POLISH AUTUMN 93 Zacznę tradycyjnie od suchego "party odbyło się 23-24 pażdziernika anno domini 1993". Ale zanim się zaczęło... MacGyver i ja w piątek o 7.14 wybyliśmy z Żar do Wrocławia. Inteligentnie, bez chamówy, bez hałasu. Miał być z nami jeszcze Macbet, z którym się umawiałem kilka dni przed party. Niech żałuje - spotkałby (po raz pierwszy w życiu zresztą) Liftera, a mieliby o czym gadać. Dziś właśnie (28.X.) był u mnie Macbet i mówił, że w przeddzień wyjazdu wjechał gdzieś swoim carem i wszystkie uzbierane pieniążki musiał poświęcić na naprawę... We Wrocławiu byliśmy o 10.00, więc postanowiliśmy udać się do Berserkera. Jeden call, jeden autobus, krótka przechadzka i jesteśmy. Nie na długo, bowiem Berserker miał się udać około 12.00 do Interface'u - miejsce, w którym najczęściej jak sądzę zastać można ciało Liftera. Pojechaliśmy tam z Berserkerem, mimo tak kurewnie zjebanej pogody. Dobra, dobra Pitek, widzę już jak się pienisz. Poprawiam poziom tekstu. Hrmmm... Ofcos nie obyło się bez wchłonięcia pizzy w Romie, odwiedzin babci MacGyvera, kilku wkurwiających momentów (sory, MacGyver) oraz pozbycia się przy tym stosu papierów wartościowych (biletów ulgowych). W każdym bądż razie wylądowaliśmy około 21.00 u Dr.D. Zjawili się u niego także: Reset, Norby, Scorpik, Dan, Walt, Berserker, Ziemniak, Trader, jakiś jeszcze gość z Milicza i chyba był też Dr.D. Trochę było głośno i stara Dr coś buczała chyba do syna, ale to nic, nie Dr? No. Około 1 am w sobotę cała nasza grupka wymiotła się z chaty Dr.D. Trza było leźć na imprezę na dworzec, bo u doktora nie można było zrobić chamówy. Tramwaj z Kromera na Dworzec Centralny o tej porze to komfort, nie do przyjęcia niestety. Scorpik, Ziemniak, Walt i ktoś jeszcze (chyba Dan) pojechali taksówą, a my zdecydowaliśmy się przejść kilka przystanków, chyba tak dla zabawy. Na szczęście nie padało za bardzo, jakkolwiek znalazł się taki jeden przystanek, z którego za kilkanaście minut miał odjechać tramwaj. Więc poczekaliśmy. W tym przypadku nie zawiedliśmy się na transporcie wrocławskim, kupiliśmy odpowiednią ilość tiketsów i dojechaliśmy bez kanarów do dworca. Jak się wkurwiliśmy, gdy okazało się, że całonocny sklep monopolowy (jedyny, o którym wiedzieliśmy) był ZAM-KNIĘ-TY! No chuja by nagły szlag trafił - zamknął się w sklepiku, wywiesił "NIECZYNNE 2.00-4.00" i zaczął zamiatać calutki geszaft! Kurwa jedna, widział, że ma stado zniecierpliwionych klientów i nie otworzył. Obok jakieś męty miastowe sprzedawały brudzia. Nie kupiliśmy od nich nic. Pokaturlaliśmy się zbiorowo na dworzec. Kurwa, ale mnie ludziska wkurzyli; żeśmy się miotali po dworcu jak stado małp ze sraczką: ktoś miał iść po wódę, nie wiadomo gdzie sklep, no to jedziemy taksówą, zbierajcie kasę na dojazd (po 2 koła Doktor...) i tak dalej. W międzyczasie przyjechali gościowie z Bolesławca, ci od Krawężnika (była nawet z nimi jedna kurweka [koderka Baśka - sory, głupi żart]), też chcieli kupić browar etc. Mniej więcej w tym samym czasie zjawił się Pic. Ja powiedziałem sobie: "Pierdolę to wszystko, idę na pitę". Pitę i tak za chwilę musiałem wyjebać do trashcana, bo przeciekała, a Scorpik i Dan odkryli gdzieś w pobliżu monopol. Po dwóch browarach od razu poczułem się lepiej. Kupiliśmy też na spółę (ja, Pic, MacGyver) 0.75l brudzia i zapitkę. Berserker, o czym wcześniej nie wspomniałem, oświadczył, że nie będzie pił. Dlaczego? Bo bierze ze sobą kobietę. Wyjechaliśmy z Wrocka o czwartej coś, ale czym? Pociągiem podmiejskim, takim żółtym! A wiecie co? Było o wiele lepiej, niż byśmy jechali przedziałowcem. Tak to wszyscy (Generation, Investation, część PSL i jeszcze jacyś ludzie ze sceny - łącznie około 20 osób) zajęliśmy dokładnie jeden duży przedział takiego pociągu. I było git. Nawet kanar nam nie przeszkadzał, bo sam był na haju!!! Berserker ze swoją lamą zajęli przedział obok, byli więc prawie odizolowani od nas, choć jestem pewien, że słychać nas było w całym pociągu. Ludzie! Co tam się działo! Oczywiście "wóda+kubeczki dworcowe na herbatę rules"! Po paru gulcach Mulat / nie wiem zaczął pakować swe ciało na półkę rozbijając szczękę i ciesząc przy tym gruchę od ucha do ucha, Scorpik zaliczył raz (nie, pewno nieraz) cios z całej pety niemal pełną zapitą 1,5-litrową, zrobiono parę zdjęć aparatem Zajca, niekoniecznie za jego pozwoleniem, a ja co chwilę siadałem i gadałem z MacGyverem na temat stanu brejnu w momencie upojenia. Fragment życia od 5 AM do świtu 24 pażdziernika to najfajniejszy kawał tego party. Nie wiem, co się działo potem, bo poszedłem na pół godziny rzygać do kibla (3 przedziały dalej!), a po wizycie w wc oddałem się kontemplacjom przy otwartym oknie (sory Pic za ten rękaw). W pewnym momencie usłyszałem głos mówiący o tym, iż wysiadamy, bo już Poznań. Przedział wyglądał, jakby przeszedł przezeń tajfun w najokazalszym wydaniu. "Oto skutki picia wódki" - myślałem sobie wlekąc nogi po chodniku poznańskim. Mój brejn fruwał jeszcze przez tunel z dotsów. Tak samo czuł się Scorpik, nie mówię już o Ziemniaku, który po prostu był nietrzeżwy i równo "trzymał pion" w tramwaju do partyplace. Od razu wyjaśniam - "trzymać pion" znaczy być najebanym, nie rzygać, ale stać i pluć powoli. Taki gość powoduje, że nikt np. nie ma ochoty wsiąść do tramwaju. Dobrze, że nie pokazał się kanar, bo nikt z nas nie miał biletu. Ja byłem jeszcze napierdolony, ale dochodziłem już od siebie - Scorpik czuł się identycznie. Byłem taki zjeb, że szok: cały dzień przeszlajaliśmy się po Wrocławiu, a następnie cała noc zarwana na imprezie z masą wódy. A potem copyparty... "O qór=w/a!" pomyślałem, jak ujrzałem partyplace. Technikum Energetyczne imienia Wladyslawa Diznej'a stało przed nami niczem jaki monument. Jak tam trafiliśmy chyba tylko potrafią powiedzieć ci z nas, którzy byli trzeżwi - w szczególności Ziemniak. Wzięliśmy go pod pachę i weszliśmy do budynku. Gdyby nie odpowiedni napis zebrałbym manaty i wrócił do domciu na cieplutki rosolik. Ale jednak trafiliśmy, więc skoro się już jest to trzeba wbić się na to party, nie? No. Opłata 60 kwantów zrobiła na mnie większe wrażenie, gdy wytrzeżwiałem. Przy enterze jeden z MDE/MYSTIC spisywał nasze xywy/grupsy na ibemowską bazę danych... żebym nie zapomniał - był pewien moment na drugi dzień, kiedy w sali kompotowej ktoś wypierdolił petardę; wszyscy ochroniarze i gość przy komputerku poszli w tamtym właśnie kierunku, ja i MacGyver mogliśmy wtedy spokojnie rozjebać sprzęcik, ale daliśmy se na rozlużnienie i wyszliśmy na dwór. Hrmm! mam chrypę... Sory za ten brejk, powracam do tematu. Przy kasie zostaliśmy uzbrojeni w 2 (jak zapowiadano) wotinszity i identyfek na klipsa. Od razu zapisaliśmy xywy i grupy, a potem nie wiem z jakiej paki cała nasza grupka udała się do sali nr 305 (zweite piętro, koło kibli). Chyba ktoś zrobił zrzutę na tą salę, w każdym bądż razie beze mnie, ale dzięki chłopcy! W 305 od razu rzuciliśmy tobołsy i KIMA!!! Ja spałem jeszcze może do 11 od czasu do czasu wstając, żeby się poszwendać i poszukać swoich kontaktów. Nie wiem też czemu, ale w naszej sali zaalocowali Jokerzy i jeszcze jacyś gościowie - dzięki, jako jedyni mieliście Amigę w naszej sali (!!!). W niektórych salach było ich po 10. Ale nam starczyła. Kurwa, o mało a bym zapomniał. Generation też by miała Amisię. gdybyśmy z MacGyverem we Wrocku wpadli do Pica na stancję. Ale chuj - na szczęście nie brakowało nam jej za bardzo. Gdy wszyscy z Gen, Inv, PLS i ci z Amigą byli już trzeżwi, wtedy to właśnie Ziemniak na dobre zaczynał puszczać plazmy (żółte zresztą) po stoły gabinetu 305. Położyliśmy go więc na kalimacie Berserkera, czy jego laski i się już nie martwiliśmy tylko o to, czy mamy buty czyste. Ziemniaka morda była za to jakby wyłowiona z szamba... Trzeba się było rozejrzeć po budzie. Building ten ma 3 levele, planszę przejściową i planszę bonusową, po których można było dowolnie skakać. Plansza przejściowa to o3wiście otoczenie budynku, gdzie zresztą za dużo sklepów czynnych nie było - szczególnie w niedzielę przed 7.00. Plansza bonusowa to aula szkolna, gdzie odbywały się kompoty, sprzedawano kawę, herbatę i inne napoje, oprócz kompotu. Przy kasie (wyjściu/wejściu) można było popisać się swoimi zdolnościami graffiti, nie mogę jednak powiedzieć, żeby to wystarczyło, bo chyba tylko dla żartu ktoś napisał trochę dużymi fontami (nie topaz 8, ale będzie gdzieś ze 300) w kiblu na I piętrze bodajże "CDX", na lustrze "Kulaj babola Pitek", a "SIKU KOMPO" (odpowiednia ilustracja) nad pisuarem. Hmmm, co ja mogę o tym sądzić... Trza było przeznaczyć na te piedoły całą ścianę szkoły przeznaczoną do pomalowania na szaro w najbliższym czasie, tak jak to robią na normalnym party (np. na zachodzie). Gdy ktoś powie "A kurde, u nas nie zachód", to niech jedzie to sprawdzić do Rosji (don't forget about szczepionkas). Wracając do tematu. A trzeba było poświęcić dyski na musiccompo. Z tym kompotem to w ogóle xted zjebał - puszczać 11 modów, znam zresztą pewną historyjkę na ten temat, nie do końca może prawdziwą, ale całkiem możliwą. Nie będę jej przytaczał ze względów frendszipowskich. Szczerze mówiąc poziom, z wyliczeniem modów Scorpika, Dana i Dreamera, równał się ŻYWCOWI!!! Tylko że trochę mniej mćczarni - krócej... Kompot rozpoczął się o 16.00. Sory Lovely, że takie bluzgi musiałeś ty i twoja towarzyszka wysłuchiwać za plecami, ale taki byłem podkurwiony. A zapomniałbym! Coś koło 12.00 w sali naszej przywitaliśmy Snowmana - naszego quasi-kodera. Góra z górą się nie zejdzie, ale człowiek ze Snowmanem - a jakże! I było radośniej do końca dżórneju. A miał być z nami też Fencer, ale chyba coś mu wypadło. O muzik kompo już było (zjeb), potem była chwilka czasu, żeby skoczyć do cyrku na premierę "Bolka i Lolka & their latest proddy", i wreszcie o 17.30 rozpoczęło się gfxcompo. Prac było w czterech kategoriach ponad 150. Kategorie: normal chips, AGA chips, ray normal, ray AGA. Dam głowę, że się większości pojebało, bo na voting-sheetach nie było podziału na kategorie, więc każdy osobiście musiał na kolanie dokonać narysowania 3 prostych odcinków. Prace były dosyć, dosyć, poziom był po raz pierwszy bardzo porządny, choć w Żywcu nie był aż taki niski. Przy odpowiednich picach były buczenia (BUUUU rulez) i zawały rzęs (charakterystyczne wdechy powietrza przy podniecie) np. zajebista była "Kiss me", te jachtóweczki, Beavis&Butthead (mnie się podobał!) i kilka innych (ich habe vergessen, MEGAsory). Mnie się pojebało i nie odróżniłem ray AGA od AGA normal, wiem jedynie, że Pitka "Kafeja" została błędnie skopiowana (wy kurwy, to wtedy, co było guru przy kopiowaniu! wołaliśmy, ale wy oczywiście woleliście włączyć ten zjebany mikrofon i coś sobie popierdolić do sceny). Z rayów na 1200 był niezły metalowy gość i badziewny ray z Reala 2.0, ale prawdziwy zachwyt wywołała Pica naszego "OMEGA"!!! Pic normalnie dostawał zawału! Hrmm... też był dostał, tym bardziej, że mojego modułu nie wystawiono. Kurwa GIT!!! Potem znów było troszkę czasu na pierdołsy (np. kolacja), część z ludzi jednak została na sali, aby pooglądać animacje komputerowe różnych artystów zachodnich. Zajebysta była jazda kolejką po starej kopalni!!! W końcu jednak o 20.00 po chwili smucenia przez mikrofon rozpoczęto DEMOCOMPO! Pierwsze poszło chyba demo grupy Damage, nie podobało się jednak za bardzo, nie wiem czemu. Za dużo było prostych, trywialnych efektów. Nie będę podsumowywał, wyniki kompo świadczą o poziomie dema. Drugie miało być demo plikowe grupy Kasjopea (nie wiem jak się pisze). Tu były joby: Error code 103. Odpalają na 1200; to samo. Znaleziono żródłówę na dysku z tym demem, więc na chwilę odłożono premierę tego dema i zajęto się innymi. Drugie poszło chyba grupy Blaze, za dużo "gałówy", na początku wyglądało jak slideshow, potem jak technocopper + very proste wektory i jednobitplanowe rysunki. To demo wyśmiano. Trzecie było demo Milky Dezajn/Flying Cows Inc. Jedno z lepszych na kompo, mi się podobało. Czwarte demo było Tiltu. Demo którego nikt po kompo nie mógł skopiować, bo i tak by nie chodziło bez "przystawki", prawdopodobnie dopalacza. W każdym bądż razie to demo wywarło najlepsze wrażenie. Następnie zajęto się znów tym skopanym demkiem plikowym "Dirt" grupy Kasjopea. Na 500 Error code 103, na 1200 chwilę poczytało i zaczął się ekran kranczować w realtimie z dotsami i rysunkiem (HAM8) w tle, czyli KASHANA. Nie próbowano już więcej startować tego pliku. Przez cały ten czas jakiś kurwa pYTON zasłaniał nam swoim kaczanem bigscreen, jakiś gościu darł przed nami paszczę, chciał przekrzyczeć słabe kolumienki i udawało mu się, a z drzwi wejściowych wtaczały się cały czas tabuny spragnionych żyraf chcących zobaczyć premiery. Jakkolwiek na koniec grupa Investation i przywrócona do życia Deform przedstawiły swój produkt na A1200. Był to po prostu animations-disk z wypocinami Imaginowskimi Berserkera, ładnie przy tym zdezignowany. Wszyscy zbierali paszczeny z parkietu, Berserker z wypiętą piersią, jego laska darła ciaparę na maxa, ogólna xtacy! W zasadzie nie wiem, czemu się wszyscy tak podniecili, przecież te reye nie są takie zachwycające. Hmmmm, może dlatego, że ja je już widziałem 3-2 miesiące temu. W każdym bądż razie shał na sali był niesamowity. Berserker chyba się osrał z ekstazy. Po tym prodzie nie było już NIC. Wszyscy poszli kopiować, ja sam miałem te demka w kilka minut, oprócz Tiltu, a InvDef prod dostałem zjebany. Ale nie martwiłem się zbytnio - i tak to wszystko bym miał w najbliższym czasie ze swapu. Po tym kompo powoli już ludziska się rozlażli. Wszyscy zapewne byli głodni - demo kompo było dość wyczerpującym przeżyciem, więc najbliższa czynna kawiarnia miałaby gwarantowany rynek zbytu z przykurwistym obrotem, ale cóż - jak nie było czynnej kawiarni. Gdzieśtam porozrzucane po okolicy samotne sklepy, komuś się chciało szukać, ktoś z Jokerów żarł pizzę, XTD miał przeboje z wypiciem sporej (chyba ze 2 litry) ilości wódki w 305, u nas też jeden z organizatorów (taki facet w szerym sweterku) zainkasował Jokerom (oj, oj - podpadliście) prawie cały litr i przy mnie... wylał... do... zlewu... (kurwa, niechby sobie wziął to już chuj, ale wylać? - to też trzeba mieć nerwy i pierdolca przede wszystkim). Potem ukroiliśmy sobie gadkę z MadMaxem na tematy pozalekcyjne, a między 22 a 24 zorganizowaliśmy sobie dodatkowe ławeczki, wszyscy (prawie) wyciągnęli kocyki, siusiu, paciorek i spać. Jeden gość nie dawał nam pooddychać swoimi pierdami: Gacuch. Zapił paszczenę i przylazł do naszego pokoju spać, sam nie wiem czemu, ale friendship rulez, u nas spać mógł każdy. Tylko, że nie każdy by wytrzymał: Gacuch tak się porzygał w nocy, że aż MacGyver, który leżał w bezpośredniej odległości do fraktalowca około 2 AM wyemigrował w pobliże mojej pryczy - na drugą stronę sali. A podobno tak z tej naszej klasy waliło, że szok. Był u nas Lifter w odwiedziny, niestety zastał wszystkich w letargu nocnym. Pamiętam jeszcze jak przez mgłę Daltona: wszedł, popatrzał, powiedział coś jak "Ale tu śmierdzi". Skonstatowałem, że szuka noclegu, nie znalazł jednak żadnej wolnej ławki, a pozatym perspektywa snu w pokoju fraktalowym nie wydała mu się dosyć ciekawa. Rano jak szedłem do kibla patrzę: Dalton siedzi przed drzwami na betonie. Dziwna to była pozycja i niewygodna: w rozkroku siedząc na dupie, nogi wyprostowane, a górna część ciała w powietrzu pod kątem 90 degreez w stosunku do nóg, ręce zwisające wzdłuż ciała - "jak Miś Puchatek" - pomyślałem. To nic, że było mi w nocy bardzo niewygodnie na tej ławce bez koca, śpiwora, czy plecaka pod głową. Jak zobaczyłem nalanego Daltona od razu mi przeszło. Na korytarzu był prawie mróz. Drugi dzień party. Aj łołk ap at 6-7 am! Taki byłem nie wyspany, że normalnie shok. Poszedłem się odlać i jakoś tak się złożyło, że byłem głodny. Zmówiliśmy grupą (ja, MacGyver, Dr.D i Reset) i postanowiliśmy poszukać najbliższego sklepu spo?ywczego. O 7 rano w niedzielę niewiele można zdziałać, ale po oględnym obadaniu terenu już było wiadomo: nie ma w pobliżu żadnego czynnego sklepu. Przeszliśmy się kawałek w stronę dworca, jak się potem okazało prawie do niego doszliśmy! Od delikutasów tuż za "plastykowym ryneczkiem" było może jeszcze 300 metrów do dworca. Ja kupiłem macę (takie chrupki betonowe) i kilka rogalików jak na ówczesne czasy "wczorajszych", Dr kupił 1,5 litra lemonu (Hellena dezign), McG i Reset po czokoldzie i tak uzbrojeni, zapiżdziani przez mrożne powietrze poznańskie, wróciliśmy na miejsce zbrodni. Do introcompo nie wiem co robili inni, ale ja biegałem i załatwiałem sprawy swaperskie. Skombinowałem m.in. kilka zachodnich hotów (dzięki Norby), mistrz ceremonii "Gayver" od Tormentora wytrzasnął 14 dysków Scali InfoChannel i ogólnie kilka innych stuffsów. Z kopiowaniem nie mieliśmy problemów (dzięki dla gości z 305!), a materiałów nowych przybyło wiele. Dzięki w swapie należą się też od Generation dla Tormentora, Exolona, Norby'ego, tego gościa, który dostarczył nam 5 dysków slideshowu na 1200 (puszczany przed democompo) i wszystkim, którzy pomogli CDXowi coś skopiować. Introcompo zaczęło się o 10.00. Wystawionych było kilkanaście, może więcej introzów, z których najbardziej podobało mi się Suspectów (mimo że się gdzieśtam urwało), fajne też było Funzine, Credo i kilka innych. Poziom tego kompotu był taki sobie (w zasadzie średni). Nie wiem, jak inni, ale ja byłem na drugi dzień (szczególnie po introkompo - tak gorąco w tej sali) już taki skopany, że nic mi się nie chciało. Nie pamiętam, co robiłem pomiędzy 10.30 a 12.00, ale chyba coś kopiowałem. W każdym bądż razie Snowman, MacGyver i ja już koło południa wybyliśmy z party. Na kilka minut przed naszym zniknięciem do 305 zaszła redakcja "Krawężnika", z którą to grupą ludzi rozstaliśmy się na dworcu we Wrocławiu około 4 am w sobotę. Kilka pożegnalnych zdjęć i odlot! Pociąg do Zielonki mieliśmy o 13.10. Fux dla tego gostka z facetką, co tak długo stali przy kasie. Na centralnym w Poznaniu spotkaliśmy też kilku partyjniaków: Lenina, Reseta, Scorpika, Ziemniaka. Apropos; jest tam dosyć dobry bar, Snowman i McG wzięli sobie po talerzyku jakichś szmatławych wycisków (zupy), ja wchłonąłem spagetti bolognese i fryty. Było nawet, nawet. I tak właśnie skończyło się dla nas party. EDITOR: LLOYD