Copy-party w Głogowie Okiem Wayne`a z Taboo. O copy-party dowiedziałem sić od MMs`a, który dwa dni przed party powiedział mi, żebym coś narysował na compo. Wiec siadłem przed moją wspanialą maszyną i na drugi dzień screen był już gotowy. Dobra jadę na party. Rano nikt w chacie nie chciał mnie podwieżć na dworzec, (piąta rano, czy coś koło) i rad nie rad grzałem autobusem. Na dworcu było w cholerę ludu, prawie całe Taboo (MMS, KM ,SHOGOON ,SHAMAN (ex. MAZDA) , a także GRENDEL, BOSAK (ex. HARPOON) , DRUID, i wielu innych, część dołączyła póżniej (KEFIR ex.ZEFIR), prawie zapomniałem o bohaterze party, COMANCHE`u, który po party został ochrzczony (oszczany?) FRACTALUS`em. W pociągu było koszmarnie nudno wię śpiącemu FRACTAL`usowi wsadziliśmy w gębę złamanego peta. Wyglądał uroczo dopuki sie nie obudził. Następnie wysiedliśmy na jakimś dworcu, (chyba Wrocław) gdzie dwie godziny siedzieliśmy na fliperach. Wreszcie dojechaliśmy do Głogowa. Na dworcu był piękny plakat Asphyxii, niestety nie podziwialiśmy go dostatecznie długo, gdyż jakiś samozwańczy przewodnik stwierdził, że wie gdzie jest party. Po półgodzinnym marszu znależliśmy dom na, ktorym wisiał identyczny plakat. Niestety drzwi dyły zamknięte, więc spojrzeliśmy na plakat. Dowiedzieliśmy się z niego, że party jest gdzie indziej bo tu jest wystawa minerałów. Na docelowe miejsce party dojechaliśmy autobusem, oczywiście na gapę, gdzie dowiedzieliśmy się, że podniesiono ceny wstępu. Mnie to wisiało, wszedłem za darmo, znaczek znalazłem, (pełno się walało po ziemi) a tego, że nie miałem wołtszita wcale nie żałuję. Oczywiście nie było stołów ani krzeseł ,w końcu załatwili coś ze szkoły. Zaczęło się party. Było spokojnie, cicho i nudno aż kilku schlanych amigowców zaczęło rzucać butelkami w samochody na parkingu. Od razu zrobiło się wesoło. Jeden najebany amigowiec spadł ze schodów i się połamał. Jeden komodorowiec (zgadnijcie który, jest wymieniony w tekscie). Położył się spać na podłodze po czym zarzygał się przez sen. Usiłował go budzić GRENDEL (mógł się biedak zaksztusić i utopić) lecz nie nawiele zdała się jego interwencja (konkretnie kopanie śpiącego po głowie), śpiący obudził się jednak dopiero rano mając żal do całego świata, że ktoś go obrzygał. W nocy tłumnie (pięć osób na raz) graliśmy w Dyna Blastera, który ma sens dopiero od czterech graczy wzwyż. W tym czasie na salę weszło dwoje obitych przez tubylców ludzi. Z ich relacji wynikało, że tubylcom nie smakowało postawione przez nich piwo. Na drugi dzień wieczorem odbyło się compo (tylko na C=64). Było by nudno gdyby nie komentarze BRUSHA z Elysium i ludzi skupionych z tyłu sali (Taboo). Na compo muzycznym wygrał SHOGOON z Taboo, na graficzne mało kto głosował (bojkot z powodu rewelacyjnej jakości i wielkości big screena), o demo compo z litości nie wspomnę. Zaraz po kompo zwineliśmy się i pognaliśmy na dworzec (MMS omal nie dostał rozedmy płuc), ktoś bowiem puścił plotkę, że to pociąg do Katowic. Oczywiście nie był to pociąg do Katowic i po dwugodzinnej męce wysiedliśmy w Gliwicach. Niewyspany (ciągle mnie ktoś kopał gdy spałem siedząc na podłodze) zapakowałem się z MMSem i KMem do pociągu do Katowic. Ogólnie, z punktu widzenia komodorowca party było ok, trochę siadła organizacja, ale było spoko. Dodatkowych atrakcji dostarczali schlani amigowcy, tworząc swojską atmosferę i niezłe bydło. A przynajmniej nie trzeba było płacić 500 tys. kaucji, czym straszą organizatorzy copy-party w Poznaniu. WAYNE/TABOO&ILS