EASTERN CONFERENCE rApoRT (PoWIeDzmy...) Na początku nie chciało mi się pisać tego raportu, bo w ogóle mało z party mam impresji (czytaj: nic nie pamiętam), ale później pomyślałem "Chuj! Co mi szkodzi". No i piszę. Nie będę pisał jak jechaliśmy i kto się schlał, bo party odbywało się w moim rodzinnym mieście i jeśli miałem już czym jechać to tylko autobusem. Skoro świt wpadli do mnie Jarko i Norby, i wyciągnęli mnie z domu. Na przystanku czekała całkiem spora brygada, niektórzy wyglądali jak po zdrowym dziaben-dziaben. Oczywiście zanim pojechaliśmy na party place, musieliśmy odwiedzić sklep w którym Lenin złożył zamówienie: Rycerzyka poproszę i gaśnicę! Dostaliśmy się na teren party i musieliśmy zapłacić za wstęp. Entuzjazm organizatorów wzbudził Jarko, który opróżnił kieszenie z pieniędzy i powiedział "Więcej nie mam!". Po krótkim czasie spotkałem Dagona i Zefira, którzy opowiedzieli mi swoją nocną przygodę: przyjechali nocą i szukali party place. Zatrzymał ich gościu i mówi - "Wyskakujcie z fajek, albo w ryja". Wyskoczyli i się uspokoiło, facet przybił im piątki, powiedział jak dojść na party place. Już odchodzą, a gościu mówi - Fajni goście jesteście, ale was zastrzelę" i wyjmuje giwerę. Dali długą, a gościu za nimi "Celuję w plecaki!". Fajne wspomnienia z party, nie ma co. Później znaleźliśmy się w jednej sal. Chwilę było spokojnie, aż ktoś wpadł na pomysł sprofanowania krzyża, wiszącego nad drzwiami. Tak, też i uczynił. Uczyniła się familijna atmosfera, wszyscy siedzą, gadają, rzucają się Jezusem zerwanym z krzyża itp. Wreszcie ktoś wpadł na pomysł rzutu doniczką. Ktoś inny go podchwycił i w parę minut sala wyglądała bardzo ładnie. Wpadli organizatorzy i zażądali sprzątania, lub kaucji. Część wyskakiwała z kasy, a część robiła sobie zdjęcia na tle zniszczeń wojennych. W jednej z sal znaleźliśmy Lenina, śpiącego wraz ze ślicznym misiem przytulanką. Jak się później dowiedziałem miś nazywa(ł) się Misiu. Lenin gdy się obudził, stwierdził, że Misiu jest spalony i cały w kipach, więc zapłakał rzewnie. W międzyczasie zgłodnieliśmy troszkę i zaczeliśmy się rozglądać za czymś do żarcia. Zostaliśmy zaproszeni do karczmy "U Norby'ego" (rzodkiewka rulez), której to gospodarz przywiózł tyle żarcia, że mógłby wykarmić połowę partowiczów. Chcieliśmy podziękować gospodarzowi za żryło, lecz Norby popijając posiłek wodą kryniczną runął z hukiem na ziemię. Nieostrożnie położyłem się obok niego i szczęśliwy Norby usnął z głową pod moją pachą. Bardzo się do mnie tulił i aby ukrócić jego zaloty, musiałem go parę razy zdzielić monitorem przez łeb. W pewnym momencie podchodzi do mnie jakiś napruty gostek i mówi: - Ty jesteś Dreamer? - Nie. - Dreamer, słuchaj jesteś moim bogiem... - Ale ja nie jestem Dreamer. - Dreamer, słuchaj jesteś moim bogiem... Nastało music-compo. Poziom był ŻENUJĄCY. Większość to była totalna sieka, ni do rymu, ni do taktu. Żaden moduł nie przeszedł selekcji (jeśli się mylę, Ranger - popraw mnie) (Ranger: Fakt, selekcji nie przeszedł żaden moduł! Muszę przyznać, iż moduły nie były najlepsze, ale sam, osobiście, bym jednak te kilka przepuścił.), więc puszczono prawie wszystkie. Xtd nie puścił jednego modułu, z powodu umieszczonej tam sekwencji. Był to moduł Dreamera, który poprosił o mikrofon. Po chwili usłyszeliśmy: "Xtd, ty chuju pierdolony" - cyk, w tym momencie go odłączyli, i podłączyli po paru sekundach. Dla odmiany usłyszeliśmy: "...ty chuju pierdolony" - więcej nie włączyli. (Ranger: Co do modułu Dreamer'a to mi się podobał. Byłem podczas selekcji, ale niestety nie miałem prawa głosu. A było to tak, że jak tylko Extend wżucił moduł Dreamer'a to skwitował to, cytuję: "digital"! Chodziło mu chyba o sample... chociaż nie jestem tego pewien.) W sumie music compo było stratą czasu, jeśli nie liczyć tańców Lenina, Jackala i Jarko. Gdy nie trwały konkursy, non stop wyświetlano filmy Mangi, przywiezione przez Roota, i myślę, że to w ogromnym stopniu podtrzymało imprezę. W międzyczasie wydarzyła sie drobna demolka, tzn. podpalenie (zjarana tablica i sala do malowania). W jej wyniku pojawiła się pOlicja i zwinęła Bogu ducha winnego Petersa, który miał nieszczęście być w niewłaściwym miejscu o nieodpowiedniej porze. Czas do gfx compo, szybko mijał, urozmaicili nam ją organizatorzy, rekwirując rozweselacze (potem oddali). Poziom grafik na gfx i ray compo był dosyć wysoki, myślę, że nie ma tu specjalnie na co narzekać (choć i chwalić za bardzo nie ma czego). Małe reprodukcje trzech pierwszych miejsc na gfx compo możecie obadać w magu (całe po prostu by się nie zmieściły, rysunek Gunmana miał chyba z 300 kb, a poza tym, po konwersji będą je mogli zobaczyć także posiadacze kości OCS/ECS). Wyniki jakie znam: Ray-compo: "Stoliczek" by Peters Kilka ray-tracingów było naprawdę fajnych np. "Ukrzyżowanie" by Maro, "Jupiter" by Skywalker, "Bełchatów" by Thom, a także prace Tinnera, które choć proste, jednak wyróżniają się wśród reszty. Gfx compo: 1 - "Czerwony smoczek" by Jackal/Mystic, 2 - "Wood Mon" by Gunman/Mystic, 3 - "Bambi" by Zefir/United Artists. Jak widać Mystic ma znakomitych członków, szkoda tylko, że ich dema nie są najwyższej jakości. Po gfx compo zrobiło się po prostu nudno (chyba, że ktoś ma ochotę oglądać japońskie filmy 24 h na dobę) (w dodatku nie były erotyczne) (Root nie wiesz jak zabawić widownię?), więc było dziaben-dziaben. Ludzie po prostu się nudzili, bo nic się nie działo, i bawili się na własną rękę. Wreszcie nastało demo compo. Były dwa zajebiste dema: Freezers i Old Bulls. Resztę też dało się przełknąć. Pamiętam, że siedziałem, darłem mordę i klaskałem przy fajnych efektach. Później całkiem mi się pojebało i klaskałem chuj wie kiedy i wrzeszczałem jakieś głupoty. Towarzyszącemu mi Dagonowi chyba to się nie spodobało, bo potem chyba go nie zobaczyłem (a może film mi się urwał?). Demo-compo: 1 - Freezers 2 - Old Bulls 3 - Flying Cows Nie wiem jak demo Flying Cows mogło zająć 3 miejce! Zwykle oszczędnie szafuję słowami krytyki, ale to muszę powiedzieć - to demo to straszliwy kicz! O intro-compo nic niestety nie wiem... Chyba nie byłem... Pamiętam, że się budzę, patrzę - jestem w domu! Kurde myślałem, że jestem na party! Pojechałem z Archangelem (to on mnie obudził) po sprzęt, patrzę, a tu brygada około 10 osób wciąż jest w szkole i zaczyna party. Między innymi znalazłem Lenina. Ja: Lenin, gdzie Misiu? Lenin: Leży w plecaku, spalony. Potem było dziaben-dziaben. Potem nas wyrzucili ze szkoły, więc poszliśmy na zieloną trawkę i było dziaben-dziaben. Niestety brygada śpieszyła się na pociąg (szkoda Cia, że cię nie posłuchali), więc odprowadziłem ich na dworzec (było mi po drodze do domu) i poszedłem do domciu lulu spać. Podsumowanie? Strasznie dużo było dziaben-dziaben i organizatorzy popełnili błąd, nie kontrolując dokładnie poczynań partyzantów. Liczyli, że sami będą się kontrolować (Nadzieja matką...). Odbiło się to zajebiście na organizacji (zabrakło kasy i chęci na crazy-compa?), i na party można było albo zdechnąć z nudów (gdyby nie Root i jego Manga to strach pomyśleć), albo pójść do kina (byli tacy!), albo dziaben-dziaben (tych było najwięcej). Żryło było w porząsiu, i zdaje się, że przez cały czas, więc w tym punkcie było okee. Jeśli chodzi o poziom prac, to nie licząc music compo, był naprawdę dobry, zwłaszna poziom dem. Wydaje mi się także, że szkoła nie była najlepszym miejscem, dla potrzeb party, ludzi strasznie byli rozrzuceni po całej szkole. No i na koniec party greetings: Dagon, Norby, Lenin & Misiu (spalony), Jarko, Sivy, Cia, Steve, Sky, Hiv, Zefir, Peters, Szuwarek, Darkness, Dreamer, Dalthon, Exolon, Floppy, Zibi, Qba, Jackal, Qix (napisałbyś coś do PMM), Dave, Xtd (fajka cool). Little Horror/Dupa Naszej Ani Ale to jeszcze nie był koniec! Pewnego dnia, zadzwonił do nas (do mnie i Animala) Hudinsky i zawiadomił, że jako "współorganizatorzy" (nasza rola ograniczała się do pożyczenia sprzętu), mamy się stawić na 3 Komisariacie, w celu obejrzenie obrazków i stwierdzenia na którym z nich znajduje się osobnik który podjarał szkołę. No cóż, poszedłem do Animala i mówię: Ja: Co idziemy? Animal: Chyba zrobię kupę... Lepiej teraz, niż na komisariacie. Chodziliśmy chyba ze dwa razy, ale nie mogliśmy złapać pana Gruszki. Za drugim razem stwierdziłem, żeby Gruszka się wypałował, bo ja nie będę łaził jak dureń. Akurat dzień po maturach, Gruszka zadzwonił ponownie i trzeba było iść. Na komisariacie jakiś gościu na nasz widok zagrzmiał "Amigowcy co? Podpalona szkoła, profanacja krzyży! Jak tak można!". Mr. Gruszka pokazał nam obrazki panów sfotografowanych z różnych ujęć, na których nie udało nam się rozpoznać Cia (nr. ewidencyjny 465 95 93 K). Pokazano nam później dziwnie brzmiące xywy "Jackal" i "Dark Angel", o których nigdy wcześniej nie słyszeliśmy. W międzyczasie nastąpiła przerwa, bo dwaj gliniarze przez około 5 min. zastanawiali się ile to 26 zł minus 10 (serio!). Kiedy Gruszka usłyszał, że nic nie wiemy, nic nie widzieliśmy, nic nie słyszeliśmy, przestał być uprzejmy. Przywiązano nas do krzeseł i zaczęło się przesłuchanie. Gdy doszli do obrywania paznokci zerdzewiałymi kombinerkami zaczęliśmy sypać. Animal opisał dokładnie seksualne życie Docenta i jego chomika. Ja opisałem dokładnie technikę naskoku na krzyż Xtd, podałem kolor włosów łonowych Sivego i długość prącia Lenina. Gruszka chciał jeszcze wiedzieć, kiedy i gdzie odbędzie się kolejna tego typu impreza, ale pomimo coraz wymyślniejszych tortur, nie udało mu się tego z nas wyciągnąć. Dostaliśmy jeszcze do podpisu nasze zeznania (w zeznaniu Animala Gruszka zrobił błąd ortograficzny), które były napisane zajebistym wieśniacko - analfabeckim stylem. I to był już naprawdę koniec. Wasz konfident - LH/D.N.A