Oficjalny  raport  z  Polish  Autumn Party'93 w Poznaniu.  Ocena imprezy z
punktu widzenia poniższych osobistości:

PAVELO/LUZERS
PETERS/JOKER
DALTHON/JOKER (widzenie ograniczone)
KADI/JOKER

 Guest starring:
  STVE
  XTD
  oCHRONA &
 "oRGANIZATORZY"
  oraz
 TŁUMEK ŚWIADKÓW


KADI: (is writing now)

Pociąg  mieliśmy  równo  o piątej rano w sobotę 23 pażdziernika.  Piżdziło
jak  chuj,  więc  w  kiepskich  humorach  spotkaliśmy się o 4:30 na dworcu
głównym  w  Gdyni.   Umowa  była  taka, iż nikt z jadących do Poznania nie
kupuje  biletów.   Niestety,  spora  grupa  buraków  (or  should  we  say:
zielonych  niedosmażonych  pomidorskich  lamerów)  wyłamała się, więc i my
(w/podpisani  oprócz  XTDnda,  który  to  XTDnd  pojechał dzień wcześniej)
musieliśmy  to  zrobić.   Wkurwieni  poszliśmy  na peron, gdzie w totalnej
piżdziawie  czekaliśmy  na  podstawienie pociągu.  Pociąg podstawił się 10
minut  póżniej  niż  było  to  planowane.   W  przedział weszły oprócz nas
jeszcze jakieś osobniki odmiennej płci w ilości wkazującej, a konkretnie w
trzeciej.   Piwko  popłynęło  niewąsko,  więc  podróż upłynęła jako tako i
humorki  się  poprawiły.   Texty  sypały się ostro, więc nasze towarzyszki
(sic!)  tyż  się  nie nudziły, zwłaszcza, że Pavelo odpierdolił wykład n/t
dotykania się pindolkami.

Mając  na  uwadze  obietnice  zawarte  na  zaproszeniach na Party, impreza
zapowiadała się nadzwyczaj dobrze, choć wcześniej doszły nas słuchy jakoby
dyrektor  tudzież  dwie  nauczycielki  miałyby czuwać nad porządkiem obrad
Kongresu  Polskiej  Jesiennej  Partii'93.  Ale nie dawaliśmy zbytnio wiary
plotkom.   Wysiedliśmy  z  pociągu.   Pogoda  znacznie  się pogorszyła, so
humory nasze.  Ale wsiedliśmy w dwie taksówki.  Taksówka, którą jechałem z
Pavelem,  troszkie  miała  problemy  ze  skrzynią  biegów.  Ale dotarliśmy
szczęśliwie  do  Party-Place  -  Popierdolonej  Piorunem  Omegi.  I już na
wstępie  pierwsza  poważna  ściema  (fade).   Otóż wejścia strzegł osobnik
rejestrujący  wchodzące  osoby.   Nie byłoby w tym nic szczególnego, gdyby
nie  fakt,  iż  rejestracja odbywała się na pECECIE.  Drugą, choć mniejszą
ściemą była konieczność podania rejestratorowi swojego prawdziwego imienia
i  nazwiska.   Po  załatwieniu formalności (wybuleniu 60.000 zł) dostawało
się  całkiem  znośny  identyfikator  wraz z dwoma sheetami do votingu.  Po
pierwszych  powitaniach  nastał  czas na examinację obiektu.  Sale całkiem
przyjemniackie.   Niestety,  compohall było po prostu już na pierwszy rzut
oka  za małe, aby pomieścić 300 spodziewanych osób.  A ponieważ ludzi było
jeszcze   więcej   niż   się  spodziewano  (pod  wieczór  pierwszego  dnia
zarejestrowano  410  obecnych),  można  sobie  wyobrazić, co się działo na
compach.    70%   towarzystwa  nie  dorosła  (lub  wyrosła,  ale  to  mało
prawdopodobne)  do takich imprez.  Ludzie ci przyjechali tylko i wyłącznie
po  to,  aby  się  najebać w padające meteory i stracić kontakt ze światem
outside.   Nie  wróży  to niestety różowej przyszłości następnym tego typu
imprezom.   Moim  osobistym  zdaniem Copy Party nie jest po to, aby się za
wszelką  cenę  najebać.   Wprost przeciwnie, ideą copy party jest MEETING,
EXCHANGING,  COMPETITIONING, TALKING ABOUT STUFF and COPYING.  Oczywiście,
powyższe  czynności dla niektórych mogą się wydać ciekawsze przy piwku lub
paru  piwkach.   Natomiast obalanie po kilka twardzieli na łebka jest moim
skromnym zdaniem lekkim przegięciem.

W   sali  siedzieliśmy  wraz  z  jakimiś  w  sumie  w  porządku  ludziami.
Oczywiście Petersy tudzież Dalthony popijały kulturalnie czystą z butelki.
Nagle  wszedł  facecik  (pewnie kiero lub cóś w tym sens), wyrwał butelkę,
wyszedł  na  korytarz and wylał jej zawartość do kosza na śmieci.  To było
niezłe  przegięcie, ponieważ konsumpcja tegoż wylanego trunku odbywała się
kulturalnie,  bez  żadnych  (prawie)  przekleństw  lub (żadnych) rzygnięć.
Trochę  to  zdołowało  obecnych.   W Poznaniu towarzystwo było kulturalne,
chociaż,  jak  wszędzie,  zdarzyły  się  wyjątki.   Jednym  z  najbardziej
idiotycznych  (podchodzących  pod  Beavisa  tudzież  Butt-Heada)  należało
wysadzanie  firecrackerów  w  czasie  compów  tudzież  10  cm przed twarzą
śpiącego  Docenta.   'Ludzie' robiący takie sztuczki są po prostu głupimi,
płytko  myślącymi (lub w ogóle niemyślącymi) istotami nie zasługującymi na
miano  homo  sapiens, co stwierdzam autorytatywnie.  Innymi mało chlubnymi
incydentami  było  podpalenie  firanki,  co skończyło się osmoleniem okna,
zarzyganie  sal,  szczanie  po  ścianach itp., wszystko jednak w granicach
normy.   Organizatorzy  natomiast trzęśli pełnymi portami.  Wszystkie sale
patrolowali  "ochroniarze"  tudzież facecik z siwą brondą.
Plamą najwyższego rzędu było KAZANIE nam (a konkretnie mi) WYRZUCIĆ ŚMIECI
z  kubła!!!!   No  toż  to  się  serdecznie obśmiałem!  Gorzej niż w domu!
Facecik  chyba  myślał,  że jest jakimś wodzem!  Dowodzi to jego bezdennej
głupoty oraz niekompetencji organizatorów.  Przed samym Demo Compo jeden z
nich  oświadczył przez boski sprzęt nagłaśniający, iż mamy sprzątnąć nasze
sale i wynieść śmieci z kiblów, bo nikt inny tego ZA NAS robił nie będzie.
Ta  wypowiedż  o czymś świadczy.  W zaproszeniu na Party było napisane, iż
nie  będzie  takiej  sytuacji, jaka była w Żywcu.  Niestety, organizatorzy
chcieli  się po prostu nachapać pieniążków.  Dowiedzieliśmy się, że szkołę
wynajęli  za  darmo.   Czyli  na samych wjazdach zarobili ok.  25 milionów
złociszków.  Dodatkowo zabezpieczyli się kaucjami w wysokości 500 od sali.
Sal  było  ok.   piętnastu.   W  salach natomiast nie było nic takiego, co
możnaby  było  zdemolować.   Wszystkie nagrody fundowali sponsorzy.  Nawet
przyjmując  pesymistyczną  wersję,  że  każda sala byłaby zarzygana, czyli
przepadłyby kaucje, sprzątaczki spokojnie za paręset tysięcy posprzątałyby
owe sale do glancu.

Dodatkowo  istnieje coś takiego jak RYZYKO.  Wiąże się z nim każda impreza
typu Copy Party.  Organizatorzy albo powinni zdawać sobie sprawę z takiego
ryzyka,   lub   w  ogóle  nie  podejmować  się  organizowania  imprezy,  o
organizacji  której  nie  mają  zielonego  pojęcia.   A  teraz co do super
pierdzącego non-trebles sprzętu używanego na compach.  Dodatnim atutem był
bigscreen.   Organizatorom  jednak  nie  chciało  się  go  doprowadzić  do
porządku,  ponieważ  był on przerażliwie brudny.  Audio-Video więc było po
prostu  ściemą.   Music  Compo  było  niewypałem,  ponieważ  sprzęt  audio
nastawiony  był  na 0% wysokich i 100% basów, od czego większość oglądaczy
tudzież  słuchaczy  rozbolały głowy (i nie tylko).  Koło CompoHall był też
pseudo  bufet.  Żarcie w nim było tylko przez piersze dwie godziny.  Potem
trzeba  było  czekać,  aż  dowiozą.   Uczciwie  przyznać  jednak muszę, że
jedzenie  w tym bufecie było dobre.  W pobliżu żadnego normalnego baru nie
było  (był  jeden,  ale  'nienormalny'  ,  który nazywał się 'AMICA BAR' a
obsługiwała  go  jakaś  babcia.   Na  jedną  pizzę  czekało się 40 minut).
Ogólną  konsternację  wzbudziło  poinformowanie  gości,  iż  wrota  szkoły
zamykają się o 23:00 i nikt nie będzie mógł wchodzić ani wychodzić.  W tym
momencie  razem  z  Pavelem  (inni  byli nie w stanie...  to znaczy byli w
stanie, ale innym) poszliśmy szukać budki telenfonicznej, aby zadzwonić na
informację kolejową, ponieważ czuliśmy się jak jacyś intruzi, którym robią
w  ogóle  łaskę,  że  zapraszają  ich na Party.  Niestety, numeru telefonu
.info'a  kolejowego  nie  znaliśmy,  a  na 913 nikt nie odpowiadał, przeto
uzgodniliśmy,  iż  idziemy na miasto szukać picerni.  Znależliśmy takową i
jeszcze przed zamknięciem wróciliśmy na party place.

Tutaj miało miejsce niezłe kociołko.  Mianowicie facecik znowu wparował do
naszej  sali.  Tam w kółeczku siedzieli delikwenci a w środku na krzesełku
spoczywało  1,75  litra  wódeczki.   Wódeczka ta była zapieczętowana i nie
było  konsumpcji.  Facet powiedział, że konfiskuje wódeczkę.  Na to EXTend
trochę  (trochę!)  się  wkurwił (też bym się wkurwił i to nie troszkę) and
powiedział parę słów do słuchu facecikowi.

Ale moze oddamy głos taśmie.


TAŚMA: (is playing now) - moderated by XTD

OSOBY:
X: Extend
F: Facecik - krążownik tudzież krawężnik (tępy)
O: Ochrona (klatka 30 cm z tendencją malejącą)
T: Tłumek delikwentów (lub osoba z tego tłumu)
D: DoorMan (ten od pECETA - Lesiu Obwiesiu) - organizator as well
K: Kadi (nagrywator)


F: Zabieram to i koniec!
T: Ale dlaczego?!
F: Ponieważ jest zabronione picie w klasach.
T: Ale przecież butelka jest zapieczętowana, a na zaproszeniach nic
   takiego napisane nie było, że nie wolno będzie pić!
F: To trudno powiedziałem!
T: Ale nie ma pan prawa bez powodu zabierać naszej własności!
F: A co, mieliście zamiar tylko patrzeć na wódkę?
T: No dobrze psze pana, weżmiemy to, wyjdziemy poza teren szkoły!
F: Słuchajcie kochani! Od samego początku tu się żle z wami dzieje! Żle
   się z wami dzieje! Ten ten yyyyy... Tutaj yyyyy... Ten pokój yyyy...
   Kto jest odpowiedzialny za ten pokój?! Kto jest odpowiedzialny za ten
   pokój?!
T: Nie chodzi o ten pokój! To jest przypadek!
F: Nagrywaj, tak jest! (to do mnie)
K: Dla ciebie tego nie nagrywam, tylko dla siebie!
T: Ale to nie było na gorącym uczynku! Przecież nic nie było otwarte!
F: Nie szkodzi, nie szkodzi, słuchajcie jest...
X: Teraz pan to chce wypić?
F: Ja nie chcę wypić! Ja chcę to wylać!
X: Acha.. Prosze pana, jeżeli pan to wyleje, będzie pan miał tyle
   nieprzyjemności, że bardzo panu współczuję! (Extend wciąż trzymał za
   jeden koniec flaszki, a F:acecik za drugi)
F: Nie dotykaj tego!
X: To pan niech nie dotyka mojego alkoholu!
F: Proszę ochrona szybciej!!! (zawołanie do wyłaniającego się z zaułka
   kordonu ochronnego w ilości dwóch tudzież trzech osób).
X: Dlaczego pan zabrał nam butelkę?
F: (do O:) Proszę tą grupę całą ewakuować z tej szkoły!!!
T: No to wychodzimy! Bierzemy to i wychodzimy!
X: Sami wyjdziemy! Sami chcieliśmy wyjść!
T: Idziemy! Niech pan to zwróci! Żądamy zwrotu no!
F: (do O:) Weżcie to do depozytu!
T: Żaden chujowy depozyt, kurwa dobra?!
F: Dobra! Na zewnątrz!
O: Ale nie wejdziecie już do środka.
T: (z radością) Dobrze!
X: (z radością) Dobra!
T: (do F: grożnie) Ale to jest nasze, rozumiesz?!
F: OK!
T: To wychodzimy!
O: Na zewnątrz dostaniecie, ale nie macie wstępu. Każdy oddaje
   identyfikator przy wyjściu!
   --- Tłumek poszedł się pakować. Panowie ochroniarze (powiedziałbym
   raczej: gówniarze ochroniarze) prowadzili zdegustowani rozmowę:
O: Oni są z tej szkoły?
F:   Nie  wiem,  skąd  oni  są,  w  każdym  razie  to jest...przekroczenie
regulaminu.   (KURWA  JAKIEGO  REGULAMINU!   CZY  KTOŚ  COŚ MÓWIŁ O JAKIMŚ
REGULAMINIE  -PRZED-  Party?!) Dlaczego Lech nie przyszedł?!  Przekreślają
kolejne  szkoły!   Już  nikt  się  nie podejmie.  To jest...  To są ludzie
przecież  kurde  ponad przeciętni!  (pewnie chodziło mu o coś innego ponad
przeciętnego).

KADI: (is writing now) (without moderating)

Potem  na  parterze  przy  wyjściu  rozgorzała  dyskusja  na temat głupoty
organizatorów.  Mimo obietnicy wyjścia F:acecik nie chciał oddać butelki z
depozytu.   Extend  co  chwila  gasił  jakimś tekstem Lesia Obwiesia.  Oto
jeden z nich (już nie z taśmy):

D: Butelka jest w depozycie, czyli uległa konfiskacie.
X: Depozyt?! Ty chyba kurwa nie wiesz co to jest depozyt! Używasz słów,
   których nie rozumiesz!
D: To ty nie rozumiesz! (zniesmaczony tudzież speszony Lesiu).

Moim  skromnym  zdaniem  depozyt  jest całkiem czymś innym niż konfiskata.
Ale w końcu chyba oddano tę butelkę zainteresowanym.

Wobec  takiego  obrotu  sprawy,  postanowiliśmy  wypierdalać  stamtąd jako
pierwszą  rzecz  zrobioną  nazajutrz.   Noc  spędziliśmy w pokoju Docenta.
Zbudziła  nas petarda rzucona w twarz Docentowi przez jakiegoś sflaczałego
chuja.    Po  tej  pobudce  pojechaliśmy  na  peron  coś  zjeść,  ponieważ
oczywiście  bufet  był  nieczynny.  Po zjedzeniu dowiedzieliśmy się, że za
dwadzieścia  minut  (o  9:20)  mamy  pociąg.   A  w  informacji  kolejowej
powiedzieli,  że  jest  dopiero  o 17 z minutami.  Czem prędzej wysłaliśmy
Pavela po rzeczy i Dalthona.  Zdążyli w ostatniej minucie.

Niestety  kanary  nie chciały wziąć w łapę, więc musieliśmy zapłacić pełną
stawkę.   W pociągu dla odmiany odzyskaliśmy umarłe od dawna dobre humory.
A  jak  już wyjechaliśmy poza Poznań to byliśmy w nastrojach niebiańskich.
Wysłaliśmy więc Dalthona do Warsu po Colę.  Dalthon trochę się nabuzował i
kacował,  więc nie kumał zbytnio bazy tudzież był zmarnowany.  Puścił więc
text:

Dalthon:
 - A jaką chcecie colę, w szklance czy w pudełku?


A oto parę innych textów rzuconych w pociągu:

Peters:
 - Nie no kurwa, wszystko nam się spierdoliło. PKP, Party.


Pavelo: (do Dalthona)
-  Dobra  Dalthon,  słuchaj!   Jest Copy Party.  Z soboty na niedzielę.  W
mieście  X.   Budzisz się w niedzielę po całym dniu picia i palenia.  Jest
godzina jedenasta, dwunasta.  W sali jest mnóstwo ludzi.  Jeszcze nikt nic
nie  wie.  A ty uświadamiasz sobie, że masz w majtach rzadką, wielką kupę,
która  tylko  czeka,  żeby  wylecieć.   Jak  tylko  się ruszysz, smród się
rozniesie,  gówno  się  rozleje,  będzie  czad!   Co  wtedy robisz?  Twoje
przemyślenia and konkluzje.

Dalthon: (do mnie)
-  Wyłącz,  kurwa wyłącz, muszę pomyśleć!  Pomyśleć muszę!...  (do Pavela)
Zawory  mnie  trzymają.   Zejdżcie  ze  mnie, co?!  Nie nie, zawory u mnie
dobrze trzymają, ja nie jestem Siwy!

Pavelo:
-  No ale postaraj sobie wyobrazić, że jesteś w takiej sytuacji!  Co wtedy
robisz i co wtedy czujesz?

Dalthon:
- Proszę o jakieś pytanie pomocnicze...  Poszedłbym do kibla.

Pavelo:
- Wstajesz po prostu i wychodzisz do kibla, jak gdyby nigdy nic.

Dalthon:
- Zanim wstanę, to sobie sznurówkami nogawki wiążę, żeby nie wypłynęło!



Pavelo:
- No tak, ale ta kupa jest rzadka i przesiąka przez spodnie i nogawki!

Dalthon:
-  Ale  ja  mam  spodnie  zapasowe  w plecaku!  Zawsze!  Ja bez spodni nie
jeżdżć na party!

Pavelo:
- Ale okazuje się, że nie możesz się umyć!  Możesz się tylko papierem albo
rękami  wycierać  a  masz  całą  dupę,  nogi  obsrane, wszystko!  Kible są
zarzygane, zapchane a z kranu tylko zimna woda malutką strużką wypływa.

Dalthon:
- Jestem cierpliwy, tą strużką też się można umyć!

Pavelo:
-  Ludzie się od ciebie odsuwają bo kurwa czują, że coś jest nie tak, a tu
jeszcze po butach spływa ci jakaś ciemna mazia.

Dalthon:
- Biorę kartę do głosowania i skrobię!

Pavelo:
- ...  i gra muzyka!  Dalthon, wypierdalaj do Warsu!


Dalthon:
 - ... Jak on się odilozował!


Kadi:
- ...  Dalthon na prezydenta?

Dalthon:
- Za mądry jestem na prezydenta.


Pavelo poszedł się wysrać. Po minucie wraca.

Kadi:
- Tak szybko się zesrałeś?!

Pavelo:
- Drugi raz, kurwa!

Dalthon:
- On tylko z majt wytrzepał!


Pavelo:
- A tak w ogóle ktoś się kiedyś zesrał w majtki?

Dalthon:
- W przedszkolu się zesrałem, pamiętam...

Pavelo:
- Ja też się zesrałem. (Pavelo ma chyba na myśli przedszkole)

Dalthon:
- Ale się zesrałem i się nie przyznałem! Cały dzień chodziłem!

Peters:
- A ja się wczoraj zesrałem! Ale w kurwa kiblu.

Pavelo:
-  Za młodu srałem bardzo często w majtki.  Miałem wtedy koło...  czterech
miesięcy.


Dalthon:
-  U  mnie  pod  blokiem  na ławce compo kto głośniej pierdnie i gościu:"O
kurwa, z kleksem!" i do chaty poszedł się przebrać!


Pavelo:
-  Jak  byłem  w  czwartej  czy w trzeciej klasie podstawówki, na kolonii.
Kurwa,  jakieś  lody nam zafundowali, ale nie takie z dystrybutorów, tylko
takie  jakieś starsze panie z garnków te lody nakładały.  I chyba coś było
nie  tak,  jakiejś  sraki  dostałem.   I kurwa szukałem krzaków i kurwa...
znaczy  zdążyłem  się  rozebrać,  ale  już trochę po majtkach poszło.  Jak
wiesz, ludzie chodzili a ja już kurwa chuj, już mi szło z dupy!

Kadi:
- Atak smoków z dupy?!

Pavelo (rechot):
-  Kurwa, sorry, że pluję!  Ja się tak kurwa rozbieram, już nie mogę, a mi
już kurwa idzie, taka zielona mela...

Kadi:
- Zielonym gównem srałeś?!

(wszyscy w przedziale leją)

Pavelo:
- Trochę takim dziwnym, trochę tak o majty zahaczyło.  Wszyscy się ze mnie
śmiali, bo tak śmierdziałem gównem, że huj.

Pavelo:
- Mieszka na Krecie i jest niemądry.

Kadi:
- Idiota.

Pavelo:
- Nie. Głupek. (względnie Kretyn lub organizator PAP'93)


A teraz pora na indywidualne podsumowanie Copy Party w Poznaniu.

Kadi:
- No Dalthon, podsumuj w dwóch zdaniach CParty.

Dalthon:
- No, było fajnie.

Kadi:
- Jeszcze jedno zdanie.

Dalthon:
-  No  fajnie  było.   No  zjebali, kurwa, dyro popierdolony jeden.  Mówię
poważnie.   Kurwa,  wylali  wódkę...   Eeeee.   Dobre strony:  Było Party,
trochę ludzi było...  Niee, no compo było na wyrównanym poziomie o.  Fajne
demka były.

Kadi:
-  Czy coś ci się nie popierdoliło?  Czy ty aby na pewno mówisz o tym copy
party?


Dalthon:
- A jakie było pytanie?...

(wszyscy leją)

Złe strony:  Popity nie było, wódę nam wylali, dymy robili dyrektorzy, ten
gościu  nie  wiem  skąd  się, z choinki urwał, 'Posprzątać mi już!  Śmieci
wyrzucić'  Co  za...   Gorzej niż w domu!  Bo u mnie "Wyrzuć śmieci!" a ja
"Dobra dobra" i spokój.  A ten "Już!".  Tupie jeszcze nogą!

Peters:
- A tam ludzie już lali do rozpuku!

Dalthon:
- Nie do rozpuku! Do śmietnika się śmieci wyrzuca!

(wszyscy leją)

Kadi:
- Dobra, teraz czas na Petersa. Wady i zalety.

Peters:
- Czas na EBa, mówisz?

Dalthon:
- Zady i walety.

--- przerwa na śmiech ---

Peters:
-  Podstawową wadą tego interesującego spotkania komputerowego było to, że
wyjebali  nam do śmietnika wódkę w ilości 0.375 l.  Następną wadą było to,
że  mi  kurwa zaglądali, patrzyli na ręce, czy nie mam przypadkiem jakichś
kurwa  strzykawek,  taki  pan z brodą zresztą zaglądał, "kontrola celna" i
mówił,  żebyśmy  wynieśli śmieci, bo sprzątaczki poszły sobie wypić trochę
wódki.   Następną  wadą  tej  imprezy  było  to,  że  sala  na  compo była
zdecydowanie za mała.  Sorry, za duża.  A BigScreen był troszeczkę.  ..

Pavelo:
- Za dobry!

Peters:
-  Tak  samo  jak  sala za duży.  To był SmallScreen po prostu.  Następnie
zalety  tego party.  Że trwało krótko - to jest podstawa, że mimo wszystko
było trochę alkoholu, a następna zaleta...

Kadi:
- ...że było jeszcze więcej alkoholu.

Peters:
- Że było trochę popity też. I demka były przykurwiste.

Kadi:
- No dobra, teraz STVE.

STVE:
-  Nie  no, party było, competitiony były dobre.  Aż trzy.  Grafik było za
dużo,  demka trzy były dobre, co dalej...  wódka była niedobra...  Nie no,
dotykali alkoholu, to był minus.  No ale pindolkami się nie dotykali.

Peters:
- No niewiadomo co oni tam robili!

STVE:
-  Towarzystwo  było  w porządku, z tym, że bez sensu był jakiś podział na
trzy  piętra,  jakieś  sale,  nie  można było do ludzi dotrzeć, compo było
fajne,  ale  było  za  mało  miejsca, BigScreen był brudny, co w sumie dla
niektórych  grafik  było dobre, ponieważ były nieżle 'wycieniowane'.  Było
fajnie,  nawet  się  wyspałem.   Wady:   0.75.   Po  drugie nie zrobiliśmy
demolacji kompletnie tego party.

Peters:
- To duży minus, żeśmy nie odpłacili strat.

STVE:
-  I  duży  minus  -  wstęp.   Wysoka  cena  wstępu, nie wiadomo dlaczego.
Przecież  mieli  sponsorów  na nagrody.  Bez sensu też był podział na 1200
ponieważ było tylko jedno demo na tenże chipset.  Selekcja była bez sensu.

Kadi:
- No dobra, teraz Pavelo.

Pavelo:
-  Pierw  zady?   Przede wszystkim:  Ostatnie copy party było beznadziejne
ogólnie.    Ci   chlali   wódę,  tamci  chlali  wódę,  inni  chlali  wódę.
Praktycznie  nie  można  było nic zrobić.  Napierdalali się alkoholem i to
było  wszystko.   Nie chcieli za mną porozmawiać, nie lubili mnie, w ogóle
wkurwiali mnie.  To są zady.

Peters:
- Wkurwialiśmy cię?!

Pavelo:
- Nie przecież nie wkurwialiście mnie, tylko za dużo chlaliście zamiast ze
mną  porozmawiać.   I  pindolkami  się  podotykać.  Przede wszystkim żadne
competition  -  zbędne  pierdolenie  -  było zje-kurwa-bane.  Muzyczne jak
zwykle  zjebane, graficzne nie wiem, bo byłem na pierwszych 40 obrazkach z
dwustu trzydziestu tysięcy, selekcja była też zjebana, przy której zresztą
byłem  i  się  tego wstydzę.  Dema rzeczywiście jeszcze jako tako, ale też
huja  było  widać.   Sale  za  małe, bigscreeny brudne, kolesie chodzili i
patrzyli  mi po oczach i trzeba było się bać, i jeszcze kolesie chodzili i
sprawdzali i 0 0 0, zerówka.  Zapłaciłem za to 60 gnojów.  Walety.  Zalety
były.   Dogadałem się z ludżmi, z którymi chciałem się dogadać, odszukałem
ludzi,  dla których specjalnie przyjechałem na party karwia, dogadałem się
z  bibiesowcami, dogadałem się z ludżmi, dogadałem się z bajerami, pożniej
poleciał  mój moduł jako zadośćuczynienie, który miał polecieć, bo w końcu
kurwa  łaski nie robił, bo był już rok temu kwalifikowany do tego, że może
polecieć,  no i poleciał.  Jestem z tego jakoś w miarę zadowolony.  Innych
zalet  nie  było,  praktycznie  to był kał jak zwykle.  I chyba nie pojadę
więcej  na  party.  A już na pewno nie wydam żadnego modułu nigdy w życiu.
Co kurwa publicznie przysięgam.

Peters:
- Ja też podpisuje się!  Nie daję już nigdy żadnego modułu na compo.

Dalthon:
- Ja też nie wydaję modułu!

Pavelo:
-  A  ja  przed  każdym wyjazdem na jakiekolwiek party najpierw się siedem
razy zastanowię.

Kadi:
- OK.

Peters:
- Teraz kolej na ciebie!

Kadi.

- Wady: Wszystkie co wymieniliście...

Peters:
- Że było mało wódy?

Kadi:
-  Ale  mnie zgasił...  Za dużo wódy było, mało kontrolowali.  Najbardziej
wkurwiającą  sprawą  był  jakiś  palant,  który chodził po kurwa klasach i
sprawdzał  i patrzył.  Drugą wadą były bardzo wątpliwej czystości kibelki.
Zachowanie  się  niektórych nieodpowiedzialnych ludzi, np.  wystrzeliwanie
petard  na  compach..., palenie okien i firan i kaucje za sale.  I cena za
wstęp.

Pavelo:
-  I  kurwa  chcę  coś  dodać.   Chłopaki za dużo zarobili na tym party, i
trochę  kurwa  za  dużo  chcieli.   Dzisiąt  baniek  na  tym zarobili - na
biednych komputerowcach.

Kadi:
-   I   błędem   organizatorów   było  publiczne  przyznanie  się,  że  my
przyjechaliśmy  tylko  po  to, aby opróżnić im kible, "bo nikt za nas tego
robić nie będzie".  I wszyscy wyjechali.

Dalthon:
- Nawet nie będzie komu wręczyć nagród.

Kadi:
-  Party  trwało  jeden  dzień.  Sponsorzy się ucieszą.  Będą mieli więcej
czasu na sprzątanie na jutro.

Pavelo:
- To, co było na nagrody to sprzątaczkom zapłacą.

Kadi:
- Zalety...

Pavelo:
- ... Był ze mną Pavelo na party!

Kadi:
-  Dobre  demka,  organizatorzy  poprawili możliwości dżwiękowe sprzętu na
demo  compo, aczkolwiek powinni poprawić je na compo muzycznym.  Bufet był
dosyć dobrze zaopatrzony w sumie przez pierwsze dwie godziny.

Dalthon:
- Hamburgery były dobre o!

Peters:
-  I  jeszcze  bardzo  bez sensu przez organizatorów pomyślane było, że na
drugi  dzień  bufetu  kurwa  nie  było.  Przecież w niedzielę kłopoty były
większe.

Kadi:
- No i zaleta była jeszcze taka, że ludzie ze sceny i z elity dopisali.  I
to w sumie wszystkie zalety.



I  tak  się  kończy  raport z Copy Party Poznań '93.  Za przeczytanie tych
bezdetów dziękują wszyscy na początku podpisani.

 Stay safe!


                                                     KADICZEK/JOKEREK


PS. Jeszcze tylko od korekty:

Tu  Lloyd  -  nie  wiem  jak  to  zrobiłeś  (1.specjalnie, 2.może w waszym
dialekcie  sopockim tak się po prostu pisze, 3.twój błąd ortograficzny), w
każdym razie piszesz zazwyczaj w 1 os.  liczby mnogiej -żmy, zamiast -śmy.
Oczywiście są i odmiany z końcówką -żmy (np.  weżmy), ale w swoim artykule
zrobiłeś  w  wielu  miejscach inwersję tej zasady.  Nie mógł to być błąd w
keymapach,  ponieważ kody dla "ż" i "ś" były wyrażnie oddzielone - piszesz
np.   "jakieś"  i  nieco wyżej "pażdziernika".  Jeszcze jedno:  "pociąg" a
nie "pociong".  Alles kkkkklaaaar?