"VISUAL PARTY"
                                  REPORT
    
Na  początku  chciałbym poinformować wszystkich, że w dniach 28-30 grudnia
odbyło  się  w  Tarnowie kolejne copy party.  Pomimo tego, że było głównie
organizowane  dla  posiadaczy "komarów" zjawiło się paru Amigowców, jak to
bywa nawet na takich parties.

Zacznę może od początku, czyli od dojazdu na party.  No tak, wprawdzie nie
było problemu z dojazdem do tej wiochy, jednak musieliśmy się przesiadać w
Krakowie,   co  jednak  nie  było  większym  problemem.   Czas  w  pociągu
umililiśmy  sobie  przy  pomocy  paru  "zwierzątek  domowych",  toteż  nie
narzekaliśmy  na nudę.  Z dojściem na party placka z głównego dworca także
nie  było problemów.  Po dojściu na miejsce (jakieś 10 minut) władowaliśmy
się do budynku, w którym odbywało się party, a mianowicie był to Tarnowski
Dom  Kultury.  Na szczęście przy kasie była kolejka, toteż wykorzystaliśmy
sytuację i weszliśmy sobie jakby nigdy nic, oczywiście nic nie płacąc.  :)
Wejściówka kosztowała 100 tys., jednak otrzymywało się także w ramach tego
karnety na 2 gorące posiłki.  Uważam, że był to całkiem dobry pomysł.  Ale
o żarciu później...

Po  załadowaniu  się  do  głównej  sali,  w której to wszystko się działo,
poszliśmy   poszukać   znajomych,   jednak  wielu  nie  znaleźliśmy...   Z
Amigowskiej  wiary  na party zjawili się:  Bethoven of Freezers, Zoltar of
Technology,  Miklesz  of  Damage,  Edi  i  Bartesek of Casyopea, Bartman i
Deuter  of Vacuum, Wayne of Illusion (dzięki któremu wróciłem do domu!) no
i  ja.   Spodziewałem  się,  że przyjedzie jeszcze trochę ludzi, jednak po
godz.   15  dnia  pierwszego nikt nie dojechał...  Oczywiście było jeszcze
kilku  ludzi  z  Amigami,  jednak ci nie byli raczej powiązani z Amigowską
sceną, a ponieważ my ich nie znaliśmy to chyba szkoda pisać...

Konkursy  były  zapowiedziane  na  dzień  następny,  co  według  mnie było
beznadziejnym  postanowieniem,  ponieważ na drugi dzień rano, połowa ludzi
pojechała do domów.  W pierwszy dzień natomiast było bardzo wesoło.  Kiedy
przyjechała  ekipa  z  Krakowa,  razem  udaliśmy się do pobliskiego sklepu
spożywczego  (i  nie  tylko) i tam zaopatrzyliśmy się w odpowiednie ilości
niezbędnych  napoi,  tudzież  zapojki.   :)  Wróciliśmy  na  party place i
postanowiliśmy  sobie  gdzieś  pochlać,  jednak długo nie mogliśmy znaleźć
odpowiedniego  miejsca.   Jednak  ktoś  wpadł  na genialny pomysł, żebyśmy
siedli  sobie za sceną, a właściwie nie za, tylko z boku, tak, że nikt nas
nie widział.  No i tam opróżniliśmy naszą wódzię, tudzież piwka dyskutując
na  rozmaite  tematy.   Po  jakimś  czasie  ktoś stwierdził, że głupio tak
siedzieć  w  rogu i "co się będziemy ukrywać!", jak jumpreza, to jumpreza.
Toteż  na  samym środku sceny ustawiliśmy w kształcie trójkąta trzy długie
ławki  i  tam kończyliśmy nasze napoje.  Było bardzo wesoło, tym bardziej,
że  nasi  znajomi  -  abstynenci (hi Edi!) torturowali zawzięcie mikrofon.
Zapomniałem  dodać,  że  po  środku, pod sceną stał komputer i niewielkich
rozmiarów  (28")  telewizorek,  który  miał  zabawiać partowiczów do czasu
konkursów.    Jednakże   już   po  raz  drugi  w  historii  copy  parties,
organizatorów  poratował  nasz Święty Mikołaj, który bez sprzętu nie rusza
się z domu.  A, że na pierwszy ogień poszła "Noxzema" to już druga sprawa.
:)  Oki,  bez  skojarzeń  proszę...   Na  szczęście nasz Miklesz, na swoim
twardzielku  miał trochę dem, toteż znudzeni ludzie mieli na co patrzeć, w
sumie to gdyby nie on, to część ludzi bardzo by się nudziła...  No dobrze,
teraz  będzie  trochę o bufecie, bo to też jest trochę ważne, bez żarcia w
końcu  nie można funkcjonować, a na pusty żołądek się źle pije.  Bufet był
taki  sobie,  chociaż lepszy od tego na Gelloween.  Można w nim było kupić
przerozmaite  ciepłe psy, hamburgery i inne gady po przystępnych cenach, a
także  napoje  niskoprocentowe.   W  bufecie  nie  było  piwa  ani jaboli.
Szkoda, chociaż przeważnie na tego typu imprezach takich artykułów się nie
sprzedaje.   Co  do  tych karnetów na darmowe posiłki, to w pierwszy dzień
podawano  żurek,  który  podobno  był całkiem niezły i który to można było
czywiście  kupić sobie dodatkowo za kasę, jeśli się nie miało karnetu.  Na
drugi  dzień były parówki, które były smaczne i co najważniejsze zjadalne.
:)

Dobrze,  nie  będę  dalej  przeciągał.  W sumie to do następnego wieczoru,
czyli do czasu "competitions" ludzie cholernie się nudzili.  Do tego czasu
zjawiła  się  też  "szefowa"  imprezy, o której teraz opowiem troszku.  Po
pierwsze  -  ta  pANI  wpierdalała  się  w  nie  swoje sprawy, nic jej nie
odpowiadało,  nic  jej się nie podobało, szczególnie zachowanie niektórych
ludzi.   Co  do  picia  alkoholu  nie  było  z  nią  gadki.  Podchodziła i
konfiskowała  butelki  w  dosyć  bezczelny i wyrafinowany sposób, strasząc
ochroniarzami  ze straży miejskiej i "wytrzeźwiałką".  Nam zabrała flaszkę
i kilka piw Wayne'owi, który zrobił jEJ niezłą awanturę.  Ale na ten temat
nie  będę  się  rozpisywał,  ponieważ  Wayne obiecał poruszyć tą sprawę na
łamach  Sila.   Wracając  do tej suki, to niespodobało jej się dwóch gości
(komodziarzy),  którzy  jak  to  przystało  na  partowicza byli schlani, i
którzy  podobno  nie  zachowywali  się  najlepiej.   pANI  sZEFOWA zaczęła
awanturę,  że  "co to oni nie są", no i posypało się parę ostrych słówek z
obu   stron.    W   efekcie  końcowym  tych  dwóch  gości  ochroniarze  po
przysłowiowym  "spałowaniu"  wywieźli na izbę wytrzeźwień.  No cóż, wesoło
to  oni  nie  mieli  (nie licząc atrakcji na "wytrzeźwiałce").  Wkurwionym
ludziom nie podobało się takie postępowanie tej pAni, jednakże ją to gówno
obchodziło  i nie chciała z nikim rozmawiać, bo każdy dla niej był pijany.
No  cóż,  bywają  i takie przypadki.  I na tym skończę fuckać na tą głupią
cipę,  gdyż  prawdopodobnie  zrobi  to za mnie Wayne i może jeszcze ktoś w
innych   raportach.    Żeby   było   śmieszniej,   to  jeszcze  dodam,  że
skonfiskowanego  alkoholu,  który  miał  być oddany  po  party nie oddano,
okazało  się, że "zniknął"!  Już to widzę, może zniknął, ale w mordzie tej
parszywej kobiety i jej goryli...

A  teraz  będzie  słówko o konkursach.  Pomińmy konkursy na C64, bo oprócz
demo  compo  nie  było  na co patrzeć, ale muszę przyznać, że demo Taboo z
zajebistymi  efektami jak na Commodore, było naprawdę zajebiste!  Jednakże
grupa  ta wzięła przykład z Tiltu - demo nie zostało puszczone na party, a
jak  się  dowiedziałem  po party - "może jeszcze w tym roku je wypuszczą".
Pewnie  je wypuszczą, ale chyba na The Party V!  I skąd my to znamy...  No
dobrze,  ale  miało  być  o  Amidze.   Na  początku muszę powiedzieć, że w
pierwszy  dzień  rozmawiałem  z  ludźmi  odpowiedzialnymi  za  konkursy  i
ustaliliśmy,  że  ja  i Bethoven poprowadzimy kompoty na Amigę.  Toteż się
tak  stało, ale dzięki Mikleszowi, "wspaniali" organizatorzy nie dopuścili
nas do przesłuchania modułów, ani przeprowadzenia ew.  selekcji, a jak się
okazało  byłoby  co wywalić (sekwencje na compo suxx!).  Toteż wkurwiliśmy
się troszeczkę, bo przygotowanie ze strony organizatorów do konkursów było
cholernie  lamerskie.   Gdyby  nie  Miklesz,  nie  mieli  by nawet na czym
puszczać  modułów (chyba, że na NoiseTrackerze).  No to siup, zaczynamy...
Najpierw  odbyło się music compo.  Jak można było się domyśleć, poziom nie
był  rewelacyjny,  tym  bardziej,  że nie przeprowadzono selekcji modułów.
Jako ciekawostkę dodam, że pośród modułów, które były wystawiane na compo,
były też kompozycje Roberts'a/Applause, MGL'a i Glue/Damage.  Nie byli oni
obecni  na  party,  jednak  nie  było  to  konieczne,  jak  na  wspaniałej
Żelowinie.   Modułów  puszczono  ponad  trzydzieści, toteż większość ludzi
wychodziła  w czasie tego compo i w sumie nie wiem, czy głosowało na Amigę
więcej  niż 30 osób!  Następne było gfx-compo.  Właściwie to nie wiem, czy
można  było  to nazwać graphics-compo, ponieważ wystawiono 8 rysunków, a w
tym  kilka  wyglądało tak, jakby je rysowano na party.  No cóż, trudno się
mówi.  No i teraz czas na demo compo, ale właściwie to nie wiem, czy warto
o  tym  pisać...   A  jednak napiszę cosik.  Nie wiem czemu, ale jakoś źle
przyjęło   się   wśród   ludzi   pierwsze  demo  grupy  ?2Drinkers  Team?0
(buachacha).    Wprawdzie   puszczono  wersję  niecenzurowaną  (na  prośbę
organizatorów),  ale  na szczęście nikt się nie pluł, żeby to wyłączyć, bo
"tam  są  pornograficzne  obrazki",  albo  coś w tym stylu.  Demko to było
wspaniałą   demonstracją możliwości  skanera  Wayne'a,  ale  wierzcie  mi,
naprawdę  było co podziwiać.  Amo-Kod też na wysokim poziomie (na poziomie
Lamesoft!).    Było  jeszcze  kilka  jajcarskich  demek,  lecz  po  drugim
"szefowa"  się  zbulwersowała,  że  "co  to  my  puszczamy za chałturę!" i
musieliśmy  przerwać  demo compo.  A jako drugie poleciały Kropelki #176 -
Xmass   Edition,   bardzo   fajne  demo,  polecam  wszystkim  koneserom  -
demomaniakom!   Właściwie  to  kompo  się  nie  skończyło  po  tym  demie.
Puszczona została pewna produkcja, o której nie będę lepiej wspominał.  Co
niektórym  się  to  bardzo  nie  spodobało.   Ale  chociaż mogli spokojnie
siedzieć  i  krzyczeć  sobie,  a nie taki jeden z drugim wyszedł przed big
screen  i zaczął tańczyć "State of the Art".  No i wtedy się zaczął "mały"
bałagan.   Niby  wszystko  zwalono  na  nas,  że to niby wina prowadzących
konkursy, jednakże dołączył się do nas jeszcze kilku ludzi, m.in.  Zoltar,
przez  którego  mi się oberwało.  Z pewnością w C&A, lub innych brukowcach
zostaniemy  zjebani za "wspaniałe" prowadzenie konkursów, ale akurat jebie
mnie  to totalnie, czy zostanę zmieszany z błotem, czy też nie.  Słyszałem
już  zresztą od jednego z moich kontaktów, wrażenia jednego z komodziarzy.
Ten  człowiek twierdził (cytuję), że "jakiś chuj dorwał się do mikrofonu i
nie  chciał  go oddać, i że w ogóle konkursy były prowadzone chujowo".  No
cóż,  dziękujemy  za szczerą opinię, szczerość to podstawa.  No i co by tu
dodać.   Chyba nic, poza tym, że komodziarska "scena" nie umie się bawić i
co niektórym ludziom na prawdę brakuje poczucia humoru.  Szkoda...

Po  konkursach wszyscy ustawili się do "zbiorowego" zdjęcia, które podobno
będzie  umieszczone  w  Secret  Service,  lub  w  Magazynie  Amiga  (luty,
marzec?).  Miałem akurat pecha, i "szefowa" stanęła sobie obok mnie.  :) A
po  konkursach już raczej nie było nic ciekawego do roboty, więc poszedłem
z Bethovenem się najebać.

Przez  następne  dwie  godziny  co niektórzy czekali na pierwsze wyniki, a
inni  pojechali do swoich domów.  Potem nas już nie było.  Niestety nagród
nie  pamiętam, ale podobno były denne.  Wiem jedynie co dostali muzycy, za
1  i  3  miejsce.   Bartesek  otrzymał 5 paczek dysków, a ja (bo akurat mi
przyznano trzecią nagrodę) tylko jedną.  Właściwie to nie obchodziło mnie,
co dostałem, tylko, że w ogóle dostałem coś konkretnego i przydatnego.  Bo
jak  sobie  przypomnę takie jedno pARTY komodziarskie to...  No dobrze, to
już  chyba wystarczy.  Reasumując - Visual Party nie było zbyt rewelacyjną
imprezą,   jednak  do  końca  tak  źle  nie  było.   Pomimo  beznadziejnej
organizacji   i  kłopotów  z  "krwawą  mARIĄ",  było  do  zniesienia,  pod
warunkiem,  że wie się od początku po co się przyjeżdża na party, a z tego
co  widziałem  wiele  osób,  które tam przyjechały jeszcze nie wiedzą o co
chodzi, trudno się mówi...

Specjalnie dla Was pocił się przy "małej czarnej" i The Prodigy...

                               DAVE/VACUUM
                                 95/02/13

P.S.   Z  okazji  zbliżających  się  Walentynek,  chciałbym  wysłać  jedną
szefowej  Visual Party, ale nie mam adresu, więc jeśli ktoś zna, to proszę
o przesłanie mi!  :) (no way...)