(umówmy się, że będę używał pewnych skrótów, żeby nie pisać za dużo np:
  chgw - chuj go wie
  chmwd - chuj mu w dupe
  pkp - pieknie, kurwa, pieknie
  itd - tak dalej
  atd - a to dupy
Mam nadzieje, że sobie z tym poradzicie)


                    Crystal-Silents-Anarchy The Party
                             !!! report !!!

 Na długo przed party trwały liczne dysputy i debaty kto ma jechać, a kto
nie.  Chęć pojechania zadeklarowało bardzo dużo ludzi.  Między innymi:

                         Easy Rider / Union
                              Ninja / Union
                             Iceman / Union
                                Csl / PC kały
                             Junior / PC kały
                           Mr. Root / Union
                            Nibbler / Union
                             Docent / Union
                         Andy Brent / Union
                        The Generat / Old bulls
                                PSV / KTS

 i dużo innych, których już nawet nie pamiętam.

 Podobno  mieli  jechać  jacyś ludzie ze Szczecina, ale niestety na party
nie spotkaliśmy żadnych innych Polaków.
 Po  wielu  burzliwych  godzinach gadania na bilardzie i w Mc Donald`s-ie
zostało  nas pięciu - Mr.  Root, Docent, Andy Brent, The Generat, Iceman.
Okazało  się,  że  Easy  Riderowi  żona zabrała kasę, Nibbler pojechał do
rodziny  do Białegostoku, Ninja raptem zaczął zbierać na modem, Junior to
chgw,  Cst  do  ostatniego  momentu  płakał  u Roota w domu i w końcu nie
pojechał, a PSV out of money.
 Zaczęliśmy  się  przygotowywać.  Nieopatrznie sprawy związane z biletami
powierzyliśmy  Koszeniowi (drogo nas to kosztowało), zakupiliśmy petardy,
jadło  i  napoje (dwie luksusowe 50% litrowe, 24 sztuki piwa żywiec, para
Holstenów  i  koniak).   Korzeń  załatwił  nam  miejscówki  na Berolinę i
wszystko  byłoby  dobrze,  gdyby  nie  to, że nie na ten dzień, co trzeba
(party  zaczynało  się dzień później, czego już Root nie sprawdził...) To
było dla każdego z nas jakieś 150 tyś do tyłu.
 Nareszczie  wyjazd.   Piwo,  wywiady  (z  niektórych  XTD  robi  Denmark
Questions),  techno,  rap,  metal,  marsze  niemieckie  (przezorny zawsze
ubezpieczony)  i niesamowite teksty (opisane w innym artykule).  Wkurwiał
nas   tylko   trochę   Iceman,   który  używał  cały  czas  angielskiego,
składającego  się  z  dwóch  zwrotów:  "What`s up man !!!" i"I wanna fuck
Ya"(ewentualnie Fuck off).
 Jak  już trochę popiliśmy, zaczęliśmy rzucać petardy z okien ludziom pod
nogi,  na  głowy,  do  siatek  i  kieszeni,  na  szamochody.  Gdy nam się
znudziło,  to  rzucaliśmy  w  siebie podczas snu, co dawało fajne efekty.
Korzeń załapał się nawet na kilka wybuchów w klopie.
 Podróż  urozmaicały nam cały czas jakieś numery.  Raz celnik się do mnie
przypierniczył,  bo  nie  mógł mnie rozpoznać na zdjęciu w paszporcie, to
znowu  Iceman  na prośbę celnika - Your passports please - odpowiedział -
What`s up man, w Berolinie jakiś napierdolony gostek roznosił trunki i na
pytanie - po ile ta wyborowa - dostaliśmy jasną odpowiedź - po pół litra,
a  potem  Korzeń  tak  zakupił  bilety,  że  mieliśmy  przesiadke i jazdę
kuszetkami (następne 70 marek od łebka do tyłu).
 Już w pociągu do Alborga spotkaliśmy ludzi jadących na party, ale to, co
zobaczyliśmy  na  stacji,  przeszło najśmieszle oczekiwania.  Tłumy ludzi
(niektórzy   tak  napierdoleni,  że  trzeba  ich  było  nosić),  tańczący
członkowie  TRSI,  pijący  członkowie  wszystkich  grup  itd.   Z miejsca
włączyliśmy się do zabawy, puściliśmy parę petard i było cool.
 Trochę  zmarzliśmy,  czekając  na  autobus, który miał nas przewieźdź do
Aarss   (zrób  sobie  rebusik  s=e),  gdzie  miało  się  odbywać party. W
międzyczasie  otworzono bar na stacji.  W menu było tyle potraw, że głowa
boli.   Niestety,  można było dostać kakao i kanapkę z serem, śmierdzącym
jak  moje  skarpetki  po siedmiogodzinnym treningu koszykówki.  Huraaaaa!
Jest!   Wszyscy  biegiem podbiegliśmy do autobusu, no i po chwili byliśmy
na  miejscu.   Zarejestrowaliśmy  się  wszyscy jako posiadacze Amig 4000
(naprawdę to tylko Docent miał ją w tym czasie), dostaliśmy rozkład zajęć
i  firmowe  dyskietki  (potem  się okazało, że mamy je oddać z głosami) i
znowu  przygoda.   Korzeń  nie  załatwił  miejsca, żeby się rozłożyć.  Po
godzinie  czekania  i  kłótni  z  organizatorami jest.  Nie mając żadnego
komputera  (nikomu  nie  chciało  się  brać), dostaliśmy jakieś 15 metrów
kwadratowych  stołu.   Dosiedli się do nas jacyś Niemcy, którzy w sześciu
przywieźli  7  Amig  i  drewnianą  dyskietkę  1,5x1,5  metra.  Całe party
odbywało  się  w trzech halach.  Dwie wypełnione były pecetami, a jedna o
powierzchni prawie boiska do nogi, służyła do spania.  Swoją drogą, około
2000  osób  śpiących  jedna  koło drugiej tak, że nie można było przejść,
robi  wrażenie.   Ale i tak widzieliśmy 2 pajaców, goniących się pomiędzy
śpiącymi  -  samobójcy.   Ludzi  była  cała masa, jak się później okazało
2500.   Wszystkie  najlepsze  grupy  plus  grupy mniej ważne i no lamers.
Zamiast lamerów były hordy piratów, kopiujących co popadnie, gównie filmy
porno.   Widzieliśmy  gostka,  który  miał 20 magnetowidów, ustawionych w
dwie  wieże.  Kopiowano nawet pornochy takie, gdzie panienka sra, obrabia
kloca  a  potem  go zjada.  Przejachaliśmy w poniedziałek rano o 9.  Tego
dnia  odbyło  się intro compo, graphic compo i music compo.  Tak trochę o
tym  ostatnim.  U nas na party płakano, że z 40 modułów wystawia się 16 i
że  to jest za dużo, tutaj wystawiono 46 z 255 zgłoszonych (no comments).
Union  wystawił  intro.  Oczywiście nie poszło tak łatwo.  Docent wsadził
logosa  (zrobionego  przez  jakiegoś grafika), zimplodował intro, ale nie
wpadł  na  pomysł, żeby zrobić startup-sequence (inna sprawa, że było już
dawno  po  deadline-ie).   Intro  zostało uznane za niechodzące i powielu
prośbach  puszczono  je  dopiero  przed  graphic compo.  I tak dobrze, że
zajęło  15  miejsce  na  trzydzieści  kilka.   Resztę czasu poświęcono na
granie, oglądanie pornochów, kopiowanie.  My tego dnia poszliśmy wcześnie
spać   i  wszystko  byłoby  dobrze,  gdyby  nie  ja.   Pospieszyłem  się,
wyciągając  śpiwór  i  traaaaach,  rozpierdzieliłem  2  litry luksusowej.
Wszystkie twarze odwróciły się ze zgrozą.  Cudem tylko uniknąłem śmierci.
Ale  cóż,  niech  żyje zręczność i ci, co jej nie mają.  Rozkład drugiego
dnia był taki:

  00-00   C-64 graphic competition
  01-00   Deadline: C-64 demo compo
  02-00   PC demo competition
  04-00   Deadline: Amiga demo compo
  05-00   C-64 demo competition
  08-00   Amiga demo compo
  09-00   The party bus
          begins driving to Aalborg
  12-30   Deadline: Voting
  13-00   Live votecounting on the big screen
          + giving the prices avay
  15-00   The party ends

 Miło było popatrzeć jak mały C-64 liczy szybciej glenzy od 486 DX 66 MHz
(nie,   tu   nie  ma  błędu),  poziom  dem  na  pERSONAL  cALCULATOR  był
niesamowity.   Kloniarze  (piszę  z  dużej  litery  tylko  dlatego, że to
początek  zdania)  sięgneli  dna.   Na  jakieś  15  dem  była tylko jedna
play-routinka,  która się nie zapychała (no comments).  Jak nie wierzysz,
to  weź  pierwsze  lepsze demo na IeBieM i obejrzysz.  Możesz mieć trochę
trudności,  bo  pewnie nie masz 486 ale idź na giełdę, tam na pewno mają,
to  ci  pokażą.   (he,he,he...)  Amiga  compo było takie sobie, mało było
nowych  efektów.   Jedynie  grupa  Spaceballs zachwyciła wszystkich swoim
demem.   Kod  nie był niewyobrażalny, ale bardzo dobry pomysł i wspaniały
design  zrobił  swoje.   Moim  zdaniem  od pozostałych dem o wiele wyższy
poziom   reprezentowały   wystawiane   wcześniej   intra.   Nastroje  nam
sięápoprawiły,  jak na scenę wszedł Jasper i Ball (znani z Global Trash-a
II)  i odwalili koncert techno.  Podłączyli Amigę przez midi z klawiszami
i  się  zaczęło.   Poleciał dym, włączono lasery, zamigotały światła.  Co
prawda  moim  zdaniem  Amiga  robiła za nich największą robotę, ale i tak
show  był  wspaniały.   Aby  utopić  resztę  smutków  po  "pecet  compot"
poszliśmy wieczorem do pabu w składzie:
    Docent
    Mr.Root
    i ja -> The Generat

 Gdy  weszliśmy  do środka oniemieliśmy, ludzie stoją, patrzą chgw na co,
kapela  posuwa,  słowa  piosenek  lecą  na  telewizorze a ci kurwa stoją.
Pierdolneliśmy  po 10 browców i zaczęła się zabawa.  Knajpa 10x10 metrów,
a my tańczymy hawai dance, rock`n roll, pogo, rap, break dance.  Przyszło
więcej  ludzi  z party.  Przyłączyli się do nas ludzie z Crystal, Legend,
TRSI,   paru   Holendrów   i  Francuzów  plus  jedna  Francuzka.   Chwile
pogadaliśmy  i  zrobiliśmy węża.  Tłok jak skurwysyn, a my lecimy.  Ludzi
się  poprzyłączało  i  było  cool.   Jak  wychodziliśmy,  wszyscy  (nawet
miejscowi)  nieźle  się bawili.  Wróciliśmy do hali.  Pospaliśmy i z rana
zaczęliśmy  zwijać  dupska  w  troki  do wyjazdu.  Po wejściu do autobusu
okazało  się,  że  Iceman  zostawił  stację  i  już mieliśmy nadzieję, że
zostanie ale kierowca jednak poczekał.  Jedziemy z powrotem.  W pociągu w
przedziale   spotkaliśmy   dwójkę   Amerykanów,  których  Iceman  powitał
tradycyjnym  już  "What`s  up man".  Była dziesiąta, a oni właśnie kładli
się  spać.   Po  naszym  wejściu zabawie i rozmowach zasnęli na jakieś 20
min.   dopiero  o  4  nad  ranem.   Podczas promowania (z idysz- pływając
promem  lub na promie) Iceman mało co nie upiększył Amerykanów fraktalem,
tak  bał  się sam wyjść na pokład (w sumie nie wiem dlaczego, przecież do
tego  znajomość  języka nie jest aż tak potrzebna).  Korzeń znów załatwił
bilety, w związku z czym trochę przepłaciliśmy i mieliśmy sześciogodzinny
postój w Berlinie.  Poszliśmy sobie na bilard od 18 lat, co pozwoliło nam
na  te 6 godzin pozbyć się Icemana (do 18 lat zabrakło mu 3 miesięcy, cóż
za   pech   he,he,he...).    Niestety,  na  wychodne  powiedział  jeszcze
człowiekowi, który prowadził lokal, "Fuck out".  Do Warszawy dojechaliśmy
już  bez  większych  przeżyć  nie  licząc tego, jak zatrzymano pociąg, bo
jakiś  zTheGenerowany  człowiek  rzucił  kolejarzowi  petarde  pod  nogi.
Szukali  winnego,  ale  my  o  niczym  nie  wiedzieliśmy.  No bo przecież
spaliśmy,  jak  to się stało.  No i jest nasz "Centralny".  Już na jakieś
300  metrów  wali  moczem.   Plączą  się  jakieś kurwy, Rumuni, Sowieci i
Cyganie.

                           !!!!!!! PKP !!!!!!!

Podsumowując.   Party  było  bardzo  udane.   Doprowadzona  do  perfekcji
organizacja  (jak walnąłem petarde gdy już wszyscy spali, wyrósł jak spod
ziemi organizator, no ale on mówił po angielsku, a kto nam przetłumaczy o
co  chodziło),  wspaniała atmosfera, no lamers (może z jednym wyjątkiem),
czysto, miło i przyjemnie.  Gdy po trzech dniach poszedłem po magnetofon,
który   zostawiłem  na  stole,  jeszcze  tam  leżał.   U  nas  byłoby  to
niemożliwe,bo  przecież magnetofon drogą nie chodzi.  Dowiedzieliśmy się,
że  następne  takie  duże  party  będzie  w  Szwecji w maju.  Mamy zamiar
pojechać  tam  (jeśli  nie  będzie to kolidować z maturą) większą grupą w
kilka  samochodów.   Ewentualni chętni (milej widziane chętne), (najmilej
widziane  chętne z samochodami) proszę o kontakt.  Jedźmy kupą, kupy nikt
nie ruszy!

Z tym optymistycznym akcentem kończę ten raport (?).

                           see You next time!

                         The Generat / Old Bulls