Żywiec'93

Sobota, 1 maj, godz.4 rano.

Zadzwonił  budzik.   Umyłem  się,  zjadłem  banana, znalazłem legitymację.
Zacząłem  jeść  bułkę  z  serkiem  topionym "chilly", gdy Sitek zapukał do
drzwi.   Przełknąłem  bułkę  i  poszliśmy z Sitkiem do auta jego taty.  Na
dworcu byliśmy o pół godziny za wcześnie.

Za chwilę przyjechał autem Miklesz i Bobas.  Poszliśmy na peron przejściem
podziemnym  całkowicie je blokując.  Było nas czterech plus 4 pecaki, plus
3 torby.  Chwyciliśmy to wszystko razem.

W  pociągu  zjedliśmy  coś.  Wysiedliśmy w Suchej Bezkidzkiej o 7:45.  Tam
spotkaliśmy  Technology (do niedawna "Fantastic").  Okazało się, że pociąg
do  Żywca już czeka na innym peronie.  Bieganie z ciężkim plecakiem i z 14
kilowym  monitorem  w  ręce  to  coś pięknego!  W tym pociągu nie było już
tłoku  i  zajęliśmy  pół wagonu.  Powiesiliśmy transparenty itp.  Coś koło
dziewiątej  zobaczyliśmy  przez okno klub "Śrubka".  Na najbliższej stacji
wysiedliśmy  i  część  chciała od razu do kufloteki, a część do Śrubki (na
party, które od tej pory będę nazywał giełdą, bo grupa aPPLAUSE (do gazu z
chujami)  tak  do  dupy  to  zorganizowała,  że  nie zasługuje to na miano
party).

W  końcu wszyscy poszli na giełdę.  W klubie były dwie sale.  Weszliśmy do
mniejszej  po  lewej stronie i rozłożyliśmy się tuż przy wejściu, bo gdzie
indziej  nie  było miejsca.  Mieliśmy dwa komputery (mój i Miklesza) i dwa
monitory (Sitka i Bobasa).

Podczas  rozpakowywania  się  powstał  totalny  burdel.   Jezu, ale jestem
śpiący.   Zgubił  się  przy  tym  dysk z muzyką do naszego dema, którą MGL
przyniósł  na  dworzec  tuż  przed naszym wyjazdem.  I ja miałem ten dysk.
Szukałem  go  przez  jakąś godzinę, a Miklesz dokańczał demo.  Bobas robił
muzykę.  Potem okazało się, że dysk był na półeczce pod ławką.  Ja i Sitek
nie  mieliśmy co robić i poszliśmy na salę kinową co obejrzeć.  W bufecie
zjedliśmy  jakieś  hamburgery.   Do  wyboru  były  jeszcze pizza, hot-dog,
kapuśniak  i  inne  syfy.   O  godz.17:00  miało  być  Music  Competition.
Uznaliśmy  z  Sitkiem,  że nie ma co robić i poszliśmy na piwo.  Poszedł z
nami  Miklesz.   I  tu  niespodzianka!  W Żywcu nie ma "Żywca"!!!  W dwóch
kuflarniach  były tylko Tyskie (siki) i Wrocławskie (jeszcze gorsze siki).
Potem wrociliśmy na giełdę.  Był jeszcze czas do piątej.

Organizatorzy  powiedzieli, że osoby, które mają zarezerwowany nocleg mają
oddać  jakiś papierek z potwierdzeniem.  Papierek ten miał Bobas i nigdzie
nie  mogłem  go  znaleźć  (i  papierka,  i  Bobasa).  Poszedłem w koncu do
kuflarni na dworzec i znalazłem tam Sitka i Bobasa.

Wypiliśmy jeszcze trochę tych sików (nie wiem po co).  Refleks mój schował
się  gdzieś  głęboko.   Przy odrobinie dobrej woli mogłem iść prosto i być
poważny.   Ale wystarczyło, że ktoś mnie popchnął...  Wróciliśmy akurat na
Music  Compo.   Moja  kartka  do głosowania gdzieś wyszła i głosowaliśmy z
Sitkiem.   Wyliczaliśmy  średnią  i  wpisywali do tabelki.  Trochę się też
przespałem.  Były odgrywane 44 moduły po 2.5 minuty każdy.  Trochę to było
nudne.  Po compo skopiowałem parę dyskietek picturów (w tym kilka AGA).  O
dziewiątej  przyjechał  autobus, który miał nas wziąść na miejsce noclegu.
Organizatorzy wywoływali po nazwiskach ludzi do autobusu.  Przed autobusem
stało  jakieś  parę  setek  osób.   Niektórzy przedzierali się do autobusu
przez  tłuszczę  dość  długo.   W  pewnym momencie gość pod autobusem drze
ryja:

"Do kurwy nędzy, Wojtek Jakiśtam idzie, czy nie?!".  W tym momencie Wojtek
Jakiśtam  wyszedł  zza pleców gościa i mówi:  "Sam jesteś kurwa nędza".  W
ten  sposób  skinek z grupy aPPLAUSE zmienił pseudo.  Jechaliśmy autobusem
bardzo długo.  Okazało się, że wywieźli nas 23 km za Żywiec.  Na klucze do
domku  czekaliśmy  jeszcze  dłużej.   Domek  stał nad jeziorem, był byczy,
dwupiętrowy  i  obskórny.   Mój  komputer pożyczyliśmy grupie Union.  Byli
naszymi  sąsiadami.   Mikołaj  kodował  demo, bo coś jeszcze nie działało.
Bobas spał, a ja z Sitkiem szukaliśmy jakiegoś sklepu z piciem.

O  dziesiątej  nic  nie  znaleźliśmy i pozostała nam tylko kranówa.  Za to
obejrzeliśmy   sobie   ciekawe   sceny  z  życia  Żywczan  i  ludzi  sceny
(amigowskiej).   Po  ośrodku  goniły  się dwie grupy z nożami, kamieniami,
butelkami  itp.  Nagle jakaś piątka z jednej grupy odłączyła się od reszty
i  zaczęła  gonić  dwóch.   Nie  wiem  kto był kto.  Gdy jeden z goniących
rzucił hasło "zabijmy chuja, będzie spokój", to ci uciekający zniknęli jak
kamfora.   Ale  muszę  przyznać,  że  hasło  jest piękne.  O godz.0:00 już
spałem.

Dzień 2nd.

OkoAEo  godz.3:00 w nocy Sitek obudził mnie i wreszcie dotarło do mnie jego
pytanie:   "KTO  mi się spuścił DO LÓŻKA?!!".  Najpierw o mało nie umarłem
ze  śmiechu,  a gdy mi przeszło wysunąłem przypuszczenie, że to on sam.  A
on  mi  mówi,  że  spał w dżinsach.  Okazało się, że na jego prześcieradle
jest  coś  w  co on wsadził rękę.  Wziął, wywalił prześcieradło, umył się,
odwiedził  sąsiadów z grupy Union (Docent jeszcze kodował).  Potem poszedł
spać.   Rano okazało się, że to, w co Sit wsadził rękę, to bezpańska mela,
która  poniewierała  się  po  podłodze, a prześcieradło się o nią otarło i
wybrudziło.   Wstaliśmy około szóstej rano, powoli umyliśmy się, zjedliśmy
śniadanie  tj.wyschniętą,  zebraną  z  podłogi  konserwę  ze  skamieniałym
chlebem,  bez  masła.   Ktoś powiedział, że o dziewiątej przyjedzie po nas
autobus   i   zawiezie   nas  z  powrotem  na  giełdę.   Okazało  się,  że
organizatorzy  mają  nas  w dupie, i że wszyscy mają dojechać na giełde we
własnym zakresie.

Tylko  nie  wiadomo  gdzie  jesteśmy  i  dokąd mamy jechać.  Jacyś bywalcy
powiedzieli,  że  tu  jeździ  tylko  jeden  autobus,  więc  nie  ma się co
zastanawiać.   Pojechaliśmy  pierwszym, bo jeżdżą raz na dwie godziny.  Do
krótkiego Berlieta-Jelcza 110/114 wpakowało się ok.  100 osób z plecakami,
monitorami, itp.

Ja siedziałem obok Sitka i miałem na kolanach 2 plecaki z komputerami, Sit
miał  na  kolanach 2 monitory i na tym mieliśmy wspólnie Bobasa (ok.100 kg
żywej wagi).

Dojechaliśmy  gdzieś  i  gdzieś żeśmy się przesiedli w jakiś inny autobus.
Wysiedliśmy  przy  stacji  kolejowej,  ok.   500  m od Śrubki.  Na miejscu
usłyszałem  historię o tym, jak to Chronos jechał z kimś z domków na party
Peugotem 304.  Chronos był dość nagrzany, ale on lubi w tym stanie jeździć
autem.   W  pewnym momencie powiedział do gościa który siedział obok, żeby
potrzymał  kierownicę,  bo  on  musi  zawiązać  sznurowadło.   Wiązał buta
deptając  przy  tym z zadowoleniem po gazie.  Podobno facet, który trzymał
kierownicę przeżył piekło.

Na miejscu rozłożyliśmy sprzęt i Miklesz dalej kodował demo.  Ja się czymś
zajmowałem  przez  ten  czas.  Zjedliśmy obiad (bleee, kapuśniak z fasolą,
który  czymś  śmierdział).   Odbyło  się  demo  compo.   Ogólny poziom był
średni.  Najlepsze demo było na początku.  Dem było 18.  Potem bawiłem się
Imaginem.   Odbyło się graphics competition.  Przez debilizm mojego kumpla
wystawiłem niedokonczoną wersję mojego obrazka.

Dokończoną wersję zgubił Miklesz.

Wyniki   miały  być  następnego  dnia  rano.   Około  dziewiątej  wieczór,
powtórzyło  się  wywoływanie  ludzi do autobusu.  Dojechaliśmy na miejsce,
przy  czym  sprzęt zostawiliśmy w Śrubce, bo już nie był nikomu do niczego
poterzbny.   Najpierw  poszliśmy  na  miejscu do Neanderthal Men skopiował
jakieś  dema.   W  końcu  Sitek  i  Miklesz zostali u nich, a ja z Bobasem
poszliśmy  do domku.  Tam wpadł do nas Ninja, USS Cadaver i Kaz.  Kaz miał
takie  fajne petardki, które robiły masę huku, dymu, a gdy wybuchły blisko
kogoś to mogły również uszkodzić.  Byliśmy na górze, a oni przeszli do nas
przez wspólny balkon.

Gość  się  mnie  zapytał  czy  na  dole  ktoś  jest  i  wskazał na schody.
Powiedziałem  zgodnie  z  prawdą,  że  nie.  Facet odpalił i rzucił.  Huk!
Wrzask:  "AAAAAAAAAUUUUUUU!" i "Co do kurwy...." wskazywał na to, że Sitek
wszedł  do  domku  w  nieodpowiednim  momencie.   W odpowiedzi gość rzucił
następną  petardą.   Tym  razem  był  tylkko  huk, bo Sitek schował się do
łazienki.   O  11  przyszli  do  nas goście z Technology i powiedzieli, że
kierownikk  ośrodka  ma  picie  do  sprzedania.  Poszliśmy więc do gościa.
Wyszedł  sam  już  lekko wstawiony.  Sprzedał nam dwie wódy i trochę piwa.
Nie wiem już kto za co płacił, ale na łeb wypadało ok.  2,5 piwa (wreszcie
Żywiec Full Light!), a wódę kupili Miklesz i Thomaz.

Impreza zaczęła się u nas na dole.

Milkesz  z  Thomazem  raczyli  się wódką, a my raczej piwem.  Mieszanki do
gazu!   Piwo  rulez!   Wpadł  do  nas  XTD  i walnął przemówienie, żeby we
wszystkich  demach  były fucki dla aPPLAUSE'ów, czyli organizatorów, bo go
wyrzucili  za  to,  że po pijanemu wyklął polską telekomunikację nie mogąc
się  dodzwonić,  chyba  do  Gdańska (nie mogłem się dodzwonić do Żywca!  -
XTD).  Miał rację.

On  był  nagrzany,  a  ja  właśnie  zaczynałem  być.   Mikołaj po obaleniu
ok.flaszki  wymiotował  na  dywan  ze  smętną  miną.   Thomaz  jeszcze się
trzymał,  ale  nie  miał  ochoty  na rozmowy.  W pewnym strasznym momencie
alkohol  się  skończył!  Trzeba było przenieść się na dalszą część imprezy
do Union, bo jeszcze mieli picie.

Pytałem się Miklesza: "Mikołaj, źle się czujesz?"
Odp.: "MMM".
Pyt.: "Zaprowadzić cię do lekarza?"
Odp.: "MMMMMMM"
Pyt.: "Chcesz iść się jeszcze napić?"
Odp.: "YYYYCHMM"

Prowadziłem  go  więc.   Z  trudem  trafił  w  drzwi.  Przyszedł do Union,
położył się na parapecie i zasnął, od czasu do czasu rzygając.

Dzień 3rd. (tzn.już po północy)

My   z   Sitkiem   znaleźliśmy   prawie   pełną  flaszkę  wódki  i  aparat
fotograficzny.  Obciągając flachę z gwinta i robiliśmy zdjęcia.  Potem XTD
rzucił  hasło  i  odśpiewaliśmy  piosenki dla nowożeńców (była na imprezie
para dopiero po ślubie, fajni ludzie).  Zaśpiewaliśmy "sto lat", "przybili
ułani"  i  inne bzdury.  Potem poszedłem zanieść Thomaza na górę domku, bo
sam  nie  był w stanie.  Potem robiłem na trawniku jaskółkę i się przy tym
wygrzałem.  Poszedłem do domku umyć się.

Właśnie  się  myłem,  gdy  przyszedł ktoś i powiedział, że dwóch facetów z
babką  biją  naszych.   Poczuwałem  się  do  udzielenia  pomocy,  więc bez
podkoszulka  poszedłem  tam, siłą woli utrzymując równowagę.  Okazało się,
że dwóch dziadków z żoną jednego zamknęło w swoim domku naszych.  Sprawili
im  lekki oklep i powiedzieli, że zadzwonią po policję.  Tam mimo tego, że
byłem  już  dość  pijany, próbowałem załatwić sprawę dyplomatycznie (teraz
mogę  powiedzieć, że dyplomacji to w tym nie było wcale, ale ja już jestem
taki zgryźliwy).  Powiedziałem dziadkowi, który był w środku, że najlepszy
sen  jest między trzecią, a szóstą rano, więc ma jeszcze pół godziny, żeby
się  położyć spać.  Nie wiem czemu gość mnie nie zabił, lecz tylko wyklął,
na co ja go wyśmiałem.

Przyszli też nasi organizatorzy.  "Kurwa Nędza" (to nie ma nic wspólnego z
Ninją - XTD) klepał mnie po plecach i namawiał, żebym sobie poszedł.  Jego
nie  posłuchałem,  ale  ktoś rozsądny przekonał mnie, że najlepiej będzie,
jak  pijani stąd pójdą i wtedy można będzie zadzwonić na policję ze skargą
na  tych  dziadków.   Tak  też się stało.  Ja czułem się nie najlepiej.  W
domku  okazało  się,  że  w  łóżku Sitka śpi XTD, Bobas w swoim, Miklesz w
swoim,  a  Sitek  w  moim.   Jednym słowem byłem bez łóżka.  Wziąłem sobie
stołek  i poszedłem na balkon.  W tym czasie podobno była policja i robiła
testy alkoholowe.  U nas w domku byli organizatorzy i Miklesz się stawiał,
więc  dostał  w nos i poszedł spać.  Ja się o tym dowiedziałem później, bo
drzemłem  na  balkonie, dalej bez koszulki.  Coś o czwartej było mi zimno,
więc  wlazłem Bobasowi w nogi i powiedziałem, że mi wystarczy kawałek, ale
muszę  na  czymś  leżeć.   Bobas  się pyta "Bednar, nie będziesz haftował?
Sitek  już  zarzygał całe twoje łóżko".  Ja powiedziałem, że nie i od razu
poczułem  się gorzej.  Wybiegłem na balkon i zwymiotowałem przez barierkę.
Po  piątej zszedłem do saloniku, ubrałem koszulę i kurtkę, i położyłem się
na  wersalce.   Było mi strasznie zimno i niedobrze.  O szóstej spałem już
na fotelu, choć nie wiem skąd się tam wziąłem.  Sitek obudził mnie i zanim
zdążyłem mu odpowiedzieć, zwymiotowałem obok fotela.  Jedynie Bobas okazał
się  mocarzem.   Rano  zapakowaliśmy  się,  sprzątnęliśmy szkło z butelek,
które  XTD  porozwalał  wczoraj  po imprezie dla rozrywki w saloniku (HEJ!
Nie ja zacząłem je rozbijać!  - XTD).

Oddaliśmy  klucz.   Szef  się pytał o szkody, więc powiedzieliśmy, że jest
niezły  bałagan,  lecz szkód żadnych nie ma.  Pojechaliśmy znów autobusem.
Wysiedliśmy  gdzieś i za Mr.Root'em poszliśmy (ok.30 osób) do restauracji.
Tam  znów było mi niedobrze i zwiedziłem WC.  Na ryzyko zamówiliśmy kotlet
z  frytkami.  Był b.dobry i b.drogi.  Potem zawlekliśmy się na giełdę jako
jedni  z  ostatnich  i  to  był błąd.  Okazało się, że rano (gdy byliśmy w
restauracji)  ktoś  ukradł  mi  mysz.   Ale  czułem  się tak źle, że tylko
pokiwałem  głową i nic nie zrobiłem.  Chyba i tak nic nie dało się zrobić.
Zapakowałem  się  i  poszedłem  w  kierunku dworca.  Po dwudziestu metrach
byłbym się przewrócił, gdyby nie płot, którego się chwyciłem i świadomość,
że  mogę  rozwalił  Amigę.   Tam  na  chodniku  zostawiłem 3/4 obiadu.  Po
dziesięciu  minutach  na  wietrzyku,  poczułem  się  lepiej  (nie  mówię).
Wróciłem  do klubu, bo te łosie jeszcze nie szły.  Okazało się, że podobno
w  naszym  domku jest wybita szyba, jakaś babka na obrazku ma urwany cyc i
trzeba  zapłacić  100 koła.  Trudno, nie wiemy kto ją wybił, ale my musimy
zapłacić.    Potem   poszliśmy   na   dworzec.    Pojechaliśmy  do  Suchej
Beskidzkiej.  Tam na peronie okazało się, że czeka na nas stary Miklesza i
to z autem.  Wrociliśmy Toyotą do Krakowa, zostaliśmy odwiezieni pod domy.
Mamie  oczywiście powiedziałem, że strułem się kapuśniakiem z fasolą (może
w  tym  coś  jest?).   Wykąpałem  się, dostałem gorzką herbatę i poszedłem
spać.  Spałem 15 godzin i wyspałem się!

                                                  The End

                                                Bednar/Damage

P.S.   Jeśli nie wiecie jak jeść konserwy z podłogi, to czytajcie:  Bierze
się  konserwę  do łazienki, wrzuca do umywalki i odkręca kran na full.  Po
tym  zabiegu  trzeba  ją wytrzeć (lub może lepiej nie) i już nadaje się do
użycia (zewnętrznego!).