Kolejny, nudny party report. Zaczęło się jak każde poprzednie party. Wieczorkiem 28.VIII udałem się do Smila. Trochę pogawędziliśmy i ruszyliśmy do monopola zrobić małe zapasy na drogę. Z tamtąd prosto, jak mamusia kazała na dworzec. Po drodze otworzyliśmy sobie piwka, a ja jak otwierałem o śmietnik to ujebałem sobie szyjkę i przy piciu skaleczyłem się w język. Doszliśmy, kupiliśmy bilety, po chwili dołączył do nas Yarpen. Podjechał pociąg i udaliśmy się do Bydgoszczy. Tam spotkaliśmy Sagraela i Prankstera, którzy z kubeczków po Coca-Coli popijali sobie jakiś dziwny napój wiśniowy i bynajmniej nie była to Cola wiśniowa. Na peronie spotkaliśmy jeszcze Dagona, Zefira, Acorda i Bukke. Pociąg wtoczył się na peron a my do niego. Powitała nas serdecznie ekipa z zachodniego wybrzeża(Koszalin, Białogard, te sprawy). W związku z tym że towarzystwo już dogorywało wypiłem moje piwka i poszłem spać. Właściwie to nigdzie nie szłem tylko się na kimś położyłem. Nasz przedział był strasznie zapchany i ludzie spali w róznych dziwnych pozycjach. Większość leżała na kimś, ktoś leżał na półce bagażowej, a Sagrael zarezerwował sobie wyjątkowo tym razem czystą podłogę. Rano przyszedł Scraby który wszystkich obudził cobyśmy Warszawy nie przespali. Wysypaliśmy się z wagonu i za przewodnictwm Qixa dziarsko maszerując ruszyliśmy na Stodołę. Szliśmy ładny kawałek czasu lecz wkońcu naszym oczom ukazała się Stodoła oblężana przez koczuącą wszędzie wiarę. Stwierdziłem że dopychanie się do wejścia nie ma na razie sensu, więc ruszyłem na poszukiwanie znajomków. Szybko kilka osób spotkałem i było fajnie. Trochę się pokręciłem, pokibicowałem Lazarusowi w jego niecnych planach (Lazarus, napisał byś w końcu, co?) i stwierdziłem że warto by było wejść do środka. Trochę się poprzepychałem i udało się. Dostałem numerek 390 więc byłem wpuszczony jeszcze w miarę wcześnie. Tak jak i w zeszłym roku wpuszczanie uczestników party nie przebiegało zbyt szybko. Można by to nieco usprawnić, bo czekanie taki kawał czasu na dworze to nic przyjemnego. No ale nic to. Rzuciłem gdzieś plecak i ruszlem na rozpoznaie terenu. Qrwa, piwo drogie, ale nic. Nic innego do picia nie mniałem i byłem zmuszony wydać 25 tys. na 1/2 l piwa. Połaziłem , spotkałem jeszcze trochę osób znanych mi i do godziny mniej-więcej 15.30 rozmawiałem sobie i piłem piwko ze zwierzakami. Potem ruszyliśmy na poszukiwanie McDonalda. Nie udało nam się to i muszeliśmy skorzystać z usług wątpliwej jakóści, w pizzeri Pizza Hot. Na to brak słów. Totalnie nie polecam. Drogie i nie zawsze dobre pizze, obsługa wolna jak przeiwjanie stron w Legion#4. Totalny syf. Za nim w drodze powrotnej z tego wiejskiego klubu przypalonej pizzy, trafiliśmy na party-place to trochę musieliśmy pobłądzić, bo ta Warszawa to jest dziwna jak chuj. Po powrocie odwiedziłem manga room, w którym były bardzo wygodne fotele i zdrzemonłem się tam trochę, bo utrodzony byłem trochę. Później jeszcze też odwiedzałem ten pokój, bo były tam najwygoniejsze mniejsca do spania. Samych filmów dużo nie widzialem, tylko czasami budziły mnie odgłosy jakiśch eksplozji i wrzasków z telewizora. Po krótkiej drzemce ruszyłem pić, choć piłem mało. Tu chcę podziękować McDonowi/Intruders i Ko$miemu/Sadist za piwka. Piłem, piłem, przepiłem music compo ale z tego co słyszałem to nie ma czego żałować. Długiego okresu czasu nie pamiętam, pamiętam jednak ten śmieszny koncert. Na początek godny pożałowania Daniel, a potem Jamrose, który nie był tak godny pożałowania jak poprzedni. A to z powodu pewnej pani fajnie tańczącej i śpiewającej już nie tak fajnie. Po tej kaszance niespodzianka. Udało mi się dopchać pod samą scenę więc widoczność miałem niezłą. Jednak gdy kinder-niespodzianka wybiegła na scenę, chciałem wykonać szybki odwrót. Niestety mur z ludzi za mną nie pozwolił mi na to. Chcąc nie chcąc, musiałem oglągać jak masa galeretki wielce zadowolona z siebie, zrzuca kolejne części swojej garderoby. Jeszcze majtheczki i ziuuuu, ze sceny. Chwila, moment drugie podejście. Niestety, nasza pani nie schudła ani trochę i nic nie wyładniała więc znowu ten show. To nie była udana częśc imprezy. Gina wróć! Później znowu coś piłem i zaczęło się demo-compo. Niestety pamiętam tyle że demka mi się strasznie podobały, jednak nie pamiętam co to były za demka. No i pamiętam do tej pory jak mnie wszystko bolało po wyjściu z sali głównej. Takiego ścisku to długo nie było. Stodała na 1000 osób to stanowczo za mało. Chwilę jescze połaziłem i wrócilem na salę główną(bo tam było najcieplej), zestawiłem sobie kilka krzeseł i zasnołem. Mam jakieś przebłyski z ray-compo i vhs-demo ale nie pamiętam za durzo. Nad ranem obudziły mnie jakieś wrzaski ze sceny. To Cluge ktorego genialne crazy-compoty znamy z Gellowynu. W takich warunkach spać się nie dało więc, przeniosłem śię do niezastąpinego Manga-room gdzie, powitały mnie mięciutke fotele i jakiś krzykliwy film. Mimo że fajny, zmęczenie było silniejsze i znowu oddałem się tej niewątpliwie przyjemnej czyności, jaką jes spanie. Później już się nic nie wydażyło intresującego, zauważyłem tylko szybę którą to Pat potraktował swoją pięścią. O godz.13.00 udaliśmy się na dworzec w nadziei że może jakiś pociąg będzie. Jakoś tam się nam utrafiło i do Tucholi dojechaliśmy w czwartek nad ranem. No cóż, droga powrotna jest zawsze najdłuższą i najbardziej uciążliwą cęścią party. Główą wadą imprezy była zbyt durza frekfencja jak na taki budynek jak Stodoła. Cała masa telegazetowców i innych kinderów pałętających się pod nogami nie uprzyjemniała pobytu na party. Nie wiem też po kiego chuja compoty były tak późno. Gdy się zaczęło ray-compo to ponad połowa ludzi już spała. Wedle mojego szacuku przynajmniej. Dobrym posunięciem był Manga-room, w którym to spało się bardzo wygodnie mimo bardzo dobrego nagłośnienia. Nie wiem po co puszczano non stop te same teledyski na big screenie, zamiast nich można było puszczać jakieś co bardziej coolaste demka na fast czy inne takie duperele. Normalny śmiertelnik mający A500 czy gołą A1200 mógłby sobie popatrzeć co tam się w świecie dzieje. Zobaczymy jak będzie na następnym party, a na razie to idę spać bo właśnie się skończyła dobranocka. Gizbern of Scalaris