MOUNTAIN CONGRESS 1993 (Jak Investation jechało na Party) O Żywieckim Copy Party dowiedzieliśmy się już na poprzedniej imprezie w Warszawie, gdzie Grace wystawiło intro z zaproszeniem. Jednak termin imprezy zmieniał się póżniej kilkakrotnie i bezpośrednio przed wyjazdem było trochę kłopotu z ustaleniem czy aby na pewno party odbędzie się w "ostatecznym" terminie. Tym razem organizatorzy zapewnili nam cały repertuar niespodzianek przed i w trakcie imprezy. Jedną z takich "perełek" było przełożenie daty rozpoczęcia imprezy i ogłoszenie o tym fakcie na tydzień przed ustalonym wcześniej terminem (to znaczy my dowiedzieliśmy się o tym przed tygodniem, a mamy powody przypuszczać, że niektórzy dowiedzieli się póżniej). Ciekawi mnie ilu przyjechało i pocałowało klamkę osławionego klubu "Śrubka"? My, po spotkaniu się w umówionym miejscu, którym było mieszkanie jednego z naszych grafików (DR.D), pojechaliśmy na dworzec, zahaczając jeszcze o pizzerię i.... oczywiście sklep monopolowy (ot tak stał po drodze, więc zajrzeliśmy zobaczyć co sprzedają). Po zaopatrzeniu się w odpowiedni "sprzęt" i przedarciu się przez bandę sztajmesów obalających wino marki "Wino", wkroczyliśmy na dworzec. Oczekiwała tam na nas reszta "ludziów" z wrocławskiej sceny (Alchemy i reszta Inv.) Po zakupieniu biletów i wkroczeniu na odpowiedni peron czekaliśmy na nasz pociąg, który raczył pojawić się około godziny pierwszej w nocy. Podchodzimy i... widzimy spozierające na nas podkrążone oczka Generatów. Po chwili rozmowy postanawiamy poczekać na następny pociąg z nadzieją, że będzie w nim więcej miejsca. Alchemicy jednak jadą mimo naszych próśb (cóż... ach ci abstynenci). Pociąg jedzie sobie dalej, a my idziemy z Generatami zdezynfekować organizmy. Niedaleko dworca znależliśmy dosyć przyjemne miejsce (park) w którym przystąpiliśmy do spożywania przygotowanych wcześniej drinków (dla zainteresowanych podają sposób na zrobienie oryginalnej kombinacji: połowę butelki wódki, mieszamy z drugą połową butelki. UWAGA! Energicznie wstrząsnąć! Na popitkę bardzo przydaje się trochę wódki...) Paru ludzi zaczęło dosyć głośno rozmawiać ("patrz co za kurwa stoi na tym balkonie"), paru miało kłopoty z utrzymaniem równowagi, niektórzy stali się wylewni - słowem normalna przedimprezowa atmosfera. W końcu ktoś rzucił hasło żeby wrócić na dworzec, bo tam jest jakby trochę cieplej, a poza tym trzeba zostawić trochę trunków do pociągu. Przed samym budynkiem część ludzi odłączyła się od głównej grupy z zamiarem zastosowania się do starego przysłowia - "co masz zrobić w podróży, zrób przed podróżą.". Tym razem wybraliśmy sobie cichy placyk obok parkingu. Po niedługim czasie część zgromadzonych zaczęła wydawać z siebie dziwne dżwięki i z coraz mniejszą ochotę wypełniali zaszczytną misję wykańczania zawartości butelek. Jednak większość wytrwała do końca. Niemałym zaskoczeniem było pojawienie się w pewnym momencie samochodu policyjnego. Było nam bardzo miło. Kiedy ktoś krzyknął "spierdalamy!!!" - jakośádziwnie nikt się nie sprzeciwiał. Jednak w połowie drogi zauważyliśmy, że jeden z naszych położył się na asfalcie i spokojnie zasnął. Prawdopodobnie miał w wtedy dupie gliny, nas, Copy Party i resztę tego całego gówna. Piszę "prawdopodobnie", dlatego że dosyć trudno było się z nim porozumieć - na większość pytań odpowiadał treścią żołądkową, a w przerwach wydawał z siebie dziwne dżwięki. Ci, którzy po niego poszli, szybko zorientowali się, że próba kontaktu nic nie da, więc po prostu pociągnęli go po asfalcie. Policjanci nie złapali nikogo. Szmaciarze. Po tym przykrym incydencie postanowiliśmy resztę czasu, która została do przyjazdu naszego pociągu, spędzić na dworcu. Jednym z ciekawszych widoków był widok rzygającego gościa, wokół którego biegali z papierem toaletowym inni gościowie, którzy wycierali to, co ten pierwszy z siebie w szybkim tempie wyrzucał. Wreszcie przyjechał nasz pojazd. Było tam tak dużo wolnej powierzchni, że spokojnie znależliśmy sobie trochę miejsca między wagonami (było nas 10 osób). W pewnym momencie zauważyliśmy jednego z naszych (TAPlającego się w swoich rzygach) prowadzonego przez dwóch SOKistów. Jego brat próbował załagodzić sytuację, próbując przekonać "porywaczy" że "on się tak zawsze zachowuje". TAPicer jednak postanowił poprawić swoją sytuację w inny sposób - co jakiś czas krzyczał "spierdalać", do trzymających go facetów. W każdym razie wyjechaliśmy bez niego. Wracając do podróży. Jak już wspomniałem, zostaliśmy zmuszeni do pomieszczenia się w 10 osób w "przegubie" między wagonami. Największą zaletą takiego podróżowania była bezpośrednia bliskość faceta, który co jakiś czas umilał sobie podróż efektownym fraktalem. Niestety (a może na szczęście - dla nas) jego zasięg był bardzo mały (za słaby generator?); gość rzygał sobie na sweter. W końcu trzeba go było przykryć kurtką, bo zaczął trochę śmierdzieć. Reszta podróży minęła w miarę spokojnie - przynajmniej dla niektórych. Ja zamknęłem się w ubikacji i gdy ktoś chciał wejść się odlać, wysrać, lub po prostu wyrzygać, to "grzecznie" go spławiałem. Wpuściłem tylko jedną osobę - Forthrana, który "zgrabnie" się przewrócił prosto w moje fraktale. Tak to (tak toto tak, tak toto tak...) dojechaliśmy do Katowic, gdzie mięliśmy sięáprzesiąść w pociąg do Żywca. Niestety jak zwykle pociąg do Żywca nam spier... uciekł. Przyszło nam więc czekać na następny parę godzinek. W tym czasie spotkaliśmy chłopaków z X-MAGA i spędziliśmy miło czas wymianie wspomnień z podróży (zabiła ich wiadomość, że naszego kodera zabrano na izbę wytrzeżwień). Po pewnym czasie przyjechała nasza ciuchcia i pojechaliśmy dalej całą bandą. W Żywcu podrałowaliśmy na przystanek autobusowy, rozwieszając po drodze plakaty "nie głosuj na Fugazi". Po chwili nadjechał pusty autobus i odjechał pełny, a my czekaliśmy dalej (ten akurat nam nie pasował). Po kilku minutach wsiedliśmy do naszego autokaru (nie dbając o bilety) i wyruszyliśmy w kierunku naszej ukochanej imprezy. Przed klubem "Śrubka" nasze giry stanęły jakieś pół godziny póżniej, szybko opłaciliśmy wstęp i wkroczyliśmy na pokoje. Większość z nas była tak rozleniwiona (kac robi swoje), że nie rozpakowaliśmy nawet komputera. Ja olałem wszystko i pszłem (tu nie ma błędu - tak bolała mnie głowa, że zamiast słowa "poszedłem" lepiej użyć słowa "pszłem") porozglądać się za znajomymi. Z grup, które pamiętam przyjechali: Alchemy, Applause, Blastchemy, Credo, Damage, Flying Cows, Ignition, Inf, Investation, Joker, Mad Elks, Meditation, Old Bulls, Pepsi Drinkers, Proxis, Suspect, Union i wiele jeszcze innych grup, czyli słowem - całe 12 osób... Dla ciekawskich mogę powiedzieć, że wiele osób miało ze sobą A1200 (czyżby polska scena przesiadała się na ten model?). Póżnym wieczorem odbył się pierwszy konkurs. Jako pierwsi do boju stanęli muzycy. No i czekała na nas tutaj pierwsza niespodzianka ze strony organizatorów - zero selekcji, moduły, trwające dłużej niż 2.5 minety (to nie błąd; a ileż trwa mineta?) były ordynarnie kastrowane, a głośność była poniżej poziomu piwnic. Głębokich. Niejeden z muzyków się wkurwił, gdy ucięli mu jego moduł w połowie, lub gdy było słychać tylko jeden kanał. Zresztą z modułami było różnie - raczej kiepsko. Brak selekcji spowodował, że tandeta i syf wszystko zabiły. Po Competition część ludziów udała się dalej na kopiowanie, inni do sracza, a większość zdezynfekować organizmy (może się to wydawać dziwne, ale Amiga jest komputerem bardzo delikatnym i wymaga sterylnej czystości wokoło i dlatego wszyscy cały czas się dezynfekowali). Następnym, punktem programu imprezy był nocleg. Tym razem organizatorzy postarali się załatwić nam noclegi za jedyne 70 tysięcy (podczas party były dwie noce czyli 140 tys.), co spowodowało, że wielu wyjechało już w niedzielę z powodu braku funduszy. Przyjechał autokar i zabrał ludzi, ale nie wszyscy się zmieścili więc musiał zrobić kółko. Gdy wszyscy zostali przywiezieni na miejsce to okazało się, że w ośrodku jest jeszcze większy burdel niż na party. Pamiętam jak ktoś z personelu robił wrzask, że pokoje będzie rozdzielał ludziom w takiej kolejności, w jakiej są na liście i nie ma dobierania sobie składu do pokoju, co wszyscy olali. Ja wylądowałem w domku z ludżmi spokojnymi i chcącymi się wyspać. Noc przebiegła w sumie spokojnie, jeśli nie liczyć ludzi biegających naokoło i rzucających się petardami. Rankiem przeszliśmy z Animalem (z którym byłem w domku) u sąsiadów, czyli u grupy Meditation, gdzie obejrzeliśmy sobie kilka demek i wyruszyliśmy w drogę powrotną. Tu oczekiwała nas kolejna niespodzianka. Znajdowaliśmy się ładny kawałek drogi od Żywca, a następny autobus według rozkładu miał być po południu. Ruszyliśmy więc pieszo. Niemałym zaskoczeniem okazało się dla nas, że rozkład na przystanku jest przestarzały i musieliśmy biec załadowani komputerami spory kawałek do autobusu. Po drodze wysiedliśmy by cuś zszamać, bo na wspomnienie kiełbasy lub fasolki z klubu "Śrubka" wywracały się w nas wnętrzności. W końcu jednak dotarliśmy na teren imprezy, gdzie było już sporo luda. W tym dniu najważniejszymi punktami programu były GFX compo, RAY-TRACING compo i DEMO compo. Sala kinowa, w której odbywały się wszelkie konkursy była zajęta na pół godziny przed rozpoczęciem imprezy. Przed konkursem USS Cadaver popisał się przed wieloma ludżmi swoją elokwencją ("Spierdalać z pierwszego rzędu lamery i zrobić miejsce dla najlepszej grupy w Polsce: Union!!!"- no cóż, jacy ludzie taka grupa...). Najdziwniejsze, że ludzie, do których mówił faktycznie ustąpili miejsca (szkoda, że my nie siedzieliśmy w pierwszym rzędzie. My (Investation) mamy krew nie wodę i tego typu zagrywka skończyła by się bardzo przykro, powiedzmy "ogólną wymianą poglądów"...). Wróćmy jednak do compo. Na GFX i RAY compo nie można było narzekać na złe nagłośnienie. Organizatorzy wpadli na "genialny" pomysł, by nie głosować na grafików, tylko na rysunki, co nie spowodowało większego zachwytu. Prace jednak nie były złe, a było ich dużo (ponad 60). Następnym, ostatnim i największym, konkursem było Demo compo. Tym razem nie można było narzekać na małą ilość dem, choć ich poziom w większości nie był najwyższy. Głośność tradycyjnie beznadziejna, ale to już normalka. Po compo skopiowaliśmy co trzeba i ruszyłem z Pepsi Drinkers w drogę do Wrocławia. W pociągu wylądowaliśmy na korytarzu, po którym co chwila chodziła do ubikacji straszyć klop pewna dziewczyna, nie dając nam tym samym zasnąć. Zapowiadał się bezalkoholowy powrót do domu. W Opolu grupa PDI wysiadła, a chwilę póżniej ta sama dziewczyna, która cały czas chodziła do ubikacji zaproponowała mi, bym się przyłączył jej imprezy ("Chodż do nas. Co będziesz tu tak sam stał."), co przyjąłem z entuzjazmem. Gdy wszedłem do przydziału stanąłem jak wryty: w przedziale były same dziewczyny i imprezowały tak jak my jadąc do Żywca. Przyłączyłem się do nich i... Więcej nic nie pamiętam. WSPOMNIENIA SPISALI: DAN - to tu, to tam ZIEMNIAK - początek BERSERKER - wspomnienia z powrotu Wszyscy z INVESTATION