POLISH AUTUMN 93

Zacznę  tradycyjnie  od  suchego "party odbyło się 23-24 pażdziernika anno
domini 1993".  Ale zanim się zaczęło...

MacGyver   i   ja   w   piątek  o  7.14  wybyliśmy  z  Żar  do  Wrocławia.
Inteligentnie, bez chamówy, bez hałasu.  Miał być z nami jeszcze Macbet, z
którym  się umawiałem kilka dni przed party.  Niech żałuje - spotkałby (po
raz  pierwszy  w  życiu  zresztą)  Liftera,  a mieliby o czym gadać.  Dziś
właśnie (28.X.) był u mnie Macbet i mówił, że w przeddzień wyjazdu wjechał
gdzieś  swoim  carem  i  wszystkie uzbierane pieniążki musiał poświęcić na
naprawę...   We Wrocławiu byliśmy o 10.00, więc postanowiliśmy udać się do
Berserkera.   Jeden  call,  jeden  autobus, krótka przechadzka i jesteśmy.
Nie  na długo, bowiem Berserker miał się udać około 12.00 do Interface'u -
miejsce,  w  którym  najczęściej  jak  sądzę  zastać  można ciało Liftera.
Pojechaliśmy tam z Berserkerem, mimo tak kurewnie zjebanej pogody.

Dobra,  dobra  Pitek, widzę już jak się pienisz.  Poprawiam poziom tekstu.
Hrmmm...

Ofcos  nie  obyło  się  bez  wchłonięcia  pizzy  w  Romie, odwiedzin babci
MacGyvera, kilku wkurwiających momentów (sory, MacGyver) oraz pozbycia się
przy  tym  stosu papierów wartościowych (biletów ulgowych).  W każdym bądż
razie  wylądowaliśmy  około  21.00  u  Dr.D.   Zjawili  się u niego także:
Reset,  Norby,  Scorpik,  Dan,  Walt,  Berserker,  Ziemniak, Trader, jakiś
jeszcze  gość  z Milicza i chyba był też Dr.D.  Trochę było głośno i stara
Dr  coś  buczała  chyba  do  syna,  ale to nic, nie Dr?  No.  Około 1 am w
sobotę  cała  nasza  grupka  wymiotła się z chaty Dr.D.  Trza było leźć na
imprezę na dworzec, bo u doktora nie można było zrobić chamówy.  Tramwaj z
Kromera  na  Dworzec  Centralny  o  tej porze to komfort, nie do przyjęcia
niestety.   Scorpik,  Ziemniak,  Walt i ktoś jeszcze (chyba Dan) pojechali
taksówą,  a my zdecydowaliśmy się przejść kilka przystanków, chyba tak dla
zabawy.   Na  szczęście  nie padało za bardzo, jakkolwiek znalazł się taki
jeden  przystanek,  z  którego za kilkanaście minut miał odjechać tramwaj.
Więc  poczekaliśmy.   W  tym  przypadku nie zawiedliśmy się na transporcie
wrocławskim,  kupiliśmy  odpowiednią  ilość  tiketsów  i  dojechaliśmy bez
kanarów do dworca.

Jak  się  wkurwiliśmy,  gdy  okazało  się,  że  całonocny sklep monopolowy
(jedyny,  o którym wiedzieliśmy) był ZAM-KNIĘ-TY!  No chuja by nagły szlag
trafił  -  zamknął się w sklepiku, wywiesił "NIECZYNNE 2.00-4.00" i zaczął
zamiatać   calutki   geszaft!    Kurwa   jedna,   widział,   że  ma  stado
zniecierpliwionych  klientów  i  nie  otworzył.  Obok jakieś męty miastowe
sprzedawały  brudzia.   Nie  kupiliśmy  od  nich  nic.  Pokaturlaliśmy się
zbiorowo na dworzec.  Kurwa, ale mnie ludziska wkurzyli; żeśmy się miotali
po  dworcu  jak stado małp ze sraczką:  ktoś miał iść po wódę, nie wiadomo
gdzie  sklep, no to jedziemy taksówą, zbierajcie kasę na dojazd (po 2 koła
Doktor...)   i   tak   dalej.   W  międzyczasie  przyjechali  gościowie  z
Bolesławca,  ci  od  Krawężnika  (była nawet z nimi jedna kurweka [koderka
Baśka  - sory, głupi żart]), też chcieli kupić browar etc.  Mniej więcej w
tym  samym  czasie  zjawił  się Pic.  Ja powiedziałem sobie:  "Pierdolę to
wszystko,  idę  na  pitę".   Pitę  i  tak  za  chwilę  musiałem wyjebać do
trashcana,  bo  przeciekała,  a  Scorpik  i  Dan  odkryli gdzieś w pobliżu
monopol.

Po  dwóch  browarach  od razu poczułem się lepiej.  Kupiliśmy też na spółę
(ja,  Pic, MacGyver) 0.75l brudzia i zapitkę.  Berserker, o czym wcześniej
nie  wspomniałem,  oświadczył, że nie będzie pił.  Dlaczego?  Bo bierze ze
sobą  kobietę.  Wyjechaliśmy z Wrocka o czwartej coś, ale czym?  Pociągiem
podmiejskim,  takim  żółtym!  A wiecie co?  Było o wiele lepiej, niż byśmy
jechali  przedziałowcem.   Tak  to wszyscy (Generation, Investation, część
PSL  i  jeszcze  jacyś  ludzie ze sceny - łącznie około 20 osób) zajęliśmy
dokładnie  jeden duży przedział takiego pociągu.  I było git.  Nawet kanar
nam  nie  przeszkadzał,  bo  sam  był  na haju!!!  Berserker ze swoją lamą
zajęli  przedział  obok,  byli więc prawie odizolowani od nas, choć jestem
pewien, że słychać nas było w całym pociągu.

Ludzie!  Co tam się działo!  Oczywiście "wóda+kubeczki dworcowe na herbatę
rules"!   Po  paru  gulcach  Mulat  / nie wiem zaczął pakować swe ciało na
półkę  rozbijając  szczękę  i  ciesząc  przy  tym  gruchę od ucha do ucha,
Scorpik  zaliczył  raz  (nie, pewno nieraz) cios z całej pety niemal pełną
zapitą  1,5-litrową,  zrobiono parę zdjęć aparatem Zajca, niekoniecznie za
jego  pozwoleniem, a ja co chwilę siadałem i gadałem z MacGyverem na temat
stanu  brejnu  w  momencie  upojenia.   Fragment życia od 5 AM do świtu 24
pażdziernika  to  najfajniejszy kawał tego party.  Nie wiem, co się działo
potem,  bo poszedłem na pół godziny rzygać do kibla (3 przedziały dalej!),
a  po wizycie w wc oddałem się kontemplacjom przy otwartym oknie (sory Pic
za ten rękaw).

W  pewnym  momencie  usłyszałem  głos  mówiący o tym, iż wysiadamy, bo już
Poznań.    Przedział   wyglądał,   jakby   przeszedł   przezeń   tajfun  w
najokazalszym wydaniu.

"Oto  skutki  picia  wódki"  -  myślałem  sobie  wlekąc  nogi  po chodniku
poznańskim.  Mój brejn fruwał jeszcze przez tunel z dotsów.  Tak samo czuł
się  Scorpik,  nie mówię już o Ziemniaku, który po prostu był nietrzeżwy i
równo  "trzymał  pion"  w  tramwaju  do  partyplace.   Od razu wyjaśniam -
"trzymać  pion"  znaczy być najebanym, nie rzygać, ale stać i pluć powoli.
Taki  gość  powoduje,  że  nikt  np.   nie  ma  ochoty wsiąść do tramwaju.
Dobrze, że nie pokazał się kanar, bo nikt z nas nie miał biletu.  Ja byłem
jeszcze  napierdolony,  ale  dochodziłem  już od siebie - Scorpik czuł się
identycznie.  Byłem taki zjeb, że szok:  cały dzień przeszlajaliśmy się po
Wrocławiu,  a następnie cała noc zarwana na imprezie z masą wódy.  A potem
copyparty...

"O  qór=w/a!" pomyślałem, jak ujrzałem partyplace.  Technikum Energetyczne
imienia  Wladyslawa  Diznej'a  stało przed nami niczem jaki monument.  Jak
tam  trafiliśmy  chyba  tylko  potrafią  powiedzieć  ci z nas, którzy byli
trzeżwi - w szczególności Ziemniak.  Wzięliśmy go pod pachę i weszliśmy do
budynku.   Gdyby  nie odpowiedni napis zebrałbym manaty i wrócił do domciu
na  cieplutki  rosolik.  Ale jednak trafiliśmy, więc skoro się już jest to
trzeba  wbić się na to party, nie?  No.  Opłata 60 kwantów zrobiła na mnie
większe  wrażenie,  gdy  wytrzeżwiałem.   Przy  enterze jeden z MDE/MYSTIC
spisywał   nasze  xywy/grupsy  na  ibemowską  bazę  danych...   żebym  nie
zapomniał - był pewien moment na drugi dzień, kiedy w sali kompotowej ktoś
wypierdolił  petardę;  wszyscy ochroniarze i gość przy komputerku poszli w
tamtym  właśnie  kierunku, ja i MacGyver mogliśmy wtedy spokojnie rozjebać
sprzęcik,  ale daliśmy se na rozlużnienie i wyszliśmy na dwór.  Hrmm!  mam
chrypę...   Sory  za ten brejk, powracam do tematu.  Przy kasie zostaliśmy
uzbrojeni w 2 (jak zapowiadano) wotinszity i identyfek na klipsa.  Od razu
zapisaliśmy xywy i grupy, a potem nie wiem z jakiej paki cała nasza grupka
udała  się  do sali nr 305 (zweite piętro, koło kibli).  Chyba ktoś zrobił
zrzutę  na  tą salę, w każdym bądż razie beze mnie, ale dzięki chłopcy!  W
305  od razu rzuciliśmy tobołsy i KIMA!!!  Ja spałem jeszcze może do 11 od
czasu  do  czasu wstając, żeby się poszwendać i poszukać swoich kontaktów.
Nie  wiem też czemu, ale w naszej sali zaalocowali Jokerzy i jeszcze jacyś
gościowie  -  dzięki,  jako jedyni mieliście Amigę w naszej sali (!!!).  W
niektórych salach było ich po 10.  Ale nam starczyła.  Kurwa, o mało a bym
zapomniał.   Generation  też  by  miała  Amisię.  gdybyśmy z MacGyverem we
Wrocku  wpadli  do Pica na stancję.  Ale chuj - na szczęście nie brakowało
nam jej za bardzo.

Gdy  wszyscy  z  Gen,  Inv,  PLS  i  ci z Amigą byli już trzeżwi, wtedy to
właśnie  Ziemniak  na  dobre  zaczynał  puszczać plazmy (żółte zresztą) po
stoły gabinetu 305.  Położyliśmy go więc na kalimacie Berserkera, czy jego
laski  i  się  już  nie  martwiliśmy  tylko  o  to,  czy mamy buty czyste.
Ziemniaka morda była za to jakby wyłowiona z szamba...

Trzeba  się  było  rozejrzeć po budzie.  Building ten ma 3 levele, planszę
przejściową  i  planszę  bonusową,  po których można było dowolnie skakać.
Plansza  przejściowa  to o3wiście otoczenie budynku, gdzie zresztą za dużo
sklepów  czynnych  nie było - szczególnie w niedzielę przed 7.00.  Plansza
bonusowa  to  aula  szkolna, gdzie odbywały się kompoty, sprzedawano kawę,
herbatę i inne napoje, oprócz kompotu.  Przy kasie (wyjściu/wejściu) można
było popisać się swoimi zdolnościami graffiti, nie mogę jednak powiedzieć,
żeby  to  wystarczyło, bo chyba tylko dla żartu ktoś napisał trochę dużymi
fontami  (nie  topaz  8,  ale  będzie  gdzieś ze 300) w kiblu na I piętrze
bodajże   "CDX",   na   lustrze  "Kulaj  babola  Pitek",  a  "SIKU  KOMPO"
(odpowiednia  ilustracja)  nad pisuarem.  Hmmm, co ja mogę o tym sądzić...
Trza  było  przeznaczyć  na  te piedoły całą ścianę szkoły przeznaczoną do
pomalowania  na  szaro w najbliższym czasie, tak jak to robią na normalnym
party (np.  na zachodzie).  Gdy ktoś powie "A kurde, u nas nie zachód", to
niech  jedzie  to  sprawdzić  do  Rosji (don't forget about szczepionkas).
Wracając  do  tematu.  A trzeba było poświęcić dyski na musiccompo.  Z tym
kompotem  to  w  ogóle xted zjebał - puszczać 11 modów, znam zresztą pewną
historyjkę na ten temat, nie do końca może prawdziwą, ale całkiem możliwą.
Nie  będę  jej  przytaczał  ze względów frendszipowskich.  Szczerze mówiąc
poziom,  z  wyliczeniem  modów  Scorpika,  Dana  i  Dreamera,  równał  się
ŻYWCOWI!!!   Tylko  że trochę mniej mćczarni - krócej...  Kompot rozpoczął
się o 16.00.  Sory Lovely, że takie bluzgi musiałeś ty i twoja towarzyszka
wysłuchiwać  za plecami, ale taki byłem podkurwiony.  A zapomniałbym!  Coś
koło  12.00  w  sali naszej przywitaliśmy Snowmana - naszego quasi-kodera.
Góra  z górą się nie zejdzie, ale człowiek ze Snowmanem - a jakże!  I było
radośniej  do końca dżórneju.  A miał być z nami też Fencer, ale chyba coś
mu wypadło.

O  muzik  kompo już było (zjeb), potem była chwilka czasu, żeby skoczyć do
cyrku  na  premierę  "Bolka  i  Lolka & their latest proddy", i wreszcie o
17.30  rozpoczęło  się  gfxcompo.   Prac było w czterech kategoriach ponad
150.   Kategorie:   normal  chips,  AGA  chips,  ray normal, ray AGA.  Dam
głowę, że się większości pojebało, bo na voting-sheetach nie było podziału
na kategorie, więc każdy osobiście musiał na kolanie dokonać narysowania 3
prostych  odcinków.   Prace  były dosyć, dosyć, poziom był po raz pierwszy
bardzo  porządny,  choć  w Żywcu nie był aż taki niski.  Przy odpowiednich
picach były buczenia (BUUUU rulez) i zawały rzęs (charakterystyczne wdechy
powietrza  przy podniecie) np.  zajebista była "Kiss me", te jachtóweczki,
Beavis&Butthead  (mnie  się  podobał!) i kilka innych (ich habe vergessen,
MEGAsory).  Mnie się pojebało i nie odróżniłem ray AGA od AGA normal, wiem
jedynie, że Pitka "Kafeja" została błędnie skopiowana (wy kurwy, to wtedy,
co  było  guru  przy  kopiowaniu!  wołaliśmy, ale wy oczywiście woleliście
włączyć  ten  zjebany mikrofon i coś sobie popierdolić do sceny).  Z rayów
na  1200  był  niezły  metalowy  gość  i  badziewny  ray  z Reala 2.0, ale
prawdziwy zachwyt wywołała Pica naszego "OMEGA"!!!  Pic normalnie dostawał
zawału!   Hrmm...   też  był  dostał,  tym  bardziej, że mojego modułu nie
wystawiono.  Kurwa GIT!!!

Potem  znów  było troszkę czasu na pierdołsy (np.  kolacja), część z ludzi
jednak  została  na  sali,  aby  pooglądać  animacje  komputerowe  różnych
artystów zachodnich.  Zajebysta była jazda kolejką po starej kopalni!!!  W
końcu  jednak  o  20.00  po  chwili  smucenia  przez  mikrofon  rozpoczęto
DEMOCOMPO!   Pierwsze  poszło  chyba  demo  grupy Damage, nie podobało się
jednak  za  bardzo,  nie  wiem  czemu.  Za dużo było prostych, trywialnych
efektów.   Nie  będę  podsumowywał, wyniki kompo świadczą o poziomie dema.
Drugie miało być demo plikowe grupy Kasjopea (nie wiem jak się pisze).  Tu
były  joby:   Error  code  103.   Odpalają  na  1200; to samo.  Znaleziono
żródłówę  na dysku z tym demem, więc na chwilę odłożono premierę tego dema
i  zajęto  się innymi.  Drugie poszło chyba grupy Blaze, za dużo "gałówy",
na  początku wyglądało jak slideshow, potem jak technocopper + very proste
wektory  i  jednobitplanowe rysunki.  To demo wyśmiano.  Trzecie było demo
Milky Dezajn/Flying Cows Inc.  Jedno z lepszych na kompo, mi się podobało.
Czwarte  demo  było Tiltu.  Demo którego nikt po kompo nie mógł skopiować,
bo  i  tak  by nie chodziło bez "przystawki", prawdopodobnie dopalacza.  W
każdym  bądż  razie  to demo wywarło najlepsze wrażenie.  Następnie zajęto
się  znów  tym  skopanym  demkiem  plikowym "Dirt" grupy Kasjopea.  Na 500
Error  code  103, na 1200 chwilę poczytało i zaczął się ekran kranczować w
realtimie  z  dotsami  i  rysunkiem  (HAM8)  w  tle,  czyli  KASHANA.  Nie
próbowano  już  więcej  startować  tego  pliku.  Przez cały ten czas jakiś
kurwa  pYTON  zasłaniał  nam  swoim  kaczanem bigscreen, jakiś gościu darł
przed nami paszczę, chciał przekrzyczeć słabe kolumienki i udawało mu się,
a  z  drzwi  wejściowych  wtaczały się cały czas tabuny spragnionych żyraf
chcących  zobaczyć  premiery.   Jakkolwiek  na  koniec grupa Investation i
przywrócona do życia Deform przedstawiły swój produkt na A1200.  Był to po
prostu  animations-disk z wypocinami Imaginowskimi Berserkera, ładnie przy
tym  zdezignowany.   Wszyscy  zbierali  paszczeny  z parkietu, Berserker z
wypiętą  piersią,  jego  laska  darła  ciaparę  na  maxa, ogólna xtacy!  W
zasadzie  nie wiem, czemu się wszyscy tak podniecili, przecież te reye nie
są  takie  zachwycające.   Hmmmm, może dlatego, że ja je już widziałem 3-2
miesiące  temu.   W  każdym  bądż  razie  shał  na  sali  był niesamowity.
Berserker chyba się osrał z ekstazy.

Po  tym  prodzie nie było już NIC.  Wszyscy poszli kopiować, ja sam miałem
te demka w kilka minut, oprócz Tiltu, a InvDef prod dostałem zjebany.  Ale
nie  martwiłem  się  zbytnio  -  i  tak to wszystko bym miał w najbliższym
czasie  ze swapu.  Po tym kompo powoli już ludziska się rozlażli.  Wszyscy
zapewne  byli głodni - demo kompo było dość wyczerpującym przeżyciem, więc
najbliższa   czynna   kawiarnia   miałaby   gwarantowany   rynek  zbytu  z
przykurwistym obrotem, ale cóż - jak nie było czynnej kawiarni.  Gdzieśtam
porozrzucane  po  okolicy samotne sklepy, komuś się chciało szukać, ktoś z
Jokerów żarł pizzę, XTD miał przeboje z wypiciem sporej (chyba ze 2 litry)
ilości  wódki  w 305, u nas też jeden z organizatorów (taki facet w szerym
sweterku)  zainkasował  Jokerom (oj, oj - podpadliście) prawie cały litr i
przy  mnie...   wylał...   do...  zlewu...  (kurwa, niechby sobie wziął to
już  chuj,  ale  wylać?   -  to  też  trzeba mieć nerwy i pierdolca przede
wszystkim).    Potem   ukroiliśmy   sobie   gadkę  z  MadMaxem  na  tematy
pozalekcyjne,  a między 22 a 24 zorganizowaliśmy sobie dodatkowe ławeczki,
wszyscy  (prawie)  wyciągnęli kocyki, siusiu, paciorek i spać.  Jeden gość
nie  dawał  nam  pooddychać  swoimi  pierdami:  Gacuch.  Zapił paszczenę i
przylazł do naszego pokoju spać, sam nie wiem czemu, ale friendship rulez,
u  nas spać mógł każdy.  Tylko, że nie każdy by wytrzymał:  Gacuch tak się
porzygał w nocy, że aż MacGyver, który leżał w bezpośredniej odległości do
fraktalowca  około  2  AM  wyemigrował  w  pobliże mojej pryczy - na drugą
stronę sali.  A podobno tak z tej naszej klasy waliło, że szok.  Był u nas
Lifter   w  odwiedziny,  niestety  zastał  wszystkich  w  letargu  nocnym.
Pamiętam  jeszcze  jak  przez mgłę Daltona:  wszedł, popatrzał, powiedział
coś  jak "Ale tu śmierdzi".  Skonstatowałem, że szuka noclegu, nie znalazł
jednak żadnej wolnej ławki, a pozatym perspektywa snu w pokoju fraktalowym
nie  wydała  mu  się  dosyć  ciekawa.   Rano  jak szedłem do kibla patrzę:
Dalton  siedzi  przed  drzwami  na  betonie.   Dziwna  to  była  pozycja i
niewygodna:  w rozkroku siedząc na dupie, nogi wyprostowane, a górna część
ciała  w  powietrzu pod kątem 90 degreez w stosunku do nóg, ręce zwisające
wzdłuż ciała - "jak Miś Puchatek" - pomyślałem.  To nic, że było mi w nocy
bardzo  niewygodnie na tej ławce bez koca, śpiwora, czy plecaka pod głową.
Jak  zobaczyłem  nalanego  Daltona  od razu mi przeszło.  Na korytarzu był
prawie mróz.

Drugi  dzień  party.   Aj  łołk  ap at 6-7 am!  Taki byłem nie wyspany, że
normalnie  shok.   Poszedłem  się  odlać i jakoś tak się złożyło, że byłem
głodny.   Zmówiliśmy  grupą  (ja, MacGyver, Dr.D i Reset) i postanowiliśmy
poszukać  najbliższego  sklepu spo?ywczego.  O 7 rano w niedzielę niewiele
można  zdziałać, ale po oględnym obadaniu terenu już było wiadomo:  nie ma
w  pobliżu  żadnego  czynnego  sklepu.   Przeszliśmy  się kawałek w stronę
dworca,  jak  się potem okazało prawie do niego doszliśmy!  Od delikutasów
tuż  za  "plastykowym  ryneczkiem" było może jeszcze 300 metrów do dworca.
Ja kupiłem macę (takie chrupki betonowe) i kilka rogalików jak na ówczesne
czasy  "wczorajszych",  Dr  kupił 1,5 litra lemonu (Hellena dezign), McG i
Reset  po  czokoldzie  i tak uzbrojeni, zapiżdziani przez mrożne powietrze
poznańskie,  wróciliśmy  na  miejsce  zbrodni.   Do introcompo nie wiem co
robili   inni,   ale   ja   biegałem   i  załatwiałem  sprawy  swaperskie.
Skombinowałem   m.in.   kilka  zachodnich  hotów  (dzięki  Norby),  mistrz
ceremonii  "Gayver" od Tormentora wytrzasnął 14 dysków Scali InfoChannel i
ogólnie  kilka  innych  stuffsów.   Z  kopiowaniem  nie mieliśmy problemów
(dzięki  dla  gości z 305!), a materiałów nowych przybyło wiele.  Dzięki w
swapie  należą  się  też od Generation dla Tormentora, Exolona, Norby'ego,
tego  gościa,  który dostarczył nam 5 dysków slideshowu na 1200 (puszczany
przed democompo) i wszystkim, którzy pomogli CDXowi coś skopiować.

Introcompo  zaczęło  się  o  10.00.   Wystawionych  było kilkanaście, może
więcej  introzów, z których najbardziej podobało mi się Suspectów (mimo że
się  gdzieśtam  urwało),  fajne  też  było  Funzine, Credo i kilka innych.
Poziom  tego  kompotu  był  taki sobie (w zasadzie średni).  Nie wiem, jak
inni,  ale ja byłem na drugi dzień (szczególnie po introkompo - tak gorąco
w tej sali) już taki skopany, że nic mi się nie chciało.  Nie pamiętam, co
robiłem  pomiędzy  10.30 a 12.00, ale chyba coś kopiowałem.  W każdym bądż
razie  Snowman,  MacGyver  i  ja  już koło południa wybyliśmy z party.  Na
kilka  minut przed naszym zniknięciem do 305 zaszła redakcja "Krawężnika",
z którą to grupą ludzi rozstaliśmy się na dworcu we Wrocławiu około 4 am w
sobotę.   Kilka pożegnalnych zdjęć i odlot!  Pociąg do Zielonki mieliśmy o
13.10.   Fux dla tego gostka z facetką, co tak długo stali przy kasie.  Na
centralnym w Poznaniu spotkaliśmy też kilku partyjniaków:  Lenina, Reseta,
Scorpika,  Ziemniaka.   Apropos;  jest  tam dosyć dobry bar, Snowman i McG
wzięli   sobie  po  talerzyku  jakichś  szmatławych  wycisków  (zupy),  ja
wchłonąłem spagetti bolognese i fryty.  Było nawet, nawet.

I tak właśnie skończyło się dla nas party.

                                                  EDITOR: LLOYD