MOUNTAIN CONGRESS 1993 w ŻYWCU


Na   samym   początku   chciałbym   napisać,   że   party  było  nieudane.
Organizatorzy dali dupy w wielu sprawach.  Oto kilka przykładów :

Brak selekcji modułów i rysunków !

Jeśli  chodzi o mnie to na Music Compo zasnąłem przy 9 module, a obudziłem
się  przy  37.   Ludzie śpią, gadają, nie słuchają - bo i siedż kurwa tyle
czasu !  Liczba modułów 44.  Nie wiadomo na co głosować.  Totalny bezsens.

Graphic compo było jeszcze gorsze.  60 rysunków i wybieraj !  Przytoczę tu
cytat  z zaproszenia :  " Takie gnioty jak Mona Lisa będą wykopywane razem
z  ich  twórcami  "  czy  coś  w  tym  stylu.  No tak wspaniale, ale jakim
sposobem  znalazł  się  na  compo rysunek "Niedżwiedzie albinosy" gdzie na
białym  tle  autor  narysował sześć kropek ?  Takich rysunków zrobionych w
pięć  minut  przez  ich  twórców  było  o  wiele  więcej.   Nie wiem czemu
organizatorom  wydaje  się, że można pokazać dowolną ilość rysunków, bo to
przecież  krótko  trwa.  Gówno prawda.  W takiej ilości to się można tylko
pogubić.   Zresztą  Big Screen jak zwykle wszystko zawalił.  Ludzie !  Jak
można robić graphic compo przy takiej jakości obrazu !?

Autobus  który  woził  ludzi na miejsce noclegu.  No niby wszystko fajnie,
ale ja znalazłem się w drugiej turze i czekałem na autobus dwie godziny na
podwórku.  Ale ja kurwa byłem wtedy zadowolony !

Dobra  starczy,  nie chce mi się wyliczać.  A jeszcze jedno :  może ja mam
delikatne  podniebienie,  ale  kurwa  uważam,  że  jedzenie  w klubie było
obrzydliwe.   Do  klopa  z  takim żarciem.  Ot kurwa co.  Teraz niech inni
pierdolą.

A jak to się zaczęło ?  Dawno, dawmo temu na odległej galaktyce ...

Na  party  wybieraliśmy  się  w  czterech:   ja  ( Horror ), Animal, Ice i
Darkness.   Zanim nadszedł dzień wyjazdu zgubiliśmy gdzieś Darknessa i tak
oto  pojechaliśmy  we  trzech.   Postanowiliśmy, że do Warszawy pojedziemy
samochodem,  posiedzimy  troche  u Ninjy i wraz z Warszawiakami ruszymy na
party pociągiem.  Tak też uczyniliśmy.

Po  krotkiej  jeżdzie  zdezelowanym tramwajem, zatrzymaliśmy się w pobliżu
ziemianki  Nindżasa.   Ninja  powitał nas serdecznie ( czerstwym chlebem i
solą  )  i  ...   pożegnał nas zostawiając nas w swojej klitce, którą zwie
pokojem.    W  czasie  gdy  Ninja  spędzał  miłe  chwile  u  znachora,  my
popierdując od czasu do czasu, grzebaliśmy w jego szafkach.  Mr.Ice męczył
jakiegoś  biednego misia za pomocą widelca, którego zawsze nosi w cholewie
tenisówek.   Wkrótce  wrócił  Ninja  i  poinformował nas, że mamy zajść do
sławnego Mateusza Krauze, u którego miała być zbiórka.

W  domu  Mateusza zastaliśmy Uss Cadavera, którego powitaliśmy tradycyjnie
kopiąc  go  w krocze.  Jak zauważyliśmy, Cadaver i Mateusz byli już bogato
zaopatrzeni  w trunki, które sobie nieśmiało pociągali.  Wynajęliśmy Ninję
jako  przewodnika  i  ruszyliśmy  w  kierunku najbliższego sklepu.  Bogato
zaopatrzeni i uginający się pod ciężarem butelczyn zawitaliśmy ponownie do
mieszkania   Mateusza.    Czekając   na  The  Generata  skracaliśmy  czas,
opróżniając coniektóre z butelek.  Nagle do pokoju wpada jakaś pani i mówi
z naganą w głosie :

- Wstydżcie się chłopcy, jeszcze nie wyjechaliście, a już jesteście pijani
!  ( bez przesady, każdy wypił z dwa piwa )

Mateusz w popłochu rozgląda się po pokoju i z triumfem wskazuje Animala.

- Kolega nic nie pił !

Niespodziewanie  zawitał  do nas The Generat i ruszyliśmy w stronę dworca.
Na  dworcu  nieśmiało  przycupnęliśmy  i  w  takt  Amigowej  muzyki,  oraz
niemieckich  marszy zaczęliśmy opróżniać kolejne butelki.  Ludzie na widok
Cadavera  z  wysiłkiem  otwierającego  piwo  o klamrę w pasku pierzchli na
boki.   Oczekiwanie  na  pociąg  dłużyło  się.   Wkrótce  dołączyli do nas
następni czyli:  Trash Head, Irek.P, Psv, Jetboy, Root, Docent, Kaz i inni
których nie pamiętam.  Wkrótce dookoła nas nie zostało żywej duszy.  Widok
przepiękny:   magnetofon  na  cały  regulator, Ninja i The Generat tańczą,
reszta chla piwsko, czyli jest wesoło.

Nareszcie  pociąg,  niestety  dopiero teraz dowiadujemy się że The Genarat
zabrał  ze  sobą  180  petard.   Po chwili rozlega się moj ryk ( Horror ),
kiedy  uświadomiłem  sobie,  że  zapomniałem  zasilacza do mojej Amisi ( w
sumie  co  to  za różnica, skoro i tak nikt nie zabrał monitora ).  Szybko
zajeliśmy miejsce w pociągu.  W sumie było zajętych 2 i ? przedziału.

Miałem  to szczęście, że nie trafiłem do przedziału w którym przebywał The
Generat.   Inni  nie  mieli tego szczęścia.  Przez chwilę mieliśmy spokój,
lecz  chwila  ta trwała bardzo krótko.  Na korytarzu jebnęło kilka petard,
wtedy  zrozumiałem,  że  nie  spędzę  miłej  nocy.  Kilka dziewczyn, które
nieopatrznie  zajeły  miejsce na korytarzu czmychnęły prędko, poczęstowane
na  odchodnym  petardami.   W przedziale wraz ze mną znajdował się jeszcze
Little  Horror,  Animal,  Jarri,  Kaz.  Reszty osób nie pamiętam, gdyż się
deczko  najebałem.   Na  Centralnym dosiadło się jeszcze trochę ludzi.  Ci
których pamiętam to :  Docent, Mr.Root, Easy Rider.  Do naszego przedziału
dosiadło  się  jeszcze kilka osób, w tym także dwóch lekko mówiąc debili (
Horror  twierdzi,  iż  byli  oni  gejami  ).   Co do jednego z nich jestem
pewien,  iż  reprezentował  gazetę  Enter, moim zdaniem niezbyt należycie.
Przez  całą  noc  rechotali  w  kółko  z  tych samych dowcipów.  Część ich
rozmowy brzmiała następująco:

- My rules ! Haa haa haa !
5 min. póżniej
- My rules ! Haa haa haa !
3 min. póżniej
- My rulez ! HAA HHAAAA HAAAAAAAAAAAAA !

Gdy ktoś próbował się dostać do przedziału padał wybredny dowcip :

- Przepraszam, ale to damska toaleta ! Haa haa haa !

Dzięki  uprzejmości  tych panów śmiem wątpić, aby komukolwiek w przedziale
udało się zasnąć.

Na  dworcu  w  Katowicach  ludzie mogli posłuchać niemieckich marszy, oraz
zostali poczęstowani serią petard.  Nad ranem, przedział obok wyglądał tak
jak  po  wybuchu bomby atomowej.  Mili panowie w niebieskich ubrankach i z
dużymi  pałami poprosili parę osób o wizytę na komisariacie, gdzie zostali
posądzeni  o całkowitą demolkę przedziału.  Po zmianie pociągu na piętrowy
i  krótkiej  przejażdżce znależliśmy się w Żywcu.  Z początku przypominało
dziurę  zabitą  deskami,  którą  się w rzeczywistości okazała.  Na peronie
zebrała  się  ładna  grupka  osób,  skąd  udała  się w poszukiwaniu środka
transportu.  Po odszukaniu przystanku okazało się, że stoi na nim autobus,
który nam pasował.  Niewiele myśląc wszyscy poczeli się ładować do środka.
Pudło  na  full  zapchane  ludżmi  z  trudem się zamknęło.  Gdyby kierowca
sprawdził bilety i zażądał kary, mógłby zaliczyć ładne kilkanaście baniek,
gdyby, w co wątpię ktoś chciał mu zapłacić.
     
Tak więc przyjechaliśmy pod klub Śrubka i czekamy.  Czekamy.  Czekamy.  No
nareszcie  nas  wpuścili.  Ludzie rozkładają sprzęt, coraz więcej ludu się
zbiera.   Po  wykonaniu  serii  powitalnych  ryków,  chrząknięć i wrzasków
postanowiłem się udać na osławioną salę kinową.  Jak się okazało puszczano
tu nowe demka.  Po jakimś kwadransie zaczęło mnie to nudzić i zacząłem się
wałęsać  po  salach  i  gadać  ze znajomymi.  W idealnej chwili Xtd rzucił
hasło  -  Idziemy  na  piwo  !  No i poszliśmy.  Po drodze spotkaliśmy Bfa
który właśnie przyjechał i od razu poszedł z nami.  Reszty dnia nie bardzo
pamiętam.   Wesoło  było,  bilard był, piwo było, ludzie byli.  Było także
fraktal compo pomiędzy mną a Bfa, które oczywiście wygrałem.  A tak wogóle
to mi się nie chce pisać.  Na drugi dzień było jeszcze weselej.  Poszedłem
sobie  na  spacer  w  bliżej  nieokreślonym kierunku i się zgubiłem.  A na
trzeci dzień to jeszcze fajniej było, ale resztę dopisze ten gej Mr.Ice.

Skoro ten prostak Horror tak twierdzi, to coś w tym musi być.

Więc  ludzie,  którzy nie poszli na piwo mogli sobie posiedzieć w jednej z
dwóch  sal  wypełnionych komputerami, gdzie ludzie oglądali rysunki, demka
lub  robili  wiele  innych  rzeczy  (  np.   obrabianie kloców ).  Drugą z
możliwości było spędzenie czasu na sali kinowej, gdzie można było zobaczyć
ciekawe  demka,  lub  filmy  zrobione przy pomocy komputera.  Nie wiem czy
było  to  w  sobotę,  czy  też w niedzielę, ale można było obejrzeć film o
Metallice,  czego  tak  strasznie domagał się Uss Cadaver.  Początek filmu
zapowiadał  się  ciekawie,  lecz dalszej części nie pamiętam, gdyż uciąłem
sobie krótką drzemkę z której wyrwał mnie Animal niecierpliwie szarpiąc za
rękę.   Ciekaw czego chce ten buc ( zaraz zrobię ci trepanację czaszki, ty
geju  )  spytałem  :   -  Czego  kurwa  ?!  na co odrzekł, że chciał tylko
sprawdzić co robię.

Reszta  dnia  upłyneła spokojnie, aż do czasu music compo.  Na pół godziny
przed rozpoczęciem sala pękała w szwach.  Sporo ludzi zjawiło się za póżno
,  gdyż  większość  miejsc  była już zajęta lub zarezerwowana.  Po długiej
chwili na ekranie pokazała się liczba 1, a potem coś zarzęziło z głośników
i  zrozumiałem,  iż  jest to pierwszy moduł.  Dalej szło coraz lepiej.  Po
pewnym  czasie  usłyszałem  dziwny  dżwięk z mojej prawej strony.  Okazało
się,  że  to  chrapał  Little Horror.  Przy piętnastym module postanowiłem
pójść  w  jego ślady i też się kimnąłem.  Potem wpierw obudziłem się ja, a
potem  Horror,  a jeszcze potem skończyło się music-compo.  Opuściłem salę
zadowolony, bo wreszcie się wyspałem.

Powoli  dzień  zaczął  dobiegać  końca i ludziska poczeli zbierać klamoty,
które  mieli  wziąść  na  noc  do "hotelu".  Po pewnym czasie przed klubem
zebrało  się  naprawdę  sporo  ludu.   Organizatorzy zapowiedzieli, że gdy
przyjedzie autobus będą wyczytywać z listy osoby, które mają się załadować
do  autobusu.   Może  i  było  to  dobre rozwiązanie, ale na drugi kurs, w
którym  i  ja  się znalazłem, trzeba było czekać kurewsko długo.  Wreszcie
gdy znalazłem się w autobusie ( napierdziałem w środku ) humor poprawił mi
się  deczko.   Po  drodze okazało się, że nocleg mamy za Żywcem i kierowca
wiezie nas na jakieś zadupie.

Po  dojechaniu  na  mmiejsce, Animal poszedł załatwić pokój.  Jako, że nie
potrafił on zliczyć do trzech, oczywiście wynajął pokój na cztery osoby, a
skoro  nas  było  tylko  trzech,  wzieliśmy  jeszcze Berserkera, który bez
oporów  dał  się  zaciągnąć  do  pokoju  (  Mr.Ice  odbył z nim odrażający
stosunek  seksualny,  żując  jego skarpetki ).  Noc minęła spokojnie, lecz
nie dla każdego.  W nocy podobno do naszego domku dobijała się część grupy
Union.   Chcieli  oni podobno składać demko, w którym dopomóc miał Animal.
Huki  petard  podobno  zbudziły  Przemka  S.,  lecz  nas  ani  trochę  nie
wzruszyły,   gdyż  w  uszach  mieliśmy  specjalne  zatyczki,  wykonane  ze
szczurzych bobków.

W drodze do klubu Śrubka, obiliśmy się w mieście o spelunę niskiej jakości
i  z  podłym żarciem.  Podczas wizyty w mieście Extendowi zachciało zrobić
się wywiad z ludżmi spacerującymi obok.  Jedno z pytań które pamiętam to -
Czy jest pan tak głupi, na jakiego pan wygląda ?

Po  południu  w klubie odbyło się graphic-compo.  Rysunków było od chuja i
ciut  ciut.   Większość  z  nich  prezentowała  niski  poziom,  tak jak na
przykład  mój.   Niewiele  potem  odbyło  się demo-compo.  Jak widać tylko
naprawdę  dwie  grupy  się postarały i dzięki nim można było obejrzeć dwa,
naprawdę zajebiste demka.

Drugi nocleg odbył się bez większych kłopotów.  Rano odbyło się ogłoszenie
wyników,  na  które zawitała niewielka garstka osób.  W chwilę póżniej gdy
prawie nikogo już nie było, organizatorzy podłączyli twardziela, na którym
były  wyniki,  rysunki  oraz  muzyczki.   Łokciami  wywalczyłem  drogę  do
sprzętu,  gdzie szybko przegrałem wyniki.  Na resztę nie miałem czasu, a i
tak  ledwo zdążyłem na autobus, który dowiózł mnie pod sam dworzec.  Już w
pociągu  odetchnąłem  z  ulgą,  że  taką gównianą imprezę mam już za sobą.
Reszta  potoczyła  się  już  szybko i po dłuższym czasie dotarłem do domu,
gdzie  szybko  jebnąłem  się  na wyrko.  Podsumowując impreza ta, nie była
zbyt  udana,  lecz  świetni  ludzie  tako jako podnieśli atmosferę ( którą
zatruł  sublimatem  Animal  )  ( nie mam słów na tego pacana ).  A więc do
zobaczenia na następnym party.



                                               Mr.ICE i Little Horror

                                                       czyli

                                          Beavis and Butthead Productions


Ps.    Na  samym  początku  nie  ma  rozróżnienia,  gdzie  pisze  który  z
redaktorów.  Na końcu też nie.  A tak w ogóle to idżcie się wypałować.

Ps  2.   Dzięki ci Boże, że The Generat nie miał pieniędzy na zakup miecza
samurajskiego ...