Raporcik z warszawskiego Copy Party, czyli: "Malutkie Smutki przez dwie minutki..." Koncepcja: Peters, XTD. Antykoncepcja: Kościół rzymsko-katolicki. Reżyseria: Parafia NMP. Scenariusz: wg. Św. Łukasza. Dialogi: zarejestrowane. Kostiumy: zanieczyszczone napojami procentowymi. Napoje: 10 butelek EKU pils, 11 butelek BECK'sa, 5 butelek karbidowej żytniej, itp... Miejsce akcji: Liceum im. Hoffmanowej. Czas akcji: 28-29.III.1992. Tekst: XTD, Peters. Teksty poboczne: Peters, XTD. Wcięcia: Głównie Peters i może Balcer (tylko raz i to na koncu -B). Występują grupy: Action Direct, Deform, Joker, Suspect, Luzers, W.F.M.H., Acme, Grace, Katharsis, Dioxide, InvestatioN, Old Bulls, Alchemy, Future Revolution, ex-Hypnosis PL, Sanity i inne... Występują człowieki: Mr.Root - główna atrakcja imprezy, Nugie - gwiazda wieczoru, Dalthon - druga gwiazda wieczoru, Raf - zwycięzca konkursu o samplera, Rys - zwycięzca konkursu o DPainta, Musashi - zwycięzca konkursu o Action Replay'a, Dr.Piotr - z nalepką "lamer nr.1", Ninja - szczęśliwy posiadacz swojej Amigi, Gacuch - stary byk, modułowiec, Scorpik - "może byśmy coś wypili?", modułowiec, Davy - modułowiec, Kalosz - modułowiec, tekstopisarz, wywiadowca, Coza - obrażony dekoder, niedoszły intro'der, Ohm - rysowniś, Kukli - modułowiec (niezależny, bezpartyjny), GBH - koder, Rafii - copier, pliker and dysker, Miva - 2x rysowniś, Scorpioś- koder, Animal - ACTION rysowniś, STVE - człowiek, Mad Max - naprawdę szalony, Limahl - sponsor, ale nie C-Party, Thunder - WFMH-owiec, też człowiek, Mac - RPG-maniak, Mr.Pet - Mr.Pet, Przemek S. - modułowiec, graphman, Chaos - na początku był, Mac.L. - człowiek z Grace, Don Kichot - pogromca wiatraków, Tom - koder, Python - dusiciel, joystick, Pluton - rysowniś, deluksiarz, JKK - człowiek, C.Kluge - ???, Sir.Dex - grafik, Dr.DF0: - s/StartUp-Sequence, Peters - modułowiec, tekściarz, BECK'siarz, XTD - modułowiec, EKU Pils'owiec, texter, A więc po tak króciutkim wstępie czas na część główną tego raporciku: STYCZEŃ 1992: Doszedły nas słuchawki, że coś się kroi w Warszawie. Niestety, była to kopia plotek z błędem (w terminie), ale sama struktura informacji była poprawna. Sens słów interpretowany przez nas był jak najbardziej zbliżony do oszałamiającej nas prawdy, jakoby w Warszawie odbyć się miała impreza o charakterze zbliżonym do podobnej imprezy, która odbyła się wcześniej w gdyńskim klubie "FREGATA", który to klub jest "Domem Stoczniowca" i jednocześnie klubokawiarni, a mianowicie imprezy zwanej w języku użytkowników komputerów produkowanych przez firmę COMMODORE - COPY PARTY! COPY - To jak łatwo się nie domyślić, jest to kopanie przeciwnika, który wypuścił po tak silnym kopie, lepsze demo od naszego, PARTY - A jak przeciwnik był uPARTY, to nie oddał żadnej części dema (od ang. PART). Wieści były następujące: Gdzieś około lutego/marca w/w imprezy spodziewać się będzie można. Jadła, ni napoju nie zbraknie, pod warunkiem, że weźmiesz spory zapas ze sobą. Nocleg zapewniony, nagłośnienie i BIG screen najwyższej jakości. WOW! Cóż nam się za impreza szykuje! LUTY 1992: Zadzwonił telefon, Don Kichot ploty sieje. Zaczynamy się gotować (to my! kartofelki!). Piwo leje się litrami. Hurrraaa! Wesoły nam dzień nastanie! Oj, wesoły, wesoły! Co to będzie za impreza! Co to będzie, co to będzie... Wtem wychodzi ZIG-ZAG #4! Przełożone Copy Party! Nagle wszystkim zrzedła kicha. Zajeb... skur...! z poematu "Panta Deus" To był oczywiście (nie)smaczny żart, który wymyśliliśmy po otrzymaniu sprzecznych informacji na temat C-Party. MARZEC 1992: Przy szklaneczkach, w lokalu zwanym A'PROPOS, obmyślaliśmy strategię postępowania na naszej wymarzonej imprezie. Powolutku zbliżało się... dno szklaneczki. Kupiliśmy następne piwko i rozmawialiśmy dalej, odliczając sekundy dzielące nas od owego szumnego Party. Ninja przysłał Jokerom zaproszenie, które wspólnie podziwialiśmy (cóż za mapka, jaki papier, jakie fonty, jaka piękna, laserowa drukarka!). Pięć dni... Cztery dni... Dwa dni (przepiliśmy)... One... GO! 28 MARZEC 1992: Na dworcu w Gdyni spotkało się towarzystwo składające się z ludzi, którzy nie zrezygnowali mimo wszystko z uczestnictwa w tej "wspaniałej" imprezie. Oprócz ludzi było też parę toreb, w których znajdowało się nieco napoi chłodzących (lista na początku). Pociąg expresowy "SŁUPIA" wyjątkowo wjechał na swój peron, gdzie został przez nas czule powitany. Weszliśmy do przedziału 2 klasy i zajęliśmy miejsca. Pociąg ruszył (my siedzimy dalej). Pociąg jedzie (a my nic). Pociąg minął Sopot (a my w dalszym ciągu nie otworzyliśmy butelek). Wywiązuje się rozmowa, która przybiera mniej lub bardziej sensowną treść. Mijamy Gdańsk i... rozmowa nabiera rozmachu. Rozmawiamy o EKU pils, BECK'sie itp... Po niedługiej chwili teoretyzowania przechodzimy do praktyki. Psssst. Rozmowa nawiązuje się następująco: -Gul, gul, gul... eeeee... -Weź, zapodaj otwieracz. -Łyknij sobie BECK'sa. -Po BECK'sie to się BECK'sa. -Idź coś wpierdolić do żarcia. -Uważaj, bo się wpierdolisz na drzwi. -A wy co macie? -A my mamy połówkę, ale na później. Dalthon próbuje wyrzucić butelkę przez okno, ale nie udaje mu się na niekorzyść Cozy, który to zostaje potraktowany kawałkami szkła i resztką piwa marki "OKOCIM BEER". Po godzinie jazdy zostały otworzone napoje wyższego kalibru (40% w porywach do 50%). Kalosz byłby zakończył pierwszy dzień imprezy, gdyby na nogi nie postawiła go filiżanka kawy w bufecie "WARS". My spokojnie, przez cały czas delektowaliśmy się napojami niżej oprocentowanymi. Przy okazji został odśpiewany kawałek z "LUCKY LUCK'a" JOKER'ów (najlepsze sample generował XTD, ale na drugi dzień nie mógł już mówić). Powolutku zbliżała się WARSZAWA (a my staliśmy w miejscu) (ja nie stałem w miejscu, ja łaziłem od czasu do czasu do kibla) (a ten ostatni komentarz to wyraził PETERS) (co to do kibla nie można pójść?) (a co to się podpisać pod komentarzem nie można?) (jakby każdy z nas się podpisywał pod tym co tu zrobił, to by było więcej podpisów niż artykułu) (ale jak się już chwalisz, to się podpisuj. Ja też byłem w kiblu -XTD) (a teraz idę naprawdę do kibla, zaraz wrócę -PETERS). (no i poszedł. Wziął gazetę, to chyba będzie srać, bo...) (już jestem! -PETERS. Od teraz podpisujemy się pod wcięciami). Jedziemy dalej (z artykułem). Wylądowaliśmy w Centralnej. Pomimo dziwnego zachowywania się, policja nie chciała nas zwinąć. Kierując się mapką (tą, co ją wyżej opisywaliśmy), zaszlibyśmy donikąd. Na szczęście wpływ alkoholu jednego z nas był na tyle duży, że bezbłędnie odwrócił mapkę o 168 stopni (Celsjusza). Zobaczyliśmy stację CPN, na której zaopatrzyliśmy się w Borygo i doszliśmy do siebie. Liceum im. Klementyny Hoffmanowej. Wejście. Powitanie (?). Śmiechu warte! Zamiast biletów dostaliśmy pieczątkę na łapę. Burdel (na kółkach) (gdybyście wiedzieli, co tu się przed chwilą działo po tych kółkach) (a mieliśmy się podpisywać pod komentarzami) (eee... zapomiałem). Opisujemy dalej. Jesteśmy jeszcze przy wejściu. Identyfikator? A co to jest? Dobra. Może ktoś nas pozna... Idziemy dalej, czyli wchodzimy na główną salę, poprzedzoną holem z big screen'em. Już widzimy i poznajemy znajome gąbki. Nie wszystkie są równo nasączone, ale w poszczególnych wypadkach już z nich cieknie. Powolutku, pomalutku nadrabiamy straty (bo już sucho). Pewien miły, gruby pan utrzymywał porządek, nie pozwalając spożywać alkoholu, co spotkało się z ogólnym "spierdalaj!". Ów miły pan odegra jeszcze jakąś rolę na party, ale również poparte owym komentarzem, co opiszemy niebawem (o, tam dalej). Już widać Don Kichota, jak mu gąbka się hihota. Spotykamy nowych ludzi, poznajemy nowe twarze. Szanowną elitę czuć z daleka. Na sali widać ludzi ze Śląska, Szczecina, Gdyni (hej, hej!), Gdańska (???), Poznania, Warsz... Białegostoku, Kielc, Bydgoszczy i innych. Aha! Jeszcze z Warszawy i z Sanity (to tam gdzieś na lewo) (ale to byli goście honorowi) (w takim razie uczcimy to sekundę ciszy). 0.25 sek. 0.5 sek. 0.75 sek. Ufff... Zaskoczył nas Mad Max w najmniej oczekiwanym momencie. Po serdecznym przywitaniu, przeszliśmy się po stolikach i przywitaliśmy z kilkoma ludźmi, którzy nas poznali. Przyszły identyfikatory. Śmiechu warte nalepki, które trzeba było wypisać sobie samemu. Zrezygnowałem. Kalosz jednak nie dał za wygraną i zrobił mi identyfikator. Na szczęście miałem jeszcze humorek, więc go przylepiłem i tak już zostało. Zrobił się potem z niego brudny syf. (Ostatnie zdanka skrobnął XTD. Ja olałem kwestię identyfikatorów wychodząc z założenia, że kto chce mnie poznać, to mnie pozna, a kto nie, to lepiej nie). Słońce chyliło się ku zachodowi, więc trzeba było coś wypić (no i w sumie przegryźć co nieco). Udaliśmy się do pobliskiego PEWEX'u, w którym kupiliśmy puszkę żarcia i HOT DOG'a do picia w pobliskim FastFood'zie. (Byliśmy w takim stanie, że nie robiło nam to żadnej różnicy). Wróciliśmy do szkoły, czyli na dalszą część party (kabaretu). Oto i Mr.Root (to ten, co się z Rafem wciąż zamienia) zbiera modulesy na competition. Uzbierał coś koło tego (i tamtego). Zaczęliśmy rozglądać się za demkami, jakich nie mamy i jakich nikt jeszcze nie ma. Przyjechała ekipa z Gdańska (no!) w postaci GBH, RYS'a i LIMAHL'a. Wypiliśmy co nieco (HOLSTEIN) i ostatki PETERS'owskich zapasów BECK'sa. Coraz bliżej... Zbliża się... Już za chwilę... Już za moment... Już! MUSIC COMPETITION! Na pierwszy rzut idzie NIGHTMARE autora o numerze 1. Rozstaw kolumn tragiczny (ponad 3 metry). Przy jednej kolumnie stoi tyle ludzi, że jej prawie nie słychać. Mnie już zaczyna łeb boleć (XTD), ale poświęcam się i przestawiam kolumnę. Teraz rozstaw kolumn jest odpowiedni (20 cm). Jeszcze tylko prośba do obsługującego Protrackera, żeby się QUADROSCOP'em nie bawił i włączył VBLANK'a (no bo XTD ma QUADROSCOPOPHOBIĘ) (no bo nie lubię dziur w Trackerze). Drugi moduł wszedł o wiele bardziej efektownie, gdyż napisał go Raf używając gitary elektrycznej. Trzeci moduł... Czwarty moduł... Szósty moduł... Nikt nie podaje numerów. Burdel i nie wiadomo co leci. Leci jakiś fajny moduł, ale nie wiadomo, który to numer. Któryś z kolejnych modułów był robiony na CIA, co załamało obsługującego. Kilkudziesięciosekundowe krzyki i podpowiedzi naprowadziły go na właściwy trop. Jeszcze chwila... O! Już gra! Za taką obsługę Trackera Dr.PIOTROWI nalepiono kartkę z napisem LAMER NR.1. Może i nie umie on obsługiwać Trackera, ale przecież nie jest on muzykiem. W takim razie do Trackera mógłby zasiąść ktoś inny (do dupy organizacja!). Koleeejne moduuułyyy. Ocucił nas trochę moduł 12 i dalej pooooszło już jak ślimak z górki. Zero selekcji. 36 modułów! Music Competition podzielono na 2 części. Każdy miał już totalnie dosyć. Co jakiś czas wychodziłem zapalić (a łeb mnie napierdalał) (ja już wylazłem po dwudziestym module, bo miałem wszystkiego dosyć, a łeb mnie też napierdalał -PETERS). Mam już dooosyć! Ten grubas (ten miły, grubszy człowiek, co go obiecaliśmy opisać) zapalił światło. Gwizdy! Obelgi! Bluzgi! Nic nie pomogło. Ktoś zgasił światło i można było słuchać dalej. (Ale nam się stwierdzenie utworzyło). (Mam pewien plan, jak teraz będziemy się podpisywać pod komentarzami, to PETERS to P, a XTD to X). Koniec Music Competition! Uffffffffff! Zesrać się już było można. Gdyby wyselekcjonować moduły, to by zostało około 15 i byłyby to moduły naprawdę dobre. Kicz zabił wszystko i wszystkich. Następne było GFX COMPETITION! Przeprowadzone podobnie. Do dużych plusów można zaliczyć dobry tym razem rozstaw kolumn. Tłum ludzi napierał na big screen, na którym najznakomitsi graficy wystawiali swoje wypociny. Były też przypadki wystawiania wypocin znajomego digitizera, ale skwitowane były raczej śmiechem, niż oklaskami. Co do jednego obrazka nie było wątpliwości: był rysowany ręcznie, a nosił nazwę: "Mona Lisa", ale i tak niektórzy nie wierzyli w zdolności autora, jakim był Don Kichot i skwitowali to okrzykiem "skanowane!". Wszystkim poopadali szczęki, jak zobaczyli wypociny Rys'a, ale chyba od tego jest Rys, żeby ludziom szczeny opadali. Nastąpiła przerwa w konkursach, a my przystąpiliśmy do "tankowania" (ja nie - mnie bolał łeb -X). Po napełnieniu zbiorników nastąpił dalszy ciąg "programu" (jakiego programu? -P) (zaplanowanego -X). Deeeemoooo competition! Tłumy zebrały się z powrotem w wielkim holu, tak że już miejsca nie było i oczekiwali na opadnięcie szczęk, lub rąk (w zależności od dema). Pierwsza na ekran weszła różowa pantera, w wykonaniu Deformów i się zawiesiła (jak też kilka następnych, niekoniecznie kolejnych, aczkolwiek z pewną ustaloną częstotliwością spowodowaną w/w przyczyną, o której nawet pisać nie warto). Podejście drugie: znowu różowa pantera, ale tym razem "idzie" dalej. Oklaski (o-kluski i kluski -P), następna pozycja - dalsza część dema, druga część dema, trzecia i ostatnia (może trochę przesadziłem -X) (morze -P) (plum! - X) (nie chciałbym się w nim kąpać -P). Drugie demo było prezentacją wspaniałych zdolności graficznych grupy Deform, której graficy zaprezentowali grafikę na światowym poziomie. Były to obrazki, jakich nie narysowałby Rys. To trzeba po prostu zobaczyć. Były jeszcze wystawiane takie dema jak: Deformations - zdeformowany pokaz możliwości Musashi'ego, po którym ludzie schylali się po swoje szczęki, a kilka osób z elitarnej czołówki - po ręce. Marchewki - "Strachinki s alchemskoj skupinki", czyli pokaz możliwości Alchemików, którzy pokazali co potrafią. Szczęki opadły po raz drugi. Faster than Hell - Pierwsze podejście W.F.M.H. - nieudane. Testament - KTS spisuje już testament. Czas najwyższy, bo może ich ktoś wykończyć, a ta masa kilobajtów produkowana "do szuflady" nie może się zmarnować. Faster than Hell - Drugie podejście W.F.M.H. - nieudane. Hexadecimal Perfection - Action Direct, czyli francuska grupa terrorystyczna sterroryzowała nas obrazkiem, który pojawiał się przez 90 sekund! Aaaaa... Jednak całość wyglądała dobrze, zawieszając się na końcu. Illusion - Old Bulls wypuścił wreszcie drugą część SIGH'a, ale już o innej nazwie. Niektóre osoby są przeciwne wypuszczaniu music disk'ów na competition, ale jest to przecież demo, tyle że muzyczne. Względem pierwszego sound disk'u, drugi jest 9.923 (prawie 10) razy lepszy. TFMX - Rippowane muzyczki przez Beta Team. DDTV - "Tylko we Lwowie" - ręce i nogi opadają! Jeeezuuuu! ??? - Demo kodowane przez "koderkę". Nazwy nie znamy (nie pamiętamy). Xenium - Old Bulls'ów podejście drugie, ale z czym innym. Demo! Wreszcie nowe, dobre demo plikowe (jak twierdzą jego twórcy). Faster than Hell - Trzecie podejście W.F.M.H. - udane! Bardzo ładne demko z bardzo ładną muzyką. Hexadecimal Perfection - Action Directu podejście drugie. Sterroryzowani ludzie wyszli podczas terrorystycznego pojawiania się obrazka. Nie wszystko jednak poszło tak szybko, jak opisaliśmy. Pomiędzy demkami został włączony "GLOBAL TRASH 2", który spowodował opadnięcie szczęk aż do sufitu. Podczas gdy ludzie wpatrywali się w big-screen i umierali pod wrażeniem efektów z GLOBAL TRASHA, organizatorzy poszli na poszukiwanie innej Amigi, przy pomocy której mogliby dalej prezentować dema na competition. Video-demo skończyło się raptownie, po pół godziny szok minął i tłum zaczął się domagać kontynuacji demo-competition. Na środek wyszedł biedny (biedny?) Mr.Root i zaczął opowiadać kawał o owsikach. Tłum nie raczył zaśmiać się z kawału Mr.Roota i zaczał wrzeszczeć: -Tańcz ROOT! Tańcz ROOT! Mr.Root nieśmiało zaczął tańczyć. Wreszcie przyszli organizatorzy z Amigą i zaczęli podłączać (trochę to trwało) i competition zostało przeprowadzone dalej. I tak oto w music-competition niechcąco wygrał RAF, drugie miejsce niechcąco zajął PIC SAINT LOUP, trzecie miejsce niechcąco zajął MAD MAX, czwarte - PETERS, piąte - TOULDIE (może coś pokręciliśmy -PiX), szóste - XTD. Wszystkie miejsca zostały zajęte zupełnie niechcąco. To competition zostało przeprowadzone naprawdę niechcąco. W GFX-competition niechcąco wygrał RYS, drugie miejsce zajął niechcąco MIVA, trzecie miejsce niechcąco zajął ANIMAL. Wszystkie miejsca (poprzednie i następne) zostały zajęte zupełnie niechcąco. Digitalizacja pt. "Mona Lisa" zajęła dopiero szóste miejsce. W demo-competition wygrał MUSASHI (oczywiście, że niechcąco, dlaczego nikt mnie nie poprawił?). Drugie miejsce niechcąco zajęli Alchemicy. Trzecie miejsce niechcąco zajął klan W.F.M.H., niechcąco sekcja amigowska. RAF niechcąco otrzymał samplera (a sponsorowi łapy się trzęsły...), RYS niechcąco otrzymał oryginał Delux'a IV a MUSASHI niechcąco wygrał Action Replay'a. Właściwie to wszyscy wygrali niechcąco, więc my także dalej niechcąco opisujemy tą wspaniałą imprezę. W tym miejscu wypadało by jedynie wtrącić stary tekst, który brzmi: "jeżeli kogoś uraziliźmy, to bardzo przepraszamy, ale nie mieliśmy takiego zamiaru". Emocje opadły, wszyscy pozbierali szczęki i ręce, tudzież i ówdzież pozostawione nogi, oczy i inne tego typu sprawy. Właśnie wpadłem (X) ze Scorpikiem na znakomity pomysł, żeby pożyczyć Amigę i zrobić wspólny moduł. Ninja okazał się na tyle w porządku, że zgodził się pożyczyć Amigę na 2 godziny. Przez całą noc i dzień następny Amiga Ninji pracowała bez zarzutu (coś tam się działo, ale lepiej żeby się o tym Ninja nie dowiedział -P). Moduł zaczął powstawać dopiero na drugi dzień, a dołączył się do jego pisania także Gacuch. Mr.Root też był chętny, ale podczas pracy niechcąco zawiesiłem program (naprawdę niechcąco) i Mr.Root się "obraził" z niewiadomej przyczyny, gdyż moduł został odzyskany w 80 %. Niestety moja prośba do Root'a i Raf'a w liście nie została spełniona (prosiłem ich, żeby się "przygotowali" na wypalenie jakiegoś "WARSHIP'a"). Raf nawet nie raczył z nami porozmawiać (elita nie rozmawia z klasą niższą). Trudno - płakać nie będziemy (wręcz przeciwnie). Te ostatnie parę zdanek machnął XTD. Przed rozpoczęciem robienia modułu przez Gacucha, Scorpika i XTD Amiga Ninji była wolna i można było sobie skopiować coś niecoś. A więc machnęliśmy ratlerkiem lub jamnikem Hardwireda z dobrym sraczem, do którego ustawili się wszyscy żeby go umyć. Skopiowaliśmy sobie drugi dysk od 3D-DEMO oraz cały dorobek demo-competition. Po kopiowaniu obejrzeliśmy sobie całe 3D demcio (zawsze się zawieszało na pierwszym dysku, ale ktoś nam powiedział, że to tak specjalnie... ) i delektowaliśmy się kunsztem Hardwireda. Następnie doszło do najważniejszego punktu programu (jakiego programu - pierwszego, czy drugiego? -X) (to był podprogram i to niezaplanowany -P), czyli do występu solistów. I tak oto pierwsza gwiazda wieczoru, czyli Nugie zrobił TERMINATORA na stole ping-pongowym, ale świadków tego wyczynu było niewielu. Następnie druga gwiazda wieczoru zrobiła ALIEN'ów: z wnętrzności Dalthona wydobył się obcy... fraktal. Tak, tak... Takich atrakcji na codzień nie ma. Dalthon jako miejsce swojego noclegu wybrał miejsce, w którym przy wejściu, na drzwiach, widniał trójkącik. Na drugi dzień był zmuszony wysoko podwijać rękawy, ponieważ zgubił coś w pewnym mokrym miejscu tegoż pomieszczenia. Nugiego też zastałem na drugi dzień w tymże miejscu, jednak miał on już tylko niewielkie, powtarzające się co jakiś czas "wyrzuty sumienia" ("auto-reverse" lub fraktale - jak kto woli). Pewne osoby spały mięciutko na swoich własnych "reversach", po czym okazywali zdziwienie w postaci słów: "o kurwa!". Chrapanie jednego z takich okazów posłużyło jako materiał do napisania modułu pt. "Chrapu, chrapu..." przy którym smacznie chrapał sobie Ninja. Cóż. Moduł ten pisałem (X), żeby wyrwać ludzi ze snu (jak widać z miernym skutkiem). Coza chciał w nocy zrobić intro, ale nic mu z tego nie wyszło. Powoli impreza dogorywała. Większość osób została rozjechana do domów, a na sali pozostał taki burdel, że nie można było przejść przez nią, żeby nie kopnąć jakiejś butelki, czy scrunchowanego dysku. My, w swoim ustronnym miejscu (nie w ubikacji bynajmniej), robiliśmy XORPUCH'a czyli moduł wspólny, którego nazwa może kojarzyć się z Ropuchem, ale jest to po prostu połączenie Xtd, scORPik i gacUCH. Pomysłowe, no nieeee... Nie bardzo lepiej, ale na pewno jakoby nie najgorzej. Po tym optymistycznym stwierdzeniu powstałym w wyniku naciskania klawiszy (jak zwykle), robiliśmy moduł dalej, a do modułu chciał się dołączyć Mr.Root, co wcześniej zostało opisane (wróć w tamto miejsce i czytaj od nowa). Na PARTY nie zostały ogłoszone żadne wyniki, dzięki zdolnościom (nieudolnościom-X) organizatorów i trzeba było dowiadywać się o nie poprzez pośredników. Organizacja party nie była zbyt dobra (a była jakaś?). A teraz kilka(naście) naszych komentarzy od myślników: -Party było nieudane. -X -Competitiony zostały przeprowadzone beznadziejnie. -P -Z "elitą" rozmawiać się nie dało. -X -Bo nie była zbyt rozmowna...-P -O kogo ci chodzi? -X -O tego samego co Tobie. -P -Nie myślę tylko o jednym. -X -Ale wiemy o co nam chodzi. -P -O ten temat co nam nie wychodzi. -X -Bez sensu. -P -Wszystko ma sens, tylko nieraz głęboookooo ukryty. -X -Może ktoś coś odkryje. -P -Ja już odkryłem, że kilkanaście znanych "osobistości" ma o sobie takie wielkie mniemanie, że nawet się z nimi dogadać nie można. -X -A innych mają w dupie. -P -Jakich innych? Są jacyś inni? Podchodzi taki "elitarny" do lustra i mówi: "o... witam szanowną elitę! Jak to miło znów siebie widzieć!" -X -Tak jak w wywiadzie z... -P -Bzzzz, Bzzzz... -X -Ja... Blurp... Nie, nie! Nie! -P -Ha, ha, ha... Dokładnie się z tobą zgadzam... -X -He, he, he... -P -Tak więc zboczyli?my z tematu. A tu kilobajty lecą jak mucha na wiosnę... -X -No to powracamy do tematu wiodącego... -P -Nooooo doooobra... -X -... -P -? -X -.. -P -Hmmm... -X -. -P -No dobra! Zacznę już. Tak więc party było tylko pod jednym względem dobre. Trzeba sobie to powiedzieć wprost, bez żadnych ogródek, ani działek warzywniczych, nie mówiąc już o stabilizacji ustawy o rolnictwie. Tak więc party było, jak już wspominałem, tylko pod jednym względem dobre. Odbyło się, przyjechało dużo ludzi, było dużo nowych dem, było competition, było dużo napojów i był miły, grubszy pan (cieć). Chyba wypisałem trochę więcej, niż jedną rzecz. Tak więc korekta - party było dobre pod 5 względami (ciecia nie liczę). -X -Teraz kontynuuję Twoję wypowiedź. Uważam, że każde tego typu party będzie zawsze bardzo dobre, gdyż tworzą je ludzie związani z Amigą, z którymi można pogadać, pożartować itd. Oczywiście nie wszyscy ludzie chcą rozmawiać z pospólstwem, ale... -P -Może za często poruszamy tematy "elitarne", ale jest to odcisk na dupie i trzeba sobie to powiedzieć wprost. -X -"Olej" tą sprawę. -P -... -X -Mam nadzieję, że następne party będzie minimalnie lepsze od tego. -P -A ja mam nadzieję, że będzie maksymalnie lepsze. -X Czego z całej Amigi życzymy wszystkim czytelnikom! Do zobaczenia w Żywcu! Podpisano: u góry... PS. 1: Oficjalnie powtarzamy: "Nie chcieliśmy nikogo urazić, ani obrazić, ale jeżeli ktoś czuje się obrażony, to wypada nam go przeprosić. "Przepraszamy!" PS. 2: Do Balcera: Nie poprawiaj błędów, gdyż te, które są, są napisane celowo, a te, których nie ma, mogą się nagle pojawić... PS. 2?: Od Balcera: Szkoda, że dopiero teraz o tym piszecie, kiedy już wszystko sprawdziłem. PS. 3: (Jest jakieś PS.3? -X) (Masz jeszcze jakiś głupi pomysł? -P) (Nieeee... Już nie mam. -X) (To ile czasu minęło od początku? Dwie minutki? No, to idziemy na piwo... -P)