SKYLIGHT / CRAZY BOYS COPY PARTY Szczin 28-29 grudnia A.D. 1992 W ciężkim okresie pomiędzy Bożym Narodzeniem a Nowym Rokiem dwie szczecińskie grupy zapaleńców i fanatyków C-64 zorganizowały copy party, czyli przyjęcie bez szwedzkiego stołu, ale za to z kopiowaniem wszystkiego co się da. Zaproszone zostały wszystkie najważniejsze szychy świadka komputerowego, zwanego (nie wiadomo dlaczego) sceną, więc nie mogło zabraknąć tam też Specyalnego Korespondenta Waszego ulubionego magazynu. Copy party odbyło się w budynku jednego ze szczecińskich liceów, głównie w sali gimnastycznej i stołówce. Na imprezę przybyło około stu gości z całej Polski. Przybyli ludzie naprawdę znakomici (np. grupa Taboo z Katowic), nieźli, całkiem dobrzy. Jednak większość uczestników imprezy nie dorównywała poziomowi światowemu. Uciekając się do porównań piłkarskich - ilościowo znacznie więcej było ligi okręgowej, a jakościowo dominowała superliga (jak to zwykle bywa). Część ludzi w nerwowym pośpiechu kończyła swoje dema, których premiera miała się odbyć na tej właśnie imprezie. Reszta kopiowała co tylko wpadło do stacji i nie było dużo starsze niż tydzień. Podczas kopiowania furorę robiło równoległe połączenie komputera ze stacją - tzw. burst, o niebo lepszy i szybszy niż staruszej Speed-DOS. Zaś szczytem wszystkiego było połączenie burst'a z komodorowskim rozszerzeniem pamięci do 256 KB (1764). Dzięki temu modułowi cała strona dyskietki wchodziła "na raz" i nie trzeba było przekładać dysków osiemdziesiąt siedem miliardów razy po to tylko, by przegrać sobie jakieś głupie demo. Duża część biorących udział w imprezie nie miała jednak czysu na takie dyrdymały, bo zajęta była graniem w różne gry, czyli wgrygraniem. Gwoździem programu (o reszcie później) były konkursy na najlepszą muzyczkę, najlepszy rysunek i najlepsze demo. Dobrze poinformowani nazywali tę część zabawy "DEMO - KOMPO", a poinformowani gorzej - "DEMO - KOMPOT" lub "DEMO - KOMPOST". Demo - Kompo (ha! ja tu jestem akuratdobrze poinformowany) odbyło się w stołówce, za pomocą specjalnego wyświetlacza zwanego big screen, czyli w lokalnym narzeczu - duży ekran. Faktycznie, miał jakiś metr na półtora metra. Reguły konkursu były proste - organizatorzy party mieli pokazać jedną po drugiej, wszystkie prace, które na konkurs wpłynęły. Potem zaś na specjalnych votesheets (czyli po polsku kartkach do głosowania) oglądający układali je w kolejności od najlepszej do najgorszej. Najpierw wszyscy w uroczystym skupieniu wysłuchali dziesięciu różnych melodyjek (wszystkie były niezłe). Pamięć ludzka jest jednak zawodna, więc nic dziwnego w tym, że wygrały pierwsze dwa kawałki. Dodatkowym utrudnieniem był fakt, że melodie nie miały tytułów, zaś autorzy dla dobra sportowej rywalizacji pozostawali w cieniu. Na kartach pisano po prostu "Nr 1, Nr 2" etc. Po konkursie muzycznym przyszedł czas na zmagania najlepszych grafików. To znaczy, jak się później okazało, nie tylko najlepszych, ale przynajmniej ambitnych. Obrazki były różne: zielony smok, prosiaczek, goła baba i parę takich innych. W sumie 23 sztuki. Po obejrzeniu obrazków przeszliśmy do meritum, czyli konkursu na najlepsze dema. Najpierw pokazano "Rotten Melon" (czyli zgniły arbuz) grupy Crazy Boys (czyli walnięci chłoptasie). Delikatnie mówiąc, demo nie spotkało się z entuzjazmem publiki. Walnięci zresztą i tak nie wzięli udziału w konkursie, ponieważ sami byli jego organizatorami. Jako druga wystąpiła grupa Complex z demem "#########". Jeden z widzów słusznie powiedział o tym dziele: "Jakbym ja tak kodował, też wpadłbym w kompleksy". Trzecim było demo "One Year Diamond" (jednoroczny diament) grupy Diamond (wiadomo co). Także to demo było nie na poziomie. Pomimo tego, (a może właśnie dlatego?) po zakończeniu pokazu, publiczność głośno skandowała "JESZ-CZE-RAZ!!!". Wtedy pojawiła się kamera telewizyjna ze szczecińskiego Kanału 7. Na takie dictum organizatorzy zareagowali pokazaniem dema "A Place In The Space" (jakieś miejsce w kosmosie) grupy Taboo. Tym razem paru ludzi pospadało ze stołków, jeden powiedział, że idzie się pochlastać, reszta zaś przestała się wstydzić, że ma Commodore 64. Demo było - jak to mówią - czadowe. Jako ostatnia wystąpiła grupa Nebula (zwana też Cebula, Matula i wszystko, co kończyło się na -ula) z demem "Pains Of Delivery" (bóle porodowe???). Jeśli nie brać pod uwagę grupy Taboo, było ono najlepsze spośród prezentowanych. Entuzjazm wzbudziła brawurowa wersja "Przybieżeli do Betlejem". Autora besztano, że nie wystawił jej w konkursie na najlepszą melodię. Z dużymi kłopotami i dopiero po wystraszeniu organizatorow prasą udało mi się zdobyć oficjalne wyniki wszystkich konkursów. Szczęśliowie najlepszym muzykiem okazał się Comer/Skylight, zaraz po nim finiszował Benji/Inflex. Wśród grafików dominowała grupa Elysium. Najlepszy rysunek należał do Carriona/Elysium, zaś prace Cruise/Elysium zajęty szczęśliwie drugie i trzecie miejsce. Wśród dem niespodzianką było może trzecie miejsce grupy Complex. Drugie miejsce wzięła Nebula, zaś pierwsze - Taboo. Inna rzecz, że było to wiadome już poprzedniego dnia. Inna kolejność nikomu nie mieściła się w głowie. I słusznie. Party nie składało się jednak wyłącznie z konkursu. Oprócz niego były jeszcze dwa dni i noc. Powszechnie wiadomo, że jeśli zgromadzi się tyle osób na tak małej przestrzeni, do jakiegoś dymu dojść musi. No i doszło. Już pierwszego dnia wieczorem kilku gości spożyło tak wiele, że organizatorzy mieli szczery zamiar wyrzucić ich po prostu za drzwi, bowiem dyrektor szkoły nie życzył sobie podobnych ekscesów ("fraktali" również) i groził przedterminowym zakończeniem zabawy. Komputerowcy będący w stanie wskazujący na spożycie szybko się jednak pokajali i zostało im darowane. Mimo tego do późnej nocy tu i ówdzie pętali się osobnicy, którym podłoga sama uciekała spod nóg. Niektórzy zabawiali się rzucaniem puszkami po piwie do kosza (niestety nie do śmieci, ale do koszykówki), ganianiem po sali z areozolami i pianką do golenia. Wybito jedną szybę, rozbito muszę klozetową, urwano firanki. Z innych niemiłych akcentów - komuś spodobał się mój stary, zielony Neptun 156 z białą obudową. Jeśli ewentualnie czyta to ten człowiek, który po powrocie do domu zauważył nagły wzrost liczby monitorów, to proszę mimo wszystko o dostarczenie mojego Neptuna w miarę szybko na adres redakcji (może być na mój koszt). Takie numery po prostu nie są w porządku i można się za nie smażyć w piekle (bo nie mam czym innym straszyć, ewentualnie zostają jeszcze atarowcy). Dużo zamieszania narobił Polonus/Padua pokazując zajawkę swojego nowego dema, należącego do megadema Torture III. Wykorzystał w nim SuperHires, tryb graficzny, o którym myślano od dawna, jednak nikt nie zabrał się, by napisać procedurę pokazującą go na ekranie. SuperHires to mianowicie cztery kolory w wysokiej rozdzielczości. Otrzymane to zostało przez nałożenie obrazka w wysokiej rozdzielczości (2 kolory) i dwóch warstw sprajtów (kolejne dwa). Siłą rzeczy, ogranicza to wielkość wyświetlanego rysunku do 84x200 pikseli. Polonus zadał sobie trud zeskanowania kilku zdjęć, zrobienia dość prostego (na Amidze, na Amidze!) efektu morphingu (czyli stopniowego przekształcania jednego obrazka w drugi, termin pochodzi od słowa metamorphose - po ang. metamorfoza) i złożenia tego do kupy. Pokazał to kilka razy, wywołując tym szok ogólny i zniknął. Do końca poszukiwano ludzi, którym autor rzekomo przegrał to demo, by prosić ich o skopiowanie. Dem nie pokazały grupy Elysium i Skylight. Co do Skylight, to może to i dobrze, bowiem z pokazanych zajawek można było wnioskować, że będzie to najgorsze demo tej grupy. Nie ratuje go nawet dość dobra część napisana przez Jetboya, który wstąpił na chwilę w szeregi tej grupy, by ową część szybko opublikować. Dużo nieporozumień narosło wokół udziało amigowców w imprezie. Przez cały czas traktowano ich jako drugą kategorię komputerowców i (nie wiem - słusznie, czy niesłusznie) zwalano na nich wszystkie winy: za spożywanie, za wybicie szyby, za narobienie bałaganu. Nawet mój monitor zakosić mieli amigowcy (jeszcze raz proszę o zwrot!!!). Emocje sięgnęły zenitu, gdy okazało się, że nie będzie Demo - Kompo dla Amigi. Amiganci dostali szału i wywalczyli sobie godzinkę przed samym zwinięciem big screen'a. W zasadzie konkurs się nie odbył, bowiem pokazano tylko część prac, bez ich oceniania. Na początek poszły rysunki Slaina, Romana i Spraya. Przy niektórych krzyczano "lama!", przy innych "skan!" (obrazek przeniesiony skanerem do pamięci komputera). Wszystkie jednak miały jedną wspólną cechę - były czarno-białe. I to nie z powodu zamiłowania autorów do odcieni szarości. Po prostu żaden z amigowców nie miał modulatora TV, a big screen nie chciał wyświetlać obrazu po dostarczeniu mu informacji RGB (mimo tego, że miał trzy "żarówy" - czerwoną, zieloną i niebieską!!!). Swoje dema pokazały też grupy Investation ("Optical Race"), Lamesoft ("Lamers Megademo II"; właściwie nie było to wcale megademo, tylko kilkudziesięcioskundowy żart, ale wrażenie zrobiło pozytywne), Angels Of Death ("Search For Light"; AOD zastrzegli, że ten pokaz był przedpremierowy, zaś premiera odbędzie się na party w Żywcu). Grupa Sanity pokazała stare demo "World of Commodore Amiga". Dema amigowskie nie były zbytnio poruszające. Składały się głównie z wszelkiego rodzaju wektorówek, których robiono już setki, oraz tzw. shadow-bobs, które wyszły lamersko (czyli nędznie). Dema swego za żadne skarby NIE chciała pokazać grupa Inf, i do tego klęła brzydko na całe party. Skylight/Crazy Boys Copy Party rozczarowało przygotowaniem technicznym i organizacyjnym. Pierwszego dnia prąd wysiadł dwa razy i trzeba było długo czekać, aż sprzątaczka przyniesie wiadro fazy. Organizatorzy naobiecywali też mnóstwo rzeczy w zaproszeniach: prysznice z gorącą wodą (były krany z wodą tak zimną, że aż bolały zęby), wystawę komputerów PC (był jeden AT), bufet czynny całą dobę (niejeden głodował przez noc) i "Partyjny System Informacyjny" czy jakoś tak - w każdym razie nie było i tego. Na koniec muszę powiedzieć, że party zmordowało chyba wszystkich - spanie na twardej podłodze w huku monitorów i głośna, nędzna muzyka, jak na wiejskiej potańcówce to nie były rzeczy dla zbytnio rozmiękczonych mięczaków. Mam jednak nadzieję, że impreza rozrusza(ła) jakoś polską scenę Commodore 64 i zaowocuje w przyszłości sporą liczbą dem, a - kto wie? - może i paroma grami z prawdziwego zdarzenia. Wasz Specyalny Korespondent, względnie Emerytowany Leutenant Wywiadu "C&A" (czytaj: si-aj-ej), w dwie godziny po przybyciu nocnym pociągiem do Warszawy, Bartłomiej I. Kachniarz