MOUNTAIN CONGRES 1993 (GIEŁDA W ŻYWCU) Uwaga czytelniku! Wszystkie wydarzenia zawarte w powyższym artykule są prawdziwe, jednak część z nich może być troszkę zmieniona z powodu działania tzw. wody ognistej. Powyższy artykuł nie ma na celu obrażenia kogokolwiek. SOBOTA, 1.V., godz. 1.00 (rano), dworzec Poznań Po szczęśliwym (lub nie) przybyciu do Poznania oczekiwaliśmy na pociąg do Katowic. Nareszcie wpakowaliśmy się do pociągu, a tu, do chuja, ani jednego miejsca. Pociąg jechał ze Szczecina i był przeładowany ludźmi (???). Wszystkie przedziały były zajęte, a korytarze jeszcze bardziej. Usadowiliśmy się pod kiblem. Przed nami ukazywała się pieprzona perspektywa 6-cio godzinnej jazdy na stojąco lub siedząco, ale to już na zaszczanej podłodze. Minęły 3 godziny, gdy do pociągu na jakiejś stacji (coś typu "COZIA WÓLKA" czy "LAMERNIKI WLKP.") do NASZEGO trainu wpakowała się liczna grupa turystów ze znaczącymi plecakami. Próba persfazji nie pomogła i wszyscy wcisnęli się obok nas. Teraz nie możliwe już było nawet sprawdzanie godziny, gdyż zegarek z ręką (a może na odw-ROOT) miałem wciśnięty głęboko w dupę (innego WOLNEGO miejsca nie mogłem znaleźć). Następne 3 godziny musiałem sobie po prostu postać. Po dojechaniu do KATowic mieliśmy 3 minuty na: 1. Znalezienie plecaków. 2. Wypierdolenie z pociągu turystów-wieśniaków. 3. Wysiądzenie (wysiądzeńcie, a może wysiąście albo wysiądnięcie) z ciuchci. 4. Sprawdzenie, że za chwilę odjeżdża pojazd do Żywca (Trupca). 5. Kupienie biletów (po co?). 6. Znalezienie peronu. 7. Zatrzymanie ruszającego pociągu. 8. Wsiąście (patrz wyżej) do niego (albo lepiej wejście - XTD). Pociąg do Żywca był prawie pusty. Wszędzie pełno było ludzi z plecakami, monitorami, koszulkami COMMODORE (ruleZ) itd. (Pełno ludzi w pustym pociągu, to naprawdę niezłe określenie - XTD). Rozłożylismy torby i... SIADAMY! No! Teraz można sobie nareszcie porządnie odpocząć. Na jakimś lamerskim peronie nasz osobowiak staje, a naprzeciw nas czeka na odjazd pośpiech z memberami UNION. Z naszego wehikułu jakieś lamery przeżywają, że widzą smROOTa. Pośpiech z Unionami rusza, a my nadal stoimy. Za 2 godziny dobijamy do Trupca (Żywca). soBOTA, 1.V., godz. 7.30 - klub Śrubka Po zapłaceniu 50 kilozłotych polskich rozkładamy się ze sprzętem. Nasze syfy to AMISIA 500, 2.5MB na płycie i 2 drive'y. Na pierwszy ogień poszedł PROTRACKER 3.01 & mój wonder tune na compot (music competition). Zebrała się grupka ludzisków zaciekawiona tym dziwnym programem, innym niż X-copy v6.3. Tenże moduł prawdopodobnie miał pójść do naszego demka, jednak nikogo z naszej preety grupy Flying Cows Inc. Wtem wparował XTD i w ciągu minuty usiłował udowodnić mi, że nowy Protracker jest do dupy, jednak ja uważam, że tenże program jest cool i XTD męczył się na darmo. O godzinie 10.00 całą paczką udaliśmy się na piwo, które okazało się całkiem nielamerskie. Przy okazji poznałem osobiście BFA (piwo postawię Ci na następnym party, bo rzeczywiście miałeś rację), LTTLE HORRORA, PETERSA (jak tam twoje 1.74 promila?), KALOSZA, GACUCHA i innych ludzi świata bussinesu. Po wypiciu kilku kufli świat stał się ładniejszy i nareszcie można było normalnie porozmawiać z ludźmi. Rozmowa 3mała się tematów typu "życie seXualne gwoździ", czy "jak decrunchować słonia do rozmiarów ziemniaka" (jak leci Ziemniak?). Po około godzince sensownej rozmowy wróciliśmy do sriupki w celu kontyuacji nauki obsługi X-copy pro. O godzinie 15.30 dobiła część reszty FCI (Plexa+Girl & ŻONA+Echo). Zaraz dopadłem Plexę, który wiedział już, że chodzi mi o music w demie. Yes, yes. Moja muzyka jest w nowym demku, które właśnie ma być od nowa składane. Mimo poprzednich przewidywań organizatorów, z powodu ogólnego braku zajęcia, music competition ma odbył się jeszcze dzisiaj, czyli 1-go dnia party. Około godziny 16.00 wraz z paczką ponownie udaliśmy się na mini beer-party do knajpki. Tu czekała mnie sprzeczka z Extendem dotycząca muzyki, ale to już było i minęło (no more kłótnias and sprzeczkas!). Po wypiciu rozsądnej (tak mi się zdawało) ilości piwa, udałem się na muzycznego compota. Niestety - tu zastałem zamknięte drzwi, jednak ochroniarze, których zatrudnili GRACE'owie, zbyt główką nie ruszyli, a ja dostałem się inside przez okno (ciekawe, czy udałoby mi się wynieść tylko połowę, czy może cały sprzęt z party?). Zdążyłem akurat na drugi moduł (pierwszym okazał się KKKUUUUURRRRWWWWAAAAAAAA mój!). Najciekawszy był utwór nr 7, w którym autor próbował przedstawić czytelnikowi... co ja pierdolę (piszę)! Oczywiście słuchaczowi utwór nawiązujący do technik sexualnych mrówek na przełomie lat 70-tych i 80-tych (jeżeli ktoś posiada tenże utwór, to proszę o niezwłoczne przysłanie na mój adres (jest na końcu) w celu budzenia nim nieboszczyków usiłujących spokojnie odpoczywać). Ponadto było kilka ciekawych kawałków, jednak ze względu na życie autorów nie będę o nich pisał. After drink the compot zebraliśmy sprzęt w celu odbycia podróży do hotelu, w którym czekała nas (niektórych) spokojna noc (70 kłóek is too much for night). Po rozłożeniu sprzętu odbyło się puszcznie demek, a kiedy wszyscy poszli spać, ja udałem się do sąsiadów na koszerna-party. NIEDZIELA, 2.V., godz 4.00am, koszerna-party W pokoju znajdowali się: upity & leżący Gacuch (pamiętasz jeszcze rozmowę o szczotkach?), wypity KALOSZ, WASYL, trzech ludzi o łatwo wypadających z głowy xyvah, oraz ktoś from BETA TEAM. Koszerną spożywali: ja (DREAMER/FCI), 2 unknown przeze mnie ludzi oraz KALOSZ (GUMIAK, LACZEK, SANDAŁ, TREP, w każdym razie xyva do niego pasuje). Najpierw wypiłem kilka kieliszków, ale potem, gdy nikt nie widział, strzeliłem sobie większą porcję i wtedy widząc Kalosha walczącego z lustrem uznałem, że na dzisiaj starczy i udałem się do swojego pokoju pograć w SUPERFROG'a. Ta ostatnia czynność była jedyną możliwą, gdyż nie udało mi się namówić Gacucha na pisanie friendshipa, a na nic innego nie miałem ochoty. Nie byłem zbyt pijany, jednak tego fragmentu mego krótkiego życia nie pamiętam. Postaram się go jednak przybliżyć, opisując wygląd pokoju po powrocie świadomości. Kiedy się przebudziłem, od razu zwróciłem uwagę na to, że właśnie siedzę na dupie i generuję mini-fraktalka. O curva - pomyślałem (???), jednak naprawdę się zdziwiłem, widząc leżące na podłodze moje spodnie. Były one w szczególny sposób pokolorowane zawartością mojego żołądka (nie mylić z żołędzią). Obok znajdowała się jeszcze spora ilość nieużytej farby, jednak najdziwniejsze okazało się to, że nie będąc koderem, wygenerowałem NA AMIDZE fraktala bez użycia jej procesora. Tak, tak - klawiatura była równie zachęcająca do pisania co spodnie do włożenia. Wykonałem jeszcze jeden auto-reverse, ale tym razem już nad zlewem. Po uprzątnięciu (3 godzinnym) zabrałem się za pakowanie, przy czym bardzo czę100 musiałem omijać pewne fragmenty dywanu z przyczyn ogólnie wiadomych. Teraz zabrałem się za pranie moich, wygenerowanych w trójwymiarowe fraktale, spodni. Niestety, po wypraniu (OMO LIPOSYSTEM ruleZ) nie nadawały się one do włożenia, więc nie przejmując się tym, udałem się wraz z pozostałymi ludźmi na przystanek. Po drodze oglądało się za mną kilka osób, jednak znaczący `fuck` wyjaśniał im całą sprawę. NIEDZIELA, 2.V., godz. 9.00am, ciąg dalszy zasranej żywieckiej "giełdy" Po powrocie na stanowiska, nawet nie chciało się nam sprzętu rozkładać. Udaliśmy się na grafix competition, które podzielone zostało przez "organizatorów" na część ray-tracingową, oraz tradycyjną. Poziom był dość wysoki, ale po raz drugi Animal/Union nie dał nikomu szans. Oddał on na konkurs 3 prace, z których jedna zdobyła pierwsze,a druga trzecie miejsce (moje gratulacje Animal - jesteś po prostu THE BEST!). Po skończeniu kolejnego compotu udałem się wraz z resztą LUDZI (nie mylić z organizatorami) na piwo, gdyż nic ciekawszego nie było do roboty (dla zainteresowanych dodam, że przez cały czas paradowałem w majtkach). Reszta dnia jakoś przeleciała i o godzinie 17.00 (chyba) rozpoczęło się demo competition. Jako pierwsze puszczono demko gupy MAD ELKS (trzeba zaznaczyć, że organizatorom nie chciało się nikogo poinformować o autorach). Już wcześniej słyszałem od Plexy, że to demko ma być super, jednak prawdziwy szok wywołało ono u mnie podczs oglądania. Demko to nie zawierało żadnych efektów i było rodzajem teledysku typu "Simply State Of Art" - Spaceballs'ów. Produkcja Mad Elksów była perfekcyjnie dopasowana do fantastycznej muzyki Extenda (to chyba Twój najlepszy kawałek, XTD!) (nie sądzę - XTD), w związku z czym nie było żadnych wątpliwości, kto zwycięży konkurs. Poza tym prezentowane były demka: Unionu - "Hallucinations & Dreams", Suspectu, InvestatioN, 3 demka Beta Team, Music Disk Old Bulls'ów i jeszcze kilka innych demek (sorry, ale po prostu zapomniałem, bo jeszcze byłem nie całkiem trzeźwy). W sumie było ich 15. Po ostatnim compocie większią kudzi się zwinęła, jednak stracili oni najlepszą zabawę. Zanim przejdę do zdania relacji z tej zabawy, muszę stwierdzić, że moje spodnie już wyschły i mogłem je już włożyć. NIEDZIELA, 2.V., godz 22.00, wyjazd Jeszcze tylko kilka ostatnich fotografii i wszyscy wpakowaliśmy się do autobusu. Na szczęście tuż przed dworcem komuś przyszedł do głowy pomysł, aby przejechać się nad jezioro do campingów. Tak zrobiliśmy. Całą paczką, w której byli między innymi: Ninja, Uss Cadaver, XTD, Peters, Mr.Root, The Generat, Echo z żoną, Kalosz, Little Horror, ja oraz wielu innych, których już nie pamiętam, udaliśmy się nad jezioro i wypożyczyliśmy domki, za które chyba nikt nie zapłacił. Party w naszym domku zaczęło się od wysłania po odpowiednie napoje grupy ochotników. Podczas ich nieobecności The Generat puszczał z magnetofonu rozmowy telefoniczne przeprowadzane przez niego z właścicielami losowo wybranych numerów. Spośród kilkudziesięciu trafiło się kilka naprawdę ciekawych & pasjonujących, w których rozmawiajścy The Naturat podawał się za członka rodziny rozmówcy. Polewka była niezła, to trzeba przyznać. Spróbuję teraz przytoczyć dwie z takich rozmów: TG - The Generat, B - Babcia. B - Hallo! TG - To ty? Co tam u was słychać? Mów no prędko! B - Przepraszam, ale nie poznaję. Kto mówi? TG - Jak to nie poznajesz? No, zgaduj masz 3 próby. B - Kaziu? TG - No, widzisz - nie było takie trudne! B - No i co Kaziu? Czemu jeszcze nie wyjechałeś? TG - Wiesz, ten dzisiejszy transport... B - No tak, tak, no to mów co tam u ciebie! TG - W porząsiu,wszystko O.K. B - Ale ty masz jakiś taki dziwny głos! Czy to na pewno ty, Kaziu? TG - No a któż by to mógł być? B - No tak, głupie pytanie, ale głos ci się zmienił. TG - Mam małą chrypkę. B - Sluchaj Kaziu, dlaczego tak ciągle bijesz tą swoją Małgosię? Ciągle chodzi cała posiniaczona. TG - Zdarza się. B - Nie bij jejże tak! TG - Na pewno się poprawię. B - To dobrze. Właśnie wróciliśmy z pogrzebu. Wiesz kto umarł? TG - ??? B - Pani Bilińska. Pamiętasz ty ją jeszcze? TG - Pamiętam, pamiętam. B - No, my sobie tu gadu, gadu, a mleko mi się przypala. Muszę już kończyć. Pa! TG - Spierdalaj kurwo. beep ... beep ... beep ... (było trochę inaczej - XTD) TG - The Generat, P - pewien pan. (godzina pierwsza w nocy) TG - Hallo, czy to numer 43-54-66? P - Tak, kto mówi? TG - Proszę pana! Jesteśmy z Radia Maryjnego Warszawa. Mamy dla pana dobrą wiadomość. Otóż przeprowadziliśmy konkurs w którym zwycięzcą miał zostać przypadkowo wybrany katolik. Pan jest katolikiem? P - Oczywiście, jestem. TG - A więc mamy dla pana dobrą wiadomość. Właśnie wygrał pan mikser do kawy z kompletem wkładów, oraz 3 paczki kawy Jacobs. Nagrody ufundowane przez warszawską firmę Domex. Gratulujemy! P - Przepraszam panów, a gdzie mógłbym odebrać nagrodę? TG - Może pan przyjść po nagrodę już teraz pod adres: (???) Ale jest pewien warunek: nagroda będzie na pana czekał tylko 3 godziny. Po upływie tego czasu nagroda przechodzi na następną osobę. A więc możemy się pana spodziewać? P - Tak, na pewno przyjdę. TG - A więc do widzenia! P - Do widzenia. beeep ... beep ... beep ... Po wysłuchaniu kasety z rozmowami, wrócili wysłani po wódę posłańcy. Zaczęło się PRAWDZIWE party, a nie jakaś pieprzona giełda zorganizowana (???) przez gRACE'ów (aPPLAUSE'ów - XTD). Ogniste napoje zostały rozdzielone i rozpoczęło się party. Ja sobie nie zanadto użyłem, gdyż nie zdążyłem jeszcze wyleczyć wczorajszego kaca. Po jakiejś godzince hulanki wybraliśmy się do sąsiedniego domku po demka z compotu. Posiedzieliśmy trochę, pogadaliśmy i poszliśmy. Potem poszliśmy jeszcze gdzieś z The Generatem, a potem on poszedł na imprezę do pokoju dROOTa (później ja z Little Horrorem próbowaliśmy do nich dołączyć, ale okazało się to niemożliwe, gdyż impreza u próta była tak rozkręcona, że nikt nie słyszał jak waliliśmy (ojej!) w drzwi (a, chyba że w drzwi). Po powrocie do naszego domku okazało się, że na dole rozkręciła się niezła impreza, w której brała udział chyba większość ludzi. Impreza zorganizowana była na cześć młodego małżeństwa Echów (sto lat!). Dołączyłem się i ja, lecz w pewnym momencie do pokoju wdarło się bez pukania (!!?) dwóch panów, proszących o ciszę. Niestety, zostali oni potraktowani w wiadomy sposób i sobie poszli, grożąc że zadzwonią po psów (policję). Nikt na nich nie zwrócił uwagi i śpiewaliśmy (wyliśmy) "sto lat" w dalszym ciągu. Po jakiejś pół godzinie poszedł spać głowny wyjec - XTD i wtedy właśnie zaczęła się zabawa! Dwóch panów wróciło ponownie grożąc policją. Znów nikt ich nie słuchał, więc wkurwieni wyszli, jednak gdy mijali próg, jakiś osobnik (nie pamiętam xyvy) zawołał za nimi coś w stylu "spierdalać chuje!". Wtedy panowie wkurwili się na dobre i wyprowadzili odważnego za szmaty do swojego domku. Wszyscy stali osłupieni z wrażenia i dopiero po jakichś 10 minutach zebrała się banda by odbić zakładnika. Ruszyliśmy w kierunku siedziby dwóch panów. Na czele szedł i podjudzał innych Echo (XTD w tym czsie słodko spał). Po dotarciu rzeźkimi kopniakami zapukaliśmy do drzwi. Otworzył jeden z panów i zaraz wywiązała się rozmowa. Echo (student pierwszego roku prawa) zarzucał panu porwanie w celu zgwałcenia, na co ten doskoczył adwokatowi do ryja. Do akcji właczyła się zaraz panna młoda, oraz reszta bandy i pan zwątpił w swoje szanse. Trzaskając drzwami krzyknął, że dzwoni po policję. Banda jeszcze chwilę pokrzykiwała, po czym się rozeszła. Ja, Uss Cadaver i Peters zabraliśmy się za sprzątanie potłuczonych butelek i innych syfów. W pewnej chwili kompletnie pijany Cadaver wypruł na górę do łóżka. Nie przejmując się niczym zwinąłem obrus ze stołu i zawartość tak powstałego tobołka wyrzuciłem za okno. Teraz wraz z Petersem wziąłem się za wylewanie zawartości niedopitych kubków do zlewu i wtedy to się stało. Do pokoju wtargnął poruczik Hans Kloss wraz z kapralem Wichurą. Od razu poprosili o dokumenty, których nie miałem. Kazali nam usiąść (Peters trząsł portkami, gdyż jego legitka była podrobiona) (Petersa była prawdziwa, a podrobiona była kogoś innego - XTD). Potem do pokoju wpadło znajomych dwóch panów, prowadząc "zakladnika". Wkrótce do pomieszczenia wpadł też Echo & Żona. Echo, jako PRAWNIK, zaczął wyjaśniać sprawę, jednak wkurwieni panowie z zawziętością zaczęli nas oskarżać o zakłócanie ciszy nocnej i obrazę ich "GODNOŚCI OSOBISTEJ". Psy byli (a może "były"?) (były - XTD) w widoczny sposób po stronie miejscowych osobników. Wywiązała się głupia sytuacja i doszło do tego, że zmuszono nas do dmuchania w "balonik". Pamiętam tylko, że Peters miał 1.74 promila i był z tego powodu bardzo dumny. Po około godzinnej rozmowie odważny krzykacz przeprosił panów za "obrazę", a my obiecaliśmy spokój. Psy dały nam spokój, obiecując, że JESZCZE nie wyciągną z całej sprawy konsekwencji i sobie pojechali. Później udałem się na górę sprawdzić, co porabia Cadaver. Biedaczek, przestraszył się okropnie myśląc, że jestem jednym z psów. Po krótkiej rozmowie wraz z resztą (ja, Cadaver, The Naturat, Zakładnik, Echo, Ninja, Peters i ktoś jeszcze) zeszliśmy na dół i do rana opowiadaliśmy sobie kawały. Dopiero kiedy już świtało zdrzemnelismy się trochę. Był już poniedziałek, więc czekała nas podróż do domu. Jednak co do przygody z "panami" muszę jeszcze nadmienić, że głównym podjudzaczem i człowiekiem, który rzucił się na Echa, był jakiś wiejski ochroniarz wynajęty przez aPPLAUSE'ów. Co było jego motywem - nikt nie wie. Po wszystkim spakowaliśmy się i autobusem dojechaliśmy na dworzec. PONIEDZIAŁEK, 3.V., godz. 12.00 (chyba), jakaś restauracyjka W drodze na dworzec postanowiliśmy udać się jeszcze gdzieś na śniadanie. Wysiedliśmy nieopodal małej knajpki i tam się udaliśmy. Prawie każdy zamówił kiełbasę (gotowaną, czy smazoną - było problemem indywidualnym) z dodatkami. Jednak w wybieraczce (menu) znajdowały się różne bardzo ciekawe dania, takie jak "śledź po japońsku", czy "bulion w szklance z żółtkiem" (autentyk!). Po posiłku udaliśmy się na dworzec, skąd większość z nas pojechała pociągiem do Warszawy. Sześciogodzinna podróż jakoś minęła i wreszcie dotarliśmy do stolicy. Tu większą grupą zabraliśmy się do Mc'Donalda. Była godzina 21.30, a my wciąż jeszcze przeżywaliśmy Party. Tu chciałbym zaznaczyć coś ważnego: Podsumowując wyjazd stwierdzam, że gdyby nie ostatni dzień, a właściwie noc, party byłoby kompletną klapą. Organizacja była kompletnie do dupy. Jeżeli już zaprasza się ludzi z całej Polski, to jest to jakaś odpowiedzialność. Jedyną atrakcją była odległa o około 400 metrów piwiarnia. Co do ochrony sprzętu, to "organizatorzy" co prawda wynajęli ochroniarzy, ale jak już wcześniej pisałem, z łatwością można było ukraść sprzęt, wchodząc przez okno. Co prawda większych kradzieży nie było, ale paczka dysków mniej, czy więcej, nie była niczym dziwnym. Ogólnie uważam żywiecką giełdę za kompletnie nieudaną i uważam, że członkowie grupy Applause powinni za swoje lenistwo zostać ukarani na przykład przez zakaz wstępu na najbliższe party (jak też większość osób postanowiła i ja się do tego również piszę - XTD). Myślę, że inni uczestnicy, kórzy zjechali się do Żywca z całego kraju, podzielą moje zdanie (większość podziela, więc koniec z Applause'ami - XTD). Podróż do domu minęła mi spokojnie, a dopiero na dworcu w Konine zwinęli mnie mendziarze za późne szwędanie się po ulicy (ale, kurwa, godziny policyjnej w Polsce to chyba już nie ma!). Po krROOTkim przesłuchaniu wypuścili mnie do domu. Wróciłem we wtorek, 4.V. o godzinie 4.00. Jeszcze tylko podziękowanie dla DOCENTA za przetrzymanie mnie w swojej chacie aż do przyjazdu mojego pociągu, na który musiałbym czekać 5 godzin. Chciałbym też pozdrowić wszystkich ludzi, których poznałem na party, a w szczególności: EXTENDA, PETERSA, GACUCHA, KALOSZA, BFA, CDX, USS CADAVERA (moja stówa, którą Ci pożyczyłem M U S I wrócić !), NINJĘ, ANIMALA, SNOOPY'ego, JETBOY'a i całą resztę, a także wszystkich, których znałem już wcześniej. DREAMER/FLYING COWS INC.