem na halę to zauważyłem, że coniektórzy też mieli identyfikatory własnej roboty. Identyfikator mi się przydał, gdyż rozpoznało mnie kilku moich zagranicznych kumpli. Hi Ghandy! Ale czad tak pogadać sobie z kimś kogo się zna jedynie z listów. Poszedłem sobie do stolika numer #00 przy samym big screenie gdzie rządzili sami Polacy. A było nas trochę. Z tego co pamiętam to byłem ja, HOgan, Pat, Bzyk, Dave, Noster, Wierza, Max, Korbatz, Jackal, Mars, Dreamer, Norby, Qba, Bodzio, Immortal, Bethoven, Spiryt, Kostek, brat NOrby'iego, Scorpik, Yoga, Zefir, Dagon. BYło jeszcze kilku przedstawicieli sceny PC (Unreal, Akira i ktoś jeszcze). I to chyba wszyscy z Polski. Chociaż tutaj byliśmy teoretycznie mniejszością, ale uwierzcie, że bawiliśmy się wręcz zajebiście! Największe wkurwienie mnie opętało, gdy się dowiedziałem, że organizatorzy konfiskują alkohol przy wejściu. No w sumie na każdym invitation się pisze, że przy wejściu alkohol będzie zabierany, ale organizatorzy The Party V przystąpili do tej sprawy bardzo profesjonalnie. Eh, nigdzie nie widziałem ani jednego fraktala co na polskich parties się nie zdarza. Nawet nie widziałem na party place ani jednego pijaka. Takie coś na polskim party jest wręcz nienormalne, hehe! Jeśli komuś udało się przemycić chociaż piffko na party to organizatorzy (jebani) łazili po party i zaglądali pod stoliki. To był już szczyt chamstwa aczkolwiek coniektórym udawało się przemycić conieco do środka, np Pantera/Balance miał zajebistego Smirnoff'a co prawda piersiówkę, no ale udało mi się ją wnieść na party. Powstało pytanie gdzie chlać alkohol. Bardzo szybko zamelinowaliśmy się w naszym samochodzie. Trochę było zimno w nim, ale to chuj. Chciałem zaprosić Panterę na polską wódkę Luksusową ale niestety już w samochodzie leżał tylko pusta butla a Zefir miał buzię uśmiechniętą ud ucha do ucha :) Tonic, pojechaliśmy po piffko do sklepu. Kupiliśmy najtańsze za 1.5 DKK bez kaucji. Kaucja = 1.15 DKK. Może i byłoby to tanie, gdyby nie fakt, że piffko to miało tylko 2.8% no i było w butelkach 0.33 l. Smakowało obrzydliwie no ale nie takie rzeczy się piło. Pamiętam, jak Mars sobie kupił dwie butelki FAXE (trochę lepsze i droższe piffko) ale dokupił tez trochę tego piffka za 1.5 DKK. Trochę ciężko było mu się przesiąść z jednego piffka na drugie, więc świadczy to o tym, jakie chujowe było to tanie piwo. Później jakiś Niemiec, tzn Polak mieszkający w NIemczech dał nam jakąś trawę, przyjaraliśmy i poszedłem lukać na kompoty. Tym klientem co dał zielsko był jakiś gościu zjebisty ni pamiętam jego xywy, wiem, że się nabzdryngolił jak meserszmit i organizatorzy go wyjebali z hali i jeszcze stracił prawo do ponownego odwiedzenia party, no chyba że znowy wyłoży 250 DKK. Tak więc przez resztę czasu koczował w samochodzie a właściwie to i tak nie wiedział co się dzieje wokół niego. Pierwsze kompoty chyba się zaczęły późnym wieczorem pierwszego dnia. Zresztą co do kompotów to nie jestem niczego pewnym, gdyż i tak mnie one strasznie waliły a poza tym większość przespałem. Na big screenie na bieżąco wyświetlano różne komunikaty, tzn kiedy next kompo i inne sprawy organizacyjne. Pierwsze było music compo zdaje się że multichannel. A zresztą nie wiem. Jedynym kompotem, które obejrzałem całe było PC INtro 40 kB. Światła przygasili i wszyscy oglądali interka. Przyznać trzeba, że były zajebiste. Tzn ta zajebistość polegała na niesamowitej szybkości, no obracających się obektów cieniowanych najczęściej phongiem. Warto jednak zauważyć, że jak ktoś ma 486 dx 33 MHz to sobie tych interek nie włączy a jak uda mu się je uruchomić, to będą pomykały straszebnie wolno. Design we wszystkich produkcjach na peceta to już inna strona medalu. Zawsze jest zjebany i wszystko wygląda bezładnie; żaden efekt nie wiąże się z poprzednim nie mówiąc już o zgraniu z muzyką. Widać, że pecetowcy przyjęli sobie za regułe, że jak demo będzie miało zjebany desigh to będzie bardziej ekstrawaganckie. Kij im w oko.... Kij im w drugie oko!.. Okay, postanowiłem poszukać jakieś moje kontakty na zachodzie. Na razie znalazłem aż dwa. Patrzę na jakiegoś Duńczyka o znajomej mi xywie. Właśnie coś tam dłubie na Opusie. Cześć jestem taki i taki! A on się odwrócił - "aaaa cześć!" noi dalej dłubie. Próbuję go zagadywać, ale rozmowa się strasznie nie klei. Dał mi nawet jakąś wotkę do wypełnienia no to sobie wypełniłem. Pytam, czy ma coś do chlania a on, skąd że znowu. No to chuj mnie strzelił lekko. Powiedziałem, że muszę iść i juz z nim więcej nie gadałem (bo i tak nie miałbym o czym). Znalazłem drugiego znajomego Duńczyka. Ten także jak i tysiące innych Duńczyków siedział nieruchomom przed ekranem. Reakcja niemalże podobna była. Facet był tak drętwy, że szok. Chuj, postanowiłem poszukać innyh Duńczyków. No i znowu znalazłem jakiegoś który się zachowywał niemalże identycznie. No kurwa - oni się chyba wszyscy zgadali! Norwegowie byly tacy sami jak Duńczycy. Oni nas, Polaków chyba nie lubią albo po prostu nie są młodzieżowi. Potem ktoś z naszych odnalazł zajebistego Belga (Hi Flynn!) i poszliśmy sobie z nim łoić do samochodu. Belgowie to twardziele. No przynajmniej Flynn. Pił Napoleona z gwinta a potem pił nasz Luxus a jak mu chciałem dać popychacz to się prawie obraził :) Trochę sobie pogawędziliśmy no i znów powrót na party. Acha, cały czas jak wracaliśmy na party to bramkarze kazali pokazywać zieloną obrożę na ręcę. Potem stało się to męczące. NIe wiem, czy już to pisałem, ale zanim dojechaliśmy na party to już się siano skończyło. Na szczęście były jeszcze jakieś hidden'y na chujowe duńskie piffko. Akurat szedłem z Qbą po hali starsznie zakręcowny no i chciało nam się pić. "Pożyczyłem" ze stołu jakąś Coca-Colę. Oddaliliśmy się szybkim krokiem i nawet nikt nie zareagował. Cola była zajebista! :) Posiedziałem chwilę przy naszym stoliku i tak patrzę, że Wierza popierdala w kółko z pustymi butelkami po Coli, których od zajebania leżało na ziemii. Okazało się że te butelki skupują w Cafeterii na pierwszym piętrze po 4.25 DKK. Czad jak skurwysyn, taka jedna butla na nasze to prawie 2 zł. No i trochę połaziłem i już miałem na koszulkę firmową z The Party 5 za jedyne 70 DKK. Koszulka jest chujowa i lamerska bo ma reklamówki cukierków M&M's ale i tak będzie można w niej bogować na jakiś polskich parties (co nie Mars?) :) Widziałem jak ktoś miał koszulkę z The PArty III. BYła zjaebista. Cała biała a na plecach czarne napisy LEMOM, SPACEBALLS i SILENTS. A nie jakieś jebane M&M's. Potem wpadliśmy w trans zbierania butelek pustych i pełnych a za uzyskane pieniądze udało nam się kupić paliwo na drogę powrotną! Polak zawsze coś wykombinuje. Ci drętwi Duńczycy się na nas patrzyli jak na kosmitów ale mnie to waliło! Nie napisałem jeszcze o jednej rzeczy. JAk wygląda polskie party? Kupa najebanych znajomych chlorów. Co polski partowicz zabiera ze sobą na party? Plecak, w plecaku wódzia, opcjonalnie hadek niektórzy biorą Amigę. Zresztą wiecie co leży na stołach na party. JA na przykłąd biorę ze sobą wódzię, czasem ręcznik coś do ubrania i 2-5 dyskietek. A teraz wymienię listę tego, co udało mi się zauważyć na The Party 5: - komputerów mnóstwo - wśród Amig najwięcej A4000. Pecetów też było dużo. Było też kilka C64. - zajebiście dużo telewizorów, magnetowidów gdzie puszczali niektórzy non-stop jakieś pornole. - trochę zajebistego sprzętu nagłaśniającego. Oki to jeszcze się zdaża na polskim party. NIe wiecie jednak, że Duńczycy są na tyle rąbnięci, że część z nich wzięła lodówki, kuchenki mikrofalowe, tostery, miksery i tego typu pierdoły. Niektórzy z Was być może w to nie uwierzą ale zapytajcie się pierwszego lepszego ghostka co był na TP5 to odpowie tak samo! No jak zobaczyłem tą lodówkę i mikrofalę to się kulałem przez 5 minut. Poszedłem polukać do sleeping room'. Był fajny, dużo miejsca, wszędzie parkiet i pełno śpiworów. Wszędzie śpiwór przy śpiworze aż tu patrzę a tu na samym środku stoi sobie chamsko..... NAMIOT!!!!!! To był kurwa czad maxymalny! Pomysł miał ktoś niecodzienny. Sala była bardzo duża na ten sleeping room, gdzies tak jak sala główna w Stodole. No ale ten namiot mnie dosłownie powalił na ziemię. Drugi dzień party przebiegał mniej więcej tak samo. Wszędzie drętwi Duńczycy przy komputerach. Odbyło się nawet Crazy Compo. Kto najszybciej zje zestaw z McDonalda. Drugi Crazy Compo to kto najszybciej wypije Coca-Colę i po niej beknie. Szkoda, że się na te kompoty spóźniłem. POnieważ zrobiła się z party straszna popelina to pojechałem sobie pozwiedzać miasto. Trzeba przyznać, że Duńczycy poruszają się na szosie bardzo spokojnie i żadnych piratów drogowych nie spotkałem. Samo miasto było bardzo czyste i ładne. Pełno rowerzystów chociaż zimno było jak sam skurwysyn. Ludzie pomykali na tych rowerach jak jakcyś pierdolnięci. Tam nawet mają specjalne trasy dla rowerów a rower to u nich święta krowa. Dunki ogólnie są bardzo brzydkie ale mają za to zgrabne nogi (pewnie od jazdy na rowerze). Tak jak mówię - rowerów zatrzęsienie i jak się jedzie samochodem to trzeba na nie uważać, gdyż potrafią wykurwić dosłownie z każdej strony. Oni mają nawet parkingi dla rowerów. Jedno mnie jeszcze zdziwiło. W Polsce jak już ktoś się zdecyduje wyjechać na ulicę rowerem to najczęściej wyjedzie jakimś góralem zajebistym. W Danii górali nie ma w ogóle chyba a wszyscy popierdalają na jakichś rozjebanych Ukrainach w kolorze czarnycm, czerwonym i białym. Tych było najwięcej. Generalnie wszystkie rowery wyglądały na stare rozjebane no i były brzydkie jak duńskie dziewczyny. Udało mi się odnaleźć pocztę i dworzec kolejowy.. NA poczcie kupiłem trochę kartek no i zafakowałem stampsy! :) Dworzec kolejowy wyglądał "trochę" lepiej niż dworzec w moim Koszalinie. Weźmy takie kible. Jak w Koszalinie (zresztą w każdym polskim miescie tak samo jest) toaleta była za darmo to był tam taki syf że szok. Wszystko ujebane, rozjebane a do tego 5 cm wody na ziemi. PO jakimś czasie zatrudnili babcię klozetową no i toaleta stała się płatna! Jest teraz trochę czyściej, jest nawet mydło i krany nie są pourywane. W Danii na dworcu nie dość, że toaleta jest darmowa to jest tak 10 razy czyściej niż tutaj w KOszalinie. Nie mogłem się nadziwić, hehe. Okay, wracajmy na party. Na party cały czas tak samo, bramkarze są upierdliwi, pojebane Duny siedzą przy ekranach, jedynie Polacy robią zabawę. Ponieważ skończyło się siano definitywnie to zacząłęm znowu kolekcjonować butelki. Udało mi się nawet zajebać 2 litry coli jakiemuś jebniętemu bramkarzowi. Ogólnie można stwierdzić, że drugi dzień był jeszcze gorszy od pierwszego. Acha, pierwszego dnia była nawet całkiem fajna Ravo-teka i można sobie było poszaleć (za darmo!). Drugiego dnia Ravoteki nie było już. Można było odwiedzić jeszcze Laser-Matic ale ja nie miałem siana więc nie chciałem tam patrzeć, aby się nie denerwować. Zresztą jebało mnie co to jest ten laser matic. Poszedłem się trochę umyć i pospałem w sleeping roomie. Ów namiot jak stał tak stał. Łazienek było sporo ale wszystkie pełne ludzi oczekiwujących w kolejkach. No to poszedłem sobie do damskiej a tak tych kilku facetów. Duńczycy nieźle kombinują.. Zamiast iść do damskiej to oni czekają jak jakieś pojeby aby się dostać do zlewu. Ale właśnie tacy są Duńczycy. Na party facetów może było z 3 tysiące a dziewczyn gdzieś około 100. Było kilka jakichś japonek. Jak ktoś z nas rzucił "Ty patrz, ale Manga idzie!" to się dziwnie obracały. A w ogóle to fajnie było drzeć mordy po polsku! Siedzimy sobie trzeciego dnia i czekamy na ogłoszenie wyników i tylko słychać od nas: "Ty chuju w pierwszym rzędzie, ale masz pojebane włosy!" "Patrzcie na tą co tu idzie, jest tak brzydka, jakby ktoś po niej jeździł walcem drogowym!". Zresztą j.polski rządzi. Immmortal na poczcie dosyć głośnym tonem rzucił do poczciarki: "Pobawisz się moim napletkiem?!" Wszyscy w brecht po kątach a ona się uśmiecha. Jakiś kawałek od party place był basen. Nie byłem na nim ale mówili ludzie, że był zajebisty! I za jedyne 15 DKK! O godzinie 13-tej po małym poślizgu ogłoszono wyniki. Pierwsze ogłoszenie to było 4 KB Amiga Intro! No i Freezersi zajęli drugie miejsce! Wszyscy Polacy wstali i zaczęłi śpiewać hymn Polski! Ale czad był! Dave/FRS wszedł na scenę i krzyknął "Kurwa, dzięki!" A wszyscy ze stolika #00 zaczęli się drzeć wniebogłosy! Zresztą Norby wszystko filmował więc może puści kasetę na jakimś polskim party, puścisz Norby, co?.. Sorry ale nie znam dokładnych wyników z party zresztą w momencie jak to czytacie to już są gdzieś pełne wyniki.. Scorpik wygrał jako Unreal Music Compo. Tyle, że nie pamiętam, czy multichannel czy 4 kanałowe. Niedługo się wszystko okaże. Scorpik wystawił jeden moduł na multyi i jeden na cztery kanały. Jeden podpisał jako Scorpik a drugi jako Unreal. Ten podpisany Scorpik bardziej mu się podobał. Okazało się że ten podpisany by Scorpik zdaje się nie przeszedł selekcji a ten Unreal'a niby wygrał to drugie compo. Zdziwienie Scorpika było extremalne. No to znowu z naszego stolika brawa i znowu "Jeszcze Polska nie zginęła!!!..." Trochę żałuję, bo mieliśmy z Dave'm niebywałą okazję aby kupić po ogłosszeniu wyników demko Essence'ów za jedyne 10 DKK. Sprzedawał je jakiś lamer z kolegą (nawet nie wiem, czy był Duńczykiem czy nie) i oferował nam tą dyskietkę za jedyne 10 DKK albo za jedno piffko. No i Dave się "lekko" wahał w końcu wyzwaliśmy go od lamerów i kazaliśmy spierdalać. No ale tak teraz patrzę i nie mam demka w swojej kolekcji. Kurwa.... a mogłem je wtedy kupić! :) 29 grudnia około 14-tej wszyscy się grzecznie pożegnaliśmy i wyruszyliśmy w drogę. Wracaliśmy znowu przez Kopenhagę. Tam były straszne jaja w drodze powrotnej ale już nie chce mi się pisać o tym. Napiszę tylko o tym, że jak wracaliśmy promem pomiędzy jedną wyspą duńską a drugą to z tego promu zajebaliśmy z Dave'm bardzo dużo ulotek jak to się zachowywać na promie w razie nagłego wypadku. BYło tego tak dużo, że nie mieściło mi się do torby która była duża. No ale taki bonus stuff jest przecież zajebisty, hehe. Ten sam duński celnik na granicy otworzył bagażnik a patrzy a tam leży wqrvę tych ulotek. Więc się pyta co to jest? A ja mówię, że to tylko taka pamiątka. A on: Jaka pamiątka? No to ja mówię: wie pan, to dla naszych kolegów. A on: Co? Instrukcje jak się zachowywać na promie to ma być pamiątka?! W tym samym czasie Dave, Pat, Hogan i Bzyk zaczęli się polewać w samochodzie. No to ja gościowi mówię, że to bonus stuff. A on" Bonus stuff? !!! What the hell is a bonus stuff!!??" No to mu zacząłem ściemniać, jak to się wkłada do kopert razem z dyskami i inne takie pierdoły. Po minie faceta wywnioskowałem, że facet się zawiesił i powiedział. "Okay go away, but I must tell you it's very strange custom!!" Prawie wykrzyknął. Ludzie się w samochodzie tarzają ze śmiechu, no ale pojechaliśmy. Tak w ogóle to prom z Kopenhagi mieliśmy 29 grudnia o 21:0 i cudem na niego zdążyliśmy (za przewodnictwem taksówkaża z Kopenhagi. Gdyby ten prom nam spierdolił, to następny był 2 stycznia. NIe mogliśmy tam trafić na ten prom, gdyż mapa Kopenhagi utkwiła w przymarzniętych żygowinach w samochodzie :) Ogólnie party było takie sobie, żadna rewelacja jednak pomimo tylu straconych pieniędzy wcale nie żałuję, że pojechałem na to party. Gdyby nie to, że było tam tylu znajomych Polaków to zanundziłbym się pewnie na śmierć. Za rok też pewnie tam się zjawię. Słyszałem że organizatorzy podpisali kontraktz właścicielem hali na trzy lata, więc do zobaczenia za rok we Fredericii! QIX/Gods