PRIMAVERA'94 PARTY REPORT


                        Starszy klawiszowy: Spiryt

                        Młodszy klawiszowy: Amiga

                        Najmłodszy klawiszowy: CED


Pewnego pięknego ranka o 6-tej rano na lubelskim głównym spotkało się paru
kolesi w składzie (bynajmniej nie Spirytusu)

  Szefo   / Phoenix   - Naczelnik wyprawy + organizator żarcia + sponsor
  A-max   / Phoenix   - Zastępca naczelnika wyprawy + tragarz
  Leon    / Phoenix   - Zastępca zastępcy naczelnika wyprawy + kopier
  G.B.    / Phoenix   - Malarz ścienny + przytulanka dla pani konduktor
  Roberts / Beta team - Starszy Klawiszowiec Lubartowa + Radiomonter
  Charon  / Mystic    - Największy mózg pociągu Lublin - Starachowice
  Yoga    / Phoenix   - Alkometr stacjonarny + Malarz sufitowy + good smoker
  Gelo    / Phoenix   - Nie człowiek - przedkłada PC nad Amigę!!!!!
  Spiryt  / Illusion  - Alkometr przenośny + strach na pasażerów +
                        heavy smoker

Zamierzali  się  oni  wybrać  na  Party  do  "pobliskich" Starachowic.  Na
wstępie  muszę  napisać,  że  wszyscy byli wyjątkowo trzeźwi co się rzadko
zdarza.   Powodem  tego  była  abstynencja  większości  z  członków naszej
"ekipy"  (co  to za ekipa, która nie chleje jak skur..?), ale przejdźmy do
konkretów.   Pociąg  był  punktualnie  o  6.40,  na  wstępie wypłoszyliśmy
wszystkich  pasażerów  z  wagonu,  a  Szefo uraczył ich wspaniałym popisem
pseudo-fraktalskim opierającym się na mieszance blinno-czekoladowej.  Poza
wylaniem  w  przedziale  kawy  i  herbaty  jazda przebiegała spokojnie, co
chwila  wyskok  z  Yogą  na  faję, a potem przyszedł jakiś (cudowny) pan i
sprzedał  nam  nektaru  (dla  niewtajemniczonych:  nektarem nazywamy napój
powstały  w  wyniku  fermentacji  szyszek  chmielowych  i  dolaniu do nich
spirytu).   Atmosfera  zaraz  się poprawiła.  Po obaleniu kilku głębszych,
uraczyliśmy  z Yogą sąsiadów perfumami marki ŻYWIEC i poszliśmy po kolejne
butelki zbawczego nektaru.

Wreszcie  Skarżysko Kamienna, ostatni przystanek na drodze do party place.
Po wyjściu na peron zostaliśmy powitani staropolskim "AMIGA RULEZ", "RULES
FOREVER" odpowiedzieliśmy niezwłocznie i po koleżeńskiej wymianie koszulek
razem czekaliśmy na pojazd, który miał nas zawieźć do Starachowic.  Postój
ten  umilał  nam  Szefo,  zaczepiając  staruszki  i zabierając im herbatkę
(Paracelsus  of coz).  Nadjechał wreszcie upragniony pociąg - już tylko 19
minut dzieliło nas od celu naszej męczeńskiej pielgrzymki.  Po trudach tej
niewątpliwie  krótkiej, ale jakże pasjonującej podróży wreszcie ujrzeliśmy
naszą  "Ziemię  Obiecaną".   Wielki  napis  przy  obleśnym baraku zwanym z
nieznanych  mi powodów dworcem "STARACHOWICE WSCH." - od razu nasunęły nam
się niemiłe skojarzenia z drugą częścią tego napisu (Wyp..  Stąd Chu...).

Zaryzykowaliśmy  jednak  i  wyskoczyliśmy  na peron (ta część tej "stacji"
również  niewiele  miała  wspólnego  ze zwykłym peronem).  Wyjęliśmy nasze
mapki  i pierwszy feler - mapka była oczywiście poglądowa, ale ten, kto ją
rysowal,  miał  chyba  wypaczone poglądy na temat ruchu ciał niebieskich i
stron  świata,  a  ponadto  nie  wziął poprawki na przysłowie, że trudniej
spotkać  w  Starachowicach miejscowego niż przyjezdnego i zanim dotarliśmy
na  przystanek  dwójki,  upłynęło  trochę  czasu.   Wreszcie  jest autobus
zapchany  jak  ch..,  ale  pakujemy się do środka.  W końcu te dziadki, co
siedziały na astanowkie, mogą poczekać do jutra.

Dojechaliśmy  na  miejsce  szczęśliwie  i  bez większych afer, tylko Szefo
puścił  czada  i  pół  autobusu  straciło  chęć  do  rozmowy, a zajęło się
zatykaniem  nosów  i otwieraniem okien.  Jest!  Party place oblegane przez
wielki  tłum  i  latające  tu  i ówdzie NFL-y (Niezidentyfikowane Fraktale
Latające).   Po  zarejestrowaniu  i  otrzymaniu foliowego identyfikatora i
vote-sheetów  poszedłem szukać znajomych mord.  Na piętrze potknąłem się o
Petersa spoczywającego w pozie wskazującej na nadużycie (praw Petersa...).
Odbiłem  się od Pita i spocząłem na twardej jak skur..  czaszce Sivego.  W
międzyczasie  wynikły  problemy  z rezerwacją sali, bo miała być cała sala
dla  Lublina  (w  końcu  była,  a  nawet  więcej  niż jedna), oraz problem
jakiegoś   gostka,   który   przedawkował   i  znalazł  się  poza  bramami
party-place.   Reszta  dnia  spędziła  się  sama  na  kopiowaniu  i piwie.
Wycieczki po piwo organizował KLF/Fate oraz Bodzio/The Edge.

  W naszej grupie interwencyjnej znaleźli się:

      Sigge / Ils     - Starszy AGA-owiec i SCALA-man
      Stan  / Ils     - Starszy wchłaniacz (troszkę przedobrzył)
      Yoga  / Phoenix - Średni wchłaniacz (nie przedobrzył)

oraz  paru  innych  ludzi,  których  z  czysto  procentowych  względów nie
pamiętam  (jeśli  pamiętacie  głupiego  Spiryta,  to napiszcie do niego, a
odpowie).   W trakcie powrotu oszczaliśmy parę śmietników i byliśmy już na
miejscu.


  Zaczęły się wreszcie Compoty:

Jako  pierwsze  Maja  Compo.   Poprowadził  je  "sławny"  Root.   Compo to
polegało  na stworzeniu w ściśle określonym czasie utworów jak najbardziej
podobnych  do  motywu  z sensacyjnego serialu "Pszczółka Maja".  Compo jak
zwykle  odbyło  się  przy  udziale  z  deka  nudnych  komentarzy za strony
widowni.   Compo  to  wygrał  Jakub  Husak  z naprawdę czadowym kawałkiem!
Międzyczas  przed  Music  Compo  umilił  jak zwykle Szefo swoją publicznie
wykonaną solówką na strunach głosowych do utworu Elektrycznych Gitar.

Music  compo  według  mnie  było totalną klapą - nie dość, że nagłośnienie
było do dupy, to jeszcze osoby wykonujące selekcję wykazały się jak na mój
gust  (zastrzegam:   "De  Gustibus  non  Desputantum est" lub "Tercian non
datur" albo równie mądrą łacińską wstawkę) bardzo złym gustem.  Nie chodzi
mi  o  to,  że  mój  modules  mnie  przeszedł,  bo  ja dopiero raczkuję na
Protracku, ale mając dostęp (jako organizator) do całego zbioru modulesów,
które  zostały oddane na compo, śmiem twierdzić, iż niektóre moduły, które
nie  przeszły  selekcji,  były  na  dużo  wyższym  poziomie  technicznym i
muzycznym  (np.   Dreamer,  Root  czy  Extend).  Ponadto nagłośnienie było
straszne  -  głośniki  były  rozstawione  o  10m na sali o długości 30m, a
ponadto  były  skierowane  w  dwie  różne  strony, co zmusiło słuchaczy do
informowania  się,  czy  fajniej  leci  z  lewego, czy z prawego głośnika.
Music compo poprowadził Lovely/BT.

GFX  i  Ray  compo:   Poziom  zaprezentowanych  prac był bardzo różny - od
perfekcjonizmu  do  lamerstwa, ale ogólnie to compo wypadło w moich oczach
(po  1.5  dioptri na każde) bardzo dobrze.  Zadowalająca była także jakość
big  screenu.  Parę obrazków nie chciało się wyświetlić zawieszając Amigę!
Jednak autorów tych prac nie spotkał zawód i wszystkie wieszające ViewTeka
prace zostały wyświetlone później na Deluxie.

Demo  Compo  -  SUUUUCCCKKKKZZZ!!!   Nie jestem biegłym rzeczoznawcą w tej
sprawie, ale według mnie poza Vitalem Mysticu nie było nic, co wyglądałoby
na  normalne  demko.   Zasmucającym  jest fakt, iż stara dobra A500 kończy
powoli  swój żywot - większość dem, które wyglądały jako tako, była już na
AGĘ.

                                  * * *


Nie  czekając  na  wyniki  ja,  Roberts,  G.B,  oraz  jeszcze  jeden  gość
postanowiliśmy  wrócić  do  domu.   Party  się  skończyło, wracając miałem
mieszane  uczucia co do jego oceny, ale w końcu spotkałem człowieka, który
wyjaśnił  mi,  że  party  dla  każdego  jest  inne i nie można go oceniać.
Zapytałem go więc "To po cholerę ja smarowłem ten artykuł, Lenin?"

cparty report  cparty report  cparty report  cparty report  cparty report

     On nie odpowiedział nic, tylko wyjął flachę i rzekł -"POLEJ!!"-


                                                 Alkometr Przenośny

                                                 Spiryt of Illusion

     Edycja: Piter