Primavera 1994


Party  odbyło  się  chuj  wie  ile  wieków  temu i myślałem, że w redakcji
ludziska  o  tym  zapomną.   Niestety  moje  nadzieje,  że  upiecze mi się
napisanie   tego   syfiastego   tekstu   rozwiał   Lifter,  który  dzisiaj
przydrałował  na  giełdę,  usiadł  przy mojej Amisi i płakał tak długo, aż
łaskawym,  ojcowskim  okiem spojrzałem na Niego i obiecałem Mu odpierdolić
ten tekst.

>>zdaniem  korekty  to Lifter bił tak długo głową Berserkera w monitor, aż
ten  przypomniał sobie, że ma - jako r e d a k t o r FA - jakieś pieprzone
obowiązki!   Już nie wspomnę, że do niektórych nie dotarło od SIERPNIA'93,
że  do  FA  piszemy  w  Amiga  PL a nie w Pikulu!  Ale jak się ma A4000 to
zmiana standardów fontów w edytorze może być poważnym problemem, hyhy.<<

Zacznijmy jednak od początku....

                                  * * * 

Za siedmioma górami, siedmioma lasami, w starodawnym grodzie zwanym Milicz
żył pewien młodzian zwany Norby (od futra z norek, które wisiało u niego w
piwnicy pod baranami).

Pewnego  razu,  jakiegoś  tam  dnia  bożego otrzymał On korespondencyję na
nośniku  magnetycznym,  zwanym  dyskyetkyją,  na której starożytną głowicą
magnetyczną   zapisano   wielce  ściśle  dane.   Były  to:   (niepotrzebne
skreślić)

a) - dane tajnego bombowca Luftwaffe

b) - plan nowego lotniska Lufthansy

c)-  zaproszenie  do  grodziszcza starachowickyego na misteryum poświęcone
świętemu Pafnucemu

(Odpowiedź na końcu artykułu)


No  i chuj!  Norby przywiózł dyskietkę na wrocławską giełdę, gdzie trafiła
ona  w  nasze  zboczone,  trzęsące się w delirze łapska.  Yes!  Oksy kors!
Jadziem  na  party!  Przecież misterium ku czci wielkiego Pafnucego to nie
byle co!

Ja  (Berserker)  ze  swej  strony wykazałem tylko jedną wątpliwość:  - czy
opłaca  się  jechać  taki  kawał  drogi  by  się  najebać?   Na  co reszta
odpowiedziała zgodnym, radosnym "Milcz chuju".

W  przeddzień  wyjazdu późnym wieczorem na dworcu przy wejściu na perony w
ciężkim  smrodzie  zgniłych  jaj  (zawsze  tam śmierdziało) powoli zaczyna
tworzyć  się  niezła  ekipa.   Przylazł Scorupiak i Dan (oboje (chłopiec i
dziewczynka)  są  z  PSL), DR.D/TRSI, Ja (czyli Berserker/Kraina Czarów) i
wielu,  wielu  innych  zbirów.   Jeszcze  tylko mała formalność - wypad do
nocnego naprzeciwko dworca.  Nocny znajduje się na ulicy Gwarnej, znanej w
całym  mieście  z  tego, że tu pracuje około 90% wszystkich wrocławskich i
podmiejskich kurew, przez których zwarte, szare szeregi przedostać się nie
było łatwo.

Po  zakupieniu  w nocnym załączników, a w kasach biletów (druga klasa oksy
kors) podrałowaliśmy na peron.

Stoimy, stoimy a tu...

...nic.

My  jednak  tak  szybko  nie  rezygnujemy.   Wiedzieliśmy,  że  pociąg (do
panienek)  przyjechać  musi  i  koniec.   No i przyjechał...  ale na peron
obok, bo to nie był nasz pociąg.

Ok!   Dosyć  kurwa  z tymi pierdołami, bo ja tu gadu, gadu, a tam panienki
stygną.

Przyjechał  nasz  transporter  opancerzony (PKP już woziło komputerowców i
wie  jak  się  zabezpieczyć).   My  wsiedliśmy i okazało się, że miejsc ni
ma!!!

Polak  potrafi  (się  napić)  więc i na to znalazła się rada:  znaleźliśmy
kilka  pustych  przedziałów  w  pierwszej klasie i tam się rozlokowaliśmy.
Gdy  lokomotywa  ruszyła  (a  za  nią wagony) postanowiliśmy się odświeżyć
nieco przed imprezą (głównie odświeżaliśmy naszą wątrobę i płuca).  Szybko
otwarto  kupione  na Gwarnej butelki.  Od tej chwili spory kawałek podróży
wyznaczały stałe cykle:  setka - popitka.

Gdy  towarzystwo sobie już nieźle podpiło Scorpik, Daniel i Dr.D poderwali
trzynastoletnie panienki (a może chłopców - takie były pasztety, że trudno
było  poznać)  i  zaproponowali  im niewykonalne czynności seksualne.  Jak
łatwo  się  domyślić  wszyscy  dostali  kosza (dziewczyny okazały się mieć
dobry gust (w odróżnieniu od nich)).

No,  posuńmy  się  jakąś  godzinkę  do  przodu!  Wtedy to właśnie Ja i Dan
postanowiliśmy  przekimać się w pustym przedziale obok, a tu wchodzi jakiś
Gość  (od tego momentu będę nazywał go cHUJEM) i wita nas słowami:  "witam
młodych  bandytów!  A ty (to do Dana) to lepiej weź swe nóżki z siedzenia,
bo Ci je przetrącę".  Atmosfera ku naszej uciesze zawrzała.

Hałasy  z  przedziału  obok,  gdzie  dalej  oblewano Party i moje imieniny
(które miałem w dzień przed wyjazdem) wkurwiły z lekka cHUJA.  Facio wstał
i  poszedł  opierdolić  Scorpika  i zobaczył nagle, że korytarz jest pełny
wiary.  Jak by nie patrzeć dostanie wpierdol.  Niestety...  Płonne okazały
się  nasze  nadzieje...   cHUJ  spierdolił z pociągu na najbliższej stacji
zgłaszając jeszcze skargę do kanara, który po chwili przycwałował radosnym
krokiem pocałować nas w dupę.

W  końcu dojechaliśmy do....  jakiegoś zadupia, gdzie mieliśmy przesiadkę.
Tu poszczekaliśmy jakiś tam czas i władowaliśmy się do następnego pociągu.
Warto  by  tu  zauważyć,  że  przez  cały  czas ludzi przybywało (gdzieś w
jakichś Pierdziszowach się podosiadali) tak, że na miejscu okazało się, że
jest nas ponad sto osób!

Teraz tylko piesza wędrówka przez Starachowice i już!!!  Budynek wcale nie
okazał się taki duży, ani taki mały tylko murowany.

Dostaliśmy  salę  i  przeliczyliśmy  butelki...  Coś mało tego...  Razem z
Danem  i  Scorpikiem  zajrzeliśmy do sali Tiltów, gdzie swoją niesamowicie
wysoką,  bo  sięgającego  aż  poziomu  -125*0.12-2048  poniżej dna kulturą
osobistą  wykazał  się  Hudi,  a  potem  następny przystanek to oczywiście
bufet.

Jeśli chodzi o bufet to zjebali chłopaki sprawę, bo Cameli nie było, a tak
poza tym to jedzenie było ok!

Gdzieś  koło południa zwalili się (w ubikacji) ludzie z Warszawy (Nędziusz
and  Rootiusz  und  Docentiusz  and  TheGeneratiusz and i und Gośka (chyba
miała ksywę Ryba, ale nie za bardzo pamiętam- sorry)).  O kurwa!  (Właśnie
spadł  mi  żar  z  mr peta na klawiaturę!) W sumie to po południu byli już
wszyscy (wymieniać nie będę, bo kogoś jeszcze pominę i narobię se wrogów).

Naturalnie byli przedstawiciele tak wielkich grup jak:

- Kalopkisoft

- Sepulware

- Sklesh Dezign

- i wiele

- wiele

- innych.

Gdzieś  około  "pierwszej  pięć  z minutami" (tekst Pitka/Gen) Ja Nędza, C
Kluge  (dezerterzy)  i  Gośka  und  Babcia  of  XTDezign  pojechaliśmy cuś
wpierdolić do naszych przegłodzonych worów (mam na myśli żołądek!!!)

Oczywiście  starachowicka  metropolia nigdy nie słyszała o czymś takim jak
fast food lub billard >>to się je?  Lifter<< więc musieliśmy szybko wrócić
na  party  place  (o  nie  tak szybko...  Musieliśmy znaleźć jeszcze drogę
powrotną, bo nikomu nie chciało się jej zapamiętać).

Wizyta  w  ubikacji  ujawniła,  że  odbywało  się  tutaj  przez nikogo nie
zapowiadane fractal-compo.

Warto  by  też wspomnieć Petersa, który dosyć szybko zaliczył zgon i leżał
na ławeczce, a ktoś napisał mu na brzuchu markerem "jestem pedałem".  Może
ja  się  czepiam  ale  uważam,  że  wszystko ma rozsądne granice, a ludzi,
którzy  przeginają  nie  powinno  się wpuszczać na party.  Tym razem nawet
Extend zachował trzeźwość umysłu i sączył swego jabłolka z umiarem.

Po  południu  rozpoczęła  się  eliminacja modułów na compo i tu należą się
brawa organizatorom:  uważam, że była to najlepiej przeprowadzona selekcja
ze  wszystkich  dotychczasowych  imprez.  Co prawda niektórzy muzycy mieli
pewne  obiekcje  odnośnie  werdyktów,  ale oznacza to tylko, że ich moduły
wcale  nie  były  takie  dobre,  a  fakt,  że mają oni jakąś tam ksywę nie
pretenduje ich od razu do finału.

Późnym  wieczorem  odbyło  się  music  compo.  Poziom modułów Ja uważam za
średni,  choć  część  naprawdę mogła się podobać.  Popisał się tu Scorpik,
którego  muzyka  leciała  jako ostatnia, tracker poobcinał mu sample, była
chujowa głośność i większość ludzi wyszła, a mimo to wygrał.

Następnym  punktem  programu  było  Gfx & Ray compo.  Niestety tu nie było
selekcji,  a  to  niby  dlaczego  nie?   Uważam,  że też powinno robić się
eliminacje  i  to  z  dwóch  powodów:  jest to niesprawiedliwe dla muzyków
(graficy  są  niby  lepsi?), a poza tym przez brak selekcji tandeta zabiła
wszystko.   Sam  poziom  raytracingów  Mnie  jako raytracera załamał swoją
dennością.   W sumie wystawiając sam projekt bez generacji dobry raytracer
by wygrał.  Były tam może ze trzy dobre prace.

Następne  w  kolejce  było  demo compo.  Niestety czekał nas tu największy
zawód.   Niby  produkcji  było  dużo,  ale  po  tym wszystkim został jakiś
niedosyt.    Uważam,   że  chyba  oczekiwaliśmy  trochę  wyższego  poziomu
wystawionych  dem.   Jedynie  zaskoczyła wszystkich grupa Status Ok, która
wystawiła demo Terminator.

Demo  to ukazywało nam na jakim żyjemy świecie - prowokowało do zadumy nad
polityką  RWPG  i  powodowało  sceptyczne  podejście  od  przyszłorocznych
zbiorów kukurydzy na Alasce.

Drugie  miejsce  zajęło "No future" Tiltu.  W sumie zasłużenie zdobyli oni
swoimi ANIMACJAMI drugie miejsce, bo kosztowało to wiele pracy, ale było w
sumie nijakie.

Po  demo compo trzeba było coś wrzucić na ruszt.  Przyznam się, że flaczki
okazały się całkiem niezłe.

Po  jedzeniu,  gdy  spora  część  ludzi  legła  we śnie i machinalnie ręce
powędrowały  pod  śpiwory w stronę majtek, ja i Gośka postanowiliśmy sobie
na poważnie przedyskutować całą noc, posługując się oczywiście odpowiednią
literaturą.

Księgarnia  nocna okazała się być niedaleko, więc wypad zajął nam około 15
minut.

Od tej chwili zaczęły się nasze (moje i Gośki) kłopoty z ochroniarzami.  W
tym  punkcie  organizatorzy  spierdolili to party - jeśli na imprezie jest
(oczywiście  teoretyczny)  zakaz  picia  alkoholu  to  dotyczy on także (w
pierwszej kolejności) ochrony, prawda?

A  tu  jeden  ze starachowickich pierdolców (ten w czerwonej koszuli (chuj
jeden))  nie  tylko  ujebał  się jak dzika świnia, ale nie mogliśmy się od
niego odczepić (zwłaszcza Gosia).

Przez  tego  skurwiela  nie  pogadaliśmy sobie wystarczająca długo, bo nad
samym  ranem  mieliśmy  pociąg (do chłopców).  Gdzieś koło godziny jakiejś
tam  zajrzeliśmy  na intro compo i udaliśmy się na stację, gdzie zgodnie z
przypuszczeniami nie było żadnego pociągu...

W  sumie  drogi  powrotnej opisywać chyba nie ma sensu, bo dłużyła się nam
kurwa niesamowicie (można jedynie wspomnieć, że mieliśmy 3 przesiadki)


                          BERSERKER/TRUE GENIUS


Do korekty:

Hej  Lifter!   Jak widzisz nie rzucam słów na wiatr, tylko pod wiatr!  Jak
obiecałem to znaczy, że to zrobię i koniec.

>>Owszem...   ale od obietnicy do jej wykonania nie powinno upływać więcej
jak 3 tygodnie, OK<<

A teraz na zakończenie kilka pozdrowionek dla:

Iwony   
Nędzy  
Dana  
Pica  
Matiego
DRoota 
Miklesza 
Loni (of Freezers)
Kataniego (A Katani to jest pani)
Alice  
Dak  
Moniki  (choć nie wiem czy zasługujesz, ale mimo to przepraszam)  
Gośki  (co z listem???)    
B-Conrada   
Babci
Norby'ego   
Sivego  
Pepesza  (Ara)
Wargatego  (CDX)      
Kadłubka (Walt/TRSI)  
Purchawy  (DR.D/TRSI)
Lovely'ego (żaden z dysków, które mi oddałeś nie chodził)

I wielu moich znajomych.