CParty Poznań
    
                             garść refleksji.
    
Oto kilka moich spostrzeżeń i wrażeń z imprezy.
    
Podróż  minęła  bez  żadnych  godniejszych  wzmianki  epizodów.   Być może
dlatego, że całe Investation & Generation & Bóg-wie-kto-jeszcze uparli się
jechać  pociągiem o...  5 czy 5.30 rano, a zbiórkę wyznaczyli gdzieś około
23.00.

Never  -  oświadczyłem  stanowczo i pojechałem sobie o bardziej "ludzkiej"
godzinie,  czyli  8.50.   Na dworcu wydawało mi się, że widzę paru ludzi z
Alchemy.   Musi  była  to  prawda,  bo  potem  co  jakiś czas  obok mojego
przedziału przechodził Bob rzucając mi posępne i podejrzliwe spojrzenia.

Po  szczęśliwym  dotarciu  na miejsce i spełnieniu podanych w informatorze
warunków  ujrzałem  obiecany  budynek  technikum.   Obsługa  była szybka i
sprawna, toteż w chwilę poźniej z identyfikatorem i kartkami do głosowania
w  garści  byłem  gotów do boju.  BTW:  obsługa przy drzwiach rejestrowała
kolejnych  partyzantów  za  pomocą  komputera,  który na pierwszy rzut oka
wyglądał na grzyba i nie da się ukryć, że był grzybem.  Ciężka prowokacja!
A zarejestrowano - jeśli dobrze pamiętam - około 400 osób.

Potem  nastąpiło  sporo kopiowania, ponieważ niemal od wejścia trafiłem na
salę  grupy  MADNESS,  wydawającej  zin  KARMELIA.  Liczyłem na numer #2 a
okazało  się,  że  był  też #3.  A ponieważ wyszedł też...  Paper White #3
(jjjjeee!),  Barbapapa #3 i Prawda #1 to zrobiło się małe zamieszanie, tym
bardziej,  że  w  zamian  kopiowano  Fata  #13, który jeszcze nie wszędzie
dotarł.

Niestety nie pojawiły się kolejne numery zinów zapowiadających wydanie ich
na  Cparty:   Zigzag  #8  i  Krawężnik  #2.   Redakcji tego drugiego pisma
zabrakło  dosłownie  pół  godziny  by złożyć numer, no ale cóż, pociąg nie
chciał czekać.

((Przy  okazji  pozdrowionka  dla  całej  redakcji  Krawężnika,  łącznie z
Explosiv - jednej z dwóch kobiet na CParty.))

Po  odkopiowaniu  wszystkiego  czego  się dało  odnalazłem  w  końcu  salę
Investation  (i  Generation),  gdzie  wrzała  praca:  Zajc kończył intro i
tłumaczył Scorpikowi,  że  jego dysk muzyczny na pewno ukaże się na party,
Przemek  lamentował,  że  nie ma jeszcze Musashiego, tam coś ktoś kopiuje,
tam leci jakiś moduł...

Najbardziej   pracowity   był   Ziemniak,  który  tworzył właśnie  kolejną
wybierałkę,  tyle  tylko,  że tym razie nie na Sece czy innym Asm_One a na
podłodze.   Kod  był  niezły; czy ktoś z was potrafi wygenerować fraktala,
który sięgnie aż do policzka generującego?

                    .................................
                    .................................
                    .................................
                    .................................
                    .................................
                    .................................
                    .................................

(na wyraźne życzenie Ziemniaka wycięto akapit dotyczący paru wydarzeń)

Berserker  namówił  mnie  byśmy poszli rozejrzeć się po imprezie no i może
coś zakupili.   W drodze udało mi się spotkać z Ninją i było to pożyteczne
spotkanie.   I choć zamieniłem z nim tylko kilka słów to nie przeszkodziło
byśmy podali sobie ręce.

W  pobliżu  technikum znajdowały się dwa kioski spożywcze przeżywające jak
się zdaje  okres  wielkiej  prosperity.   Po  zakupie  Żywca (ja) i Tokaja
(Przemek)  wróciliśmy  z  powrotem, gdzie ponownie chwilkę porozmawiałem z
Ninją,  a obowiązki konferansjera spełniał Dan/PSL.  "No, pobijcie się się
w  końcu"  błagał.   Ponieważ  udawaliśmy,  że go nie słyszymy Dan z lekka
chwiejnie  udał się  do  sali music-compo, gdzie - jak twierdził - podobno
pełnił  ważną rolę przewodniczącego czy może odźwiernego.  W każdym razie
był  KIMŚ.   Tzn.  byłby KIMŚ gdyby nie to, że nigdy nie dotarł do miejsca
przeznaczenia, bo go zmogło.

No  właśnie - sala!  K-wa mać:  wygodnie mogło tam siedzieć ze 100 osób, a
tłoczyć  się  mogło  nawet  tak  z  200-250.  Reszta mogła sobie postać na
korytarzu  i posłuchać (głównie basów).  Po selekcji wybrano 10 modułów, z
których  mniej  więcej  połowa  była  wcale  nie lepsza niż typowy moduł z
jakiegoś magazynu.  Natomiast z pozostałych pięciu w moich uszach znalazły
natychmiastowe uznanie dwa moduły:  6 i 7 (późniejsze 1 i 3 miejsce), choć
i te pozostałe 3 też były na poziomie.

Jeszcze  a  propos  tokaja - był pyszny, ale Berserker czaił go dla swojej
panienki; musi mu na niej zależało skoro już po minucie rozterek moralnych
wyjął  100  tys.   i kupił pół litra tego szlachetnego wina, rocznik 1988.
Stąd degustacja była raczej symboliczna.

Po compo wróciliśmy do sali na mały posiłek.  Popijając kurczaka wędzonego
piwem  i  zagryzając konserwą jakoś dotrwałem do graphic compo.  Tym razem
udało  mi  się zmieścić w obrębie sali, choć wymagało to wcześniejszego 45
minutowego  bezczynnego  tkwienia  przed  bigscreenem.   W wypadku grafiki
organizatorzy  zrezygnowali  z  selekcji  (właściwie  to  niby  czemu?)  i
uraczyli  nas  tak  z  150 rysunkami (!), z czego gdzieś 120 było typowymi
grafikami na A500 a pozostałe podzielomno na działy:  AGA i ray-trackingi.

Poziom...   eeech,  połowa  z rysunków powinna się w ogóle nie pojawić, bo
budziły na sali reakcje "błeeee, zabrać to, syf, skan, kiła i kaszana".  O
pewnym   zniechęceniu   ludzi  może  świadczyć,  że  największymi  brawami
przyjmowali  rysunki  utrzymane  w  ironicznej konwencji w rodzaju "Wielki
chuj", "Brzydka pszczoła" (czy jakoś tak), itp.  Że już nie wspomnę o tych
dwóch z MTV...  coool, hehehehe.

Oczywiście  w  morzu  grafik znalazło się z 10 czy 20 takich, że ręce same
się  składały  do  oklasków;  szkoda  tylko, że zostały zalane falą kiczu.
Jakby  tak  w  drodze  selekcji ze 150 grafik zostawić 50...  - to graphic
compo nie tylko nic by nie straciło a dużo zyskało.  Mnie bardzo spodobała
się  się grafika na AGĘ (ten krajobraz; podobno był to skan) a z grafik na
A500   zapamiętałem  szczególnie  żaglówki  oraz  widok  nocnego  nieba  z
księżycem wyglądającym spośród chmur.  Klasa!

Przed demo-compo trwały gorączkowe prace nad dokończenia dem.  Najbardziej
zwijał się Grochu z Status OK, który założył się, że w 3 godziny stworzy -
od  podstaw!   - trackmo.  Musashi też nie miał najweselszej miny, bo jego
robione   (SPECJALNIE   DLA  NAS  -  say  Berserker)  na  A1200  demo  coś
się wieszało.

Pośpiech jest złym doradcą; jedna z grup dostarczyła na compo swoje demo w
formie   źródłówki,   co   wywołało   odpowiednie   komentarze  ze  strony
organizatorów,  zmuszonych  "na żywo" do zakończenia produkcji dema (i tak
nie  działało).   Z  tego co pamiętam to wystawiono w sumie 6 dem, z czego
jedno  nie  chciało  się  uruchomić, drugie nie zostało odtworzone wskutek
"Read/write  error"  (Grochu  odetchnął  z  głęboką  ulgą)  a  kolejne nie
działało  do  końca  jak  powinno  ("nie  ma  chipu,  nie  ma  chipu!!!  -
rozpaczliwie wrzeszczał z sali koder - zresetujcie to!!!).

Z  dem,  które  zrobiły  na  mnie  wrażenie należy wspomnieć o demach grup
Damage  i Tilt.  Pierwsze po dość drętwym początku zaczęło się rozkręcać i
rozkręcać;  pożegnane zostało ciepłymi brawami.  W porównaniu z poprzednim
demem,  Dampax, widać, że koder - Miklesz (przy okazji dzięki za teksty do
FA!)   zrobił  spore  postępy.   Ponadto  Sitek  jako  grafik  i  designer
odwalił kawał dobrej roboty.

Natomiast  demo  grupy  Tilt  było  już naprawdę na poziomie.  Nie będę go
opisywał;  niewątpliwie  znajdziecie  w  FA  (czy  gdzie indziej) bardziej
szczegółowe  opisy  dem z CParty; powiem, że było zajebiste i co chwila po
sali  przebiegała fala oklasków.  Nie znam jeszcze wyników tego compo, ale
jeśli to demo nie wygra, to nie ma sprawiedliwości na świecie!

Zdumiało tylko ludzi oświadczenie Kopary, że demo jest zabezpieczone takim
czymś  (dongl)  co  się  wkłada  w  port  joya i bez tego demo nie działa.
Zabezpieczać  dema?!!!   Coś  mi  tu  dziwnie zapachniało.  W każdym razie
obiecano na drugi dzień wersję bez zabezpieczeń - i nikt nie ujrzał więcej
dema na oczy.

((Zaraz  też pojawiła się wredna plotka - podobno ten "wihajster" w porcie
joya  to  bajer  dla ciemniaków, a niechęć grupy do kopiowania dema wzięła
się  stąd,  że  odtworzono  je  na A3000, co jakby miało pewien mały (???)
wpływ  na  niektóre efekty...  Nie będę tego komentował, ale jeśli jest to
prawda,    to   TILT'owcy   wykantowali   ludzi,   w   czym   pomogli   im
organizatorzy.......   Po  prostu w głowie się nie mieści......  Myślę, że
należy to wyjaśnić i to jak najszybciej.

Osobno wyemitowano demo Musashiego na A1200; tu również gromko bito brawa,
choć oczywiście trudno jest porównywać możliwości A500 i A1200.

Należy  też wspomnieć  o  pokazanym  przed compo slideshow wykorzystującym
ryskunki  niejakiego  pana  Gigera  (facio  stworzył m.in.  scenografię do
filmu Alien i samego Aliena)

Po  demo  compo  spotkałem  załamanego  czymś  lub  kimś Berserkera, który
wyrażał  się bardo ponuro o tym świecie i stwierdził, że idzie się upić (w
parę godzin potem widziałem go jak chrapał ze słodkim uśmiechem na ustach;
widać rozweselacz zadziałał).

Pod  wieczór o(d)żył Ziemniak, który po skończeniu generowania wybieraczki
(i  otarciu  policzka)  poczuł  zrozumiały  głód i kupił w bufecie frytki.
Wedle  jego  wersji  wydarzeń frytki były bardzo bardzo nieświeże i bardzo
bardzo  mu  zaszkodziły,  wskutek  czego od momentu wysłuchania pierwszego
modułu  na compo (godzina 16, aż do końca demo compo - 21) kursował bardzo
bardzo regularnie na trasie kibel - sala - kibel - sala - kibel)..........
..........................................................................
............ (j\w)

BTW:   wizyta w kiblu była dla mnie przeżyciem, którego długo nie zapomnę,
ponieważ  zaatakowane  zostały  jednocześnie  moje zmysły wzroku, słuchu i
węchu.   Smaku  na  szczęście  nie,  ale  niewiele  brakowało.   Nie,  nie
podejmuję się tego   opisać   -  trzeba  to  zobaczyć,  usłyszeć,  poczuć.
Widać sporo   osób   też jadło   frytki.    Tylko   dlatego,  że  odkryłem
zakonspirowany  kibelek  w  barze udało mi się uniknąć strasznej osobistej
tragedii.   Na  wylocie  "zbiorowego"  kibla  dwóch  gości  usiłowało mnie
namówić do wspólnej konsumpcji jabola.

Wymęczony  Ziemniak  nakłonił mnie  i  część  Status  OK na jakiś wypad na
miasto  celem  skonsumowania  czegoś i  wypicia czegoś.  Lało jak...  więc
pojechaliśmy  taksówką.   Taksiarz-idiota  wywalił nas  przed jakąś knajpą
gdzie  było  zero  do  żarcia  a koszt kieliszka wódki mógł doprowadzić do
zasłabnięcia.

W  bardzo złych humorach pokręciliśmy się po mieście i bardzo już mokrzy i
rozdrażnieni  na  niegodziwość  świata  trafiliśmy  do  sklepu, gdzie było
już paru  ludzi  z  Union, z Ninją i USS Cadaverem na czele (USS ma niezły
image,  trzeba  to  mu  przyznać  bez  bicia).  Trwała właśnie dość gorąca
dyskusja między personelem i paroma ludźmi na temat wyższości Warszawy nad
Poznaniem  i  Poznania  nad  Warszawą.  Personel (głównie żeński) zdradzał
lekkie objawy paniki.

Zapytaliśmy się o jaką pizzerię i dostaliśmy bardzo szczegółowe i zupełnie
fałszywe  wyjaśnienia (zapewne chodziło im tylko o to byśmy sobie poszli).
Po  dłuższym  błądzeniu,  totalnie  zmoknięci  i  głodni, trafiliśmy na...
Dworzec  Główny.  Tam wywalono nas z restauracji (było 5 minut po 22), a w
barze  podano  kawał  żylastego  mięsa z obrzydliwymi frytkami (Ziemniak z
lekka  zbladł ale zjadł) i skasowano jak za chiński obiad z 5 dań + deser.
Na  koniec doszło do konfliktu z panem w WC, który skasował nas (każdego z
osobna) za:

a) kiblelek          - 2000 zł
b) papierek          - 2000 zł
c) umycie rąk        - 2000 zł
d) ręcznik po umyciu - 2000 zł 

co wydało się nam odrobinę wygórowaną ceną.

-  Dobrze, że za sam fakt podtarcia dupy i spuszczenia wody nie liczycie -
wyraziłem  naszą  opinię,  co  bardzo  nie  sposobało  się  kibelmenowi  i
zakończyło się obustronną wymianą życzeń noworocznych.

Bardzo  już  zmęczeni  i  źli  wróciliśmy  taksówką;  tym bardziej źli, że
skurwiel  taksiarz  jechał  tak  jakoś  dziwnie  naokoło,  że zapłaciliśmy
straszne pieniądze za dojazd.

Przed  budynkiem paru ludzi bawiło się puszczaniem petard.  W budynku paru
ludzi  też bawiło się puszczeniem petard.  Ponadto ktoś (wiadomo kto - ale
o  tym  sza!)  zabawił się spaleniem flagi grupy Credo.  Flaga jak flaga -
ale od flagi zapaliło się okno...

Po  korytarzach  szkoły  krążyły  wzmocnione  patrole  pedagogiczne, które
wygłaszały zdania w stylu:

- Proszę nie używać brukowego języka!

(Echo  & Peters zrobili wielkie oczy i posłusznie przeszli - chwilowo - na
literacką polszczyznę).

- Proszę zdjąć nogi z tego krzesła i na nim usiąść!

(Ziemniak usłuchał z wyrazem bezbrzeżnego zdumienia na twarzy)

- Proszę nie palić!

- Proszę wyrzucić butelki z tego kosza!

- Proszę nie pić alkoholu w sali!

- Proszę...  proszę...  proszę...

Nikt  się  nimi  specjalnie  nie  przejmował i pewnie dlatego mieli bardzo
nieszczęśliwy wygląd.

Późnym  wieczorem  spotkałem przedstawicieli grupy Joker (Peters, Dalthon,
Sivy,   przez   chwilę   Kadi)  z  którymi  sobie  dłuuuugo  i  serdecznie
porozmawiałem.   Mile  też  wspominam spotkanie z paroma ludźmi znanymi mi
dotąd tylko z zinów i czołówek dem.

Gdzieś  tak  około  północy zmęczenie zaczęło sprawiać, że większość ludzi
zaczęła   mościć  sobie  legowiska.   Wraz  ze  Scorpikiem  i  Ziemniakiem
rozłożliśmy  śpiwory  na korytarzu, obok stanowiska Status OK, dla których
zabrakło miejsca w salach (???).

Uczniliśmy  to  dlatego, że w sali Investation panował niesamowity ścisk i
konsekwencje  tego  można  było łatwo przewidzieć.  Szczególnie podobał mi
się facet   śpiący   bezpośrednio   na   ławce,   który   co  pewien  czas
przewracał się na  drugi bok i z hukiem lądował na podłodze, po czym kładł
się na ławkę, itd...

Nawiasem  mówiąc  ludzie  z  Wrocławia  i  Żar wykazali się wielką wiarą w
człowieka:  nie zamknęli sali od wewnątrz.  Gdy o drugiej w nocy zajrzałem
tam  w  poszukiwaniu moich dysków jeden CDX na chwilę uniósł głowę i zaraz
ponownie  zasnął,  zaś cała  reszta  towarzycha spała jak zabita.  Sprzęt,
dyski,  monitory,  stacje - można było wziąć wszystko.  Szczęśliwie nikt z
Investation  nie  poniósł żadnych finansowych strat (tych paru zagubionych
dysków nawet nie ma co liczyć).

Z ciekawszych wydarzeń tej nocy wspominam jeszcze próbę obudzenia Scorpika
przez  -  jeśli  pamiętam  - DAKa, zamierzającego ogłosić mu, że zajął III
miejsce   na   music-compo.    Niestety  Scorpik  pogrążył się  w  letargu
(wylinka?)  i  zniechęcony  organizator po 10 minutach tarmoszenia napisał
radosną  wieść na kartce i włożył do śpiwora Insektoida vel Robala (a masz
za  Luftwaffe!).   Już  jednym  okiem zarejestrowałem jeszcze przybycie Mr
Roota, a potem była tylko ciemność.

Na drugi dzień z sali Investation rozległy się lamenty - "o kurwa kto mnie
tak  obrzygał?!" itd.  Wymęczeni scenowy bez wczorajszego entuzjazmu snuli
się po budynku usiłując coś zjeść i wypić.  Głównie herbatę.

O   10   rozpoczęło   się intro-compo,  poprzedzone  projekcjami  jakiegoś
eksperymentalnego  filmu  robionego  za pomocą komputera (total szit!) ale
poziom  compo  był  cieniutki,  cieniutki.  Na uwagę zasługiwały dwa, może
góra  3  intra.   Najżywszą reakcję  wywołało  intro  FCI,  niestety  poza
konkursem,  utrzymane  w konwencji "Strzel se baranka II", przedstawiające
parę większych i mniejszych sław naszej sceny.

Szczególny  entuzjazm  sali  wywołał  rysunek  przedstawiający  powiązania
towarzyskie  Docenta  z  Mr  Rootem.   Był też wrocławski akcent ("to demo
Musashi  zrobił specjalnie dla NAS"), ale ponieważ Przemek nie był na sali
to  nie  padło  sakramentalne  "wcale  nie  śmieszne".  Za to Root obiecał
głośno  "popieścić" Plexę ("mnie też narysowali" bronił się Plexa z trudem
tłumiąc śmiech.)

Na   sam  koniec  puszczono  sound-disk  Scorpika  (skończony  z  kwadrans
wcześniej)  ale  ludzie  nie  przejawiali już większego entuzjazmu i chęci
oglądania czegokolwiek.

Party zaczęło wyraźnie więdnąć, wiele osób nie czekając na wyniki pakowało
manele  (w  tym  my)  i  kłóciło  się z organizatorami na temat "obcięcia"
części kaucji za podpalone okno.  Z ciekawszych epizodów muszę wspomnieć o
wyraźnym zażenowaniu Mr Roota, którego jakiś młody scenowiec poprosił o...
autograf.

Należy  też  odnotować  przedstawiciela grupy zachodniej Eskimo (Cyclona),
który miał wielkie chęci porozmawiać sobie z ludźmi z Polski, ale niestety
większość z nich odpowiadała mu tekstami:

-  Eee,  nooo,  yhy...   zaraz  jak  to będzie...  ju spik me polisz, cool
(hehe-hehe-hehe), aj em the best, vodka gut, Hitler kaput!

Szczęśliwie   parę osób   z  Backfire'em  na  czele  robiło  co  mogło  by
zagraniczny gość się nie nudził.

Ponadto  w  niedzielę  rano miało miejsce tradycyjne ślubowanie przepitego
Ziemniaka:   nigdy  więcej  wódki!   Tylko  piwo!   Ciekawe  ile tym razem
wytrzyma  w  takim  celibacie...   ((wiadomość z połowy listopada:  już mu
przeszło)).

I  tak  wyglądał  mój  ogląd Cparty.  Teraz pora na kilka refleksji natury
ogólnej.

Impreza  jak  impreza, ani specjalnie lepsza ani gorsza od innych "spędów"
na  których  bywałem.   Procent  ludzi  wyraźnie "nadużywających" był dość
typowy  -  czyli  niezbyt  spory,  tyle  tylko  że  tradycyjnie robili oni
największe  zamieszanie  i  tym samym było ich najwięcej widać i słychać a
momentami także czuć).

Większość ludzi  natomiast  zadowalała  się dość niewielką porcją alkoholu
dla  tzw.   "szumu  na  łączach"  albo  w  ogóle  nie  piła  nic lub tylko
symbolicznie.

Organizatorzy  zwijali  się jak  w ukropie, choć widać było, że czasem nie
panują  nad ogólnym zamieszaniem (np.  w czasie demo compo ktoś zaczął się
głośno wykłócać z Koparą i powinien zostać natychmiast wyprowadzony z sali
na świeże powietrze - a nikt nie reagował).

Organizatorzy  zapewne  nie  przewidzieli  też tak dużego odzewu; wyraźnie
byli  nastawieni  na  max.  200 osób.  I dlatego dla paru grup brakło sal,
sala  gdzie  odbywały  się compoty pękała w szwach, a udostępnienie jednej
(tzn.   były  jeszcze  dwie inne, ale sprytnie zamaskowane) toalety na 400
osób musiało zakończyć się tragicznie.

Ponadto   pewne   zastrzeżenia   budził   sposób   prowadzenia   compotów:
selekcjonowano  moduły  a  nie selekcjonowano rysunków, na jedne kategorie
głosowano  przyznając  punkty  od 1 do 20, na inne wypisując kandydatów do
nagród  na  top  od 1 do 10; nagroda była niemal do końca słodką tajemnicą
organizatorów,  a  dyski  z  modułami  przeznaczono  ni tego ni z owego na
totolotek dla głosujących (czy ktoś wygrał?).

Nie  są  to  jakieś  znaczące  usterki  ale  w  wypadku  następnego  party
należałoby  je  usunąć.   Ponadto  sprawa tego podpalonego okna:  dlaczego
obciążono  kosztami  TYLKO grupy z parteru?  To, że paliło się na parterze
nie  świadczyło  przecież o tym, że ci z góry byli bez winy (dla jasności:
mieszkałem 'na górze'.)

Tradycyjnie  jakość bigscreenu  nie była nadzywczajna (w dzień praktycznie
nie   było   nic   widać),   zaś   nagłośnienie  prowadzącego  competition
przypominało charczenie megafonu na dworcu w Parzęczewie.

Z  zapowiadanych  crazy  compotów widziałem jeden - jakąś grę (Dynablaster
bodaj) na  bigscreenie - a podobno miało być kilka, zaś obiecane video dla
znudzonych   okazało  się  projekcją  starych  dem  i  jakiegoś  wcześniej
już przeze mnie wspomnianego eksperymentalnego filmu.  W sumie więc oprócz
klasycznych  competition  organizatorzy  nie  zadbali  o zapełnienie czasu
przybyłym na party.

Trudno  mi  oceniać  to  party  ponieważ jest ono pierwszym w jakim miałem
przyjemność   uczestniczyć,   ale   poprzez  analogię  do  Polconów  (taki
odpowiednik  CParty) to oceniam poziom imprezy (w skali ocen szkolnych) na
jakieś 3+.   Zresztą sporo  osób  wyrażało się dość podobnie:  nieźle było
ale jakoś tak brakowało tej imprezie feelingu...


                                                      LIFTER
                                                    (25.10.93)