Polish Autumn Party '93 Report Chcielibyśmy podzielić się z czytelnikami Silesii kilkoma wrażeniami z party, z którego właśnie wróciliśmy. Jest właśnie godzina 23.30 a my po przejechaniu połowy Polski zastanawiamy się skąd mamy jeszcze siłę na pisanie bzdur. Jednak ten party-report nie będzie taki sam jak inne, które być może przeczytacie, gdyż na 99% nikt nie miał tylu przygód w podróży co my. Ja (Drak) chciałem jechać na copy-party głównie z czystej ciekawości, gdyż po ok. rocznej działalności (z miernymi skutkami) na polskiej Amigowej Scenie nie udało mie się być na żadnym z poprzednich. Tak więc mimo małej ilości czasu wolnego (właściwie mimo jego braku) postanowiłem pojechać. Wiedziałem, że wyjazd organizują moi kumple ze Starachowic i pomyślałem, że się do nich doczepię. Moje obecne życie w klasie maturalnej jest tak pochłaniające, że nie miałem czasu na to, aby zawiadomić kolegów o mych zamiarach. Party zaczynało się w sobotę 23.10.1993 o godz. 9.00, więc przypuszczałem, że wyjazd nastąpi w nocy z piątku na sobotę. Tak więc dość przezornie postanowiłem dogadać się z Magorem w czwartek. Gdy uzyskałem trochę czasu, skoczyłem do Coul'a i od niego dodzwaniałem się do Starachowic. Nie wiem ile razy próbowałem, ale gdybym tyle samo razy zagrał w Kick Off'a to wygrywałbym z komputerem 100:0. Z powodu póżnej pory powróciłem do domu (przez ciągłe dzwonienie zawaliłem naukę na piątek) i po małych lekcyjkach (wypracowanko z niemca + 5 kartek przepisywantus z polaka - sorry ale muszę się komuś wyżalić) poszedłem spać. Piątek zaczął się nerwowo. Pierwsza chwila wytchnienia od nauki nastąpiła (o ja biedny!) ok. godz. 17.00. Wtedy to postanowiłem zadzwonić do Magora, choć nie myślałem, że się dodzwonię i pojadę na party. Po krótkiej rozmowie dowiedziałem się, że wyjeżdżam ze Starachowic pociągiem za ok. półtorej godziny. Wszystko byłoby piękne, tyle że ja nie mieszkam w Starachowicach, ale w Ostrowcu Św (czyli ze 30 km dalej) i jestem kompletnie unready. Rozgrzałem się więc w średniodystansowym biegu na trasie Coul's home -> Drak's home. Sekundy mijały niepokojąco. Gdy wpadłem do domu ujrzałem swą jedyną nadzieję - tatę (tak Ninja!): Drak: "Tato! Czy kochasz swego syna???" Tata: "Synu! Czy... zawieżdż cię do Starachowic?" Drak: (wstając z klęczków): "..... TAAAAAAAK !!!!!" Otóż mój tata bardzo dobrze panuje nad samochodem i to, że w 20 minut musi mnie zawieżdż do Starachowic nie wzbudziło w nim większego wzruszenia. Dopiero podczas jazdy przeżyłem niemałe emocje (Test Drive II a nawet VROOM się nie stawiają). Jeśli ktoś z Was jechał kiedyś 110 km/h w środku miasta slalomem między samochodami i we mgle, to zna to uczucie kiedy człowiek żałuje, że testamentu nie chciało mu się spisywać. Po kilku komplikacjach dotarłem szczęśliwie do mieszkania Magora i spotakłem tam dwóch ludzi gotowych do wyjazdu (Bombla i Kinga). Na stacji kolejowej poznałem jeszcze trzeciego - Pita. Gdy wyszliśmy na peron, postanowiliśmy zinwentaryzować sprzęt. Po długim namyśle Pit doszedł do wniosku, że jeśli ktoś chce używać monitora do wyświetlania obrazu z komputera, to powinien w zasadzie jakoś go podłączyć do klawiatury. Przyznaliśmy mu rację i dowiedzieliśmy się, że właśnie takiego kabelka nam brakuje. Magor pobiegł więc zadzwonić po swego wujka a mego tatę i poprosić go o pięciominutowe dostarczenie kabla. Czekaliśmy w napięciu (220V) na pustym peronie. Następnie czekaliśmy w napięciu na peronie koło stojącego pociągu. Następnie czekaliśmy w napięciu w pociągu gotowym do odjazdu. Właśnie gdy przypomniałem już sobie 10 różnych przekleństw, którymi mój tata obarczy wszechświat gdy dojedzie i nas nie zastanie, zauważyliśmy szaloną Ładę parkującą z piskiem opon koło stacji. Zaczęliśmy krzyczeć i dopingować starszego z rodu Węgorkiewiczów na co zareagował maszynista rzucając pociąg do ucieczki. Na szczęście mój tata wprawnym rzutem trafił kablem w Magora wiszącego na schodkach i życie stało się prostsze (poziom adrenaliny wrócił do pozycji NORMAL). Poprzez Radom, gdzie posłuchaliśmy czegoś w stylu Sound Blaster'a podającego się za panienkę (przez ponad godzinę), dotarliśmy wreszcie do Poznania (cała droga w WARS'ie). Ok. 4.00 spenetrowaliśmy dworzec poznański i zależliśmy trzy osoby udające się na party, dwie były z Sieradza, a trzecia też w kurtce. Następnie dojechała na miejsce grupa Rapid z Dębicy i w kupce postanowiliśmy dotrzeć na 'party place' wg wskazań taksometru x 10. Po kilku zgrabnych obrotach o podaną liczbę stopni dostaliśmy się a Lesiu Obwiesiu zamiast rzucić się nam w ramiona z krzykiem: "Welcome! To jednak ktoś przyjechał na to party ?!", mętnie zapytał nas o godzinę obecną (6.00) i godzinę rozpoczęcia party (9.00). Po narzekaniach Lesia dokonaliśmy wkroczenia. Nie chwaląc się byliśmy pierwszą ekipą jaka dotarła na miejsce (rykowisko Mad Elków ???) i przeżyła szok !. Panowie jak można było wykręcić nam (czyt.Amigowcom) taki numer - rejestracja na pC !!!. Ludzie za to powinni wieszać wielki niebieski na Copy Party w roli notatnika. Czy nie można było wykorzystać AMIGI - to chyba nie był większy problem - no chyba że komuś na tym zależało... Podczas rejestracji dowiedziałem się (Drak), że cały czas szedłem koło Sachego / Termos, z którym miałem wcześniej conieco doczynienia ale nie znałem go osobiście. Po rozpatrzeniu sprawy ("To Ty?" - "Tak, to ja! A Ty to Ty?" - "Tak! to właśnie ja!") wynajęliśmy salę. Po tym jak dowiedzieliśmy się, że z czterech grup obecnych w sali my przywieżliśmy 66.6% Amig (czyli dwie), dowiedzieliśmy się również, że prawie wszyscy przywieżli głównie czyste dyski. Nic to. Załączyliśmy sprzęt i puszczaliśmy demka. Party stawało się na tyle nudne, że zaczęto bawić się światełkami sterowanymi sprzętem w swym charakterze podobnym do procesora Intel. Po przybyciu większości osób zaczęliśmy zwiedzać sale i znosić stuff. Ja poznałem kilka ciekawych osób a potem zająłem się komputerem. Tutaj dało się we znaki niedociągnięcie organizacyjne - po tym jak człowiek poczuł się głodny, mógł usłyszeć w bufecie, że akurat nie ma nic do żarcia. Musiałem więc przewędrować kawał (ok. 100 m) Wielkopolski aby dokonać zakupu w sklepie. Competitions też nie zapowiadały się fascynująco, a big screen wyglądał znacznie gorzej, niż to sobie wyobrażałem. Mała, ciasna salka z wielką trudnością pomieściłą nawał ludności sterczącej na parapetach lub zwisającej po sufitem. Nie raczyłem więc wstąpić na music-compo, za to byłem na graphics-compo i demo-compo. Nie wiem, czy taki big screen używany jest na każdym party, ale ten mi się nie podobał. Nie dość, że wszystko wyciemniał, to przy okazji w ogóle nie było widać na nim pixel-effectów i wektorówki liniowej, a są to przecież ciekawe rzeczy. Organizatorzy nie popisali się umiejętnością sprawnego pokazania produktów. Na graphics-compo z DOpus'a wybierano każdy rys osobno, zamiast wziąć "All" a potem "ShowPic" i obrazki pokazywałyby się szybciej i nikt by nie widział denerwującego DOpusa. Poziom dem był dla mnie bardzo wysoki, mimo to słychać czćsto było gwizdy itp. a na intro-compo Kopara dał tekst, że nie są one na wysokim poziomie. W takim wypadku jakbym ja coś wystawił, to by ludzie chyba big screena pogryżli. Na intro-compo w naszej sali grupa "Termos" ostro składała intro. Ujrzałem je gotowe rano gdy wstałem - widok pięciu szkielecików tańczących w takt muzyki doprowadzał do ataku śmiechu przeciętnego amiganta w ok. 30 sekund. To właśnie ja (Drak / DRAKKAR) wymyśliłem nazwę dla tego superextra intra: "Danse Macabre". Intro to wzbudziło w publice niekryty podziw i uznanie wyrażony dużym appaluzem. Dlaczego więc grupy Termos nie wymieniono przy ogłaszaniu wyników? Sam znam kilku ludzi, którzy umieścili ich intro na czołowej pozycji (ja też !!!) Niedługo po intro compo zaczęliśmy przygotowania do wyjazdu. Znależliśmy się na dworcu niedługo przed odjazdem pociągu i zorientowaliśmy się, że nie mamy śpiwora. Mimo, iż nikt (a szczególnie Magor) nie obarczał mnie winą za to zaginięcie, ofiarowałem się pójść z powrotem na party i przynieść go. Mój znakomity zmysł orientacyjny w terenie przywiódł mnie na przystanek tramwajowy - nie ten co trzeba oczywiście. Wróciłem więc po Bombla, który mnie zaprowadził na tramwaj i odzyskałem upragniony śpiwór. Dzięki temu przypadkowi razem z nami wracała duża ekipa ludzi z party. Zrobiliśmy kilka ciekawych zdjęć - szczegóły w nowym demie Termosów. Ze zdjęciami były problemy - cóż, praca reportera jest trudna i niebezpieczna. Ja sam wykonałem zdjęcie Gunmanowi podczas, gdy kimał, jednak najtrudniejszego zadania podjął się Franklin. Dzięki jego krwi pewnie będziecie mogli zobaczyć zdjęcie Ninji w pociągu i w stanie wskazującym na wysoki poziom mleka we krwi (tylko czy to było mleko - może kefir). Dość zabawnie wyglądał scenariusz zdarzeń zaraz po sfotografowaniu Ninji. Siedząc w przedziale ujrzałem Franklina cofającego się i pospiesznie oddającego aparat Magorowi. Następnie z czeluści wyłoniła się ręka Ninji i chwyciła biedaka za czuprynę. Gdy Franklinowi udało się usiąść w przedziale, Ninja wszedł, ładnie przeprosił podróżnych, i dał mu delikatnie w twarz. Następnie usiadł w przedziale i zaczął coś mruczeć na temat powiązań ojca z tatą i na temat zboczeń Diodaka siedzącego naprzeciw. Dwa wagony dalej twały prace nad designem do demka by TERMOS z muzyką SNOOPY'ego oraz skaningami z party. Czas mijał powoli. Tymczasem (gdzieś w odlełej galaktyce...) Snoopy i PSV zajęli się pożytecznym dla społeczeństwa rzucaniem petard z okna. Ostatnie kilka petard poszło na Dworzec Centralny. Gdy wysiedliśmy z pociągu, zafundowali sobie jeszcze jeden strzał prosto pod nasze nogi i pojawiła się Policja. Siedzących w pociągu ochrzaniono (ale byłeś przestraszony Snoopy!) a nas zaproszono na wizytę w komisariacie. Jako że zamknięto kraty przy drzwiach przez chwilę byliśmy więżniami Rzeczpospolitej Polskiej. Z braku pomysłu co z nami zrobić Policja wypuściła nas z powrotem. (Poniedziałek rano) Do Starachowic wracaliśmy pociągiem Warszawa - Kielce wraz z kumplami z Kielc. Po wysiadce w Skarżysku autobusem dostaliśmy się do Starachowic (to te koło Wąchocka) i przenocowałem u Magora. Niedługo mam pociąg więc muszę kończyć. I to tyle z party. I ja tam byłem, miód i wino piłem.... (już mi się pieprzy - jadę do domu). To ja Magor piszę bo Drak jest już w pociągu do Ostrowca Św. i w końcu mogę coś na(do)pisać. Czas na podsumowanie Ogólnie party było cooool (naszym zdaniem). Nie zazdroszczę natomiast organizatorom, którzy musieli to wszystko przygotować i potem posprzątać. Nic to teraz przynajmniej mają satysfakcje z udanego party. Kilka drobnych incydentów nie wpłyneło na niezadowolenie publiki ani organizatorów (płonąca szyba) Również fraktale w WC wyglądały znakomicie może nie aż tak jak w PROsiaku by FCI ale zawsze. Co do produkcji wydanych na party to były ekstra - szkoda tylko, że dwóch najlepszych nie można było sobie skopiowa? (IMPULS i RAY WORLD na Agę). Jeżeli chodzi o intra to niektóre były naprawde dobre i zasługują na uznanie ludności (Termos rulez!!!.) Kończę bo czas coś zjeść. Zpozdrowieniami dla wszystkich napotkanych Dark & Magor