intel outside party 1 report

Z  miejsca  zaznaczam,  iż  opis party Intel Outside jest bardzo niepełny,
można  nawet  powiedzieć,  że  mojego zdania nie można brać poważnie.  Tak
wypadło,  że  urodziłem  się  11 sierpnia, co jak łatwo zauważyć było datą
rozpoczęcia  party.  Powiem więcej - to była moja osiemnastka.  Wszystkich
którzy  pragnęli  się  ze mną porozumieć na party, proszę o wyrozumiałość.
Po wykonaniu wszelkich obowiązków urarurodzinowych, poszedłem na górę spać
i  przespałem czas od music do intro compo, czyli całą noc.  Ale zacznijmy
od początku, to było tak...

Na  początku zajechaliśmy pod Stodołę.  Pierwszym widokiem był Sivy leżący
przed   imponującą   ilością  opróżnionych  butelek.   Cóż,  zapłaciliśmy,
weszliśmy...   Szok,  płacę  150.000 tysięcy, aby wejść na party, które ma
sześciu  sponsorów  i  dostaję identa odbitego na ksero.  No i szpileczkę,
którą  mogę  wsadzić  sobie  gdzieś.   Nie  żałuję  tej kasy, żałuję czego
innego, ale o tym później.

Rozpocząłem  poszukiwanie znajomych i nie szukałem długo.  W wyniku kroków
urodzinowych,  zawarłem bliższą znajomość z paskiem Extenda, powiedziałbym
nawet, że za bliską.  Tutaj chciałbym powiedzieć, że mimo, iż na party był
zakaz  wnoszenia  alkoholu  był  on  całkowicie  ignorowany  przez  samych
organizatorów.  Jak zwykle większość pijanych wpuszczono, oprócz jednej (a
może  więcej?) osoby, którą ukarano przykładnie i pod publikę, zabraniając
jej wstępu przez najbliższe dwie godziny.

Budynek  przeznaczony  na  party  znakomicie  nadawał się do tego zbożnego
celu.   Znajdował się tu także nieźle zaopatrzony barek (mógłby być lepiej
w  jedzenie, a nie w drinki) i nieco drogi (piwo 25 tysięcy), ale dało się
przeżyć.   Główna  sala  była  wystarczającej  wielkości,  big screen mimo
zapowiedzi  nie  był  wielkości  małego  słonia,  tylko całkiem malutkiego
wypierdka  mamuta, czyli tak jak zwykle.  O jakości big-screenu rozprawiać
nie  ma  potrzeby,  w  każdym razie ten był wyjątkowo dobrze ustawiony.  W
barku  znajdowały  się  także  dwa  telewizory, na których widnial obraz z
big-screena.  Brawo!

Nagłośnienie  według  mnie  było ok, ale było kilka osób niezadowolonych z
tego,   iż   modułów   nie   puszczano   w   prawdziwym  stereo,  tylko  w
pseudo-amigowskim.   Kolumny  znajdowały  się daleko od siebie i doskonale
słyszalne było nasze ukochane, amigowskie stereo.

Na  party  przyjechało kilka dziewczyn (miały wstęp wolny), ale jak mi się
zdaje,  były  to  tylko  i  wyłącznie  osoby  towarzyszące.   O  ile wiem,
przyjechały  dwie osoby z zagranicy - Sascha/Applause (nosił identyfikator
Facet/Spaceballs) i Magic/Applause.

Wieczorkiem wyskoczyłem, sobie przed budynek, spora grupka drinkuje równo,
zagranicznicy  ciągną trawę, czyli typowe party.  Poszedłem się przejść, i
ku swemu zdumieniu znalazłem boisko do kosza, gdzie zamieszałem (mieszać =
grać) trochę z uprzejmymi posiadaczami piłki.

Jak  już  pisałem,  przespałem słodko całą nockę.  Specjalnie przygotowane
pomieszczenie:   podłoga i drewniane prycze.  Czemu nie rozłożono materacy
jak  miało to miejsce w pierwszej Warszawie?  W Żywcu organizatorzy doszli
do  wniosku,  że  amigowiec  nie  świnia,  wszystko zeżre, a Warszawie, że
amigowiec  nie  lump,  może  i  na  podłodze  spać.   Z tego co warte jest
zaznaczenia,  to piewsza w Polsce selekcja rysunków na gfx-compo.  Z około
100 rysunków wyselekcjonowano 40.  Brawo!

Ale  z  tego  co  widziałem  na  kasecie i słyszałem, żałuję tylko, że nie
widziałem  koncertu  grupy  Jam  Rose.   Oczywiście nie o grupę tu chodzi,
uczestnicy  tegoż  party  dobrze  o tym wiedzą...  Zacznijmy od tego, iż w
programie był koncert grupy Jam Rose, która jak wszyscy wiedzą używa Amigi
przy  pracy  nad  swoją  muzyką.   Teraz  piszę  tylko to co wiedziałem na
filmie,  lub  słyszałem.   A  więc  wchodzi  grupa, a panienka drze się do
mikrofonu  -  Amiga rules!  Ok, dobrze jest, coś tam grają, lekkie techno,
podchodzące  pod  disco,  ale  jest  dobrze.  Pod sceną zaczynają tańczyć.
Jedni  tańcują,  drudzy  pogują, zabawa trwa.  I tu dochodzimy do gwoździa
programu.    Otóż   organizatorzy  (nie  zespół!)  wynajęli  striptizerkę.
Panienka  w  bluzce i majteczkach wpada na scenę.  Krótka akcja i panienka
tańczy  całkiem  już  rozdziana.   Zamiast tłumu tancerzy, mamy teraz tłum
śliniących   się   samców,  którzy  pchają  się,  aby  być  bliżej  sceny.
Wyciągnięte  ręce  jak  szpony,  kierują się w jednym kierunku.  To trzeba
zobaczyć  choćby  na  filmie!  Panienka podchodzi na skraj sceny i pozwala
się  muskać  wybrańcom, ktoś tam bez przekonania, leciutko pociągnął ją ku
sobie.   Kilka  takich  wypadów  i u jednego z panów funkcje mózgu przejął
narząd,  służący  całkiem  do  czegoś  całkiem  innego  i panienka zostaje
ściągnięta  ze  sceny.   Szybka  i  przytomna akcja ochroniarza, ratuje ją
przed  Bóg  wie  czym.  Zespół przestaje grać, ze strony lidera grupy pada
mniej  więcej  taki  tekst - "Tego się po was nie spodziewałem".  I koniec
koncertu.   W nocy puszczono jeszcze zajebisty horror "Deadbrain", czy też
"Braindead"  i  nieśmiertelny  "Babilon  5".   Nad rańcem puszczoną bardzo
fajny japoński rysunkowy firm erotyczny.

O  ósmej  rano odbyło sie intro-compo.  Beznadzieja.  Można było także się
dowiedzieć,   że   niestety,   na   imprezę   trafiło  kilku  skurwysynów,
potrafiących  zapierdolić  komuś spodnie, wraz z dokumentami i pieniędzmi.
Później  była  nuda.   Część  czekała  na  ogłoszenie wyników, a część jak
zwykle nie.  Organizatorzy liczyli głosy, mikrofon przejął Charles Kluge i
był  zmuszony do organizowania mnóstwa całkowicie debilnych konkursów, aby
zabawić nudzących się ludzi.  Konkursy nie były ciekawe, w większości były
do dupy.  Zaczęto w kółko puszczać utwór tytułowy z "Judgement Day".  Parę
osób  podjudzonych  przez  organizatorów  wpadło  w  pogo, ale ani miejsce
odpowiednie, ani wystarczająca ilość wolnej przestrzeni.  Super utwór, ale
co  powiecie  o  przesłuchaniu  go  dziesięć  razy  w kółko?  Według mnie,
momentami    zaczynało    być    naprawdę   chamsko   (rozrzucanie   ubrań
"striptizerów"),  parę osób zaczęło robić typowe bydło, a reszta siedziała
i  się  nudziła.   Wreszcie  długo oczekiwane wyniki.  Nagrody były bardzo
wysokie, ale według mnie nieszczególnie dobrane.  Skoro już się przeznacza
takie  sumy,  to  z  sensem  panowie.   Wiem,  że  sponsorzy itd, ale mimo
wszystko...   Przy  okazji  podam listę sponsorów:  Aram, HDP, Elsat, Twin
Spark  Soft  (w  crazy compach można było wygrać koszulki z logiem firmy),
magazyny  Amiga  i  Amigowiec (a raczej Alfin).  Na party można było kupić
nowe i dużo starych numerów Amigowca i Świata Gier w cenie pięciu tysięcy,
a  pod  koniec  zaczęto  je rozdawać za darmo.  Archangel (dawniej Mr.Ice)
rzucił  się  w  dzielnie  w tłum i przytargał kilkanaście kilo makulatury.
Nie  ma  tu  mowy  o  ocenie  tego  party  przezemnie  z powodów opisanych
wcześniej.   Właściwie  jedyne co mi się nie podobało to ta końcowa nuda i
bydło.  Jeśli chodzi o widzianą przezemnie resztę to organizatorów oceniam
bardzo dobrze.

                                                     Little Horror

PS.  Party było oczywiście organizowane przez grupy Mystic & Union.

PS II.  INTEL OUTSIDE PARTY II już za rok...

PS III. Party greets r goin' 2:

Zefir,  Jarko, Śmieciuch, Xtd, Accord, Lenin, Sivy, Dalthon, Jeżo, Katani,
Szuwarek,  Vasyl,  Sabe  and  the one and only FERNANDEZ (cholera, stary w
wyniku kroków urodzinowych pamiętam tylko, że cię spotkałem i wykrzyknąłem
"Fernandez, ty jesteś po..." co było dalej?).

Wielkie dzięki dla faceta, który pożyczył mi swój identyfikator, abym mógł
się  dostać  na  party.  Swój zgubiłem, jak grałem na mieście w kosza, ale
ten  kutas bramkarz nie chciał mnie nawet słuchać.  W każdym razie faciu -
wielkie dzięki!

Thanks także dla Qwerty/Scope za użyczenie swego identa.